Nie licząc zawodników Rakowa Częstochowa i ŁKS-u Łódź, którzy awans do Ekstraklasy wywalczyli na boisku wraz ze swoimi drużynami, w letnim okienku pierwszą ligę na najwyższą klasę rozgrywkową zamieniło, włącznie z powrotami z wypożyczeń, blisko trzydziestu zawodników. Co prawda prędzej znajdziemy stówkę na ulicy niż nową gwiazdę ligi w tym gronie, ale kilka przykładów potwierdza (w zasadzie jak co okienko), że czasami lepiej poszukać gracza na zapleczu niż na przykład na Bałkanach czy innej Słowacji. Nie jest to proste, bo gdyby było, to trenerzy, dyrektorzy sportowi i skauci nie robili nic innego, tylko zawyżali frekwencję na pierwszoligowych stadionach, ale na pewno warto próbować. Dlatego my też postanowiliśmy przygotować listę graczy, których chętnie zobaczylibyśmy wyżej.
Przy jej tworzeniu trochę pogadaliśmy z ludźmi, którzy pierwszoligowe batalie śledzą z bliska i bardzo dokładnie, więc obok pewniaków pojawią się też nazwiska, które powinny być dla was zaskoczeniem. Zanim zaczniemy, musimy wam jeszcze wyjaśnić, że chodziło nam o szeroko rozumiany powiew świeżości. Co to znaczy? Polecimy przykładami. Karol Danielak obecnie dużo i efektownie strzela w Podbeskidziu Bielsko-Biała, ale skoro miał już dwie szanse, by przebić się w Ekstraklasie, a nie udało się zarówno w Pogoni, jak i w Arce, to chyba lepiej sobie darować. Mateusz Kupczak naprawdę fajnie wygląda w Warcie Poznań, ale skoro nie przekonał nas do siebie w ciągu swoich dotychczasowych 113 występów w lidze, to chyba raczej już tego nie zrobi. Grzegorz Lech w dalszym ciągu wyróżnia się w Stomilu Olsztyn i naprawdę potrafimy sobie wyobrazić, że z nim w składzie na przykład Korona gra lepiej, ale skoro ma już 36 lat, to ta lista nie jest dla niego.
Jasne? Sama obecność Ekstraklasy w życiorysie nikogo jeszcze nie dyskwalifikuje, ale nie chcemy ciągle kisić się we własnym sosie, więc pora się rozejrzeć.
OMRAN HAYDARY (21 lat, Olimpia Grudziądz)
Z miejsca trafił na nagłówki, bo ściągnięcie reprezentanta Afganistanu do pierwszej ligi to jednak niecodzienna sprawa. Co prawda Haydary w swojej kadrze zagrał wtedy tylko raz (po raz drugi zrobił to już jako piłkarz Olimpii), w dodatku urodził się i wychował w Holandii, ale i tak już na wejściu czymś się wyróżnił. Coś jak bratanek Seedorfa, który trafił do Zagłębia Sosnowiec. Kluczowe jest to, że dziś o Haydarym dalej się mówi, ale teraz już ze względu na jego bardzo dobrą i skuteczną grę.
Do ligi ten niewielki, ale bardzo sprytny napastnik wszedł z buta, na dzień dobry zapakował hat-tricka Chrobremu Głogów. Do końca sierpnia strzelił jeszcze trzy bramki i zaliczył asystę – nic więc dziwnego, że szybko zainteresował się nim klub z Ekstraklasy. Ostatecznie jeszcze udało się go przekonać, by ekspresowo nie wyprowadzał się do Zagłębia Lubin, ale w związku z klauzulą w kontrakcie, zimą pewnie będzie o to już zdecydowanie trudniej.
Obecnie napastnik Olimpii ma na koncie dziesięć trafień i dwie asysty. Można zakładać, że już jesienią wykręci wynik, który dałby mu w zeszłym sezonie koronę króla strzelców (12 goli), a kto wie, może również dobije do króla sprzed dwóch lat (16 bramek).
BARTOSZ NOWAK (26 lat, Stal Mielec)
To już stały bywalec takich list. W poprzednim sezonie nie udało się rozgrywającemu Stali awansować do Ekstraklasy razem z klubem z Mielca, ale wydawało się, że indywidualnie musi znaleźć się w czymś, co czasami szumnie nazywamy elitą. Wiemy, że interesowały nim przynajmniej cztery kluby z Ekstraklasy (wszystkie z dolnej połówki tabeli, najbardziej “nagrzany” był bodaj Górnik Zabrze), ale odstraszyło je to, że trzeba było zapłacić zawartą w kontrakcie klauzulę. Szczegółów nie znamy, ale podobno najniższa nie jest.
Może ktoś się skusi zimą – tym bardziej że Nowak, którego ekstraklasowe doświadczenie ogranicza się do 17 meczów w Ruchu, gdy klub z Chorzowa spadał z ligi, utrzymuje dobrą formę. Poprzedni sezon skończył z double-double, gdy mówimy o golach i asystach, teraz jest na najlepszej drodze, by powtórzyć ten wynik (5 goli i 4 asysty). Wczoraj nieźle wypadł na tle Pogoni Szczecin i naszym zdaniem nawet niekoniecznie musi trafić do średniaka lub słabszej ligowej ekipy. Oczywiście pewnych rzeczy nie przeskoczy, mówimy głównie o dynamice, ale gdy popatrzymy na przykład na Filipa Starzyńskiego, nie widzimy, by Zagłębie Lubin jakoś szczególnie narzekało.
RAFAŁ MAKOWSKI (23 lata, Radomiak Radom)
Trochę ciągnie się za nim łatka gościa, który na początku poprzedniego sezonu przestraszył się rywalizacji z Piotrem Polczakiem i czmychnął z ekstraklasowego Sosnowca do drugiej ligi w Radomiu (aż kusi, żeby żartować z doboru miast, ale będziemy twardzi!). Jednak ciągle może okazać się, że wybranie okrężnej drogi wyjdzie byłemu piłkarzowi Legii (mistrz Polski i zdobywca Pucharu Polski w sezonie 2015/16!) na dobre. Jego byłego pracodawcy już w Ekstraklasie nie ma i w tym sezonie raczej do niej nie wróci, a Makowski wraz z Radomiakiem lideruje rozgrywkom.
Z perspektywy piłkarza ważniejsze jest jednak to, że Dariusz Banasik (trener, który zna go jeszcze z Legii) uczynił z niego kluczową postać środka pola. I to ustawioną wyżej, co przy tych warunkach fizycznych nie jest oczywiste. Wcześniej był to trochę stoper, trochę defensywy pomocnik, a okazało się, że bardzo fajnie wypada, gdy dostaje do ręki kierownicę. Na razie brakuje mu tylko liczb (2 gole i 1 asysta), ale na poziomie drugoligowym pokazywał, że nie ma większych problemów z ich notowaniem (11 goli i 5 asyst). Powinny z czasem przyjść.
ROBERT JANICKI (22 lata, Warta Poznań)
Nie z tych Janickich. Gdyby urodził się pół roku później, pewnie chciałaby go połowa klubów Ekstraklasy, bo rozwiązałby problem z młodzieżowcem w składzie. Jako piłkarz z rocznika 1997 na specjalne traktowanie liczyć jednak nie może, choć naszym zdaniem głupotą jest zamykanie się na danie szansy Janickiemu właśnie ze względu na wiek.
Nikt nie wie, jak potoczyłby się jego losy, gdy został w Lechu (obok Dawida Kownackiego uchodził za najzdolniejszego w roczniku), ale zapewnia, że wyjazd do Hoffenheim wiele mu dał. Pracował pod okiem samego Juliana Nagelsmanna, trenował na Footbonaucie, zobaczył trochę innego świata. I chce do niego wrócić, bo gdy niedawno rozmawialiśmy, mówił: – Może niektórzy popukają się w czoło, ale w perspektywie czterech-pięciu lat widzę się w Serie A.
Pewność siebie to fajna cecha, ale czy ma podstawy? Na grę w Ekstraklasie papiery ten ofensywny pomocnik posiada na pewno, zobaczymy, jak będzie wyglądał na tle Rymaniaków i Jędrzejczyków. Ostatnio trochę przygasł, cała Warta miała trudniejszy okres, ale 5 goli i 4 asysty na tym etapie sezonu to dobry wynik.
JOAO CRICIUMA (27 lat, Olimpia Grudziądz)
Ostatni gwizdek, by jeszcze zaistnieć. W 2017 roku Criciuma trafił do IV-ligowej Bielawianki Bielawa, a następnie przez dwa sezony regularnie strzelał w III-ligowym Huraganie Morąg (18 i 16 goli, do tego wiele asyst). To zaowocowało przenosinami do beniaminka pierwszej ligi i błyskawicznie okazało się, że nie jest to poziom, który przerasta Brazylijczyka. W barwach Olimpii Grudziądz maczał palce już przy dziewięciu trafieniach w tym sezonie, w całej lidze niewiele jest lepszych w tych względzie. Siłą rzeczy jest trochę w cieniu Haydary’ego, ale niekoniecznie dzieli ich przepaść. Bywa bardzo efektowny, jego gol z Miedzią, przyjęcie piłki prawą nogą i błyskawiczna bomba lewą po samych widłach sprzed pola karnego, będzie kandydował do miana bramki sezonu.
DAMIAN TRONT (25 lat, GKS Jastrzębie)
Nasze zdanie (choć na pewno nie tylko nasze) – największą głupotą jest sprowadzanie z innych krajów do Ekstraklasy typowych przecinaków do środka pola. Wyspecjalizowała się w tym Korona Kielce, która tylko w ostatnich latach ściągnęła do siebie koło dziesięciu paździerzowych pomocników (od Burdenskiego, przez Fertovsa, po Petraka), ale w innych klubach też lubią tracić na takich gości czas i pieniądze. Wydaje nam się, że zawodników, którzy daliby radę akurat na tej pozycji, w niższych ligach mamy pod dostatkiem. Damian Tront to chyba bardzo dobry przykład takiego piłkarza.
Jego GKS Jastrzębie już w drugim sezonie z rzędu daje radę w I lidze, choć potentatem na tym poziomie nie jest, a w tym, że gra zespołu jest bardzo poukładana, spora zasługa właśnie Tronta. Często gra na pograniczu faulu, ale bierze się z tego solidna liczba odbiorów, pod tym względem to czołówka poprzedniego sezonu na zapleczu Ekstraklasy. W tym 25-latek dorzuca też bramki (ma koncie już cztery, dwa z rzutów karnych), a to tylko dodatkowy atut.
MATEUSZ MARZEC (25 lat, GKS Bełchatów)
Małapanew Ozimek to klub, który chwali się (i słusznie!) tym, że wychował pięciu reprezentantów Polski (Sobota, Olkowski, Brejza, Adamiec, Ledwoń), ale do tego dochodzą też piłkarze, którzy może i koszulki z orzełkiem nigdy nie założą, ale na przyzwoity poziom wskoczyli. Chodzi nam między innymi o Jana Grzesika z ŁKS-u czy jego rówieśnika – Mateusza Marca, który w wieku 25 lat wyrósł na odkrycie pierwszoligowych boisk.
Swoje pierwsze podejście do tego poziomu rozgrywkowego spalił, w Odrze Opole w sezonie 17/18 wyglądał mizernie, ale za chwilę ogarnął się w drugoligowej Olimpii Grudziądz. Dziś mogą w ekipie beniaminka żałować, że stracili, a w zasadzie odpalili, takiego grajka na rzecz drużyny, która również wywalczyła awans. GKS Bełchatów ma problem z napastnikiem, ale świetna forma strzelecka Mateusz Marca z drugiej linii (gra na skrzydle lub za plecami dziewiątki) pozwala trochę łagodniej przetrwać te trudne czasy. Marzec zapakował już 8 goli, do tego dołożył jedną asystę. Jego kontrakt obowiązuje tylko do końca bieżącego sezonu, więc przy tej formie raczej niełatwo będzie do zatrzymać.
KAROL NIEMCZYCKI (20 lat, Puszcza Niepołomice)
Jedyny piłkarz z pierwszej ligi powołany przez Czesława Michniewicza na mecze z Rosją i Serbią. Co prawda przy Grabarze i Bułce Niemczycki może zagrać co najwyżej na harmoszce, ale naszym zdaniem to i tak materiał na bardzo solidnego bramkarza. Do pierwszoligowej Puszczy jest wypożyczony z NAC Breda (za sobą ma dwa występy w Eredivisie), wygrał rywalizację z Mateusz Górskim (który do Niepołomic trafił z kolei z juniorów Ajaksu) i wygląda przyzwoicie lub dobrze.
Liczby? W dwunastu występach zachował pięć czystych kont i puścił jedenaście bramek. Broni ze skutecznością na poziomie niecałych 79%. Tak w ramach ciekawostki i dla porównania – z grających regularnie w Ekstraklasie bramkarzy lepiej w tej statystce wypadają tylko Plach, Stipica i Putnocky, podobnie Kuciak i Gliwa. Największe pretensje do 20-latka można by mieć chyba po meczu z Zagłębiem Sosnowiec, gdy najpierw puścił średni strzał z dystansu Piaseckiego, a później bombę Nawotki w róg, w który stał, ale nie były to też żadne wielbłądy.
W kontekście Ekstraklasy dodatkowym atutem byłby też rzecz jasna status młodzieżowca.
DAWID ABRAMOWICZ (28 lat, Radomiak Radom)
Biliśmy się z myślami, czy przypadkiem w kontekście tego zestawienia nie dyskwalifikuje go wiek i fakt, że coś tam już tej Ekstraklasy liznął (bez debiutu zarówno w Śląsku jako szczyl, jak i na początku sezonu 15/16 w Bruk-Becie), ale szalę przechyliło to, że gra na bardzo newralgicznej pozycji. Lewymi obrońcami polska piłka zdecydowanie nie stoi, szczerze mówiąc rozważaliśmy nawet wrzucenie do tego zestawienia 31-letniego Krystiana Getingera, który wyróżnia się szczególnie w grze do przodu. Ten sezon należy jednak do skrajnego obrońcy Radomiaka Radom.
Również wyróżnia się w grze do przodu, w tym sezonie strzelił już dwa gole i zaliczył dwie asysty, no i wywalczył karnego. Prób miał zdecydowanie więcej, lecz co ważniejsze w obronie też nie zawodzi. Ma zdrowie i serducho do biegania. Do Radomia trafił trochę przypadkowo, ze względu na kontuzję Mateusza Lewandowskiego. W brodę powinni sobie pluć w Tychach, gdzie odpuszczono go na rzecz Kena Kallaste, który wyglądał kompromitująco na starcie sezonu, więc został przyspawany do ławki rezerwowych.
THIAGO (22 lata, Sandecja Nowy Sącz)
Na końcu i ze sporym znakiem zapytania, zastanawialiśmy się, czy nie oddać tego miejsca młodszym Polakom, na przykład Sierackiemu lub Aftyce, w których zdążyliśmy zauważyć fajny potencjał, ale zawodnik Sandecji Nowy Sącz ewidentnie coś w sobie ma. Jeszcze dokładnie nie wiemy co, ale będziemy mu się dalej przy każdej okazji przyglądać, by to ustalić. To na razie tylko kilkanaście meczów, ale już pokazał, że potrafi świetnie przymierzyć, a także zagrać bardzo fajne otwierające podanie, choć przed przyjściem do Sandecji reklamowany był raczej jako defensywny pomocnik.
No właśnie – skąd Brazylijczyk nagle wziął się w Nowym Sączu? U siebie ostatnio grał w Serie D, więc latem przyjechał do Europy, by tu poszukać szczęścia. Występował w zespole złożonym z bezrobotnych piłkarzy i Sandecja wypatrzyła go w trakcie jednego ze sparingów. Następnie trenował z drużyną Tomasza Kafarskiego i najpierw przekonał do siebie szkoleniowca, a następnie obserwatorów pierwszoligowych spotkań. Podobno na razie gra za frytki z keczupem, więc pewnie jest zdeterminowany, by dostać poważny kontrakt.
Fot. 400mm.pl, FotoPyK