Lubimy ten ulotny moment, te pierwsze lipcowe i sierpniowe kolejki, kiedy wszystko w naszej lidze jest jeszcze takie świeże. Kiedy nie trzeba się zmuszać do jej oglądania ani wymyślać kwadratowych jaj, by zainteresować kogoś, a przede wszystkim samych siebie, kolejnym meczem. Na tym wczesnym etapie wątpliwości, niewiadome i kolejne pytajniki wyskakują same.
Dziś trzy kolejne mecze. Nie będziemy analizować (zrobimy to post factum), kombinować, przewidywać. Po prostu napiszemy luźno o kilku kwestiach, które przy okazji tych spotkań chodzą nam po głowie.
15:30 Ruch Chorzów vs Górnik Łęczna
Z jednej strony drużyna – znak zapytania, bo przecież nie ma takiego mądrego, który mógłby stwierdzić z pełnym przekonaniem i nie obawiać się pomyłki, że tak – Kocianowi uda się po raz drugi. Niby personalnie aż tak diametralnie ten zespół nie został odmieniony, kilku ludzi odeszło, kilku przyszło. Co było jego trzonem do tej pory, to jest nadal, no ale gwarancji, że to nie był jednorazowy strzał nie ma.
Ruch właśnie ledwie z biedą, ale przebrnął przez swoją pierwszą przeszkodę w eliminacjach Ligi Europy, za co zgarnął już porównywalną, a nawet nieco większą kasę od UEFA niż ta, jaką zagwarantowało mu wysokie miejsce w Ekstraklasie. Sumując wyjdzie nieco ponad milion złotych wpływów.
W międzyczasie oczywiście doszczętnie, na spółkę z Miejskim Ośrodkiem Rekreacji i Sportu, kompromituje się w sprawie swojego stadionu. Żeby nie było wątpliwości – dziś znów będzie grać w Gliwicach. Wiadomo również, że choć szefowa MORiS-u swego czasu zarzekała się, że mecz z Wisłą Kraków (10 sierpnia!) już na pewno, ale tak na sto procent odbędzie się przy Cichej… Zagrają go w Krakowie. Halo, czy za tę sprawę już ktoś zapłacił wylotem z roboty? Ktoś honorowo złożył wymówienie?
Wracając do meritum, Łęczna sama w sobie to drużyna – ciekawostka. Spójrzcie sami: Rodić, Mierzejewski, Szmatiuk, Szałachowski, Mraz, Bonin, Buzała, Bozok. Wszystkich ich skądś znamy, ale jak ten dziwny składak będzie się razem trzymał kupy w Ekstraklasie to też nikt nie przewidzi. Z jednej strony, podoba nam się, że nie jest to ekipa anonimów. No ale właśnie kogo? Mieszanka tych, którzy dobrzy bywali z takimi, którzy owszem – mieli być, ale jakoś nie bardzo im to wyszło.
Taki Paweł Buzała… Przecież zanosi nam się dziś na “pojedynek snajperów” – Buzała vs Kuświk. Jak myślicie, ale tak bez rzucenia okiem w statystyki, czy któryś z nich strzela gola w Ekstraklasie częściej niż raz na, dajmy na to, pięć występów? W ostatnim sezonie owszem – Kuświk 12 goli w 34 meczach, Buzała 4 w 15. Ale czysto statystycznie niemal ten sam poziom: na jedno spotkanie przypada 0.19 gola. Mimo to oczywiście w Ekstraklasie non stop pojawiają się takie drużyny jak Łęczna, które specjalistów pokroju Buzały bardzo potrzebują. Bełchatów, Łęczna, Podbeskidzie, za chwilę znów ktoś wejdzie z pierwszej ligi – tacy od strzelania jednego gola na pięć meczów jeszcze długo w tej lidze będą towarem pożądanym.
15:30 Zawisza Bydgoszcz – Jagiellonia Białystok
O tej samej porze odbędzie się mecz Zawiszy z Jagiellonią i sami nie mamy przekonania czy lepsza to, czy gorsza propozycja programowa. W Bydgoszczy oczywiście znowu będzie stypa, kibiców tylu, co na festynie w jakiejś podlubelskiej wiosce, a i na boisku też sporo zagadek. Radosław Osuch w transferach non stop raczy nas takimi ciekawostkami, że tymi niezweryfikowanymi, którzy mają nam jeszcze udowodnić swoją wartość, dałoby się wypełnić średniej pojemności busa. Araujo, Wagner, Joshua Silva, dla przełamania zagranicznego trendu – młodziutki Sochań. Nawet trochę zapomniany Sandomierski.
Zawisza w kwestii swojej pucharowej przygody ma pozamiatane, ale tego przecież absolutnie każdy się spodziewał. Pół biedy, że porażka z w miarę przyzwoitym klubem, to i medialnie mogła przejść w miarę niezauważona. Natomiast w Ekstraklasie bydgoszczanie ciągle mają szansę na świetne wejście w sezon. Domowe zwycięstwo z Koroną to, nazywając rzeczy po imieniu, żaden wyczyn, bo tych z Kielc u siebie leje każdy. Ale gdyby dołożyć do tego 3 punkty z Jagiellonią, byłby to już całkiem godny start.
Zwłaszcza, że za tydzień wyjazd do Wrocławia. Ted Pawłowski po raz drugi nie straci czterech goli.
Jagiellonia to jak dla nas, przynajmniej na tę chwilę, drużyna nieco bez wyrazu. Michał Probierz coś tam opowiada o kolejnej przebudowie składu (bo w Białymstoku, jeśli nie zdążyliście się jeszcze zorientować, przebudowa nigdy się nie kończy), ale jak spojrzymy na personalia to plus jest głównie taki, że przynajmniej tym razem do “Białego” nie najechało się zagranicznego szrotu. Zawsze to przyjemniej oglądać świeżaka Tuszyńskiego niż nieudanego świeżaka Rajalakso. Inne nazwiska wypadły już z głowy.
Michał Probierz oczywiście najgłośniej opowiada o swojej krucjacie przeciwko zagranicznej myśli szkoleniowej w polskiej piłce, no to dziś ma kolejną okazję, by jej utrzeć nosa. Przed tygodniem godnie stawił czoła Lechii, tak więc po Machado pora na Paixao.
18:00 Górnik Zabrze – Lech Poznań
Na deser zostaje nam z kolei mecz Górnika z Lechem, na który ostrzymy sobie zęby – no dobra, to trochę za dużo powiedziane, po prostu nas zainteresuje – z racji tego, co w Zabrzu przed sezonem nawymyślał coach-director, ex-team manager Robert Warzycha.
Kto w miarę uważnie oglądał transmisję z zeszłotygodniowego meczu, ten wychwycił, że sympatyczny pan Józef Dankowski najwyraźniej uznał, że dość robienia sobie jaj i otwarcie zdekonspirował dyrektora. Mówiąc, że w Górniku po staremu – trenerem, mniejsza o tytulaturę, ciągle jest Warzycha. Oczywiście wszyscy, być może poza Stefanem Majewskim, świetnie zdają sobie z tego sprawę, ale to urocze jak klarownie jeden z głównych uczestników szopki przyznał, że mamy do czynienia z hecą.
Ale wracając do meritum – chodzi nam dziś zwłaszcza o dość nowatorskie ustawienie zabrzan. Rzecz, jakiej sobie w ostatnich latach w Ekstraklasie nie przypominamy, bo czy ktoś w tej lidze z założenia grał de facto w ustawieniu 1-3-6-1? To jest, rzecz jasna, dosyć płynne, w każdej chwili z 3-6-1 może zrobić się 5-4-1, ale już w sparingach było widać, że w Zabrzu powstał taktyczny pomysł na dłuższy okres, który może nieść za sobą konkretne konsekwencje. Po pierwsze wyglądało, że Górnikowi wreszcie będzie nieco trudniej strzelić gola. Po drugie jak już sami patrzymy na nazwiska, z których Warzycha zamierza korzystać, obawiamy się, że to będzie to raczej taktyka pt. cel uświęca środki. W optymalnym zamyśle z Augustynem, Szeweluchinem, Danchem, Gancarczykiem, Kosznikiem, Sobolewskim i Gergelem, który na Słowacji rzadko strzelał gole. Nie ma tu wielkiej siły umożliwiającej radosną grę do przodu.
Zresztą, nawet w wywiadzie dla Weszło Warzycha nie tak dawno stawiał sprawę jasno, mówiąc: – Naszym podstawowym celem jest wreszcie przestać krwawić w tyłach.
Dziś pierwszy poważny test. Nadciąga Lech. I Ubiparip.