Nie zaskoczymy was stwierdzeniem, że Korona Kielce jest w tym sezonie jednym z głównych kandydatów do spadku. Wydarzeniem byłoby już to, gdyby o utrzymanie nie musiała bić się do ostatniej kolejki. Na razie wciąż wiele wskazuje, że nie będzie musiała, bo po prostu zleci wcześniej, a Mietek nie zostanie zmuszony do spożycia dzbanka w trakcie transmisji Ligi Minus. Zastanawiamy się, co w ogóle może przemawiać za tym, że scenariusz na mecie sezonu może być inny, a żołądek naszego prowadzącego będzie miał problem.
Niełatwo tu o argumenty, ale po solidnym namyśle kilka znaleźliśmy.
Bo udawało się zawsze
Korona od kilku lat przesuwa granicę absurdu i jak dotąd bez wielkiego stresu pozostawała bezkarna, a bywały nawet sezony, w których przez moment mogła się wkręcić do rywalizacji o europejskie puchary. Najpierw bardzo dobry wynik wykręcił z nią Maciej Bartoszek, później całkiem niezłe okresy miewał Gino Lettieri. Wszystko jednak pieprznęło na początku tego sezonu i doszło do zwolnienia niemieckiego Włocha. Zespół wystartował wyjątkowo słabo i do dziś się nie pozbierał.
Bo ciągle jest tam kilku dobrych piłkarzy
Wiemy, brzmi szokująco, ale naprawdę tak jest. Adnan Kovacević ogólnie trzyma fason, a w ostatnich tygodniach zaczął występować w reprezentacji Bośni i Hercegowiny, co ma swoją wymowę. I nawet samobój z Grecją tego nie zmienia. Ivan Marquez to mimo wszystko również w miarę solidny ligowy stoper. Jakub Żubrowski wciąż ma przed sobą ciekawszą przyszłość niż pchanie karuzeli. Matej Pućko już niejeden raz pokazywał klasę na ekstraklasowych boiskach, choć ewidentnie musi się przebudzić. Marcinowi Cebuli niezmiennie brakuje liczb, ale raz na miesiąc uda się zagrać nieco ponad standard. Michal Papadopulos to całkiem uznana marka na naszych boiskach, nie wierzymy, by jeszcze nie zaskoczył i poprzestał na średniej jeden gol na 6,5 występu.
Jeżeli cała ta zgraja odpali w podobnym czasie, kielczanie będą w stanie wygrywać nie tylko od święta.
Bo ktoś z letniego zaciągu musi odpalić
No mimo wszystko nie wierzymy, żeby z napchanego wagonu, który przed sezonem zajechał do Kielc absolutnie nikt się nie nadawał. To już byłby jakiś antyrekord świata. Ktoś tam musi być predysponowany do w miarę prostego kopania piłki. Ok, w zasadzie to już sprawdza się bramkarz Marek Kozioł. Z obcokrajowców jak dotąd chyba najmniej swoją grą straszy Milan Radin, on daje cień nadziei, że w dłuższej perspektywie będzie wzmocnieniem. Może w końcu Erik Pacinda potwierdzi, że nie po znajomości jeszcze niedawno zakładał koszulkę Viktorii Pilzno. Może Michał Żyro nawiąże wreszcie do najlepszych czasów, gdy w barwach Legii radził sobie obrońcami Celtiku, a w Wolverhampton znakomicie zaczynał, odbierając gratulacje od takich gości jak Conor Coady czy Matt Doherty. Może ten Andres “ojojoj” Lioi pokaże coś więcej niż sporadyczne błyski.
[etoto league=”pol”]
Bo defensywa jest lepsza
Korona często atakuje przeciwnika pistoletem na wodę, ma zdecydowanie najgorszy atak w lidze (7 goli, następna Wisła Kraków 14), ale przynajmniej unormowała się sytuacja w tyłach. Złocisto-krwiści w meczach z Zagłębiem Lubin i Lechem Poznań zachowali czyste konto, a w dwóch wcześniejszych spotkaniach (Piast Gliwice, Wisła Płock) tracili po jednym golu. Mirosław Smyła nie znalazł jeszcze recepty na niemoc z przodu, najwyraźniej jednak poukładał podstawy. Korona przynajmniej umie teraz przeszkadzać i biegać przez pełne 90 minut. My, widzowie, cierpimy, wynikowo za to jakiś progres widać.
***
Chcieliśmy dopisać coś jeszcze i nic więcej nie wymyśliliśmy. Lista argumentów jest zatem wyjątkowo krótka. Zmartwień z kolei dużo więcej. Na przykład takie, że zespół nie tylko nie umie strzelać goli normalnie, ale nie potrafi tego robić nawet z kluczowego elementu dla wielu ekstraklasowiczów, czyli stałych fragmentów gry. Korona po piętnastu kolejkach jako jedyna obok… Lechii Gdańsk ani razu nie trafiła do siatki z rzutu rożnego oraz strzale bądź dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Natomiast ze stałych fragmentów już siedem bramek straciła, co może być wodą na młyn dla Rakowa. Beniaminek w ten sposób świętował już osiem goli. Piłkarze Marka Papszuna mają się za co sobotniemu rywalowi rewanżować, są w “elitarnym” gronie tych, których kielczanie w tym sezonie pokonali. Tomas Petrasek przyznawał, że on i koledzy na inaugurację po prostu nie podołali mentalnie, byli spięci i niepewni, fatalnie czuli się na boisku. Tym razem debiutancka trema odpada.
Terminarz do końca roku potem nie rozpieszcza: Legia na wyjeździe, domowe mecze z Arką i Cracovią, a na koniec wizyta w Szczecinie. Starcie z Rakowem jest dla Korony absolutnie kluczowe.
Fot. Newspix.pl