Zaskoczyli nas dziś piłkarze Korony i Pogoni. Bardziej oczywiście ci pierwsi, bo wobec nich oczekiwań nie mieliśmy praktycznie żadnych. Spodziewaliśmy wakacyjnego tempa, piłkarskiej plaży, ciągłych przerw na uzupełnienie płynów i co najwyżej kliku błysków formy Frączczaka, a tu masz – całkiem przyzwoite spotkanie. Takie z niezłym tempem, kilkoma składnymi kombinacjami, zwrotami akcji i – przede wszystkim – z magicznymi momentami.
Naprawdę warto to docenić, bo takie sytuacje na polskich boiskach zdarzają się rzadko. Atomowe pociski tego samego typu co strzał Jacka Kiełba obserwujemy tylko raz na kilkadziesiąt spotkań. Janukiewicz mógł jedynie docenić kunszt przeciwnika i bić brawo. Przewrotka Adama Frączczaka? To już w ogóle pokaz sprawności fizycznej, który w naszej piłce praktycznie nie występuje. Chyba, że mówimy o kurortach nadmorskich, gorącym piasku i piłce plażowej. Naprawdę szkoda, że gdzieś na linii zapodział się Cerniauskas.
Oczywiście zbyt przyzwoicie być nie mogło, mówimy przecież o Ekstraklasie, tak więc baboli również nie zabrakło. W rolę czarnych charakterów, psujących odbiór widowiska, wystąpili (jakże by inaczej) bramkarze. Trzeba sobie jasno powiedzieć, Janukiewicz to solidny zawodnik, ale dziś powinien przeprosić kolegów w szatni. Podobnie Cerniauskas – trzy punkty nie zostały w Kielcach przez jego błąd. Uderzenie Rogalskiego było dobre, ale zmierzało w kierunku rogu bramki, za który odpowiedzialność ponosił Litwin.
Aż dziw bierze, że nazwa „Brazuca” padała dziś w transmisji tak rzadko.
Zastanawialiśmy się przed meczem, co zrobi Dariusz Wdowczyk. Wrócił Marcin Robak, a w dobrej dyspozycji byli przecież Zwoliński i Frączczak. Czy znajdzie się miejsce w składzie dla całej trójki? Czy to nie za dużo grzybów w barszczu? Jak się dziś okazało – za dużo. Pogoń miała z przodu dużo kilogramów, centymetrów i siły, a zdecydowanie za mało kreatywności. Proporcje poprawiły się dopiero po wejściu na boisko Jakuba Bąka i Patryka Małeckiego, który robił sporo wiatru na skrzydle.
Korona zdobyła dziś pierwsze bramki, a także pierwsze punkty. Dokładnie jeden, ale od czegoś trzeba zacząć. O ile po meczach z Zawiszą i GKS-em – jako tako – chwalić mogliśmy jedynie Pawła Golańskiego, o tyle dziś kilku piłkarzy dostosowało się do jego poziomu. Bohaterem drugiego planu był Marković, bardzo aktywny był Kiełb, nawet Janota miewał momenty. Niestety tylko na boisku, bo zaraz po zejściu z murawy udzielił kuriozalnego wywiadu, w którym oskarżył sędziów o to, że ukradli mu trzy punkty. Według pomocnika Korony w ogóle nie powinno dojść do stałych fragmentów gry, po których padały bramki dla Portowców. „Piłka nożna to gra dla dużych chłopców” – podsumował Janota.
Ten sam Janota, który kilka razy był mocnym kandydatem do zawiśnięcia na ścianach „Galerii Padolino”. Gratulacje za złotą myśl.
Koniec końców, nie ma co zwracać uwagi na żale pana piłkarza i remis uznać należy za wynik sprawiedliwy. Jedni i drudzy na ten punkt uczciwie zapracowali.
Fot. FotoPyk