Kamil Biliński po raz drugi grając w zagranicznym klubie stanie naprzeciw polskiej drużyny w europejskich pucharach. Sześć lat temu jego Żalgiris Wilno sensacyjnie wyeliminował Lecha Poznań, teraz on i koledzy z Riga FC spróbują wyrzucić za burtę Piasta Gliwice. Były napastnik Śląska Wrocław i Wisły Płock nie jest do końca zadowolony ze swojej obecnej pozycji w zespole i nie ukrywa, że był wściekły, gdy nie zagrał ostatnio w rewanżu z Dundalk. Przyznaje, że Piast jest faworytem, ale to już zupełnie inny pułap od tego, z którego startował Żalgiris.
Biliński gra na Łotwie od roku. W tym czasie rozmawialiśmy z nim już kilkukrotnie, dlatego staraliśmy się teraz nie powtarzać. Tutaj opowiada nam o samym transferze do Rygi, zaś tutaj przed meczem Polska – Łotwa mówił też o sytuacji w klubie na starcie nowego sezonu, w tym o nietypowych kulisach zmiany trenera. Dziś skupiamy się na bojach z Piastem, jego walce o skład i wracamy do meczów Żalgirisu z “Kolejorzem”.
Masz w ostatnich dniach gorącą linię na telefonie?
Trochę tak, dziennikarze dzwonią, ale liczyłem się z tym, gdy okazało się, że gramy z Piastem. Jestem przecież łącznikiem między jednym a drugim krajem.
Byliście zaskoczeni, że mierzycie się z Piastem, a nie z BATE?
Przede wszystkim każdy z nas zakładał, że będzie się teraz przygotowywał do meczów z Karabachem w eliminacjach Ligi Mistrzów, z którym gralibyśmy w razie przejścia Dundalk. Niestety przegraliśmy ten dwumecz po karnych, co jest dla nas rozczarowaniem, bo patrząc z przebiegu gry, mogliśmy zyskać więcej niż dwa bezbramkowe remisy. Wiedzieliśmy, że to nie jest wielki rywal i możemy go spokojnie pokonać. I to się potwierdziło na boisku, więc tym bardziej szkoda. Możemy mieć pretensje tylko do siebie, że odpadliśmy z zespołem, który wcale nie był od nas lepszy. Nie mówię, że byliśmy zdecydowanie lepsi, ale z przebiegu gry w tych dwóch spotkaniach pokazaliśmy trochę więcej. Szkoda, zwłaszcza że trafiając na Dundalk teoretycznie wylosowaliśmy najlepiej jak mogliśmy. Obie drużyny zagrały dość zachowawczo, nikt się nie otwierał i doszło do karnych, które zawsze są loterią.
Z Piastem faworytem nie jesteście, ale trudno was traktować w tej parze jako zupełnego kopciuszka.
Na każdym kroku powtarzam, że Piast to faworyt. Nie będę opowiadał głupot, że jest inaczej. Ale to już nie będzie taki faworyt jak wtedy Lech. Nie boimy się, jedziemy do Gliwic zagrać dobry mecz, dający nam jakieś nadzieje w rewanżu. W czwartek zobaczymy, jaka jest różnica między nami – czy w ogóle jakaś jest. Wiemy, czego się spodziewać, bo wielu zawodników występowało w Polsce, zna Ekstraklasę albo zna kogoś, kto tam grał. Pomijając nazwiska Łotyszy znanych z polskich boisk, wystarczy posprawdzać sobie wcześniejsze dokonania obcokrajowców, których sprowadziliśmy. To pokazuje, że mamy większe możliwości niż Żalgiris sześć lat temu, gdy polscy kibice poza mną mogli kojarzyć co najwyżej Andriusa Skerlę.
Jakich znajomych spotkasz w Gliwicach?
Toma Hateleya i Damiana Byrtka, choć nie wiem, czy będzie w meczowej kadrze. Z Damianem jestem na łączach, z Tomem jeszcze nie rozmawiałem.
Riga FC wygra w Gliwicach? Kurs w ETOTO na taki scenariusz wynosi 6,60
Patrząc historycznie, stadion Piasta ci nie leży.
Niestety. Grałem tam 5-6 razy i nigdy nie wygrałem, nawet wtedy gdy ze Śląskiem objęliśmy prowadzenie w 90. minucie po moim rzucie karnym. Hebert zdołał jeszcze wyrównać w doliczonym czasie. Mam nadzieję, że teraz wreszcie się przełamię.
Ostatnio nastał dla ciebie lepszy czas na łotewskim podwórku, ale w obu meczach z Dundalk siedziałeś na ławce. Byłeś zaskoczony?
W pierwszym meczu mogłem to jeszcze przetrawić i jakoś sobie decyzję trenera wytłumaczyć. Graliśmy na wyjeździe, trochę bardziej niż zwykle zabezpieczaliśmy tyły. Trener dokonał tylko jednej zmiany w końcówce. Do przełknięcia. Ale będąc na ławce w rewanżu, gdy musieliśmy więcej atakować i szukać gola, czułem już złość, zwłaszcza że jestem w dobrej formie. Trzy dni przed drugim spotkaniem z Dundalk, zdobyłem cztery bramki i zaliczyłem asystę w Pucharze Łotwy, a mimo to nie wszedłem nawet na czwartą zmianę w dogrywce.
Mówisz o czterech golach w krajowym pucharze, podczas gdy polskie źródła pisały o trzech.
Zauważyłem, że wiele portali opiera się na Flashscorze i jeśli tam jest błąd, trudno to potem odkręcić. Mało kto sprawdza u źródła. Gdyby przeczytano relację na oficjalnej stronie klubu lub zajrzano na mój fan page, byłoby jasne, że trafiłem cztery razy. Flashscore jedną bramkę zapisał jednak jako samobójczą, czego nie rozumiem. Nie wiem, jakim cudem ktoś mógł to tak zinterpretować. Sama moja reakcja po golu wskazywała, że jest strzelony normalnie. Gdyby strzelił go obrońca, nie cieszyłbym się tak mocno mając już wysokie prowadzenie. Głupia sprawa, byłem zły, ale nie chciałem robić afery i jakoś głośno tego prostować. Flashscore później błąd poprawił, ale nie miało to już większego znaczenia.
W ostatniej kolejce wreszcie zagrałeś od początku i też strzeliłeś gola. We wcześniejszych czterech meczach ligowych zawsze wchodziłeś z ławki.
Tak jak już u was mówiłem, mamy dwudziestu dziewięciu ludzi nie do treningów, tylko do grania. Nie zawsze jest tak łatwo dostać się do składu. Ktoś bez zagłębiania się w temat powie “a, ten Biliński gra mało”, ale gdyby sprawdził kilka faktów, nie podchodziłby tak lekceważąco do tematu. W kadrze Riga FC jest trzynastu obcokrajowców, a w lidze łotewskiej obowiązują limity, na boisku może ich przebywać maksymalnie pięciu. Rotacja w zespole jest bardzo duża, wielu raz gra, raz nie gra. Niektórzy łapią tylko pojedyncze minuty.
Ostatnio obawiałeś się, że za chwilę w kadrze możecie mieć nawet piętnastu obcokrajowców i zamieszanie będzie jeszcze większe.
Nie doszło do wszystkich planowanych transferów. Czy ktoś się jeszcze pojawi? Nie wiem. Tutaj wiele rzeczy dzieje się nagle. Każdego dnia coś się może wydarzyć. Dopóki okienko otwarte, wszystko możliwe.
Są też ruchy w drugą stronę. Niedawno Darko Lemajić, jeden z twoich głównych rywali do gry, odszedł do RFS Ryga.
Było to zaskoczenie. Darko był w klubie od dwóch lat, strzelał wiele goli, odgrywał ważną rolę. Kończył mu się jednak kontrakt, nie dogadano się w sprawie nowego i skorzystał na tym RFS. Działacze chyba zbyt optymistycznie podeszli do tematu, mając przekonanie, że tak czy siak tę umowę przedłużą, więc mogą jeszcze zwlekać z rozmowami. RFS okazał się konkretniejszy i bardziej zdeterminowany, co przekonało Darko do zmiany barw.
Na mecze z Piastem nie zostali zgłoszeni znani z polskiej ligi Ivans Lukjanovs i Arturs Karasausks. Dlaczego?
Kwestie zdrowotne. Arturs nadal jest kontuzjowany, natomiast Ivans dopiero niedawno zaczął grać po kontuzji. Na razie dostał pół godziny w pucharze i 45 minut w lidze.
Piast pokona Riga FC różnicą jednego gola? Kurs 3,15 w ETOTO
Znasz już smak wyeliminowania polskiego klubu z europejskich pucharów. Sześć lat temu zrobiliście to w Żalgirisie Wilno wyrzucając za burtę Lecha Poznań. W kraju odebrano to jako katastrofę.
Lech był wtedy bardzo mocny personalnie. My nazwiska mieliśmy raczej anonimowe, ale byliśmy jednością w szatni i na boisku, to stanowiło naszą siłę. Jeden za drugim wskoczyłby w ogień. Przeżyliśmy piękną pucharową przygodę, bo doszliśmy aż do IV rundy eliminacji Ligi Europy. A na krajowym podwórku wywalczyliśmy wszystko, co się dało. Coś do chwalebnej historii klubu dołożyliśmy.
Dziś w Rydze wygląda to inaczej. Mamy inną strukturę zespołu, personalnie na pewno jest lepszy niż Żalgiris za moich czasów. Nie ma natomiast takiej jedności jak tam.
Z Lechem pierwszy mecz graliśmy u siebie i wygraliśmy 1:0. Wiedzieliśmy, jak musimy zagrać. Teraz mamy większą niewiadomą, dopiero po spotkaniu w Gliwicach okaże się, co możemy w tym dwumeczu ugrać. Wierzę, że nasza podrażniona ambicja po odpadnięciu z Dundalk przełoży się na to, że osiągniemy sukces z Piastem.
Z twoich słów wynika, że w klubie czuć wyjątkowo mobilizację. Odczuwacie bagaż oczekiwań, nie ma już tylko “możemy”?
Właściciel jest mocno nakręcony, żeby jak najdłużej grać w pucharach, bo to większe pole do promowania klubu i jego marki. Byłby niezadowolony, gdyby okazało się, że już za tydzień kończymy pucharową przygodę. Życzyłby sobie, żebyśmy weszli do grupy Ligi Europy. Do tego jeszcze bardzo daleka droga, ale takie są jego marzenia. Szkoda dwumeczu z Dundalk, wtedy nawet w kontekście LE bylibyśmy krok bliżej do osiągnięcia celu.
Czyli mentalnie startujecie już z innego pułapu niż Żalgiris przed Lechem, gdy nikt od was niczego nie wymagał?
Zgadza się, wtedy graliśmy zupełnie bez presji. Wyszliśmy na fantazji, chcieliśmy się pokazać i fajnie wyszło. Odpadliśmy później przed samą grupą, dostaliśmy łącznie 0:7 od Salzburga, ale nie musieliśmy się wstydzić. Trafiliśmy na rywala z potężnym sponsorem, ze znakomitymi piłkarzami w składzie. Sadio Mane, Kevin Kampl, Alan, Jonathan Soriano, Martin Hinteregger, Peter Gulacsi – znaczące nazwiska, wszyscy zrobili kariery. Prowadzący ich trener Roger Schmidt poszedł później do Bayeru Leverkusen. Zmierzyliśmy się z super rywalem, nic nie mogliśmy zdziałać. Tak się kończą pucharowe boje mniejszych klubów, w pewnym momencie dojdą do granicy swoich możliwości i tyle.
Lech przed pierwszym meczem trochę was zlekceważył?
Lech był chyba bardzo zdziwiony naszą postawą u siebie i naszym podejściem. Graliśmy jak równy z równym, strzeliliśmy gola, kontrolowaliśmy ten mecz. Piłkarze Lecha na pewno nas zlekceważyli, a potem myśleli, że zniszczą w rewanżu. Wiedzieliśmy jednak, że szybko zdobyta bramka dałaby nam olbrzymi komfort i to się udało. Końcówka była nerwowa, Lech wyszedł na 2:1, ale na więcej mu nie pozwoliliśmy i mogliśmy świętować.
Wybuchła wtedy afera z flagą na trybunach “Litewski chamie, klęknij przed polskim panem”.
Słabe to było, siłą rzeczy nie zostało dobrze odebrane ze strony Litwinów. Starałem się nie drążyć tematu, zwłaszcza że nie mieliśmy żadnego wpływu na tę sprawę i mogliśmy sobie co najwyżej pogadać.
Jeśli dobrze pamiętam, w końcówce rewanżu doszło do jakiegoś spięcia z Mariuszem Rumakiem przy linii bocznej.
Tak, ale bez mojego udziału, zszedłem już z boiska i siedziałem na ławce. Wchodzący za mnie Andrius Velicka leżąc miał chyba piłkę w rękach za linią boczną przy ławce Lecha i wtedy trener Rumak do niego wyskoczył. Mocno spiął się Łukasz Teodorczyk, zrobiło się zamieszanie i obaj piłkarze wylecieli za czerwone kartki. Z punktu widzenia drużyny ten incydent pomógł nam wybić Lecha z rytmu. To już był doliczony czas przy 2:1 dla gospodarzy.
Pewnie często musisz tłumaczyć, dlaczego grałeś na Litwie, a teraz grasz na Łotwie. Opowiadając pucharowe przeżycia, chyba wiele możesz wyjaśnić.
Nie ma się co oszukiwać, w Żalgirisie historię klubu budowaliśmy od nowa, mieliśmy nawiązać do czasów świetności sprzed kilkunastu lat. Świetny czas, dobrze go wykorzystaliśmy. Riga FC to z kolei nowy klub, powstał kilka lat temu i dopiero tworzy swoją tożsamość. W obu miejscach mogłem zdobywać trofea, dopisywać do CV kolejne plusy, liznąć europejskich pucharów. Wszystko w mniejszych krajach, słabszych ligach, ale w najlepszych tamtejszych drużynach.
Sytuacja jest o tyle inna, że idąc na Litwę w zasadzie nie miałem alternatywy. Rygę natomiast wybrałem spośród kilku innych ofert, to był mój suwerenny wybór.
Dziś powodzenia możemy ci życzyć tylko indywidualnie, zespołowo już niekoniecznie.
Zdaję sobie sprawę, że wszyscy w Polsce będą trzymali kciuki za Piasta. To normalne i logiczne. Ja zrobię wszystko, żeby mój klub awansował – o ile oczywiście zagram. Dla nas każda następna runda to będzie coś wielkiego, a przy okazji utrzymalibyśmy dużą rotację w składzie, więcej zawodników by sobie pograło.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
***
Fot. rigafc.lv