W tym tygodniu gruchnęła informacja, że Francja kończy sezon, że jest pozamiatane. I teraz wyobrażamy sobie Tadeusza Sznuka mówiącego: “Otóż nie”. A przynajmniej sytuacja nie jest tak oczywista. Wszyscy w środowisku zostali zaskoczeni posunięciem władz, a ich decyzja w swoich konsekwencjach, nie musi być wcale tak jednoznaczna. Plany dogrania sezonu cały czas powstają. O francuskiej rzeczywistości opowiada znawca tamtych realiów, Wojciech Adamczak.
***
Jak wielkim zaskoczeniem dla środowiska piłkarskiego we Francji była decyzja premiera?
Wojciech Adamczak: – Wielkim. Do teraz komentarze ze wszystkich stron dopływają takie, że w sumie… nic nie wiadomo. Jest jeden wielki dezinformujący szum. Nikt nic nie wie. Na pewno ta decyzja nie była przygotowana, skonsultowana ze środowiskiem piłkarskim. Przykaz odgórny i koniec, teraz władze piłkarskie mają zagwozdkę: co z tym można zrobić? Fakty są takie, że nie wolno do końca sierpnia organizować imprez większych niż na 5000 ludzi, ale od 11 maja można wrócić do treningów sportowych – choć oczywiście z obostrzeniami – co wynika z całościowego odmrażania sportu. Z tym, że tu też jest chaos – tenisiści wiedzą, że wracają za chwilę do treningów, ale nie wiedzą kiedy rozpoczną im się jakiekolwiek rozgrywki. Stan Wawrinka powiedział L’Équipe, że możliwe iż nie będzie żadnych turniejów w tym roku.
Nawet federacja była tym zaskoczona?
Na to wygląda. Prezes francuskiej federacji Noel Le Graët powiedział dosyć jasno, że to koniec sezonu, ale nie brakuje głosów, że tu nieco przekroczył swoje kompetencje. Na przykład Raymond Domenech, który dzisiaj jest szefem związku trenerów, stwierdził, że nie wiadomo, czy piłka nie wróci w lipcu bo… to nie premier decyduje kiedy kończy się liga. Pomysłów na rozwiązanie sytuacji jest masę. Jest pomysł, żeby zakończyć teraz, jest taka opcja, żeby uznać za wiążące wyniki z ostatniej pełnej rozegranej kolejki, ale i tu są komplikacje, bo następna po niej została rozegrana cała tylko bez meczu PSG, więc może wziąć za wiążący współczynnik punktowy… Niektórzy mówią, żeby dograć sezon we wrześniu. Nawet jeśli uznać, że sezon jest zakończony, to nie wiadomo, czy wyniki zostaną zachowane, czy cały sezon będzie anulowany. Jest daleko od klarowności, od zamknięcia tematu.
Jaki był plan dla francuskiej piłki przed decyzją premiera?
Wydawało się, że podobny do polskiego – powrót do treningów 11 maja, a 17 czerwca powrót do gry przy zamkniętych trybunach. No ale potem stało się co się stało. To trochę zamieszanie jak z Rolandem Garrosem zaraz na początku kryzysu. Wtedy też władze turnieju bez zbędnych dyskusji z innymi podmiotami stwierdziły: dla nas żaden problem, zagramy sobie we wrześniu. Możliwe, że jednak będą musieli się z tego wycofać, bo rozgrywanie kolejnego wielkiego turnieju tydzień po US Open nie ma większego sensu.
Powiedziałeś, że ograniczenie liczby osób na imprezie wynosi 5000 osób – przecież to aż nadto, by rozegrać mecz. I zarazem mówisz, że piłkarze dostali pozwolenie na treningi, a nie mają pozwolenia na grę… Dla mnie są tu jakieś braki w logice, braki w konsekwencji.
Dlatego wprost z decyzji premiera nie wynika, że nie będzie można grać – a przynajmniej tak to wielu interpretuje i wciąż szuka możliwej ścieżki, meczów przy pustych trybunach, sezonu dogranego później. Decyzja zapadła głośna, ale zarazem bez szczegółów.
Jak do tego wszystkiego odnosi się francuski Canal+, ważny gracz w finansowej rozgrywce?
Ostatnio Canal+ i BeIn Sports dogadały się z klubami odnośnie zapłacenia pewnej części kwietniowej transzy. W komunikacie zaznaczono, że liczą na wznowienie rozgrywek, więc z wypłaceniem ostatniej części pieniędzy mogą być spore problemy. BeIn powinien za to wypłacić około 30 milionów za prawa do Ligue 1 za granicą, przede wszystkim w krajach arabskich. Z tym też jest śmieszna sprawa, bo prezesem BeIn Sports jest Nasser Al-Khelaifi, czyli jednocześnie prezes PSG. Francuzi się podśmiewali, była taka karykatura, na której Al-Khelaifi przed lustrem negocjuje ze sobą czy zapłacić czy nie zapłacić. Aczkolwiek to może być dla klubów korzystne – Al-Khelaifi zapłaci, żeby na chwilę zapomniano o konflikcie interesów z nim związanym, to mogłoby trochę ocieplić jego wizerunek.
Gdyby zakończyć sezon teraz, kto byłby najbardziej pokrzywdzony, a kto najbardziej by zyskał? Jakie jest ogółem stanowisko klubów?
Każdy zajmuje takie stanowisko, jakie mu pasuje. Aczkolwiek te stanowiska nie są jakoś bardzo sztywne.
Jeśli chodzi o zamieszanie z kolejkami, o którym wspomniałem. PSG ten jeden mecz nic by nie zmienił. Ale od tego, którą kolejkę uznamy za ostatnią, wiążącą, zależy awans do Ligi Europy różnych drużyn, bo jest tam bardzo ciasno. Jest kwestia finału Pucharu Ligi i Pucharu Francji, które także są premiowane pucharami. W jednym finale PSG gra z Lyonem, w drugim PSG z Saint Etienne. Podobnie jak w Polsce, przegrany finalista do pucharów nie wchodzi, ale ta szansa im przepada. Jest wniosek, by anulować w tym sezonie te promocje przez puchary krajowe, a dać szansę w Europie klubom z dalszych miejsc ligowych… Wszystko jest bardzo płynne.
Postacią, która mówi jak zwykle najwięcej, jest Jean-Michel Aulas, prezes Lyonu. Zaraz na początku lockdownu proponował, by w kontekście pucharów uznać tabele z zeszłego sezonu, gdzie całkiem przypadkowo Lyon jest drugi, a więc ma Ligę Mistrzów. Z tego się wycofał, bo wyczuł, że nie przejdzie, więc teraz mocno lobbuje za dograniem sezonu, bo wierzy, że Lyon się wykaraska ze środka tabeli. Ostatnio zaproponował granie w sierpniu play-offów, tak w górnej, jak i dolnej połowie tabeli. Prezes Nicei proponował, by grać do końca roku spokojnie, a potem nowy, przyspieszony sezon. Najbardziej oryginalny projekt przedstawił Gerard Lopez. Szef Lille przedstawił obszerny dokument, w którym uzasadnia, że powinno się wziąć pod uwagę tabele z ostatnich 10 kolejek. Miałoby to zredukować nierówności związane z różną liczbą meczów rozegranych u siebie raz z tym, że np. Lille musiało się już dwukrotnie mierzyć z PSG. I dziwnym trafem jest to jedyny scenariusz, w którym jego klub awansuje do Ligi Mistrzów.
Oczywiste są też przepychanki na linii Lyon-Marsylia, gdzie Marsylia jest obecnie druga… Choć ona ma dość bezpieczną przewagę punktową, nawet dogranie sezonu nie powinno dla niej skutkować stratą miejsca w Lidze Mistrzów. Ale zarazem nikt nie cierpi na braku gry bardziej niż Marsylia, bo jej sytuacja finansowa jest słaba, mają najlepszą frekwencję w kraju, co przekłada się na przychód z dnia meczowego. Liczyli też, że latem drogo sprzedadzą niektórych zawodników, a pewnie teraz przy kryzysie kluby nie będą rozrzutne…
A jak jest jeśli chodzi o spadki i awanse?
Był projekt, aby nie spadał nikt, na czym zyskałaby Tuluza, która rozgrywa katastrofalny sezon i nie utrzymałaby się w sportowej rywalizacji. Teraz częściej mówi się, aby dwie drużyny spadały, a dwie awansowały. Choć różnice w Ligue 2 są nieduże, więc kolejny kłopot, ale taki jest obecnie pomysł.
Problem jest innej natury – w przyszłym sezonie w życie wchodzą nowe prawa telewizyjne, znacznie większe niż do tej pory, wartości powyżej miliarda euro. Spadek w tym sezonie będzie wyjątkowo dotkliwy. Natomiast kluby, które zostaną, czeka duży zastrzyk. To powoduje też, że kluby wolą się skupić, by rozegrać przyszły sezon zgodnie z planem i bez problemu otrzymać tę znacznie większą kwotę. Wtedy łatwiej przełkną ewentualne braki z tego sezonu.
Jest jeszcze kwestia europejskich pucharów, w których wciąż są przecież Lyon i PSG.
Tak, to byłoby bardzo dziwne, gdyby nikt we Francji nie mógł grać, był odgórny zakaz, a tutaj jednak odbywają się mecze Lyonu i PSG przy zamkniętych trybunach. Kompromis jest tylko w jednym: piłkarze, prezesi i trenerzy są zgodni, że odroczono wznowienie rozgrywek. Dante, kapitan Nicei mówił, że gdyby kazano im grać w kryzysie, zostaliby potraktowani jak marionetki. Uważa też, że testy czy maseczki nie powinny teraz trafić do piłkarzy, tylko do osób, które pilniej ich potrzebują.
LM
Śledź Wojtka Adamczaka na Twitterze