Krzysztof Zając to jeden z najgorszych prezesów ostatnich lat w Ekstraklasie. Główny odpowiedzialny spadku i możliwego upadku Korony Kielce. Spadku, bo kielecki klub spada właśnie do pierwszej ligi. Upadku, bo z trzech lat rządów Zająca Korona może się nie otrząsnąć.

- Nie ma kompetencji, by prowadzić klub piłkarski.
- Dał się poznać jako człowiek działający na oślep, bez żadnej wizji, dokonujący przypadkowych ruchów.
- Przepalił w piecu ogromne pieniądze.
- Jest niezwykle toksyczną postacią, która co rusz wikła się w niepotrzebne konflikty.
- Nie zbudował w Kielcach niczego.
- Zepsuł wszystko, co było do zepsucia.
Zapraszamy na osąd bohatera.
***
JAK ZAJĄC ZOSTAŁ PREZESEM?
Krzysztof Zając ma za sobą niezłą karierę piłkarską. Wychował się w Ruchu Chorzów, został zapamiętany jako jedna z zasłużonych postaci GKS-u Katowice, pograł przez osiem lat w niemieckim Oldenburgu, z którym doszedł najwyżej do 2. Bundesligi. Zna język niemiecki, wyrobił sobie na Zachodzie kontakty. To dzięki temu, paradoksalnie, dostał w swoje władanie polski klub. Zanim został prezesem, działał w branży deweloperskiej. Z piłką po karierze miał niewiele wspólnego. Z polskimi realiami – tym bardziej.
Przyjaźń Zająca i Dietera Burdenskiego sięga lat dziewięćdziesiątych. To wtedy obaj panowie zaczęli przymierzać się do współpracy przy turniejach halowych. Zając był partnerem biznesowym byłego bramkarza Werderu, więc gdy ten zakupił udziały polskiego klubu, Zając stał się jego naturalnym kandydatem na fotel prezesa. Ktoś powie – dzięki temu sternik i właściciel klubu mówili jednym głosem. Inny doda – Zając bywał przy Burdenskim paprotką. Obaj będą mieli rację. Choć prawdą jest, że po zmianie właścicielskiej w Koronie, relacje Zająca z głównym akcjonariuszem ochłodziły się. Dirk Hundsdorfer nie angażuje się w życie kieleckiego klubu tak intensywnie, jak robił to Burdenski.
Niektórzy twierdzą, że Zając zna się na biznesie. Inni dodają, że nieocenioną pracę przy finansach Korony pełni Marek Paprocki, wiceprezes, który pracował w „złocisto-krwistym” klubie już przed niemieckimi rządami. Gdyby nie on, Korona stałaby na głowie. Paprocki w działaniu jest twardy, ale uczciwy i skuteczny. Budzi sympatię i szacunek. Jego świat to Excel i cyferki. Dobrze mu w cieniu. Decyzje personalne i sportowe podejmuje w Koronie Zając. Paprockiemu zdarza się go blokować jak wtedy, gdy prezes Korony chciał kupić autokar od Werderu Brema na niezbyt korzystnych warunkach. No i często torpeduje lub próbuje torpedować zagraniczne ruchy transferowe. Paprocki próbuje spiąć budżet, gasi pożary i hamuje zapędy, na tym mniej więcej polega jego rola.
NOWE PORZĄDKI
Zając wraz z niemieckim właścicielem bardzo szybko dali do zrozumienia, że będą układać Koronę po swojemu. Od razu po przejęciu udziałów mówiono, że klub czeka rewolucja. Piłkarze usłyszeli wtedy, że ich piąte, historyczne miejsce w lidze było dziełem przypadku, ale za chwilę w Kielcach pojawią się zachodnie standardy i wszyscy razem pójdą w górę. Choć, wiadomo – rewolucja potrzebuje ofiar.
Okazał się nią Maciej Bartoszek, który przyszedł do Korony w roli strażaka, a wyszło tak, że zrobił z niej charakterną, liczącą się drużynę. No i, co także nie jest bez znaczenia, złapał świetną chemię z piłkarzami. Zając nie potrafił logicznie wytłumaczyć decyzji o pogonieniu Bartoszka. Na konferencji prasowej przekonywał, że Bartoszek to świetny fachowiec, rzucając przy tym frazesy w stylu „taka koncepcja”, „taka decyzja”. Ledwie kilka tygodni wcześniej deklarował publicznie, że w przypadku awansu do ósemki Bartoszek pozostanie w klubie.
– Czy jest w tej decyzji logika? – pytał wówczas jeden z dziennikarzy.
– Ja też nie widzę w tym logiki. Taka jest decyzja – odpowiedział Zając.
To pierwszy moment, w którym Zającowi zaczęło palić się w dupce i w którym zaprezentował nam paletę swoich wad. Nie wytrzymał pierwszej krytyki dziennikarzy i kibiców. To nie on podejmował decyzję o zwolnieniu Bartoszka, ale to on musiał poświecić twarzą i przekonać opinię publiczną, że klub wie, co robi. Linia obrony mogła być bardzo prosta – takie prawo właściciela, chcemy ułożyć klocki po swojemu. Zając próbował w nią brnąć, ale robił to w swoim stylu, czyli zachowywał się mniej więcej tak, jak słoń w składzie porcelany.
- najpierw stwierdził, że Bartoszka przed zwolnieniem nie uratowałoby nawet mistrzostwo Polski, wychwalając przy tym warsztat szkoleniowca,
- potem zmienił front i zaczął twierdzić, że Bartoszek nie bronił się merytorycznie (sugerował, że Korona traci za dużo bramek, podczas gdy jego największym sukcesem w Koronie było ogarnięcie defensywy, dodawał też, że Bartoszek dokonuje w meczach złych zmian),
- gdy za dwa lata Korona stanęła na skraju przepaści, uznał, że Bartoszek nie był w sumie taki zły i zatrudnił go ponownie.
Wypowiedzi medialne to jedno, znacznie ciekawsze jest to, co działo się za kulisami. Zając widział, że piłkarze nie byli specjalnie zachwyceni roszadą na stołku trenera. Atmosfera rozgrzała się do czerwoności w momencie, gdy Lettieri w pierwszych dniach nazywał ich „polskimi świniami” i od samego startu zachowywał się jak gbur, trochę na zasadzie „Polaczki, nie podskakiwać”. Zając rozpuścił wówczas informację, że za kontaktowanie się z Maciejem Bartoszkiem będą grozić surowe kary. Wcześniej zapewniał zawodników, że skoro współpraca z obecnym trenerem układa się bardzo dobrze, do żadnych zmian nie dojdzie. Mniej więcej wtedy w klubie stworzyły się dwa fronty, a jeden z nich – ten, nazwijmy go nieco na wyrost, opozycyjny – Zając próbował systematycznie wyniszczać.
Bartoszek funkcjonował w kieleckiej rzeczywistości niemalże jako „Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać”. Kilka miesięcy po opisanych wyżej wydarzeniach biuro prasowe wrzuciło na Facebooka Korony przy symbolicznej okazji post z podziękowaniami dla byłego trenera. Zając wpadł wówczas w totalną furię. Doszło do kolejnej wewnętrznej awantury, po której jeden z pracowników podziękował za dalszą współpracę.
A jak wyszło z obiecywanymi zachodnimi standardami? W Koronie znacznemu polepszeniu uległo wszystko, co możemy zamknąć pod hasłem „medycyna i fizjoterapia”. Dziś to półka wyżej, zdecydowanie.
ZAJĄC I LETTIERI – DOBRANA PARA
Z Gino Lettierim Zając stworzył dobraną parę. Ujmijmy to tak – ich współpraca była dowodem na to, że nie tylko przeciwieństwa się przyciągają. Wszelkie zalety obu panów zanikają przy jednym, całkiem poważnym mankamencie – obaj kompletnie nie potrafią dbać o relacje, tworzą podziały, stwarzają toksyczną atmosferę, roztaczają wokół siebie aurę nieomylnych.
Pisząc dosadniej – sprawiają, że wszyscy wokół chodzą wkurwieni.
Ciężko stwierdzić, który z dwójki Zając-Lettieri jest bardziej toksyczną osobą, ale w Kielcach można usłyszeć, że tak jak początkowo Zając był marionetką w rękach Burdenskiego, tak z czasem stał się marionetką w rękach Lettieriego. Choć… w prywatnych rozmowach uwielbiał na swojego trenera nadawać, tak samo jak na Paprockiego, którego nie zawsze darzy stosownym szacunkiem, mimo świadomości, że bez niego klub wywróciłby się do góry nogami. Gino poczuł się w klubie niezwykle pewnie i w zasadzie to on rządził Koroną. A na pewno był bardziej wpływowy niż Zając, który nie potrafił oprzeć się zachciankom swojego trenera.
Zachciankom, które kosztowały. Bazując na doniesieniach „Echa Dnia”, kontrakt Lettieriego opiewał na 120 tysięcy złotych miesięcznie, a to podobna kwota do tej, którą Lech Poznań (czołowy polski klub) przelewał na konto Nenada Bjelicy (nieporównywalnie większej klasy fachowca). Oczywiście gdy już pożegnano Gino, trzeba było nadal wypłacać mu pensję.
Ale nie tylko wysokie zarobki „wynegocjował” sobie Lettieri. Włoch notorycznie uważał, że nie ma odpowiednich piłkarzy, a Zając – nie zawsze patrząc na koszta – co chwilę mu ich sprowadzał. Najbardziej dobitnym przykładem na idiotyczne działania Korony jest obsadzenie lewej obrony w ostatnich miesiącach. Zimą 2019 roku ściągnięto do klubu Aleksandara Bjelicę (który po 34 dniach zniknął), latem dorzucono Daniela Dziwniela (który okazał się za słaby) i jeszcze w tym samym oknie Lettieri stwierdził, że… potrzebuje kolejnego lewego obrońcy. Oczywiście go dostał. Nemanję Mileticia, który przed podpisaniem kontraktu doznał kontuzji. A w meczach grali Gardawski lub Szymusik.
Absurdalną politykę Korony dobrze pokazuje też sytuacja Zlatko Janjicia, starego Bośniaka, którego zakontraktowano po pół roku niegrania w piłkę (leczył więzadła). Powiedzmy, że jego transfer jakoś się bronił – gość miał trzy sezony na poziomie 3. Bundesligi, w których strzelał powyżej dziesięciu bramek. Potrzebował czasu, by się odbudować. Przez pierwsze pół roku mówiono, że musi dojść do odpowiedniej dyspozycji po urazie. Po drugim półroczu, gdy powoli łapał wiatr w żagle… już go w Polsce nie było. Przyszedł dojść do formy, nie pokazał zbyt wiele, swoje skasował, a gdy pojawiały się perspektywy, że może być z niego pożytek, odszedł.
Transferów, które budzą wątpliwości, jest znacznie więcej. Angelos Argyris przyszedł z czwartej ligi niemieckiej i po Koronie wrócił na ten poziom. Amir Halilić, który przyszedł z rezerw Wacker Nordhausen (rezerw Wacker Nordhausen!), po pożegnaniu się z Koroną, czyli dwa lata temu, znalazł inny sposób na życie niż piłka nożna.
SKUTECZNOŚĆ TRANSFEROWA
Polityka kadrowa wyglądała trochę tak, jakby Zając sprawdzał, jak daleko może się posunąć i jednocześnie uniknąć spadku. To już powoli zaczynało się wpisywać w tożsamość klubu – nie było sezonu, przed którym grono poważnych osób nie wieściłoby Koronie degradacji. „Złocisto-krwiści” stale przesuwali granicę – z roku na rok było coraz gorzej, z roku na rok udawało się przetrwać.
Czy to uśpiło czujność Krzysztofa Zająca? Bardzo możliwe. Prezes Korony sprawiał wrażenie człowieka żyjącego w przekonaniu, że może ściągnąć nawet i trzy wagony zagranicznego szrotu, a i tak jakoś to będzie. Bo zawsze jakoś to było. Bo przecież każdy wieszczy Koronie spadek i zawsze się myli. A Korona – to już dosłowny cytat z Zająca – „nie spadnie”.
Przeanalizujmy zatem wszystkie transfery Krzysztofa Zająca, który żył w przekonaniu, że sam ogarnie je lepiej niż dyrektor sportowy. Nigdy tej funkcji nie obsadził, bo – jak mówił – trudno znaleźć odpowiednią osobę.
Udane transfery (9): Zlatan Alomerović, Nika Kaczarawa, Elia Soriano, Matthias Hamrol, Goran Cvijanović, Adnan Kovacević, Ivan Marquez, Marek Kozioł, Petteri Forsell
Przyzwoite transfery (7): Michael Gardawski, Łukasz Kosakiewicz, Piotr Malarczyk, Grzegorz Szymusik, Mateusz Spychała, Themistoklis Tzimopoulos, Jacek Kiełb
Nieudane transfery (21): Akos Keckes, Ivan Jukić, Maciej Firlej, Vato Arveladze, Aleksandar Bjelica, Paweł Sokół, Felicio Brown Forbes, Maciej Górski, Oktawian Skrzecz, Michał Miśkiewicz, Ognjen Gnjatić, Daniel Dziwniel, Michal Papadopulos, Michał Żyro, Andres Lioi, D’Sean Theobalds, Rodrigo Zalazar, Nemanja Miletić, Milan Radin, Erik Pacinda, Zlatko Janjić
Totalny szrot (10): Oliver Petrak, Sanel Kapidzić, Shawn Barry, Fabian Burdenski, Angelos Argyris, Amir Halilić, Joonas Tamm, Luka Kukić, Uros Djuranović, Bojan Cecarić
A teraz procentowo.
- Udane: 19%
- Przyzwoite: 15%
- Nieudane: 45%
- Totalny szrot: 21%
Co piąty zawodnik trafiający do Korony okazał się więc nie tyle nieudanym transferem, co TOTALNYM SZROTEM. Większość ruchów zakończyła się fiaskiem. Oczywiście można dyskutować, czy uznać Radina za nieudany czy udany transfer (naszym zdaniem nieudany), czy Brown Forbes to dobry ruch (w Rakowie się obronił, w Koronie jednak słabiutko), czy pozyskanie takiego talentu jak Vato Arveladze traktować w kategorii porażki (potencjał niewątpliwie spory, ale okazał się totalnym leniem). Uznaliśmy, że za kryterium weźmiemy to, jak poradzili sobie w Kielcach.
No i cóż, jeśli chodzi o naprawdę udane ruchy, większość z nich (sześć na dziewięć) dokonało się w pierwszym oknie transferowym Krzysztofa Zająca, gdy jeszcze Burdenski angażował się w budowanie klubu. Później szatnię zdominowali przypadkowi obcokrajowcy, często nie tylko bez jakości, ale i bez odpowiedniego charakteru, a to z charakteru właśnie słynęła przez lata Korona. Oczywiście, byli wśród nich dobrzy lub nieźli piłkarze. Ale całościowo bilans wygląda, jak wygląda.
JAK ZAJĄC ROBI TRANSFERY?
Oczywiście, że Korona robiła transfery na łapu-capu. Sposób poruszania się Zająca na rynku transferowym dobrze opisuje śmieszno-straszna anegdota. W letnim oknie transferowym – widząc, że transfery piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego mają wysoką skuteczność i nie są drogie – dzwonił do menedżerów z uroczym pytaniem:
– Czy macie jakiegoś Hiszpana na atak?
Mógł zapytać o szybkich napastników do kontry, mógł o wysokich na ścianę, mógł o młodych, mógł o doświadczonych, mógł o ogranych zagranicą, mógł o znających polskie realia. Pytał o Hiszpanów. Po prostu. Hiszpan to Hiszpan. Pewnie dobry, jak będzie możliwość ściągnięcia, to zweryfikujemy na InStacie. Albo na Instagramie.
– Panie prezesie, jak pan weryfikuje piłkarzy?
– Sprawdzam ich na Instagramie.
Taka rozmowa odbyła się na klubowym korytarzu podczas początków pracy Zająca w Koronie. Inna, urocza ciekawostka – gdy podpisał umowę z Vato Arveladze, chwalił się, że podpisał syna słynnego Szoty. Owszem, obu panów łączą więzy krwi, ale z jedną różnicą – Szota to dla Vato wujek. Mimo to piłkarz mógł przeczytać na oficjalnej stronie internetowej, że ma nowego ojca.
Na zdjęciu pod artykułem widnieje trener, który po roku pojawił się w Kielcach wraz ze swoim kolegą po fachu z Gruzji. Obaj mieli pomagać Gino Lettieriemu. Doświadczenie? Mikheil Sajana mógł pochwalić się pracą w ASV Leineck (dziewiąta liga niemiecka) i TSV Thurnau (także dziewiąta liga). Vachtang Jagoraszwili pracował z kolei jako selekcjoner reprezentacji Gruzji U-15, asystent w U-17, prowadzenie drużyny U-16 Dinama Tbilisi. Warsztat? Jak słyszymy – kompletnie żaden. Nie mówili nie tylko po polsku, ale i po angielsku, więc nikt nie mógł wymienić z nimi uwag. Szybko zostali pogonieni. Istny kabaret, historia z cyklu „jak do tego doszło, nie wiem”.
Zając podpisywał z wieloma zawodnikami krótkoterminowe umowy. Każdego okna transferowego do Kielc przyjeżdżał i wyjeżdżał wagon zawodników. Nie wliczając w to młodzieży, umowy do 2022 roku mają w Kielcach tylko dwaj piłkarze – Michael Gardawski i D’Sean Theobalds, ściągnięty z szóstej ligi angielskiej. Niestety, głównie na takich transferach musiała bazować Korona zimą, wiecznie balować się nie da, źródełko musi prędzej czy później wyschnąć, zawodnicy zmagali się w tym sezonie z zaległościami. Prawa rynkowe są brutalne – nie masz długiej umowy, nie sprzedasz (albo sprzedasz o wiele taniej, bo piłkarz zaraz będzie wolny). Jak w takich okolicznościach budować stabilny klub? Na jakiej podstawie zakładać, że piłkarz przychodzi na lata, a nie do lata? Jak sprzedawać? Symptomatyczne jest też to, ilu piłkarzy pożegnało się z Koroną w trakcie sezonu. Lista jest długa – Daniel Dziwniel, Ivan Marquez, Nemanja Miletić, Vato Arveladze, Ivan Jukić, Erik Pacinda, Matej Pućko, Rodrigo Zalazar, Uros Djuranović.
Jeśli menedżer dobrze podszeptał, transfer się udał. Jednocześnie ciężko o wniosek, że ruchy Korony zawsze brały się z przypadku, bo Zając nad wyraz chętnie szukał podszeptów barczystego agenta obracającego się na niemiecko-bałkańskim rynku. To on odpowiada za większość transferów z Bałkanów. Zdarzali się z jego polecenia poważni piłkarze (Kovacević, Alomerović), ale na każdego Kovacevicia przypadało dwóch Kukiciów czy Jukiciów. Agent z Bałkanów miał mocną pozycję w klubie – pojawiał się w Kielcach na długie tygodnie, spał w najlepszym kieleckim hotelu, bywał na treningach, można było go spotkać na klubowym korytarzu. Generalnie – korzystał z życia.
TRUDNA SZTUKA NEGOCJACJI
Jeśli chodzi o transfery, największą nieumiejętnością Zająca jest prowadzenie negocjacji. Brakuje mu szacunku do piłkarzy. Od jednej z osób słyszymy: – To nie był równy gość. Jest fałszywy. Jedno mówił, a gdy przychodziło do podpisywania dokumentów, na umowach były inne rzeczy.
Przykłady? Najświeższy, z ostatnich dni. W obliczu nadchodzącego spadku wielu osobom w Kielcach puszczały nerwy, ale prawdopodobnie nikomu w taki sposób, jak Zającowi. Prezes Korony uznał, że trzeba podpisać z piłkarzami aneksy do kontraktów, by ci dograli sezon do końca. Gdy w jego gabinecie pojawił się Adnan Kovacević, Zając eksplodował. Zwymyślał piłkarza i kładł mu do głowy, że beznadziejnie wywiązuje się z roli kapitana. Po mocnej suszarce stwierdził coś w stylu: – No, teraz podpisz kontrakt.
I podsunął umowę pod nos. Piłkarz zagotował się, nie dał sobie wejść na głowę i wyszedł z gabinetu. Jakkolwiek spojrzeć – Zając poprosił go o przysługę, bo żadną tajemnicą jest, że Kovacević budzi zainteresowanie na poważniejszych rynkach niż polski i teoretycznie mógł od lipca związać się z nowym pracodawcą. Prezes Korony złapał za telefon i poinformował zaprzyjaźnionego dziennikarza o tym, że Kovacević nie chce podpisać aneksu do umowy.
Ten napisał post na Facebooku i… kibice, którzy nie mają o ostatnich miesiącach Kovacevicia najlepszego zdania, zaczęli mały lincz. Wróg został wskazany palcem, zły kapitan ma gdzieś losy klubu, podczas gdy rzeczywistość była zupełnie inna. Po kilku dniach obie strony schowały dumę do kieszeni i podpisały papiery. Ale teatrzyk, nikomu niepotrzebny, musiał się odbyć.
Ciekawe są też kulisy transferu Zlatana Alomerovicia do Lechii Gdańsk. To dobry bramkarz, w ogóle Zając ma oko (lub szczęście) do bramkarzy, bo podczas swojej kadencji ściągnął trzech niezłej klasy fachowców (Alomerović, Hamrol, Kozioł). Ten pierwszy podpisał z Koroną kontrakt 1+1. Po rozegraniu odpowiedniej liczby minut, jego umowa miała automatycznie się przedłużyć z odpowiednią podwyżką. W środku sezonu – a także pod koniec – szanse dostawali Hamrol i Gostomski, mimo że Zlatan spisywał się całkiem dobrze. Na koniec sezonu wyszło, że bramkarz nie rozegrał odpowiedniej liczby minut i opcja +1 nie weszła w życie.
Ale… Zając wciąż chciał kontrakt ze Zlatanem przedłużyć.
Lecz na zupełnie innych warunkach. Piłkarz usłyszał, że może w Koronie zostać, ale bez ustalonej wcześniej podwyżki. Widząc niepoważne traktowanie Zająca, spakował się i przyjął lepszą ofertę Lechii. Korona mogła mieć na kolejny rok dobrego bramkarza, ale wolała liczyć na to, że uda się przyoszczędzić. Jakież musiało być zaskoczenie, gdy okazało się, że solidny golkiper budzi jednak zainteresowanie innych klubów.
Ktoś powie – rozsądne zarządzanie i szukanie oszczędności. My powiemy – nieuczciwe zachowanie względem piłkarzy, z którymi wcześniej ustaliło się warunki. Styl prowadzenia przez Zająca negocjacji dobrze obrazuje też przypadek Kacpra Przybyłki, który swego czasu był bliski Korony. Po dogadaniu szczegółów piłkarz miał parafować umowę. Zanim do tego doszło, okazało się, że… warunki na papierze wyglądają zupełnie inaczej. Przybyłko raczej nie żałuje – trafił do MLS, w zeszłym sezonie sieknął 15 bramek.
Interesująco wyglądały też kulisy negocjacji z Jackiem Kiełbem. Piłkarz spędził w Kielcach ponad dekadę, a w momencie, gdy miał przedłużyć kontrakt, zaliczał całkiem udany sezon. Początkowo toczyły się rozmowy o długiej, trzyletniej umowie. Potem stanęło na dwóch latach. A gdy przyszło do finalizowania, zawodnik usłyszał, że klub oferuje mu jednak jeden rok kontraktu. Uznał, że to niepoważne traktowanie, więc spakował manatki i wyjechał z Kielc. Na kontrakt dla Kiełba nie było, ważne, że znalazły się środki dla Fabiana Burdenskiego, który zarabiał w Kielcach poważne pieniądze, także w momencie, gdy przez pół roku nie pojawił się w klubie.
TRUDNA SZTUKA POŻEGNAŃ
Fakt, że Kiełb i Bartoszek wrócili do Korony świadczy oczywiście trochę o tym, że nie mieli innej opcji zaczepienia się w Ekstraklasie, ale też o tym, że potrafili przełknąć fakt współpracowania z Zającem w imię dobra klubu. Obaj zostali pożegnani w beznadziejny sposób. Pożegnania to kolejna ze specjalności Zająca. Choć – jakkolwiek spojrzeć – dobrze o nim świadczy, że potrafił przyznać się do błędu i ponownie zatrudnić Macieja Bartoszka.
Styl pożegnań Zająca najlepiej oddają kulisy zwolnienia Pawła Jańczyka, który w Koronie pracował 13 lat i był jednym z najbardziej uznanych fachowców w kraju. Zdarzało mu się stopować ofensywne zapędy Zająca, który lubi podgrzewać atmosferę dziwnymi „oświadczeniami”. A że Zając nie lubi sprzeciwu, przy jednej z wojenek ucierpiał właśnie Jańczyk.
A tę rozpętał tym razem Gino Lettieri. Korona skąpiła na tłumacza, jego rolę pełnił David Pietrzyk, który wprawdzie miał polskie korzenie, ale w naszym języku mówił tak sobie. Podczas konferencji prasowej po meczu z Jagiellonią popełnił błąd, a biuro prasowe opublikowało wypowiedź Lettieriego z pomyłką „tłumacza”, którą przepisały inne media. W dziale prasowym nie była zatrudniona żadna osoba mówiąca po niemiecku, a że Gino musiał zostać udobruchany, robotę stracił Bogu ducha winny rzecznik prasowy.
Gdy po kilku tygodniach jego zastępca usłyszał polecenie napisania szkalującego oświadczenia w sprawie Jańczyka, samemu zwolnił się z pracy. Oświadczenie a wcześniej aferka zainspirowana w lokalnych mediach, będących tubą propagandową Zająca, ujrzały światło dzienne. Jest afera, są głowy, jest krytyka, więc trzeba przekonać ludzi, że to Zając ma rację. Pokracznie, w swoim stylu, ale trzeba.
Michał Siejak – gość, który jako pierwszy w Polsce rozkręcił telewizję klubową na dużą skalę – także odszedł z klubu w niezwykle chłodnej atmosferze. Gdy pracownicy zorientowali się, że filmy KoronaTV de facto nie należą do KoronaTV, Siejak dostał do podpisania umowę, na której nagle, bez wcześniejszego ustalenia, ma zgodzić się na przeniesienie praw autorskich. Po przepychankach i nowych aneksach, po kolejnym zapoznawaniu się z wcześniej nieustalanymi zapisami, pożegnał się z klubem, który później odmówił mu nawet akredytacji na mecze. I wydał szkalujące oświadczenie.
Wojenki z mediami to specjalność Zająca. Nie ma w Polsce prezesa klubu, który byłby bardziej zamknięty na dziennikarzy. Potrafi obrazić się na redakcję za to, że napisała „Korona przegrała mecz”, a nie „drużyna X wygrała”.
PŁACONE DO KOŃCA KONTRAKTU, TRENUJ DO KOŃCA
W zasadzie ciężko dziś znaleźć zasłużoną osobę, która pożegnała się z Koroną w normalnej atmosferze. Dobitny przykład – Bartosz Rymaniak, kapitan, o zerwaniu rozmów kontraktowych dowiedział się od dziennikarzy. Zdarzali się piłkarze, którzy trafiali na listę transferową, o czym uświadamiała ich dopiero wizyta na oficjalnej stronie klubu.
Gdy piłkarz nie chciał przedłużyć kontraktu z Koroną lub zrzec się należnej im kwoty za czerwiec (w którym liga z reguły nie gra, lecz papier obowiązuje), spotykał się z gniewem prezesa. Ten miał prostą logikę – skoro umowa obowiązuje do 30 czerwca, należy wykonywać obowiązki do 30 czerwca. Piłkarze zwiedzali w tym czasie okoliczne lasy, oczywiście nie na spacerach, a podczas intensywnych treningów biegowych. Po sezonie 17/18 grupę kokosowiczów stanowili Cvijanović, Dejmek, Kiełb i Kapidzić, w kolejnym sezonie Rymaniak, Malarczyk (wychowanek!), Kallaste i Górski. Wszyscy dostali zakaz zbliżania się do szatni pierwszego zespołu. Klub podczas tych treningów nie zapewniał wody ani nawet prania.
Argument lasu był niejednokrotnie podejmowany przez Zająca. Na przykład Miguel Palanca, z którym chciano rozwiązać kontrakt na niekorzystnych dla piłkarza warunkach (zrzeknięcie się tego, co mu się należy), usłyszał, że jeśli nie zgodzi się na warunki prezesa, czeka go sezon spędzony w lesie. Na treningach zaczynających się wtedy, gdy reszta drużyny przewraca się na drugi bok.
Zając spalił za sobą wiele mostów. Odchodzących piłkarzy traktował jak intruzów, którzy ośmielili się poszukać sobie innego pracodawcy. Jednemu z zawodników z przedzającowego zaciągu po rozwiązaniu umowy mocno się ulało. Wychodząc z klubu, po pożegnaniu się z pracownikami, trafił na stojących na korytarzu Marka Paprockiego i Zająca.
– Dziękuję, panie prezesie, był pan bardzo w porządku – rzucił do Paprockiego, ściskając jego dłoń i strzelając pożegnalnego misia.
Potem spojrzał na Zająca: – A ty???
I tym momencie wygłosił wiązankę, której… chyba nie warto przytaczać. Parafrazując rapowy bon-mot – przewidział, ile Zając w oczach osób będących przy klubie będzie wart. Może nie najlepiej świadczy to o odchodzącym piłkarzu, ale pokazuje też, jaki stosunek do Zająca mają zawodnicy. I to przez całą jego kadencję w Koronie. Gdy po restarcie ligi – oczywiście poprzedzonym podpisywaniem aneksów na zasadzie „obniżka o 50% albo żegnam” – Korona jechała na wyjazd do Płocka, prezes klubu przyjął u siebie delegację piłkarzy, która poprosiła, by… on sam na ten wyjazd się nie wybierał.
KULISY MARKETINGU
Zając lubi szczycić się tym, że poprawił w Koronie marketing. I fakt faktem – jednym z plusów jego kadencji jest ściągnięcie do klubu Suzuki, a więc całkiem poważnego partnera strategicznego. Choć przypisywanie sobie tego osiągnięcia jest… dyskusyjne. Ale o tym za chwilę. Wsparcie dużego koncernu motoryzacyjnego nie sprawiło – wbrew zapowiedziom – że kielecki klub stał się krainą mlekiem i miodem płynącą. Trochę grosza do klubowej kasy wpadło, ale sytuacja finansowa Korony systematycznie szła w dół.
Sponsorzy klubu dokładnie zapamiętali jedno ze spotkań zapoznawczych z Zającem, które odbyło się w zamkniętym gronie. Zamiast kurtuazyjnej rozmowy, drobni, lokalni przedsiębiorcy usłyszeli oschłym, pogardliwym tonem, że za mało angażują się w klub. Kilku z nich wyszło z sali. Zamiast docenienia i zbudowania relacji dowiedzieli się od nowego prezesa, że są zbyt skąpi na Koronę.
Do ratowania wizerunku Zając zatrudnił Dominika Niehoffa. Klucz był mniej więcej taki, jak przy posadzie samego Zająca – po prostu zaoferował fuchę swojemu koledze, którego przedstawiano jako człowieka światowego, specjalistę dbającego o wizerunek tureckich hoteli. Zarabiał ogromne jak na tę posadę pieniądze – poza sporą comiesięczną gażą dostawał procent od każdej firmy, którą przyprowadzi. Apanaże robiły wrażenie, efekty pracy niekoniecznie.
W zasadzie przez kilka miesięcy nie zrobił nic poza ściągnięciem do klubu Suzuki. Choć znacznie precyzyjniejsze byłoby określenie – poza podpisaniem umowy z Suzuki, bo azjatycki koncern wypytywał o możliwość współpracy z Koroną jeszcze przed erą Zająca, lecz ze względu na obowiązujące umowy z innymi firmami motoryzacyjnymi było to niemożliwe. Po kolejnym zapytaniu – gdy Niehoff zauważył na horyzoncie procent od transakcji – rozwiązano umowy z dotychczasowymi partnerami i związano się z Suzuki. A i Zającowi nowy partner był na rękę – wizerunkowo dobrze to wygląda, że Koroną interesują się nowi sponsorzy. Zwłaszcza, gdy to uznana, światowa marka, a nie ogólnopolska sieć supermarketów.
Niehoff stracił pracę tuż po tym, gdy wyszło na jaw, że wynosi z klubu informacje. Jak na dobrego marketingowca przystało – pochwalił się szczegółami współpracy z Suzuki na jednym z lokalnych portali. Co zarobił, co w Kielcach pobalował, to jego. Jakiś czas później wysłał swoje CV do jednego z klubów Ekstraklasy. Jak słyszymy – nie dość, że oczekiwał chorych pieniędzy, to jeszcze nadesłane referencje wyglądały… dziwnie. Skończyło się tak, że został wyśmiany.
A marketing systematycznie leci na łeb, na szyję. W Kielcach jest najgorsza frekwencja od lat. Klub, który budził sympatię w całej Polsce, dziś budzi raczej obojętność.
ZARZĄDZANIE SUKCESEM CLJ-KI
Z jednej strony wygranie CLJ-tki z szesnastoma punktami przewagi to duża sprawa, z drugiej ciężko stwierdzić, że Korona osiąga sukces w szkoleniu młodzieży. Wystarczy sobie odpowiedzieć na pytanie, ilu zawodników z mistrzowskiej drużyny przebiło się po roku do składu pierwszej drużyny. Na dłużej – żaden. Paru zdolnych chłopaków łapało pojedyncze minuty, realna szansa dla nich przychodzi dopiero teraz, gdy klub pożegnał się z kilkoma szrotowymi zawodnikami i nie ma kim grać.
Oczywiście, to przytyk głównie do trenerów Korony, za to Zającowi do dziś wypominana jest sprawa Marka Mierzwy – trenera, który zdobył z CLJ-ką mistrzostwo i przypłacił za nie odejściem z klubu.
Pensja Mierzwy składała się z dwóch składowych – jedną pobierał bezpośrednio od Korony, drugą z Miejskiego Szkolnego Ośrodka Sportowego. Był to układ dobry dla wszystkich stron. Aż do momentu, gdy po historycznym sezonie Korony Mierzwa nie otrzymał z miasta zapewnienia, że jego kontrakt będzie przedłużony. Klub, owszem, zagwarantował delikatną podwyżkę, ale finalnie trener mógłby zarabiać jeszcze mniej niż dotychczas. A mówimy o pensji na poziomie 3,5 tysiąca złotych.
Mierzwa uznał, że nie zamierza godzić się na obniżkę zarobków po mistrzostwie Polski. Klub nie zamierzał dołożyć z własnej kasy, by zatrzymać fachowca u siebie. Rozbiło się o 1/10 kosztów, jakie generuje w skali miesiąca przypadkowy zawodnik z Bałkanów.
Gdy przed meczem Młodzieżowej Ligi Mistrzów z Realem Saragossa młodzi piłkarze poprosili o dodatkowe bilety dla swoich rodzin i znajomych, usłyszeli w klubie, że dostaną po pięć, o ile za każdy z nich zapłacą pięć złotych.
Dodajmy, że stadion świecił pustkami.
ZAJĄC NA SALONACH
Zając nie budzi szczególnej sympatii wśród prezesów innych klubów. Na imprezach Ekstraklasy raczej nie kwapi się do nawiązywania relacji, na czym jako człowiekowi z zewnątrz powinno mu zależeć. Przedstawiciele innych klubów nie chcą sobie psuć z nim stosunków, ale mają go raczej za ciekawostkę. Pocieszną, ale ciekawostkę. Gdy Zając przemawia, prawie zawsze wypada fatalnie. Choć gdy zjawił się na Radzie Miasta prosząc o dokapitalizowanie klubu z miejskich środków, można było usłyszeć, że wypadł zadziwiająco dobrze. Sympatii wśród klubów nie wzbudził raczej chęcią wszczęcia przed procesem licencyjnym buntu, mającego na celu spuścić Raków Częstochowa do pierwszej ligi. A już sporą złość niektórych wywołał tym, że będąc w Radzie Nadzorczej Ekstraklasy głosował zgodnie z tym, co podszeptał mu Lech czy Legia, zupełnie zapominając o interesie małych klubów.
Podczas jednego ze spotkań Zając dostał pytanie o to, ile zarabia się w Koronie Kielce. Odpowiedział z dumą:
– No, rezerwowi to tak 12, 14…
– To całkiem rozsądnie – usłyszał nie otrzymując „należytego” respektu, po czym odpowiedział z podniesionym czołem.
– Euro.
Pierś wypiął, ale oklasków się nie doczekał.
***
Dostajemy obraz postaci nieco komicznej, ale dziś w Kielcach nikomu do śmiechu nie jest. Kibice są zgodni – Zając musi odejść. Zając z kolei zdaje się chcieć pozostać na stołku do samego końca. Jego lub Korony.
Czy to najgorszy prezes w Ekstraklasie w ostatnich latach? Bardzo możliwe.
Czy to główny odpowiedzialny za spadek Korony? Jak najbardziej.
To prezes, który dzieli i rządzi. Choć to wyrażenie bywa często używane w złym kontekście, do Krzysztofa Zająca pasuje idealnie.
Prezes, który rządzi i dzieli.
JAKUB BIAŁEK
Fot. newspix.pl / FotoPyK
***
AKTUALIZACJA
Właściciel Korony w dzisiejszym oświadczeniu napisał…: Chciałbym podziękować Zarządowi, przede wszystkim panu Krzysztofowi Zającowi i całemu zespołowi, za zaangażowanie, mimo tego trudnego czasu. Wyraźnie oświadczam, że mamy do wszystkich pełne zaufanie.
A więc Korona będzie odradzała się z Krzysztofem Zającem u steru. Gdzie to ją doprowadzi? Oceńcie sami.
Obiecałeś Paczulowi, że Kukić i Jukić będą koło siebie.
Dokładnie tak, też pamiętam. Luka Kukić i Ivan Jukić! (czytane paczulowym, tęczowym głosem)
Świetne podsumowanie, dzięki! Brakuje tylko dorzucenia, że Zając palił w piecu publicznymi pieniędzmi, bo Koronę od wielu lat dofinansowuje miasto. Dramat, no cóż…
Nie do końca, miasto na tylko 28% udziałów..
Jedno nie wyklucza drugiego, Mixer. Być może miasto ma od czasów sprzedaży 28%, ale OD WIELU LAT AŻ DO DZIŚ dofinansowuje Koronę. Najpierw robił to wąsaty Lubawski (hurtem), teraz Wenta (mniej, ale to też nie detal w budżecie).
Ten klub jest ciężko chory. Spadek to szansa, by zaczął działać na zdrowych zasadach, ale… mało kto już w to wierzy. Sądzę raczej, że Korona szybko wróci tam, skąd wyciągnął ją Klicki, czyli do trzeciej ligi.
#ZajacOut
Zając zbierało się zbierało się aż się nazbierało. Nie masz honoru bo nie podasz się do dymisji
Zajac to taki typowy janusz co sie zatrzymal mentalnie w komunie i nie zdaje sobie sprawy, ze czasy w Polsce sie zmienily. Do tego nie jest chyba za madry, nie wyciaga wnioskow, nie uczy sie, nie planuje, nie umie rozmawiac. Idealny material na slupa.
Zlapany na wykroku palnie glupote za glupota starajac sie wyjsc z twarza, a wychodzi zwykle na pajaca.
Paskudny typ
Winne spadku Korony są trzy osoby: Zając i Lettieri i ten cały nieszczęsny właściciel Hochsztapler. Dopóki w klubie był jeszcze Burdenski, to Lettieri znał swoje miejsce w szeregu i robił to co do niego należało. Po jego odejściu obrósł w piórka i zaczął wszystkim rządzić, a Zając na to sobie pozwolił. Zawsze bawiły mnie komentarze, jaki to świetny trener trafił się Koronie (był tu nawet na stronie taki jeden Wunderwaffe). To bzdury. A najlepsze były już opowieści ludzi z zewnątrz, jaką to słabą kadrową Koronę utrzymał. Słabą, bo sam wywalał przyzwoitych graczy. Trenerem może i nie był takim złym, ale wszystko psuł swoim zachowaniem. Nieprzypadkowo nie zrobił kariery w Niemczech. Jak ktoś śmiał się odezwać, to zaraz wylatywał (Możdżeń, Malarczyk, Rymaniak). Gdy Korona grała ostatnie siedem sparingów w tamtym sezonie, to Lettieri ogrywał Janjiców, Tammów i innych Petraków, zamiast dać pograć 2-3 juniorom z mistrzowskiej ekipy. Spadek i tak nie groził, ale on wolał przegrywać tymi wynalazkami. Efekt był taki, że juniorzy nie powąchali boiska, a tego zaciągu w Koronie i tak zaraz nie było. I właśnie wtedy powinien wylecieć, jednak Zając bał się własnego cienia, bo odważny to był tylko do dziennikarzy (a i to nie zawsze).
Inna sprawa to cała otoczka wokół klubu. Gdy Niemcy kupowali Koronę, to na meczu z Niecieczą był komplet. Drużyna grała raz lepiej, raz gorzej, ale chciało się na to patrzeć, bo nie było pozorowania. Obecną Jugoplastikę trudno ogląda się nawet najbardziej wytrwałym. A kibic w Kielcach jest wyrozumiały (chyba zbytnio) i wymaga tylko jednego. Zawodnicy mają zapierdalać. Jak przegrają, ale po jeżdżeniu na dupach przez 90 minut, to nikt im złego słowa nie powie. Niestety co było do przewidzenia opcja jugosłowiańska za Koronę umierać nie miała zamiaru, ale Zając oczywiście się tego nie spodziewał. W ogóle najbardziej na kabaret zakrawa fakt, że kilkanaście miesięcy temu Zając głośno domagał się tego, by z ligi w tym sezonie spadały aż trzy zespoły. Chciał, to ma.
Z jednej strony szkoda, bo w trzy lata rozwalono fajny klub robiąc z niego przechowalnię dla bałkańskiego szrotu, ale z drugiej to jednak ulga, bo może w I lidze pojawi się trochę miejscowych chłopaków i oni będą jeździć na dupach. Tak czy inaczej: ZającOUT!
Zaraz zaraz sam widziałem nagranie jak kibice dziękowali Gino, jak był trenerem miesiąca itd.
Jak ma odpowiadac za spadek jak go zwolniono na początku sezonu. Skąd wiesz czy znowu nie utrzymałby tej drużyny w ekstraklasie.
Korona od lat ściągała szrot. Jeszcze przed Gino nie pamiętam jakiś wybitnych piłkarzy.
Zwolnienia Gino było błędem, bo on z tych piłkarzy sezon w sezon robił drużynę a jak tylko zaczął słabiej to poleciał. Tak się nazywa zaufanie po kielecku.
Aha a gadanie że nie zrobił kariery w Niemczech. No szkoda bardzo żeby wygrał Bundeslige i tu przyszedł.
Mit Lettieriego ciągle żywy! A teraz zastanów się, kto sprowadzał ten szrot? Kto zachwycał się przed sezonem Djuranoviciem i innymi paralitykami? Kto konsekwentnie stawiał w bramce na beznadziejnego Sokoła bezczelnie kłamiąc, że Kozioł (swoją drogą, naprawdę dobry bramkarz) jest poważnie kontuzjowany? Kto pozbył się Możdżenia, Cvijanovicia, Malarczyka, Rymaniaka czy nawet Kosakiewicza? Tak, to faktycznie żadni wybitni piłkarze. Ale każdy coś Koronie dawał, głównie charakter. Dlatego pisanie o tym, że Lettieri nas bohatersko ratował przed kłopotami jest śmieszne, bo to właśnie on nas w te kłopoty pakował. A na koniec przeanalizuj sobie ile meczów pod wodzą Lettieriego Korona wygrała u siebie w 2019 roku. Podpowiadam 1 (słownie: jeden) z 11, więc tu wcale nie tylko o zły początek tego sezonu chodziło.
A skąd to możesz widzieć. I co z tymi Mozdzeniami czy Cvijanoviciami gdzie teraz są. Zobacz jak w Legii gra Antolic za Vukovicia a jak grał za innych trenerów. To jak kto gra zależy od trenera. Mało zdobył punków po podziale, bo korona miała zapewnione utrzymanie. I zaczął słabo, ale przy pierwszym kryzysie poleciał. Jakby miał piłkarzy jak z Realu. Ściągnąl pod siebie piłkarzy i kto wie jakby grali. Teraz już się nie dowiemy. Przy pierwszej sposobności zwolnieniony.
Mit trenera… A kogo zatrudniliście później? A co dało okienko zimowe. Kogo byście chcieli? Mourinho?
Rymaniak to mega wybitny piłkarz, ostanio nie grał w Piascie a jak wszedł to czerwona kartka. Rzeczywiście.
Mit… Pierwszy sezon miał bardzo dobry. Świetnie się Koronę oglądało, ale do momentu gdy była pewna utrzymania. Potem zmiany kadrowe, drużyna słabsza i to o wiele, ale znów Lettieri ich utrzymał. No to kolejne osłabienie kadry i w trzecim sezonie już szło, jak po grudzie. No i wyleciał. Już o tym w innym miejscu pisałem, że uważam, iż Gino ma pojęcie o pracy i dwukrotne spokojne utrzymanie Korony o tym świadczy. Niektórzy piszą, że miał wcale niezłą ekipę, zwłaszcza w pierwszym sezonie, ale spójrzmy jakie kariery porobili ci, co z Korony odchodzili, ci niby kluczowi gracze, jak Cvijanović, Alomerović, Kiełb itp. Może bym Lettieriemu współczuł, że z roku na rok musi łatać coraz większym szrotem, ale on się sam do tego też przyczyniał odpalając zawodników z dziwnych przyczyn, a ponoć sam miał spory wpływ na nowe nabytki. Problemem Lettieriego nie jest jego warsztat, czy wiedza, ale gigantyczne ego.
Ja tu nadal jestem. Profil nie powstał wcale by wychwalać Gino, wyczuj sarkazm 😉 Jeśli czytałeś moje opinie, to powinieneś wiedzieć, że w sumie myślimy podobnie. Lettieri nie okazał się takim prawdziwkiem, jak go weszło z początku opisywało i widać było, że ma pojęcie o pracy. Sam to zresztą przyznałem, bo początkowo kręciłem z niego straszną bekę, aż tu nagle Korona zaczęła grać i ładnie i dobrze. Wypadało kilka rzeczy odszczekać.
Niestety dla niego i klubu, miał paskudną cechę, która wciąż kazała mu udowadniać swą nieomylność. Ładnie to nazwałeś, obrastał w piórka, szukał kwadratowych jaj no i oczywiście nie umiał rozmawiać z ludźmi. Człowiek na dłuższą metę absolutnie nie nadający się do wspólnej pracy z kimkolwiek, kto ośmielał się myśleć nieco inaczej. Mega rotacje w kadrze to z jednej strony twórczość Zająca, ale Lettieri też niejednego grajka odstrzelił, bo mu dzień dobry za późno odpowiedział. Gdyby nie był takim bucem, miałby pewnie szansę na nieco lepsze posady niż Korona i peryferie niemieckiej piłki.
Patrząc na to nagranie z pytaniem od dziennikarza to po prostu zwykły, były piłkarz bez żadnych kwalifikacji do sprawowania powierzonej funkcji.
Jak po takim artykule ta prezesina dalej zostanie na stołku to Korona zasługuje co najwyżej na sparingi z Wieczystą xd
Syf i pierdolnik, ciekawe anegdoty, oby w końcu Korona wyszła na prostą – bida u nas zawsze była ale jak do tego dojdzie atmosfera taka jak za rządów ostatnich 2-3 lat to aż się odechciewa.
Przyczepiłbym się tylko do oceny transferów, z całą sympatią dla Malara nie był to udany transfer, więcej siedzenia niż grania, natomiast Papadopulos i Pacinda mieli dobre momenty, więc ich raczej zaliczyłbym do przyzwoitych.
Radin tez nie byl zly. Zyro przyszedl, ale wszyscy wiedzieli, ze potrzebuje czasu, a ci go odpalili w zimie, typowa Zajacowa logika. Gnjatic tez mial okres dobrej gry, ale ta pauza 5 spotkan po czerwonej go zupelnie rozregulowal, a po pandemii juz zapewne szukal sobie innego klubu i kiche gral jak Kova.
Z tym Suzuki to przecież była kwestia sfinalizowania transakcji. Nie od dziś wiadomo, ze prezes Suzuki Polska jest kibicem Korony i był od dawna napalony, żeby kupić prawo do nazwy stadionu i dać głównego sponsora klubu, co podkreślał w wywiadach. Ot cały majstarsztyk marketingowców. Ciekawe jak teraz zachowa się główny sponsor…
Przecież ten klub dostawał kasę od miasta. Nawet o cyrkach na linii ratusz-klub wielokrotnie pisaliście. Stąd mam takie pytanie. Czy to nie jest sprawa dla służb? Z artykuły wynika jasno, że w Koronie szedł wałek za wałkiem. Przykład choćby tego gościa od marketingu/kontraktów śmierdzi na kilometr.
A jakich sluzb? To spolka, albo wspoludzialowiec miasto, musieli by zglosic podejrzenie dzialania na szkode spolki.
Nie wiem, nie znam się na tym. Po prostu nie podoba mi się sytuacja, w której podatki mieszkańców wykorzystywane są do tworzenia ciepłego k***widołka dla kolesi, którzy nie dość, że nic pożytecznego nie robią, to jeszcze kręcą lody na potęgę. Jak na mój nieprawniczy i nieurzędniczy umysł, jest to bardzo daleko od ok.
Może warto by zrobić podobny artykuł o lechi i mandziarze. Chłop też odwala śmieszne rzeczy.
Może by warto zrobić podobny artykuł o Lechi i mandziarze. Tam też się dzieją śmieszne rzeczy.
Gdzie sa teraz 165 centymetrowi fani korony wieszczacy calemu swiatu ze korona nigdy nie spadnie? :))))) zdechniecie w 5 lidze razem z kszo
Zobaczymy co Legia jako mistrz eklapy pokaże w eliminacjach do LM i LE. Pewnie kolejny wpierdol od mistrza Łotwy czy Malty. Jaka liga taki mistrz.
Sadze ze ci tego niezbyt fajnego zycia w kielcowie o wiele braknie aby zaznac zaszczytu wpierdolu w 1 rundzie eLM a nawet i eLE
O to kmiocie się nie martw, Korona za roczek wróci w cuglach…
Tak, wróci. Mając za sobą takie długi. Hahahahaha. Prędzej w E-klasie zagra Ruch Chorzów niż z powrotem korona. Miłego kopania się po pastwiskach (PS: zawsze możecie obejrzeć Legię w eliminacjach do europejskich pucharów w TV). 🙂
A może powiesz jakie to niby takieeee długi to się w końcu dowiemy ?? Większość klubów ma długi….
W punkt. W eliminacjach i tylko w eliminacjach.
Kmiocie to do tatusia sie zwracaj psiaku spod znakuCK, kibice innych prowincjonalnych klubow jak belchatow, nieciecza, odra wodzislaw itp rowniez sie oszukiwali ze „za rok wroca silniejsi” kielcowska spolecznosc nie slynie z elokwencji wiec specjalnie mnie nie dziwia te nadzieje
To nie miejsce dla takich jak ty. Weź swój szalik i idź poganiać się w lesie z podobnymi sobie. Tu kibice wymieniają się poglądami i spostrzeżeniami. Może ta dyskusja pomoże w przyszłości innemu klubowi uchronić się przed ludźmi takimi jak człowiek opisany w artykule.
Zarządzanie po polsku odc. 1102 hahahaha
Tak zarządzane kluby nie mają prawa grać w dupoklasie. Ale niestety – ryży prezes powiększy ligę do 18 zespołów, w których połowa nie nadaje się pod żadnym względem.
Smutne jest to, że takich prezesów na różnych szczeblach polskiej piłki jest mnóstwo i nikt ich nie wypierdala na zbity ryj . Mają oni jakiś przełożonych, czy też któś ich „nasadził” i siedzo se na stolcu, bo – wicie rozumicie – to dobrzy działacze so?…
Znajomości i nie bawmy się w PR, układy mafijne. Na piłce można sporo kasy skręcić, od obrotu i utrzymania szrotu, przez handel meczami i bukmacherkę.
Dobrze opisane. Niestety Zając jako prezes zniszczył wszystko co było w Koronie najlepsze. Nie wyobrażam sobie aby dalej pracował w klubie. Zając wypierda…j !!!
Poradżcie, jak wcisnąć do Weszło dziennikarza ze Śląska. Wtedy mielibyśmy swój program, Jak Lechia, Arka, Pogoń, Wisła Lech, czy nawet Korona z niesamowitą ilością kibiców. Jak to zrobić, żeby w Weszło było cokolwiek stałego o klubach ze Śląska.
Na Koronie zawsze było nie mniej niż 5-6 tysięcy kibiców a w poprzednich sezonach więcej tak więc poza Górnikiem wspomaganym przez Gliwice to gdzie jest czy było więcej ?
Wrocław na przykład?
Wrocław to 500 tys ludzi a Kielce 200…, kumasz, relacje ??
Ten zły, niedobry Gino miał przecież dobre wyniki. Dopiero w tym sezonie zaczął słabo, ale czy wyszedł by na prostą to tego nie wiemy. Jakoś w zimie nie ściągnięto lepszych piłkarzy i klub spada. Gino dużo zarabiał, ale utrzymywał Koronę w ekstraklasie. I nie był jakimś strażakiem tylko cały sezon pracował. Teraz na pewno spadek wyjdzie taniej niż trener Gino. Bravo.
nawet jakby się teraz poszedł powiesić to nie byłbym w stanie powiedzieć że odszedł z honorem, ten gość powinien wylecieć za granicę Kielc na kopach, grabarz kieleckiego futbolu, jak dla mnie to on nawet ulotek w klubie nie powinien rozdawać i mieć sądowy zakaz zbliżania się do województwa świętokrzyskiego na 50 km
To się okaże gdzie doprowadzi. Bynajmniej Korona nie skończy tak jak Polonia Warszawa, Ruch czy Widzew. Środki na 1 ligę będą a może i na awans, właściciel, miasto i Suzuki. Takie catarzis jest czasami potrzebne, nie ma tego złego ci by na dobre nie wyszło oczywiście lepiej bez p. Zajączka. Prezesem powinien zostać p. Paprocki a Zajączek lepiej niech Ruch Chorzów przywraca do żywych…
Zwolnienie Letierego było początkiem końca. Korona zawsze miała rzemieślników w składzie. Jednak co sezon robił z nich drużynę. Jakoś po złym, beznadziejnym Gino nikt już tego nie ogarnął. Tyle lat mieć trenera i go tak pogonić…. Cóż już wtedy wiedziałem że korona poleci. Kara
Gdzie można obstawić, że za ten artykuł będzie proces karny?
Co tu taka cisza o ryżym wuju co Polakom ubliża
Twoj stary nikogo nie interesuje
Jak masz .uj do powiedzenia to się nie pruj.
Korona mogła się utrzymać a dziś z Arką byłby newralgiczny mecz gdyby nie sędziowie na pewno nie niezależni i niezawiśli w meczach dwóch z Lubinem z Piastem i Górnikiem. Warto przeanalizować ich decyzje w tych meczach. To nie przypadek i pojedyncza sytuacja co nie zmienia faktu, że Korona też sama sobie winna szczególnie pod wodzą taaaakiego prezesa…..
Po wyrzuceniu z klubu Bartoszka już pomyślałem, że Ci ludzie mogą być dla Korony niebezpieczni… Bo co innego mówili a co innego robili. Lecz pomyślałem, że chcą budować po swojemu i ze nowy trener jest potrzebny. Niestety Po wyrzuceniu z klubu Palanki po aferze klapkowej,uświadomiłem sobie, że jeśli wyrzycany jest z klubu najlepszy piłkarz w tamtym okresie to nic dobrego z tego nie będzie. W późniejszym czasie odejścia z klubu np Alomerovicia czy Cvjianowica, czyli jednych z najbardziej wyróżniających sie piłakrzy na których powinno budować się drużyne i o tym w jaki sposób traktowano ich przy „próbie” podpisania kolejnej umowy… Niestety spełnił się mój najgorszy scenariusz. Czyli nie to o czym mówił prezes ze 3-4 lata Korona bedzie chciala grać o Puchary a ze za 3-4 lata Nikt już o Koronie w Ekstraklasie nie bedzie pamiętał 🙁
No i się pospieszyliście bo chłop leci po bandzie w C+ teraz…
osobiście się niezgadzam z tym stronniczym i piętnującym artykułem
tylko lechia.
Nie mam nic do klubu Korona Kielce,ale przez osoby które ją tworzą mogę tylko napisać uffff,dobrze że już ich w Ekstraklasie nie będzie.Korona w ostatnich latach uosabia wszystko to co w Polskiej piłce złe. Swoją drogą zastanawia mnie o ile grono osób się na Koronie wzbogaciło?Myślę że tam wałki finansowe szły w grube miliony.
Miśkiewicz, Pacinda, Radin, Petrak, Gnjatic – nie można powiedzieć, że to nieudane transfery. Każdy z nich był przydatny.
Lettieri był bardzo dobrym trenerem. Trener jest od robienia punktów, a nie bycia kumplem dziennikarzy i piłkarzy. Z pismakami nie musi gadać, a piłkarzy powinien trzymać na dystans i za mordy. Nie może być tak, że piłkarzy pyskują i fikają. Chętnie widziałbym Gino znów w ekstraklasie.
Zając miał niewielki budżet i niewielkie pole manewru przy wyborze zawodników. Nie mając kasy jest duże ryzyko wpadki transferowej. Tutaj na jeden dobry transfer przypadał jeden zly. To nie taki zły wynik. Po transferach widać, że prezes chciał oszczędzać. Nie zawsze to wychodzilo, szczególnie po odejściu Burdenskiego. Gdy właściciel interesował się klubem, było nieźle. Od czasów Hundsdorfera zaczęło się psuć.
Pozbycie się rzecznika i tego Siejaka było konieczne. Wszystko wskazuje na to, że chcieli oni ugrać na Koronie jak najwięcej dla siebie. Takie przypadki należy eliminować.
Po piłkarzy z Clj jakoś nie ustawia się kolejka chętnych. Te rozgrywki nie mają żadnego poziomu i znaczenia. Jeśli przebija się z nich 1% zawodników to cud. Gdyby młodzi Koroniarze byli tacy super to bez problemu znaleźli by kluby. Wszystko wskazuje na to, że są słabi.
Prezes Zając ma złą prasę bo nie przepada za dziennikarzami. Prezes klubu nie jest od tego by siedzieć w mediach i szczerzyć się do dziennikarzy. Ma swoją robotę. Aktywność medialna, na takim stanowisku, bardziej szkodzi niż pomaga.
Podsumowując: Zając nie jest złym prezesem. Mógłby kilka rzeczy zrobić lepiej, ale patrząc na warunki w jakich działa, robił co mógł. Inne byłoby na niego spojrzenie gdyby był przyjacielem dzieniikarzy.
Panie Prezesie!
Wielki przyjacielu pilkarzy, trenerow, sponsorow (nawet prezes Suzuki, najwiekszego sponsora Korony w wywiadzie potwierdza, ze jest w stalym kontakcie z trenerem !!! Korony), kibicow i ofiaro dziennikarzyn. Wielki znawco rynku transferowego, zarzadzania, negecjacji i PR!
Zloz Pan dymisje i idz Pan w pizdu i wstydu oszczedz.
Ha tfu
https://zrzutka.pl/z/zajacout
Jakie to inne firmy motoryzacyjne blokowaly wejscie suzuki? Troche poniosło autora….
Parodia westernu. Tylko Klubu Szkoda
Wielce prawdopodobne, że liga już od tego sezonu będzie powiększona i Arka oraz Korona pozostaną. Nawet jeśli nie to od następnego sezonu na pewno i wówczas te kluby też raczej wejdą bez problemu bo wejdą 3. Widziałbym jeszcze z nimi ŁKS bo te 3 kluby to nie jakieś wynalazki bez stadionu np.