Nie tak miało wyglądać stulecie Jagiellonii Białystok. Jeszcze dwa lata temu, gdy “Jaga” wyrzuciła za burtę eliminacji Ligi Europy portugalskie Rio Ave, wydawało się, że rodzi nam się trzecia siła polskiej piłki, która w nieodległej przyszłości może nawet będzie mogła powalczyć o coś jeszcze zaszczytniejszego – chociażby właśnie na stulecie. Od tamtego czasu jednak białostocki klub regularnie pikuje. W sezonie 2018/19 zajął piąte miejsce i przegrał finał Pucharu Polski, więc zabrakło go na międzynarodowej arenie. Teraz było jeszcze gorzej: ostatnia lokata w grupie mistrzowskiej i szereg nietrafionych decyzji. Przed Jagiellonią bardzo ważny rok, który może określić jej miejsce w naszym futbolu na kolejne lata.
Mocno rozczarował nas niedawny wywiad Pawła Paczula z Cezarym Kuleszą. To znaczy, Paweł zrobił swoje. Jak zawsze świetnie drążył i punktował swojego rozmówcę. Całe rozczarowanie dotyczy prezesa “Jagi”. Żadnej refleksji, żadnego przyznania się do winy. Zamiast tego bagatelizowanie sprawy, rozmywanie tematu, schodzenie na boczne tory czy jakieś niepoważne hasełka. Zatrudnienie Iwajło Petewa nie było błędem, ale został zwolniony i to w dziwnym terminie. Transfer Mudrinskiego nie był pomyłką, choć strzelił jednego gola. W kadrze nie było zbyt wielu obcokrajowców, choć nawet obcokrajowiec Ivan Runje mówił w Weszło FM, że stanowiło to problem w szatni. I tak, dalej, i tak dalej.
Odnosimy wrażenie, że Jagiellonia stoi w miejscu. Tak jak wiele klubów powoli, bo powoli, ale jednak idzie do przodu jeśli chodzi o tworzenie swoich struktur i dalszą profesjonalizację, tak w Białymstoku pewna koncepcja zdaje się wyczerpywać i nie widać nowego pomysłu. To, co kiedyś wystarczało – ta, nazwijmy to, sympatyczna swojskość w działaniach – dziś nie zdaje już egzaminu. W efekcie mamy ruchy od bandy do bandy z trenerami czy transferami. Tego lata nastąpił przechył w kierunku Polaków. Co to przyniesie? Sami jesteśmy ciekawi, ale do optymistów się nie zaliczamy.
OCENA ROZDANIA: 3
Jagiellonia nie rozpycha się łokciami na rynku transferowym, ale na tę chwilę na papierze wydaje się być odrobinę mocniejsza niż w rundzie wiosennej. Oceniamy tak głównie przez pryzmat uspokojenia sytuacji na pozycji bramkarza po przyjściu Pavelsa Steinborsa.
Błażej Augustyn osłabieniem raczej nie będzie, choć niekoniecznie zrobi furorę. Jesienią wyrósł na czołową postać Lechii Gdańsk, przestał wreszcie seryjnie popełniać głupie błędy. 2020 rok jednak stracił – po części przez kontuzję, po części przez popadnięcie w niełaskę po tym, gdy zaczął się domagać od klubu zaległych pieniędzy. Jego forma jest dużą niewiadomą, choć przynajmniej są pozytywne punkty odniesienia z nieodległej przeszłości.
Szymon Sobczak po pierwszym niezłym sezonie w I lidze dostanie szansę w Ekstraklasie, ale ten transfer raczej nie wzbudził entuzjazmu kibiców. 27-latek, który w 33 meczach strzelił 10 goli dla Stomilu Olsztyn (z czego trzy z rzutów karnych), a wcześniej nawet w II lidze nie dobijał do dwucyfrówki… No, nie brzmi to jak potencjalny hit. Oczywiście niczego nie można wykluczyć, nie jest to jednak casus Damiana Kądziora w Wigrach Suwałki czy teraz Bartosza Nowaka w Stali Mielec, którzy ewidentnie wyrastali już ponad ten poziom.
19-letni Maciej Mas zebrał już seniorskie doświadczenie w pierwszoligowym Bełchatowie (17 meczów jesienią). Z drugiej strony – jego pobyt we włoskim Cagliari błyskawicznie się zakończył, co daje do myślenia.
Co do ubytków, dużych zmartwień nie ma. Odejście Bartosza Kwietnia nie jest większą stratą. Bardziej odczuwalna będzie nieobecność Jakuba Wójcickiego. Nie stał się topowym lewym obrońcą ligi, ale grał na w miarę równym, solidnym poziomie i niekoniecznie od razu ta luka zostanie wypełniona. Różnica na minus powinna być jednak mniejsza niż różnica na plus po wejściu do bramki Steinborsa, czyli całościowo bilans “Jagi” jest lekko pozytywny.
NOWY AS W TALII: Pavels Steinbors
Trudno będzie już “Jadze” pobić ten transfer w kontekście ważności dla drużyny. Białostoczanie w minionym sezonie należeli do nielicznego grona zespołów, którym bramkarze bardzo rzadko pomagali, za to wcale nie tak rzadko przeszkadzali. Damian Węglarz w całej Ekstraklasie z regularnie broniących golkiperów był chyba najsłabszy zaraz po Thomasie Daehne. Po niezłych pierwszych dwóch meczach, popadł w skrajną przeciętność. Długo niczego ewidentnie nie zawalał, ale też nie robił różnicy. Z czasem błędów popełniał coraz więcej, tracił pewność siebie. Końcówkę miał już naprawdę kiepską, na czele z fatalnym występie na Cracovii, gdy każde dośrodkowanie stanowiło dla niego problem.
Pod koniec rundy jesiennej między słupki wskoczył Grzegorz Sandomierski. Prezentował się przyzwoicie (wszystkie cztery występy oceniliśmy na wyjściową “piątkę”), ale zimą nie było już dla niego miejsca w klubie i odszedł do CFR Cluj, z którym wywalczył mistrzostwo Rumunii. Wiosnę jako numer jeden zaczął wypożyczony z Arsenalu Iliew. W debiucie zawalił mecz z Wisłą Kraków, później było lepiej, lecz Macedończyk szybko się rozsypał. Wrócił Węglarz, któremu pobyt na ławce nie tylko nie pomógł, a wręcz zaszkodził. Na sam koniec dwa występy zaliczył 16-letni Xavier Dziekoński. Ze Śląskiem wypadł dobrze, w Poznaniu – jak cały zespół – nie pomógł, wpuścił cztery sztuki.
W Pucharze Polski w Zabrzu również oglądaliśmy Dziekońskiego, ale trudno zakładać, żeby Pavels Steinbors nie zaczął bronić w lidze. Mimo że w ostatnich miesiącach w barwach Arki nie bronił już tak spektakularnie jak wcześniej, nadal bez naciągania można go umieścić w piątce najlepszych ligowych bramkarzy. To typowy transfer na tu i teraz. Łotysz powinien dać stabilizację na swojej pozycji, w tym celu przychodzi. Jednocześnie niekoniecznie będzie to golkiper na lata, we wrześniu stuknie mu 35 wiosen. Jagiellonia ma jednak trochę czasu, żeby spokojnie przygotowywać do tej roli kogoś młodszego, chociażby wspomnianego Dziekońskiego.
BLOTKA: boki obrony
Problemów w Jagiellonii nie brakuje. Żaden ze skrzydłowych nie może być zbytnio zadowolony ze swojej gry i liczb w ostatnim sezonie. Ciągle mocniej odpalić nie mogą Juan Camara i Martin Kostal. Tomas Prikryl też na dobre się nie rozkręcił, choć na samym początku przynajmniej notował asysty. Maciej Makuszewski najlepsze chwile zdaje się mieć za sobą. Osobno przejdziemy zaraz do Bartosza Bidy.
W ataku także kłopotów bogactwa nie uświadczymy. Jakov Puljić długo czekał wiosną na premierowego gola, aż wreszcie pomógł mu rykoszet z rzutu wolnego i Thomas Daehne. Wtedy się rozkręcił, ale nadal potrafił irytować. I tak samo było w ubiegły czwartek w Zabrzu – potrafił spartolić stuprocentową sytuację, by zaraz potem strzelić gola wyrównującego. Alternatywą dla niego może być Sobczak, ale jak wspominaliśmy, on nawet w I lidze nie zachwycał. W zasadzie na tej dwójce pole manewru się kończy, przynajmniej w temacie nominalnych “dziewiątek”, bo zdarzało się tam już grać Imazowi i Bidzie.
Wydaje nam się jednak, że z aktualnym stanem posiadania najbardziej sen z powiek członków sztabu szkoleniowego mogą spędzać boki obrony. Ani prawa, ani lewa strona nie są obsadzone pewniakami gwarantującymi określony poziom. Na prawej stronie o skład walczą wciąż nie potrafiący w pełni przekonać Andrej Kadlec i 21-letni Paweł Olszewski, który ostatnie półrocze w praktyce stracił. Przez brak zespołu rezerw nie miał gdzie grać na co dzień, a w Ekstraklasie zaliczył jeden półgodzinny występ.
Na lewej flance sytuacja przedstawia się podobnie: jest mający już spory staż w Białymstoku obcokrajowiec (Bodvar Bodvarsson), który jeśli grał, spisywał się bardzo nierówno i młody Polak, który musi się uczyć (Bartłomiej Wdowik). Zapowiada się, że występować będzie przede wszystkim ten ostatni i według planu za jakiś czas okrzepnie na solidnym poziomie. Po drodze może to oznaczać kilka bolesnych wpadek.
Teoretycznie alternatywą na boki defensywy jest także Zoran Arsenić, ale przy jego obecnej dyspozycji chyba lepiej, żeby sobie spokojnie siedział na ławce.
ROZDAJĄCY: Bogdan Zając
To wielka zagadka, bo 47-latek dopiero po raz pierwszy będzie pracował na własny rachunek. Dotychczas pełnił zawsze funkcję asystenta Adama Nawałki – najpierw w Górniku Zabrze, później w reprezentacji, a ostatnio w Lechu Poznań. Górnika dwukrotnie poprowadził jako pierwszy trener, gdy Nawałka przejął stery w kadrze, a klub z Roosevelta jeszcze nie znalazł następcy. Wygrał 3:2 z Wisłą Kraków i przegrał 1:3 z Lechem Poznań, ale można zakładać, że jego przełożony i tak miał wówczas wiele do powiedzenia odnośnie składu i taktyki.
Odnosiliśmy nawet wrażenie, że Zając dość długo wzbraniał się przed rolą pierwszego szkoleniowca. – Wielu młodych trenerów, którzy ukończą pierwsze kursy, od razu opowiada, że chcieliby pracować samodzielnie. Popracują chwilę i przekonują się, że to nie takie proste, brakuje doświadczenia i popełnia się wiele błędów. Sztuką jest pracować na wysokim poziomie. Zbyt dużo mamy do zrobienia z trenerem Nawałką, bym już teraz myślał o samodzielnej pracy. Trzy i pół roku u boku trenera to olbrzymia nauka i doświadczenie, jakiej nie ma za sobą wielu trenerów, którzy wskoczyli na głęboką wodę i sobie nie poradzili, a dziś ich już nie ma. Do wszystkiego trzeba dojrzeć – mówił nam Bogdan Zając już osiem lat temu.
Najwyraźniej dojrzewał do nowej funkcji bardzo długo. Orać swoje poletko mógł przecież znacznie szybciej. Przed mundialem w Rosji chciała go Wisła Kraków, a potem również nie narzekał na brak ofert. Zdecydował się dopiero teraz, gdy Nawałka od dłuższego czasu pozostaje na bezrobociu. Niewykluczone, że gdyby były selekcjoner podjął jakieś zagraniczne wyzwanie (chciano go m.in. na Cyprze), Zając pojechałby razem z nim.
Jagiellonia podejmuje spore ryzyko, ale przynajmniej szuka czegoś nowego, bierze kogoś nieoczywistego, kto powinien być głodny wyzwań.
Czego się spodziewać po Jagiellonii Zająca? Na pewno tego, że w założeniu będzie miała grać futbol dobrze zorganizowany, w którym dyscyplina na boisku to punkt absolutnie kluczowy. W pucharowym spotkaniu w Zabrzu ideały pozostały głównie na papierze, jest jednak zdecydowanie za wcześnie, żeby wyciągać daleko idące wnioski.
DŻOKER: Przemysław Mystkowski
Niektórzy mogą być w szoku uświadamiając sobie, że zawodnik ten ma dopiero 22 lata i jeszcze w poprzednim sezonie był młodzieżowcem. Mowa przecież o kimś, kto debiutował w Ekstraklasie w maju 2014 roku – niedługo po szesnastych urodzinach. Po składach najlepiej widać, jak dawno to było:
W drugim występie na najwyższym szczeblu Mystkowski zagrał od początku z Podbeskidziem, zaliczył dwie asysty. Wydawało się, że to narodziny nowej ligowej gwiazdki. Michał Probierz jednak bardzo ostrożnie go wprowadzał. Najwyraźniej miał powody, bo chłopak przestał robić postępy.
Spójrzmy na jego ligowe występy przed ostatnim sezonem:
-
2014/15 – 7 meczów, 2 asysty (178 minut)
-
2015/16 – 15 meczów, 1 gol (472 minuty)
-
2016/17 – 12 meczów (134 minuty)
-
2017/18 (Miedź) – 25 meczów, 3 gole, 1 asysta (1578 minut)
-
2018/19 (Podbeskidzie) – 21 meczów (780 minut)
Niektórzy debiutujący bardzo wcześnie muszą się dłużej wprowadzać, nie jest to nic dziwnego. Filip Jagiełło dopiero w czwartym sezonie zaczął odgrywać ważniejszą rolę w pierwszym zespole Zagłębia Lubin, a na dobre miejsce wywalczył sobie w piątym. W końcu jednak przełom nastąpił. U Mystkowskiego nadal go brakuje. Doszło do tego, że wędrował na pierwszoligowe wypożyczenia do Miedzi i Podbeskidzia. Miewał tam lepsze momenty – szczególnie w Legnicy – jednak całościowo nie błyszczał.
Teraz także nic nie zapowiadało przełomu, jesienią prawie nie grał, ale wiosną przez chwilę wydawało się, że wreszcie coś się ruszyło. Wychowanek “Jagi” tydzień po tygodniu zaliczył asystę z Pogonią Szczecin, wywalczył zwycięski rzut karny ze Śląskiem Wrocław (mocno naciągany, ale to osobny temat), po wejściu w końcówce zdobył zwycięską bramkę z Cracovią i dał dobrą zmianę z Wisłą Płock, dokładając kolejną asystę. Niestety końcówka rozgrywek okazała się już znacznie słabsza w jego wykonaniu, tamta iskra nie wznieciła większego ognia.
Zakładamy, że przed Mystkowskim ostateczna weryfikacja, sezon prawdy. Albo jest w stanie stanowić o sile Jagiellonii w Ekstraklasie, albo trzeba się będzie definitywnie pożegnać. Wiek przestaje go chronić, liczą się już tylko umiejętności.
ŚWIEŻAK: Bartosz Bida
Jeden z największych beneficjentów obowiązującego od roku w Ekstraklasie przepisu o młodzieżowcu. Jest niemalże pewne, że gdyby nie nowe uwarunkowania, nie dostałby tak szybko tak poważnej szansy. W debiucie od razu strzelił gola Arce Gdynia i zebrał bardzo przychylne recenzje. W piątej kolejce dołożył bramkę z Górnikiem Zabrze i zaraz potem został powołany przez Czesława Michniewicza do reprezentacji U-21. Tam też zaczął z grubej rury, maczając palce przy zwycięskiej bramce z Łotwą i będąc jednym z niewielu pozytywów tego słabego meczu.
Z czasem Bartosz Bida zaczął trochę wyhamowywać, zaczęły się – w sumie spodziewane – wahania formy. W pewnym momencie był też rzucany po pozycjach, w kilku meczach wystąpił jako napastnik. Nie brakuje zresztą głosów, że właśnie ta rola jest dla niego optymalna. Debiutancki sezon zakończył z pięcioma bramkami i jedną asystą. Nie ma dramatu, ale po pierwszych tygodniach zanosiło się na coś więcej.
Czas rozwinąć skrzydła i potwierdzić, że pierwsze przebłyski nie były przypadkowe, że ten poziom na dłuższą metę go nie przerasta. Powinno być już łatwiej od strony mentalnej, bo w maju sam zainteresowany przyznawał w rozmowie z nami, że na początku w Ekstraklasie dość mocno się stresował. – Najgorsze były dwa, trzy pierwsze mecze. Trema była wtedy bardzo duża. Tak samo było w meczach u siebie, gdy było dużo kibiców, doping. To trochę plątało nogi, głowa nie dojeżdżała. Teraz staram się do tego przyzwyczaić, jest o wiele lepiej. Nie mam jeszcze takiego luzu, jak w drużynach juniorskich, ale jest coraz lepiej – komentował.
Okoliczności, żeby pójść do przodu są idealne, bo poza Wdowikiem nie widzimy dla Bartosza poważniejszego konkurenta o miano jagiellońskiego młodzieżowca numer jeden.
POTENCJALNY SKŁAD:
OKIEM SZATNI: Bartłomiej Wdowik
Obóz letni – ciężkie nogi czy szlifowanie formy sprzed urlopu?
Przerwa między sezonami była krótka, mieliśmy mało czasu, ale dość ciężko popracowaliśmy na obozie. Treningi mamy na dobrym poziomie, poszczególne jednostki są wymagające. Będziemy dobrze przygotowani, więc tym bardziej czekamy z niecierpliwością na pierwszy mecz.
Którzy piłkarze najbardziej imponowali na treningach?
Mamy solidną kadrę, poziom jest wyrównany. Ale czysto piłkarsko ewidentnie wyróżniali się Jesus Imaz, Martin Pospisil i Taras Romanczuk.
Dlaczego Jagiellonia awansuje do pucharów?
Ponieważ nasza kadra jest mocna, a nasze ambicje sięgają wyżej niż środek tabeli. Na co dzień jednak żyjemy z meczu na mecz, nie wybiegamy zbyt daleko do przodu. Zawsze gramy o trzy punkty i zobaczymy.
Czego najbardziej się obawiasz w kontekście waszej drużyny?
Niczego. Nie mamy się czego obawiać. Robimy swoje.
Miejsce na koniec sezonu, które sprawi, że z zadowoleniem i poczuciem satysfakcji odkapslujesz piwo dla uczczenia sukcesu?
Najlepiej, żeby chodziło o pierwsze miejsce (śmiech). Ale szczerze, nie zastanawiałem się nad tym. Liczy się najbliższy mecz, na tym się skupiam.
Mój pierwszy sezon w Ekstraklasie w skali 1-6?
Wiadomo, początki były ciężkie, ale całościowo oceniam go pozytywnie, choć konkretnej noty sobie nie wystawię. W każdym meczu czegoś się uczyłem, moja pewność siebie wzrosła. Czekam na kolejne szanse.
OKIEM EKSPERTA: Jakub Seweryn (freelancer, wcześniej biuro prasowe Jagiellonii)
Co ci się najbardziej podobało w Jagiellonii podczas letniej przerwy?
Transfer Pavelsa Steinborsa, jednego z najlepszych bramkarzy ligi. Wystarczy wspomnieć, że w zeszłym sezonie na tej pozycji w Jagiellonii grało aż czterech różnych zawodników – Węglarz, Sandomierski, Iliew i Dziekoński, a za sprawą doświadczonego Łotysza jest spora szansa na stabilizację.
Szczerze mówiąc, poza tym wyraźnych pozytywów jest niewiele. Ważne, że z drużyny na razie nie odszedł żaden z kluczowych zawodników. Ponadto cieszę się, że są lepsze perspektywy na więcej szans dla białostockiej młodzieży, która tylko na to czeka. Udowodniła to chociażby w letnim sparingu ze Zniczem Pruszków (6:1), w którym cztery gole padły łupem młodzieżowców i to tych nie pierwszoplanowych. Wierzę, że trener Bogdan Zając sprawdzi tych chłopaków na tyle, żeby można było ich rzetelnie ocenić.
A co ci się najbardziej nie podobało?
Z pewnością jest to spory bałagan na wielu frontach, z pionem sportowym na czele. Jeśli chodzi o obecne lato, chodzi mi przede wszystkim o zwolnienie trenera Iwajło Petewa. Dokonano go w sposób, który nie przystoi poważnemu klubowi. Ósme miejsce na koniec sezonu 2019/20 było rozczarowaniem dla wszystkich, niemniej wiele złych decyzji klubu w sprawach sportowych spowodowało, że ten wynik mógł być jeszcze gorszy. Bułgarowi tak naprawdę nie stworzono warunków, żeby powalczył o coś więcej, tj. włączył się jeszcze do walki o europejskie puchary. To sprawia, że de facto nie wiemy, czy to jest dobry trener, czy zły, a już go w Białymstoku nie ma. A przecież wystarczy spojrzeć na naszą ligę i przypadki trenerów całej pierwszej siódemki – Vukovicia, Żurawia, Fornalika, Lavicki, Stokowca, Probierza czy nawet Runjaica – żeby zauważyć, że każdy z nich początki miał trudne, a jednak koniec końców dostawał zaufanie, za które odwdzięczał się dobrymi wynikami.
No i moment samej decyzji – czy zmiany trenera z powodu „odbiegającego od oczekiwanego” wyniku dokonuje się dwa tygodnie po sezonie i na dzień przed wyjazdem na obóz przygotowawczy? Wydaje mi się, że nie.
W kwestiach sportowych zarządzający klubem wyraźnie się pogubili w ostatnich kilkunastu miesiącach, czego efektem jest to, że walcząca jeszcze niedawno o mistrzostwo Polski Jagiellonia popadła w przeciętność i na razie nie widać perspektyw na większą poprawę. Może coś ciekawego stworzy trener Zając, który pierwsze wrażenie u zawodników wywarł dużo lepsze niż u kibiców, aczkolwiek trzeba pamiętać, że to jego pierwsza samodzielna praca trenerska na tym poziomie. Z pewnością również on będzie potrzebował trochę czasu.
Oprócz problemów sportowych nie brakuje wpadek organizacyjnych i wizerunkowych – np. bałagan ze strojami, zła „Jotka” przy prezentacji nowego sponsora technicznego czy niepoważne oświadczenie ws. Rajalakso. Są to może historie„niegroźne”, ale bardzo irytujące i wraz z dużym rozczarowaniem w kwestiach sportowych tworzą kiepski obraz klubu w oczach kibiców. W obliczu tego wszystkiego atmosfera w roku stulecia klubu jest daleka od ideału.
Z którym letnim transferem wiążesz największe nadzieje?
Jak już wspomniałem, największe nadzieje wiąże się z Pavelsem Steinborsem, który ma sprawić, że w jagiellońskiej bramce zapanuje stabilność z czasów dobrej formy Mariana Kelemena. Na pierwszy rzut oka jest to jedyny nowy zawodnik z dużymi szansami na pierwszą jedenastkę. Pozytywnie jednak oceniam również sprowadzenie Błażeja Augustyna – doświadczonego stopera z charyzmą, który wobec słabszej formy Zorana Arsenicia powinien być solidną alternatywą dla duetu Runje-Tiru. Wierzę, że swoimi występami nawiąże do dobrych okresów gry w Lechii Gdańsk, gdy był jednym z lepszych stoperów w całej lidze.
Pozostałe letnie nabytki (Sobczak, Mas, Wyjadłowski) to ogromne niewiadome. Sobczak w wieku 27 lat ma za sobą jeden niezły sezon w I lidze, a już nie tacy zawodnicy z zaplecza Ekstraklasy mieli w “Jadze” problemy, jak choćby Mateusz Machaj czy nawet Patryk Klimala, który pierwszy rok po powrocie z Wigier miał bardzo trudny. Mas i Wyjadłowski z kolei nawet w niższych ligach nie zdołali pokazać zbyt wiele i trudno od nich oczekiwać cudów.
Który z młodzieżowców powinien grać najwięcej?
Wszystko wskazuje na to, że najpoważniejszymi kandydatami do gry pozostaną Bartosz Bida i Bartłomiej Wdowik. Jednakże już mecz pucharowy z Górnikiem Zabrze pokazał, że trener Zając nie będzie się bał wpuszczać młodych zawodników na boisko, więc możemy częściej oglądać np. Pawła Olszewskiego, który nie jest bez szans w rywalizacji o miejsce na prawej obronie.
Xavier Dziekoński w bramce będzie konkurentem dla Pavelsa Steinborsa, a z przodu są też tacy zawodnicy jak Maciej Bortniczuk czy Krzysztof Toporkiewicz, którzy zdobywali bramki w tym sparingu ze Zniczem. Swoje minuty pewnie złapie sprowadzony z drugoligowej Garbarni Mateusz Wyjadłowski, który mimo że w Krakowie był rezerwowym, szybko wkupił się w łaski trenera Zająca. Z kolei osobiście liczę na debiut Oliwiera Wojciechowskiego z rocznika 2005, który koniec końców podpisał nowy kontrakt z “Jagą”, a na obozie zaimponował sztabowi szkoleniowemu. W jego przypadku można nawet usłyszeć, że „zadebiutuje szybciej, niż sądzimy”.
Ponadto cała grupa ciekawych zawodników jest również w trzecioligowych rezerwach i w przypadku eksplozji formy niewykluczone, że i któremuś z nich uda się wystąpić w pierwszym zespole. Dalej w kolejce stoi kilku utalentowanych wychowanków z rocznika 2004, z których jeden – Kuba Lutostański – w swoim debiucie w Centralnej Lidze Juniorów ustrzelił hat-tricka przeciwko starszym rywalom z Arki Gdynia.
Jak więc ogólnie typujesz ten sezon dla Jagiellonii?
Choć chciałbym, żeby było inaczej, to jednak obawiam się, że Jagiellonia nie wybije się ponad przeciętność prezentowaną w poprzednich rozgrywkach. Potencjał piłkarski w tej drużynie na pewno jest duży, ale ciężko znaleźć przesłanki wskazujące, że zostanie on uwolniony. Letnie transfery, poza Steinborsem, to na dziś uzupełnienia kadry, a nie realne wzmocnienia pierwszej jedenastki, w której ewidentnie brakuje świeżej krwi.
Przegrany mecz z Górnikiem Zabrze w Pucharze Polski pokazał, że na szybki postęp raczej nie ma co liczyć. Co więcej, w podstawowej jedenastce “Jagi” na to spotkanie nie było ani jednego nowego zawodnika. Kluczem do sukcesu, jeśli miałoby do takowego dojść, jest stabilność w defensywie, którą ostatnio blokowały urazy podstawowych stoperów i brak pewnego numeru 1 w bramce. A także dotarcie do zawodników ofensywnych, bo Tomasa Prikryla, Juana Camarę, Jakova Puljicia i przede wszystkim Jesusa Imaza stać na zdecydowanie więcej niż to pokazywali wiosną.
Jeśli jednak przy zaledwie jednym spadkowiczu “Jaga” rzeczywiście okopie się w środku tabeli, co jest chyba najbardziej realnym scenariuszem, to mam nadzieję, że przynajmniej zobaczymy tę grupę młodych zawodników, o której już wspomniałem.
OKIEM ANKIETOWANYCH:
GDYBY ROZDANIE BYŁO GIFEM:
W TYM SEZONIE WIESZCZYMY IM…
Miejsca 6-8. Jagiellonia jest za dobra, żeby wmieszać się do walki o utrzymanie, ale nie widzimy jej w pucharach. Za dużo tu znaków zapytania i potencjalnych słabych punktów. Na dodatek wydaje się, że kilku liderów (Runje, Romanczuk) trochę się już w Białymstoku zasiedziało i przydałaby im się zmiana otoczenia. Najsmaczniejszy chleb z tej mąki został wypieczony wcześniej.