190 – tyle minut w reprezentacji Polski rozegrał Maciej Rybus od czasu mundialu w Rosji. Trzy mecze, dwa w wyjściowym składzie. W pewnym momencie można było żartować, że w hierarchii lewych obrońców wyżej od Rybusa stał kierowca autobusu. Jerzy Brzęczek z uporem stawiał albo na Arkadiusza Recę, albo na zawodnika grającego na innej pozycji. Tymczasem Rybus, gdy w końcu dostał szansę, zagrał bardzo solidnie. Na tyle solidnie, że znalazł się w gronie najbardziej chwalonych piłkarzy w naszej kadrze. O co więc z tym Rybusem chodzi?
Cztery lata gry w Lokomotiwie Moskwa? Podstawowy zawodnik, mistrzostwo Rosji, dwa srebrne medale. Pięć lat gry w Tereku Grozny? Podstawowy zawodnik, dwa ostatnie sezony z “dyszką” w klasyfikacji kanadyjskiej. Rok we Francji? Ok, często rezerwowy, ale pół roku pograł, do TOP4 się przyłożył. Na papierze były piłkarz Legii Warszawa ma wszystko, żeby być etatowym reprezentantem kraju. I rzeczywiście nim był – do czasu kadencji Jerzego Brzęczka. Fakt, tak w kadrze, jak i w klubie przez długi czas był skrzydłowym. Tyle że dawno temu przycupnął już na lewej stronie defensywy. A przecież tam o skład jest znacznie łatwiej niż na boku pomocy. W końcu mniej więcej od zawsze mamy problem z obsadą tego boku obrony.
Tymczasem liczba występów w wyjściowym składzie na lewej obronie u Brzęczka wygląda tak.
- Bartosz Bereszyński – 8
- Arkadiusz Reca – 7
- Maciej Rybus – 2
- Artur Jędrzejczyk – 1
Rybusa w hierarchii nie tylko dystansuje nominalny prawy obrońca. Dystansuje go także gość, który przez długi czas był rezerwowym, a do wczoraj dostał na tej pozycji tyle szans, co stoper Artur Jędrzejczyk. Dlaczego?
Podatność na kontuzje
Pierwsza rzecz, która przychodzi do głowy, gdy pobieżnie zbadamy temat? Urazy. Rybus za okaz zdrowia nie uchodzi. Najlepszy dowód? W całej swojej karierze tylko dwa razy zaliczył sezon z >2000 minutami na boisku. Z czego w ciągu ostatnich pięciu lat ani razu. Nie ma wątpliwości, że gdyby nie kontuzje Maciej Rybus byłby już w klubie wybitnego reprezentanta. Wszyscy pamiętamy, że przez urazy boczny obrońca stracił wyjazd na EURO do Francji. Ale to stare czasy. Jak ze zdrowiem Rybusa było za kadencji Brzęczka?
- Cztery stracone mecze na starcie – 3 razy zagrał wówczas Reca, raz Jędrzejczyk
- Dwa stracone spotkania w eliminacjach – z Izraelem i Słowenią; grał Bereszyński
Łącznie 6 z 18 meczów poza kadrą. Teoretycznie sporo, bo w końcu 1/3. Ale z drugiej strony wciąż pozostaje 12 spotkań, w których Rybus mógł zagrać, bo był zdrów jak – nomen omen – ryba. Bo pierwsze powołanie dostał dopiero w czerwcu 2019 roku. Ominął jeszcze dwa okienka na kadrę. W listopadzie, gdy co prawda był świeżo po urazie, ale zarówno przed przerwą reprezentacyjną, jak i po niej grał w lidze rosyjskiej. A także w marcu, gdy miał za sobą słabszy okres w Lokomotiwie – cztery mecze bez choćby minuty na boisku. Ale pamiętajmy przy tym, że Brzęczek nie miał oporów, żeby wyciągać z szafy Recę, który swego czasu miał więcej minut w kadrze niż w klubie. Więc brak gry jest dla Rybusa żadną wymówką.
Nie gryzł się w język
A może w długiej banicji Rybusa jest ukryte drugie dno? Lewy obrońca bez wątpienia nie owijał w bawełnę. Podczas mundialu Rybus wyszedł przed szereg i powiedział wprost: drużyna nie za bardzo wiedziała, co właściwie ma grać. Adam Nawałka stwierdził wtedy, że był to “lapsus językowy”, natomiast faktem jest, że w ostatnim meczu defensor już nie zagrał. Potem była wspomniana kontuzja i dłuższa przerwa od kadry. Gdy piłkarz Lokomotiwu ponownie pojawił się na zgrupowaniu, od razu zaczął z grubej rury.
– Trudno mi mówić o pomyśle selekcjonera, bo jestem u niego pierwszy raz na zgrupowaniu. Wiemy, że styl nie podoba się kibicom i dziennikarzom. Nam też nie – stwierdził po meczu z Macedonią, w którym dostał od Brzęczka 20 minut. I co? I trafił do szafy.
Od momentu tej wypowiedzi Rybus zagrał tylko z Łotwą i z Bośnią. Prawie zawsze (poza Izraelem i Słowenią) był na kadrze i prawie zawsze był trzecim do gry na lewej stronie defensywy. W zasadzie możemy w ciemno zakładać, że gdyby nie absencja Arkadiusza Recy, to licznik ex-legionisty u nowego selekcjonera nadal byłby na tym samym poziomie, co u Artura Jędrzejczyka. Nic więc dziwnego, że wokół feralnej wypowiedzi urosła legenda. Legenda kary, którą Rybus miał zapłacić za nią i za jeszcze jeden, nieco mniejszy występek.
“Selekcjoner ma do niego ograniczone zaufanie, które zostało dodatkowo nadszarpnięte, gdy piłkarz zaspał na śniadanie między meczami ze Słowenią a Austrią. Został za to ukarany finansowo – symbolicznie – ale trudno nam oceniać, czy to w jakikolwiek sposób zdecydowało, że nie dostał szansy w spotkaniu na PGE Narodowym” – pisał “Przegląd Sportowy” podczas drugiego zgrupowania z udziałem Rybusa.
Czy piłkarz Lokomotiwu nie grał za karę? Być może. Czy w takim razie można uznać, że wypisał się z kadry na własne życzenie? Trochę tak. Czy to aby nie przesada? I tu dochodzimy do bardzo ważnego punktu.
Kombinacje na lewej obronie kończyły się fatalnie
Mianowicie reprezentacji Polski najwyraźniej nie stać na eksperymenty na lewej obronie. Odpuszczanie możliwości gry zawodnika z topowej ligi, grającego regularnie w europejskich pucharach, to kryminał. Niezależnie od tego, czy nie pasuje do taktyki, czy za późno zjadł jajecznicę. A największym kryminałem był pomysł, żeby zamiast niego wystawiać na tej pozycji prawego obrońcę. Dowody? Proszę bardzo, dwa mecze, które Rybus spędził na ławce. Lewa strona obrony w meczu ze Słowenią.
- 34. minuta gry, piłka za plecy Bereszyńskiego, Fabiański ratuje nas na piątym metrze
- Gol na 0:2? Bereszyński zbyt wysoko, piłka za plecy, Sporar wjeżdża w pole karne wyprzedzając bez problemu Pazdana
- 74. minuta gry, groźny strzał z dystansu Ilicicia, który bez asysty schodzi sobie ze strony Bereszyńskiego
- 2/7 wygranych pojedynków
- 21 strat
Czyli trzy groźne sytuacje, z czego przynajmniej dwie spowodowane niewłaściwym ustawieniem Bereszyńskiego. Ok, zerknijmy na mecz z Austrią.
- Słupek Arnautovicia? Centra szła z lewej strony, gdzie Bereszyński nie zatrzymał rywala
- 34. minuta gry, piłka za plecy Bereszyńskiego, Lazaro strzela z ostrego kąta, niepilnowany
- 49. minuta gry, Austriacy jednym podaniem bez problemu mijają Bereszyńskiego, Arnautović przegrywa pojedynek z Fabiańskim
- 3/5 wygranych pojedynków, mniej strat
Statystycznie wygląda to lepiej, fakt. Tyle że znów największy dym pod naszą bramką był wtedy, kiedy rywale atakowali stroną Bereszyńskiego. Żeby było jasne – nie winimy za to “Beresia”. Każda drużyna szuka słabych punktów, a to ewidentnie był słaby punkt Polaków. O wpadce z Holandią już nie wspominamy.
“Bereś” vs Rybus w ofensywie, czyli znowu przepaść
Ok, to może chociaż wystawianie Bereszyńskiego ma sens, bo chłop robi nam przewagę z przodu i ta jego prawa noga na lewej stronie do czegoś się przydaje? Jakby to ująć… Nie do końca. Najlepiej będzie porównać dokonania tej dwójki. Zaczynamy od pierwszego meczu z Austrią, bo od tego momentu mamy dane.
Bartosz Bereszyński – 6 meczów, 540 minut (Austria, Izrael, Słowenia, Austria, Macedonia, Holandia)
- 1 kluczowe podanie
- 0/5 celnych dośrodkowań
- 1 zablokowany strzał
- 4/12 udanych dryblingów
Maciej Rybus – 2 mecze, 170 minut (Łotwa, Bośnia i Hercegowina)
- 3 kluczowe podania
- Asysta
- 3/4 celne dośrodkowania
- 1 strzał niecelny, 1 zablokowany
- 2/3 udane dryblingi
Spokojnie, nie chcemy wmawiać, że Rybus kręci kosmiczne liczby. Ale jednak wypada lepiej, biorąc pod uwagę, ile szans dostał. Zresztą, robi się zabawniej, gdy podamy liczby Bereszyńskiego grającego na prawej obronie w meczu z Macedonią Północną wygranym 2:0.
- 2 kluczowe podania
- 59 celnych podań (na lewej stronie max 39)
- 1/3 celne dośrodkowania
- 2/4 udane dryblingi
Czyli “Bereś” wcale nie jest rzadziakiem. Wystarczy, że zagra na swojej pozycji. No dobrze, to dopełnijmy obrazu tej dwójki i sprawdźmy, jak obaj radzą sobie w destrukcji.
Rybus vs Bereszyński w defensywie
Maciej Rybus | Bartosz Bereszyński | |
Wybicia | 2 (śr. 1 na mecz) | 21 (śr. 3.5 na mecz) |
Zablokowane strzały | 1 | 1 |
Przechwyty | 3 (śr. 1.5 na mecz) | 11 (śr. 1.8 na mecz) |
Próby odbioru | 7 (śr. 3.5 na mecz) | 10 (śr. 1.6 na mecz) |
Wygrane pojedynki | 80% (12/15) | 43.5% (17/39) |
Wygrane pojedynki powietrzne | 66% (4/6) | 54% (12/22) |
Lewy obrońca gra lepiej na lewej obronie niż prawy obrońca? Szok. Zaskoczenie. Niespodzianka. Te liczby najlepiej dowodzą, że Bereszyński na lewej stronie defensywy po prostu marnował czas. Zresztą sam zainteresowany dobrze o tym wie. – Nie będę oszukiwał, że na lewej obronie czuję się tak samo jak na prawej. Prawa obrona to moja nominalna pozycja, gram na niej większość spotkań, bo na lewej gram tylko w reprezentacji – powiedział po jednym ze spotkań.
Rybus kontra Reca
Do pełnego obrazu pozycji Rybusa w kadrze pozostaje nam jeszcze porównanie z Arkadiuszem Recą. Jak to z Recą było – wszyscy wiemy. Łatka “synka selekcjonera” przyklejona została bardzo łatwo i w zasadzie nie powiemy, że jakoś przesadnie nas to dziwi. Trzeba jednak oddać lewemu obrońcy, że po wypożyczeniu do SPAL solidnie się rozwinął. Zapracował sobie nawet na to, żeby myśleć o dalszej grze w Serie A i przede wszystkim – żeby unikać szydery po kolejnym meczu kadry. U byłego gracza Wisły Płock wyglądało to tak.
Reca w ofensywie – 4 mecze, 360 minut (Łotwa, Macedonia, Izrael, Słowenia)
- 3 kluczowe podania
- 1/9 celne dośrodkowania
- 1 niecelny strzał
- 1/2 udane dryblingi
Rybus vs Reca w defensywie
Maciej Rybus | Arkadiusz Reca | |
Wybicia | 2 (śr. 1 na mecz) | 3 (śr. 0.75 na mecz) |
Zablokowane strzały | 1 | 0 |
Przechwyty | 3 (śr. 1.5 na mecz) | 9 (śr. 2.25 na mecz) |
Próby odbioru | 7 (śr. 3.5 na mecz) | 6 (śr. 1.5 na mecz) |
Wygrane pojedynki | 80% (12/15) | 52% (11/21) |
Wygrane pojedynki powietrzne | 66% (4/6) | 68% (13/19) |
Jest lepiej od Bereszyńskiego? Jest. A gorzej od Rybusa? Też jest. Ale ok – grę Recy jesteśmy jeszcze w stanie zrozumieć. To w końcu nominalny lewy obrońca, więc sprawa tak nie razi w oczy. No i warto wciąż poprawkę na to, że jednak przy Rybusie skala jest mniejsza, dwa mecze potrafią sporo w takim porównaniu zmienić. W każdym razie rozumiemy to, że selekcjoner może mieć swoją wizję. W przypadku Recy jest ona uzasadniona: tak, jak Nawałka wymyślił sobie Mączyńskiego w środkowej strefie, tak Brzeczek ma piłkarza Atalanty na lewej stronie defensywy. Jest to jakaś koncepcja, czego nie można powiedzieć o pomyśle ze zmianą stron Bereszyńskiego, który był co najwyżej sabotażem.
Jaka przyszłość czeka Rybusa?
Czy po dobrym występie przeciwko Bośni Maciej Rybus wróci do żywych w kadrze Jerzego Brzęczka? Odpowiemy klasykiem – też chciałbym to wiedzieć, Stefan. Poprzednim sezon w Lokomotiwie miał całkiem udany.
- 11. miejsce w lidze pod względem przejęć piłki – 2.2 na mecz, najlepiej w Lokomotiwie
- Najlepszy wynik w karierze pod względem wybić – 2.4 na mecz (51. miejsce w lidze)
- 7. wynik xGBuildup w drużynie – 4.88, najlepszy w karierze
- Średnia ocen Championatu – 6.42
Owszem, trochę “opuścił się” w ofensywie, notował mniej kluczowych podań, czy mniej dryblingów. Ale zdecydowaną większość statystyki poprawił, bo do wymienionych możemy dołożyć mniejszą liczbę strat, czy nawet skuteczniejsze przyjmowanie piłki. Był także częściej faulowany. To znaczy, że nawet w wieku 31 lat wciąż ma pewne rezerwy, które potrafi uwolnić. Obecne rozgrywki są tego dowodem, bo po pięciu występach Rybus jest:
- 14. pod względem odbiorów w lidze
- 22. pod względem wybić
- 3. jeśli chodzi o xGBuildup Lokomotiwu
Na starcie rozgrywek jest także faulowany częściej niż w poprzednich latach, czy jeszcze rzadziej traci piłkę. Oczywiście nie chcemy wprowadzać przesadnego optymizmu – za nami tylko pięć meczów, a Rybus też ligi nie zamiata. Możemy jednak stwierdzić, że Rybus poniżej pewnego poziomu nie zszedł, gra solidnie, trzyma formę. Wiele zależeć będzie od jego zdrowia, natomiast ciężko sobie wyobrazić, że kadra obejdzie się bez niego. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że idealnie przecież nie zagrał. Bo o dwóch piłkach za plecy, które powinny skończyć się bramką, doskonale pamiętamy.
Tylko czy możemy sobie pozwolić na to, żeby rezygnować z takiego zawodnika? Naszym zdaniem nie. A zamknięcie Rybusa w szafie na dwa lata i to, co z tego wynikło, to jeden z największych grzechów kadencji Jerzego Brzęczka.
SZYMON JANCZYK
Fot. FotoPyK