Nie trzeba było czekać do końca weekendu. Ba, nawet 24 godziny nie minęły, od kiedy oficjalnie nowym właścicielem Arki Gdynia został Michał Kołakowski, by w klubie padła decyzja o zmianie trenera. Krzysztof Sobieraj na swój samodzielny debiut na ławce musi poczekać, w Arce nadchodzi bowiem Mamrot time.
W zasadzie od momentu odejścia z Jagiellonii jasnym stało się, że Ireneusz Mamrot raczej prędzej niż później wróci na karuzelę trenerską. Dwa i pół roku w Jadze pozwoliło mu zbudować naprawdę mocną pozycję w polskiej piłce. Wicemistrzostwo kraju w premierowym sezonie, wyrzucenie za burtę Ligi Europy portugalskiego Rio Ave, odpadnięcie bez wstydu z Gentem. I, może nawet przede wszystkim, wejście w buty Michała Probierza, co mogło się dla trenera wyciągniętego z Chrobrego Głogów wydawać zadaniem niewykonalnym. Nie w Białymstoku, gdzie Probierz jest uwielbiany. Gdzie, mimo słabych wyników, wywieszano transparenty o „100% zaufania” i gdzie był żegnany wielką sektorówką na jego cześć.
Wydawało się, że Jagiellonia w Mamrocie miała trenera na lata, że jeśli miałby odejść, to raczej dlatego, że pojawiła się lepsza oferta niż dlatego, że zostanie wywalony na bruk. W drugim sezonie jednak rozminął się z pucharami o milimetry – w lidze o punkt, w Pucharze Polski o bramkę Artura Sobiecha. W trzecim Jagiellonia była jak jo-jo. Raz góra, raz dół. Raz wygrana w dobrym stylu, raz niewytłumaczalna porażka. Mamrot usłyszał, że zespołowi brakuje stabilizacji, postawiono na opcję bułgarską – Iwajło Petewa.
Teraz Mamrot chwyta za stery, co tu dużo mówić, ekscytującego projektu. Zadanie na dzień dobry ma niezwykle trudne, bo by móc w kolejnym sezonie walczyć o wyższe cele przy wsparciu nowego prezesa, trzeba najpierw się w ekstraklasie utrzymać. Nie dostanie okienka transferowego, by uzupełnić skład, trzeba się będzie za to mierzyć z okolicznościami, jakich w swojej trenerskiej karierze nie spotkał ani on, ani żaden z rywali.
Cel? Przygotować zespół do gry o punkty po długiej przerwie, gdy nie można było nawet normalnie trenować.
Wykrzesać z zawodników Arki ogień, który ze względu na sytuację właścicielską, w zasadzie już dogasał.
Michał Nalepa mówił nam nie dalej jak trzy dni temu: — Tracę wiarę. Z prostej przyczyny – od stycznia czy lutego przekazuje się nam, że będzie nowy właściciel, pensje. A mamy szósty maja i nic się nie zmieniło. Moja wiara i nadzieja dużo na tym traci. Jeżeli by się pojawił nowy właściciel i mielibyśmy grać, to jeszcze wierzę w tę drużynę, że bylibyśmy w stanie odrobić te punkty. Im dłużej to będzie jednak trwało, tym zawodnicy będą jeszcze gorzej nastawienie do tej całej sytuacji.
Nowy właściciel jest, nadzieja może więc wrócić. Z takim wyzwaniem Mamrot w swojej karierze jeszcze się nie mierzył. Jeśli podoła, niewątpliwie w jego CV pojawi się kolejny certyfikat trenerskiej jakości, kto wie, czy nie donioślejszy nawet niż ten związany z udanym zastąpieniem w Białymstoku Michała Probierza.
fot. FotoPyK