Stałe fragmenty gry miały być siłą Rakowa Częstochowa, a z pięciu rozegranych bezpośrednio nie oddali nawet strzału na bramkę. Wreszcie mogliśmy też zobaczyć na własne oczy te szalone sprinty Patryka Bryły z ŁKS-u na bramkarza rywali i – co ważne – zmierzyć jak szybko biega. A biega powyżej 34 kilometrów na godzinę. No i mogliśmy zobaczyć na własne oczy, że Dani Ramirez to kozak, któremu koledzy tak ufają, że dwóch środkowym pomocników Lechii łączne nie dostało choćby połowy z liczby podań (84), jaką Hiszpan otrzymał od ełkaesiaków. W sumie byliśmy też ciekawi który z młodzieżowców pokaże, że młodość – jak pisał wieszcz – ma wylatywać nad poziomy. No i pokazał to Kamil Jóźwiak, skrzydłowy ze stuprocentową skutecznością dryblingów.
Wraz ze startem sezonu odpalamy nowy cykl na Weszło. W “Ligowym Liczydle” postaramy się iść z nurtem zmiany sposobu rozmowy o piłce. Sami lubimy ten luźny styl poligowej gadki – wybrać dzbana kolejki, pobawić się w “Po Kolejce” w alkoholowe metafory, poszukać Zdenka Ondraska w klasyfikacji najlepszych strzelców. Ale tu postaramy się weszłowym szlakiem otworzyć furtkę do statystyk i liczb. Czyli pobawić się w analizę za pomocą danych InStata i CyronHego.
Czym w ogóle ten InStat jest? To platforma statystyczna, która zajmuje się zbieraniem i analizowaniem wydarzeń boiskowych. Firma ta wyposaża w takie dane kluby, skautów, menadżerów, analityków – każdego, kto wykupi sobie dostęp do pewnej puli statystyk. To oni liczą, ile udanych podań zaliczył Cornel Rapa, oni sprawdzają ile udanych dryblingów zaliczył Maciej Makuszewski, ile pojedynków wygrał Krzysztof Mączyński, ile strat zaliczył Lukas Haraslin, ile kilometrów przebiegł Taras Romanczuk i tak dalej.
InStat ma też własny algorytm, którzy pewnie niektórzy z was kojarzą, bo czasami się nim posiłkowaliśmy. Zowie się on InStat Index i na podstawie rozmaitych liczb wystawia on piłkarzowi notę – sposób działania algorytmu jest owiany tajemnicą i wiadomo tyle, że dostosowany jest do pozycji zawodnika i siły ligi, wtłacza się do niego szereg danych i wychodzi z tego ocena piłkarza wyrażona matematycznie.
Tyle tytułem wstępu. Teraz konkrety – czyli jak ligowcy wypadli w pierwszej kolejce?
Wybiegany ŁKS
Pamiętacie co mówiło się o Górniku Zabrze w poprzednich sezonach? Może nawet nie w tym przedostatnim, gdzie na stałych fragmentach gry i golach Angulo doturlali się do europejskich pucharów, ale o poprzednim sezonie, gdy mało kto był w stanie ich zabiegać. Zabrzanie swoją grę opierali właśnie na dobrym przygotowaniu fizycznym i zawodnikach, którzy z wydolnością problemu nie mieli. Przez większość sezonu to oni przodowali w klasyfikacji przebiegniętego dystansu, dopiero na finiszu wyzwanie rzuciła im Pogoń Szczecin.
I coś nam się wydaje, że ŁKS może być właśnie takim Górnikiem z poprzedniego sezonu. W pierwszej kolejce tylko jeden zespół złamał granicę pokonania 120 kilometrów i było to właśnie łódzki beniaminek. Druga drużyna w tej klasyfikacji? Raków Częstochowa, 115 kilometrów z małym hakiem na liczniku, podobny wynik osiągnęła też Jagiellonia. Przewaga zatem jest znacząca – zwłaszcza, że bywały w tej kolejce kluby, które zakręciły się w okolicach 107 kilometrów. Czyli trochę tak, jakby ŁKS grał o jednego piłkarza więcej.
Wygląda na to, że tak zespół Kazimierza Moskala musi grać. Wirtuozów tam za wielu nie uświadczymy – to raczej solidni ligowcy noszą fortepian, na którym ma grać Dani Ramirez (o nim za chwilę). Taki Maciej Wolski nie zaimponował nam setką przekładanek czy dośrodkowaniami krzyżakiem, natomiast przebiegł 12,34 km – najwięcej w tej kolejce. Adrian Klimczak – 20 sprintów, w poprzednim sezonie tylko Konrad Wrzesiński utrzymał wyższą średnią sprintów na mecz. Patryk Bryła rozwinął prędkość 34,14 km/h – żaden piłkarz w tej kolejce nie pohasał tak szybko.
Klei się to zatem w logiczną całość – łodzianie zresztą tą intensywnością wyróżniali się już na zapleczu Ekstraklasy, a o tych szalonych sprintach Bryły na bramkarza rywali słyszeliśmy legendy. Ale nie da się grać w piłkę tylko biegając. A od grania – i to przez duże „G” – jest Dani Ramirez. To on wykonał w tym meczu najwięcej celnych podań (75, najwięcej w Lechii Karol Fila – 36), on miał najwięcej podań kluczowy (6, 100% skuteczności), on najczęściej strzelał (osiem prób, trzy celne). Koledzy szukali go wyraźnie – aż 84 podania były skierowane do niego. Dla porównania Lechia do Kubickiego i Łukasika zagrała łącznie 35 razy. Choć wiemy, że wpływ na to miała też czerwona kartka Udovicicia.
Lech bez napastnika nie da rady
Eksperyment z Joao Amaralem na szpicy nie wyszedł Lechowi kompletnie. Zagrać nie mógł Christian Gytkjaer, który dochodzi do formy po tym, jak stracił znaczną cześć okresu przygotowawczego przez uraz palca. Zatem Dariusz Żuraw zastąpił go Portugalczykiem. I o ile Amaral jako wsparcie „dziewiątki” może się sprawdzać (w duecie z Duńczykiem rok temu wyglądał nieźle), o tyle na szpicy został zdemolowany przez obrońców Piasta.
Do Amarala lechici skierowali łącznie ledwie 16 podań (najmniej w zespole, więcej dostał nawet bramkarz van der Hart), on sam uczestniczył w pięciu pojedynkach (najmniej), wygrał jeden (najmniej), do główki wyskoczył ledwie raz (i ją przegrał). Zwłaszcza bolesny musiał być dla niego okres od piętnastej minuty do końca pierwszej połowy, gdy Lech zaczął grać długimi podaniami i Amaral ginął między stoperami rywala.
Znacznie produktywniejszy był od niego Tomczyk, który w siedemnaście minut strzelił tyle samo goli, ile… zaliczył podań. Zaskoczyła nas nieco statystyka dryblingów Kamila Jóźwiaka, który siedmiokrotnie uwikłał się w zwody i ze wszystkich wyszedł zwycięsko – był pod tym względem najlepszy w całej kolejce.
Po samym Lechu widać było powiew świeżości i zalążek zmian w modelu grania. Kolejorz starał się być cierpliwy, większość akcji przechodziła przez parę Rogne-Crnomarković (wykonali najwięcej podań), przeprowadził więcej ataków pozycyjnych od Piasta, częściej też kontratakował. W drugiej połowie posiadał piłkę aż przez 73% czasu gry. Problemem lechitów było jednak stwarzanie sobie sytuacji bramkowych – goście oddali aż 20 strzałów przy siedmiu Piasta, natomiast średnio uderzali z 17,5 metra od bramki Placha (dla porównania – gliwiczanie średnio z 11,7 metra).
Zahukany Raków
Jednym z rozczarowań pierwszej kolejki jest z pewnością Raków Częstochowa, po którym spodziewaliśmy się nowej jakości w Ekstraklasie, a który dał się stłamsić Koronie. Dość powiedzieć, że beniaminek oddał ledwie cztery strzały, jeden celny, a współczynnik spodziewanych goli wyniósł w ich atakach ledwie 0,3 przy 2,27 Korony, zatem tak skromną porażkę zawdzięcza jedynie nieskuteczności gości.
Raków miał częściej piłkę, natomiast nie pokazał tego, co było jego chlubą na zapleczu Ekstraklasy – był kompletnie bezproduktywny i nie wykreował nic po stałych fragmentach gry. Gospodarze przeprowadzili 80 ataków pozycyjnych i tylko jeden zakończył się strzałem (Korona – 57/9). Pięciokrotnie ekipa Marka Papszuna rozgrywała stały fragment bezpośrednio i ani razu nie skończyło się to choćby jakimś niecelnym uderzeniem w stronę bramki Sokoła.
Częstochowianie zamknęli się w klatce bezpiecznego posiadania piłki – trójka stoperów wykonała 46% podań całej drużyny, natomiast kompletnie odcięci od gry byli Musiolik, Kun czy Malinowski. Gospodarze odstawali też pod względem wygranych pojedynków, na co na pewno miał wpływ katastrofalny pod tym względem występ Musiolika (trzy pojedynki, jeden wygrany) i Babenki (osiem pojedynków, dwa wygrane). Być może wynikało to z szoku ekstraklasowego, może zespół nie dźwignął tego meczu mentalnie, bo faktycznie Rakowa nie poznawaliśmy.
Jedenastka kolejki w liczbach
Co tydzień będziemy też wyłaniać najlepszą jedenastkę kolejki według algorytmu InStat Index. I sami jesteśmy ciekawi tego, jak będzie ona wyglądać w porównaniu z jedenastką kozaków wybieraną przez naszą redakcję metodą „na oko”. Już widzimy, że algorytm może czasami płatać figle, no bo według niego najlepszym piłkarzem starcia Lecha z Piastem był… Thomas Rogne. Dlatego patrzymy na ten InStat Index trochę przez palce – czasami suchymi liczbami nie da się przecież określić jakości występu danego gracza. I tak też do tego podchodzimy – to raczej ciekawa podkładka pod kompletną ocenę piłkarza niż jednostronny i absolutny argument w dyskusjach „czy X zagrał słabo, a Y był najlepszy?”.
źródło danych: oficjalne statystyki Ekstraklasa S.A. (InStat + CyronHego)