Jak się wali, to się wali. Może to niezbyt efektowne rozpoczęcie tekstu, ale to nie moment, by silić się na słowne fajerwerki. Po raz kolejny koronawirus „zagościł” do szatni Legii Warszawa.
Według oficjalnego komunikatu klubu – zarażony jest jeden zawodnik. Według informacji Interii – dwóch. Najpewniej rozbieżność wynika z tego, że u drugiego z piłkarzy trzeba powtórzyć badanie. Nie oznacza to więc, że jest zarażony, ale niemal na pewno oznacza, że nie zagra w meczu z Zagłębiem Lubin.
Jak zwykle w tego typu sytuacjach – natychmiastowe odsunięcie od zespołu, ścisła izolacja, przestrzeganie wszelkich wytycznych. Patrząc na sprawę z innego punktu widzenia – od strony skali zarażeń w całym kraju, samej Warszawie i lidze – można dojść do wniosku, że wirus i tak oszczędził Legię. Testy przeszła cała drużyna i sztab szkoleniowy, jeden pozytyw i jeden niepewny to i tak – o ile można użyć takiego sformułowania – łagodny wymiar kary.
To już piąty (i być może szósty) przypadek w drużynie mistrza Polski. Wcześniej z wirusem zmagali się Josip Juranović, Paweł Wszołek, a także dwie osoby ze sztabu trenerskiego. No i również osoby z kadry zarządzającej. Tyle dobrego, że pandemia nie zablokowała meczów pucharowych. Przypomnijmy, że sytuacja zdrowotna w Legii ważna jest dla integralności całych rozgrywek – warszawianie rozegrali jak dotąd tylko cztery spotkania, o trzy mniej niż Cracovia czy Piast. Jutro zmierzą się z Zagłębiem, mecz nie jest zagrożony.
