Słuchajcie, mamy dziś dla was wyjątkową rocznicę. Dokładnie rok temu, 19 października, Bruk-Bet Termalica ograła GKS Bełchatów. Co w tym wyjątkowego? Ano to, że na ławce “Słoników” siedział wówczas Piotr Mandrysz i jest to jego ostatnie zwycięstwo w roli trenera. Od razu uprzedzamy – nie jest tak, że Mandrysz od tego momentu siedzi i czeka, aż zwolni się miejsce i wróci na karuzelę. Nie, całkiem normalnie pracuje, trenuje Sandecję Nowy Sącz. A wygranej jak nie było, tak nie ma.
Nieprzypadkowo wspominamy o tym właśnie teraz, kiedy Sandecja dopiero co zdobyła premierowy punkt w sezonie. W 9. kolejce zremisowała z… GKS-em Bełchatów. Historia prawie zatoczyła koło. No właśnie, prawie. W Nowym Sączu “prawie” to słowo klucz. Jeszcze niedawno pisaliśmy, że ma tam miejsce niezbyt zręczna sytuacja. Piotr Mandrysz wiedział i słyszał, że za moment poleci ze stanowiska. Właściwie wszystko było już na etapie wybierania jego następcy, niektórzy nawet dotarli już na rozmowy i wstępnie dogadali się z klubem. Pojawił się jednak problem, który uratował Mandrysza przed spadnięciem z chyboczącego się krzesełka.
Władze się pokłóciły, trenera nie wybrały i sytuacja się skomplikowała. Wtedy do gry wkroczyli piłkarze, którzy poprosili o to, żeby dać Mandryszowi jeszcze jedną szansę. Niespotykana sytuacja? To fakt, zwykle słyszy się o tym, że szatnia chce się kogoś pozbyć, a nie uratować. Dlatego warto to docenić, bo nie każdy zespół tak zdecydowanie pokazałby, że stoi murem za zagrożonym trenerem.
Tylko co z tej deklaracji wynikło?
#DychaMandrysza
Złośliwie moglibyśmy powiedzieć, że o ile akcja #DychaKownasia była totalną porażką, tak misja #DychaMandrysza zakończyła się sukcesem. 10 meczów Sandecji za nami, a szkoleniowiec nie wygrał ani jednego z nich. Nowosądecka ekipa postawiła się Widzewowi, powalczyła z GKS-em Bełchatów, a zwycięstwa nadal brak. Ok, było w tym trochę pecha.
- Dwie zmarnowane sytuacje sam na sam z Widzewem
- Błąd bramkarza w Łodzi, który dał Widzewowi bramkę na 2:1
- Piłka wybita z linii przez obrońców GKS-u Bełchatów
- Lenarcik wyjął świetne uderzenie zmierzające pod poprzeczkę
Trzeba też wspomnieć o tym, że na starcie sezonu koronawirus popsuł “Sączersom” przygotowania. Z drugiej strony nowosądecka ekipa już od dawna trenuje normalnie, do tego ściągnięto doświadczonych piłkarzy, którzy mieli dać drużynie iskrę: Dawida Pietrzkiewicza, Daniela Dziwniela, czy Rubena Huescę. Czy tę iskrę widzimy? Pytanie retoryczne.
Można mówić o pechu raz, można mówić o pechu dwa razy, ale powtarzać tę formułkę jak mantrę? No, to już nie przejdzie.
Mandrysz zapomniał, jak to jest wygrywać
Bo o ile można wymieniać pechowe sytuacje Sandecji, to trzeba też wspomnieć o tym, że Widzew w meczu z nimi dominował. Że i GKS mógł prowadzić, gdyby Eizenchart lepiej przymierzył, zamiast posyłać piłkę tuż obok słupka. I jednak – koniec końców – patrzymy też na wyniki. A te od czasu objęcia posady przez Mandrysza wyglądają tak:
- 0:3, 1:3, 0:1, 0:2, 1:2, 1:4, 1:4, 0:3, 1:2, 0:0
Średnia straconych goli na mecz: 2.4. Średnia bramek strzelonych: 0.5. Ale to nie koniec, bo jeśli chcemy sprawdzić kiedy ekipa Mandrysza wygrała po raz ostatni, lista znów się wydłuża.
- 0:3, 1:3, 0:1, 0:2, 1:2, 1:4, 1:4, 0:3, 1:2, 0:0, 0:2, 2:2, 0:1
13 spotkań bez zwycięstwa. Co więcej, Sandecja ma jeden z najgorszych wyników pod względem procentu celnych strzałów w lidze. Spójrzmy na to zestawienie:
- Korona – 102 strzały, 22% celnych
- Resovia – 97 strzałów, 27% celnych
- Puszcza – 95 strzałów, 27% celnych
- Sandecja – 100 strzałów – 29% celnych
- Radomiak – 100 strzałów – 29% celnych
Teoretycznie – mamy kilka słabszych ekip. Praktycznie – każda z nich rozegrała przynajmniej jeden mecz mniej niż “Sączersi”, a Puszcza i Radomiak po dwa. Tak samo liczba strzałów – w teorii wygląda ładnie, nie każdy zespół zdołał dobić do setki. Natomiast gdy wyciągniemy średnią strzały/mecz, to Sandecja jest szósta od końca. Średnia celnych strzałów/mecz? Czwarte miejsce od końca. Gorzej wypadają jedynie Odra, Korona oraz Stomil.
Wyliczamy to dlatego, żeby pokazać, że w przypadku “Sączersów” nie chodzi o brak szczęścia przy wykańczaniu sytuacji. Nieskuteczność to raczej efekt przypadkowości tego, co dzieje się pod polem karnym rywala w meczach Sandecji, niż pechowego zbiegu okoliczności. Zresztą najlepszym przykładem niech będzie fakt, że tylko dwie z pięciu bramek to efekt akcji, reszta padła bezpośrednio lub pośrednio po stałych fragmentach gry.
Terminarz nie sprzyja Sandecji
Czy dla Piotra Mandrysza w Nowym Sączu jest jeszcze nadzieja? To dobre pytanie. Zawodnicy w niego uwierzyli, ale – jak już pokazaliśmy – poprawa jeśli jest, to niewielka. Zresztą znamienne, że tuż przed pogłoskami o możliwym zwolnieniu, czyli po meczu z Zagłębiem Sosnowiec, trener na konferencji prasowej mówił, że drużyna wyszła na mecz jak na ścięcie. Wiara mogła być więc chwilowa. Coś na zasadzie: spróbujemy, może się uda. Na dziś największym przyjacielem Mandrysza jest na pewno GKS Jastrzębie. Jastrzębianie passę mają jeszcze gorszą niż Sandecja – 18 spotkań bez zwycięstwa, tyle że w jej trakcie zmienili trenera. Ale przede wszystkim: mają tyle samo punktów co nowosądecka ekipa, więc odbicie się od dna wcale nie musi być trudne.
Tylko co dalej? Terminarz wbrew pozorom nie układa się pod Sandecję. Ok, teraz można się przełamać na Resovii. A potem?
- Arka
- Korona
- Radomiak
- Chrobry
- Jastrzębie
- Puszcza
- Górnik
W ilu z tych spotkań Sandecja będzie faworytem? No właśnie. Do tego dochodzi jeszcze kwestia Pro Junior System. Sandecja zaliczyła udany start pod tym względem, ale już odchodzi od gry młodzieżą. Szymona Tokarza zastąpił Dawid Pietrzkiewicz, więc punktuje już tylko Kamil Ogorzały. Biorąc pod uwagę to, jak duże znacznie mają pieniądze z PJS dla budżetu nowosądeckiego klubu (jako powód pożegnania z prezesem Arturem Kapelko wymieniano m.in. spadek na 2. miejsce w PJS i stratę 200 tys. zł), to decyzja odważna i ryzykowna.
Zaraz może się okazać, że Sandecja z dwóch przedsezonowych celów: utrzymania i wygranej w PJS, nie realizuje żadnego. I tego problemu nie przykryje się już potrzebą czasu.
Fot. Newspix