Czy Korona Kielce zostanie uratowana? Rodzina Hundsdörferów nie zamierza już dalej utrzymywać niechcianego dziecka i chętnie odda je Kielcom, ale… po spełnieniu kilku warunków. Przedstawiamy szczegóły oferty niemieckiego właściciela i kontrofertę miasta, która została ustalona wczoraj.
Jak duże są rozbieżności? Na nasze oko – stosunkowo niewielkie. A na pewno nie są na tyle duże, by sprawa nie mogła być doprowadzona do końca.
Dwa kluczowe i najważniejsze fakty:
- Niemcy zgodzili się na dokapitalizowanie spółki w kwocie około 3,6 miliona złotych (wówczas miasto Kielce dokłada 1,4 miliona jako mniejszościowy akcjonariusz),
- Niemcy zaproponowali oddanie klubu za złotówkę.
Nie stanie się to jednak tak po prostu. W ofercie Hundsdörferów znalazło się kilka warunków. Omówmy je krok po kroku.
Pierwszy, najważniejszy warunek – całe dokapitalizowanie zostaje od razu wypłacone przez Niemców jako spłata pożyczki długoterminowej.
Hundsdorferowie włożyli w Koronę około 12 milionów złotych żywej gotówki w formie pożyczek długoterminowych. Czyli klasyczny manewr – właściciel niby daje pieniądze, klub nimi obraca, ale później właściciel odbiera wszystko, co wpłacił, często z odsetkami (jeśli nie zdecyduje się na umorzenie pożyczki). Niemcy „oddali sobie” już sześć milionów, do zabrania pozostało kolejne sześć.
Poza tym…
- zakupili akcje za 3 miliony złotych (kwota ta, co oczywiste, nie trafiła do Korony),
- przeprowadzili dokapitalizowanie (razem z miastem!), za które spłacili połowę długu właścicielskiego.
A więc: tak, będzie wyczekiwane dokapitalizowanie. Ale klub zarazem nie obejrzy z tego dokapitalizowania ani złotówki.
Bieżące problemy Korony w tym wariancie nijak nie zostają rozwiązane. Po prostu Korona ma w tej sytuacji mniejszy dług, ale to nie jest pokrycie bieżących zobowiązań, które mogą stanowić przeszkodę w w przyznaniu licencji na przyszły sezon. Trzeba uregulować w pierwszej kolejności palące zaległości (kontrakty zawodników, trenerów, opłatę za stadion itd.). Takim sposobem dochodzimy do drugiego warunku…
Miasto zobowiązuje się posprzątać po Niemcach
Poprzedni sezon Korony przyniósł stratę w wysokości około 4,5 milionów złotych. Pierwotnym celem dokapitalizowania klubu miało być pokrycie właśnie tej kwoty. Powody zadłużenia są oczywiste – absurdalna polityka kadrowa, przypadkowi piłkarze, kosmiczna pensja zarządu i Gino Lettieriego. Hulaj dusza, piekła nie ma – mniej więcej takie hasło przyświecało Krzysztofowi Zającowi.
Niemcy oczekują, że miasto zabezpieczy w swoim budżecie środki na wyczyszczenie bałaganu, jaki zrobili. Miasto jest w stanie przystać na tę propozycję.
Hundsdörferowie wymagają też innej deklaracji – że Kielce zabezpieczą w budżecie środki na funkcjonowanie klubu w przyszłym sezonie pierwszej ligi. Na to także jest zgoda Kielc. Ale to akurat oczywiste rozwiązanie – skoro za chwilę miasto ma stać się stuprocentowym właścicielem Korony, musi ją finansować.
Co jest kością niezgody?
Wszystkie powyższe ustalenia weszłyby w życie w zasadzie od razu po podpisaniu papierów. Niemcy oczekują, że Kielce zobowiążą się jeszcze do trzech warunków w dłuższej perspektywie…
- do końca roku spłacą resztę zadłużenia właścicielskiego (około 700-800 tysięcy złotych),
- gdy znajdą nowego inwestora, na konto Niemców trafi dodatkowy milion złotych,
- gdy Korona wróci do Ekstraklasy, Hundsdörferowie chcą skasować pół miliona złotych „premii”.
I na żaden z tych zapisów NIE GODZI się miasto, co zostało przedstawione w kontrofercie. Jak szybko można policzyć – rozbieżność to około 2,3 miliona złotych. Biorąc pod uwagę skalę zakrętu, na którym znalazła się Korona – pojawia się światło w tunelu.
Jak zachowają się Niemcy?
Kluczowe jest to, jak zachowają się w tej sytuacji Niemcy. Jeśli zaakceptują kontrofertę Kielc, do 4 sierpnia ma dojść do dokapitalizowania klubu, 5 sierpnia zostanie złożony wniosek licencyjny, a później sfinalizowane zostanie oddanie udziałów w ręce miasta. W Kielcach spodziewają się jednak wszystkiego. Może być tak, że Niemcy nawet nie odniosą się do kontroferty? Jak najbardziej. Może być tak, że ją zaakceptują, a jak przyjdzie co do czego nie pojawią się w Kielcach? Zaraz, zaraz, czy my już nie przerabialiśmy podobnego scenariusza?
Nieufność jest duża. Gdzieniegdzie można usłyszeć o obawach, że dla Niemców atrakcyjniejsze może stać się doprowadzenie spółki do upadłości. Dla miasta obecna sytuacja negocjacyjna jest wysoce niekomfortowa. Po pierwsze – goni czas. Druga sprawa – przyszłość klubu jest zagrożona, więc Kielce niejako muszą grać w karty rozdawane przez Hundsdörferów. Po trzecie – intencje Niemców wciąż są niejasne. I czwarte – są nieobliczalni. Po piąte – negocjacje toczą się za pośrednictwem pism, które muszą być przetłumaczone przez tłumacza przysięgłego. Warto dodać, że w debatach na sesji Rady Miasta brał udział także… Maciej Bartoszek.
Miasto docelowo chce przejąć sto procent akcji Korony i jak najszybciej oddać ją w ręce innego, znacznie bardziej wiarygodnego inwestora. Zagraniczny kapitał miał być dla Kielc wybawieniem, tymczasem wyszło tak, że przez trzy lata niemieckich rządów z miejskiej kasy wpompowano w klub 18 milionów złotych. Na stałe, nie w formie pożyczki właścicielskiej. Przypomnijmy – mowa o mniejszościowym właścicielu, który posiada w rękach tylko 28% akcji.
Trudno o inny wniosek niż ten, że dla Niemców Kielce były atrakcyjną dojną krową. I skoro już miasto nadal łoży pieniądze na Koronę, optymalnie byłoby, gdyby przynajmniej płaciło na klub, nad którym ma kontrolę.
Fot. FotoPyK