Różne cuda mogli wyprawiać na boisku Łukasz Fabiański i jego koledzy z West Hamu United, ale i tak pewnie nie zdołaliby pokonać doskonale dziś dysponowanego Manchesteru City. “Obywatele” ani na moment nie stracili kontroli nad spotkaniem. To była po prostu bliska perfekcji maszyna. West Ham nie miał najmniejszych szans na zatrzymanie mistrza Anglii. Co więcej, nawet przez chwile nie był tego bliski. W tym meczu nawet delikatnie nie zapachniało niespodzianką.
Ekipa Pepa Guardioli jest nuda i przewidywalna w swojej zdolności do rozjeżdżania słabszych przeciwników. W Premier League coraz częściej zdaje się nie mieć słabych punktów i chwil. Wychodzi na boisko, przez około sześćdziesiąt procent czasu utrzymuje piłkę i kompletuje trzy punkty. Nie inaczej wyglądało to na inaugurację sezonu 2019/20. Styl gry nie zmienił się nawet kosmetycznie. Każde akcja stanowiła bezpośrednią kalkę z minionego sezonu. I to była kalka, z którą West Ham nie potrafił sobie poradzić.
Genialne zawody rozegrał dziś Raheem Sterling, którego szybkość, błyskotliwość i skuteczność pozwoliły skompletować spektakularnego hat-tricka, a także stanowiły kolosalną różnicę w rywalizacji z bardzo przeciętną defensywą drużyny Manuela Pellegirniego, której jedynym jasnym punktem, ale tylko w pierwszej połowie, był Łukasz Fabiański. Polski golkiper popisał się kilkoma przytomnymi interwencjami, choć trzeba przyznać, że wraz z każdą minutą meczu miał, podobnie jak cały zespół, coraz mniej do powiedzenia przy kolejnych brawurowych akcjach rywala.
Długo najsłabszym ogniwem Manchesteru City był debiutujący w Premier League, Rodri, którego chyba trochę zjadła trema, bo w jego ruchach brakowało naturalnej płynności, ale to prawdopodobnie błąd systemu, który Pep Guardiola przewidział, wystawiając swojego rodaka w pierwszym składzie. Rodri z każdym kolejnym meczem powinien coraz lepiej komponować się w mistrzowską układankę The Citizens.
West Ham na tle silniejszego rywala nie miał za wielu argumentów. Oskrzydlające akcje Andersona szybko zostały oczytane i odcięte, kupiony za ponad trzydzieści milionów, Sebastian Haller nie mógł poradzić sobie z dobrze funkcjonującym duetem Laporte – Stones, a środek pola nie był w stanie wykreować żadnej sensownej akcji, wobec wybitnych rywali w czarnych koszulkach. Skończyło się na wysokim i całkowicie zasłużonym 5:0 dla faworytów. Warto odnotować, że kiedy już wynik meczu był przesądzony, Fabiański swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem sprokurował rzut karny i choć początkowo wydawało się, że odkupi swoje winy, bo pierwszy strzał Sergio Augero obronił, to okazało się, że za wcześnie i zbyt wysoko wyszedł przed linię bramkową, a sędzia po konsultacji VAR nakazał powtórzenie jedenastki. Argentyńczyk drugi raz już się nie pomylił.
W ten sposób Manchester City zaliczył satysfakcjonujący i spodziewany powrót do swojej dominacji w lidze angielskiej, zaś West Ham boleśnie przekonał się o wszystkich swoich słabościach, a Fabiański już na samym starcie ma okropnie prezentującą się statystykę puszczonych goli na koncie.
Manchester City 5-0 West Ham United
25′ Gabriel Jesus, 51′, 75′, 90′ Raheem Sterling, 86′ Sergio Aguero (z karnego)