Pep Guardiola i jego Manchester City demolują w ostatnich miesiącach konkurencję w Premier League. Jeśli Obywatele znajdą dziś sposób, żeby na Stamford Bridge pokonać Chelsea, co nie jest przecież wykluczone, a nawet całkiem możliwe, to naprawdę trudno będzie sobie wyobrazić scenariusz, którego ostatnim aktem nie jest mistrzostwo Anglii pozostające na Eithad Stadium. W tej chwili za ekipą Guardioli jest w stanie nadążyć wyłącznie Jurgen Klopp i jego Liverpool. A jak to wygląda w wymiarze historycznym?
Postanowiliśmy się zastanowić, jak wysoko hiszpański szkoleniowiec zdołał już zawędrować na liście najlepszych managerów w dziejach Premier League, utworzonej – gwoli przypomnienia – w 1992 roku. Wyszło nam z tego całkiem ciekawe zestawienie, w którym aż się zaroiło od wybitnych postaci nie tylko brytyjskiego, lecz światowego futbolu. Zresztą – o tym, jak trudno się do takiej dziesiątki dostać niech najlepiej zaświadczy fakt, dla kogo nie wystarczyło miejsca.
Carlo Ancelotti, Jurgen Klopp, Martin O’Neill, Kevin Keegan, Sam Allardyce, Manuel Pellegrini, David Moyes, Tony Pulis, Sir Bobby Robson, Brendan Rodgers, David O’Leary, Gerard Houllier… Dobra, dość, bo zaraz zmienimy tę listę z TOP10 w TOP30, żeby choć symbolicznie uhonorować wszystkich tych gigantów. Niektórym nie wystarczył nawet mistrzowski tytuł, żeby rozepchnąć się łokciami w dziesiątce. Przy wyborze staraliśmy się znaleźć złoty środek między trofeami, pozostałymi osiągnięciami, stażem w lidze i sukcesami na arenie europejskiej. Nie braliśmy pod uwagę wyników osiąganych z klubami spoza Wysp Brytyjskich, a także czasów poprzedzających powstanie Premier League i awansów do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Dobra, starczy tej organizacyjnej paplaniny.
Honorowe wyróżnienie: ROBERTO MANCINI
Włoskiego managera nie udało się co prawda wcisnąć do dyszki, ale facet zdecydowanie zasłużył na osobny akapit, a może i dwa. Legendarny napastnik Sampdorii stał się twarzą przemiany Manchesteru City w futbolowego potentata i zdobył z Obywatelami ich pierwsze mistrzostwo Anglii w erze Premier League, a trzecie w ogóle. Jakie były okoliczności zdobycia tytułu – nikomu nie trzeba chyba przypominać. Ostatni mecz, ostatnia akcja, ostatnia sekunda – gol na wagę mistrzostwa Anglii. Tak zwariowanego zakończenia nie spotyka się nawet w filmach animowanych, bo byłby one natychmiast uznane za zbyt oderwane od rzeczywistości. Serio, tego by chyba nawet w “Galactik Footbal” nie wymyślili.
Fenomenalna historia, a dla The Citizens – kamień milowy. Niewykluczone, że wiosną czeka ich kolejna mistrzowska feta, ale Andrzej Twarowski już nigdy się tak nie wydrze z okazji ich bramki, choćby było to trafienie na wagę zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Pewne chwile w dziejach futbolu są unikatowe.
Wracając do Manciniego – poza sezonem 2011/12, jego kadencja w Manchesterze była postrzegana raczej jako rozczarowanie, nawet jeśli punktował całkiem nieźle. No i rozczarowujący był też jej finisz, który nastąpił dwa dni po porażce w finale Pucharu Anglii przeciwko Wigan. Jeżeli dodamy do tego kompromitujące wpadki na arenie europejskiej… Troszkę Manciniemu jednak zabrakło, żeby usadowić się na dziesiątej lokacie.
10. miejsce: HARRY REDKNAPP
Kluby: West Ham United, Portsmouth, Southampton, Tottenham, Queens Park Rangers.
Statystyki w lidze: 626 meczów. 227 zwycięstw, 162 remisy, 237 porażek. 843 punkty (1,35 na mecz).
Sukcesy (1): Puchar Anglii (2008).
Uzasadnienie: Choć to zaledwie dziesiąte miejsce, to niewykluczone, że właśnie ten wybór wywoła najwięcej kontrowersji. Ostatecznie Harry’ego Redknappa próżno szukać pośród dość wąskiej gromadki mistrzów Anglii w erze Premier League, a paru takowych musiało przecież obejść się smakiem. Tak naprawdę to londyńczyk nigdy nie dostąpił zaszczytu dowodzenia jednym z tych naprawdę najmocniejszych, naprawdę najbogatszych klubów. Nie pasowałby chyba do takiej roboty. Szczyt jego kariery przypadł na wiecznie niespełniony Tottenham. I trzeba przyznać, że za kadencji Redknappa tego niespełnienia jak gdyby troszkę ubyło – Koguty w 2010 roku zajęły czwarte miejsce w lidze, a ich szkoleniowiec doczekał się nagrody dla najlepszego managera sezonu. Później całkiem przyzwoicie zaprezentował się ze swoimi podopiecznymi w Lidze Mistrzów, wędrując aż do ćwierćfinału.
Oprócz tego na wielkie wyróżnienie zasługuje też jego wyczyn w Portsmouth, z którym sięgnął po Puchar Anglii. No i co najmniej przyzwoite wyniki osiągane w West Hamie, gdzie udało się na dodatek wypromować wielu przyszłych reprezentantów Anglii. Zresztą – Gareth Bale i Luka Modrić również nie stracili na tym, że przez kilka lat ich rozwojem sterował właśnie Redknapp.
Miał zatem swoje wspaniałe wzloty, podobnie jak kilka upadków. W środowisku słynny jest z niesłychanej wręcz kłótliwości, która zresztą zwykle doprowadzała do tego, że żegnał się z klubami, nawet jeśli kręcił z nimi całkiem niezłe wyniki. Awantury o warunki kontraktu, o transfery, o niechcianych członków sztabu – we współpracy z Redknappem to chleb powszedni. Ale trenerskiego nosa odmówić mu nie można.
9. miejsce: ANTONIO CONTE
Kluby: Chelsea.
Statystyki w lidze: 76 meczów. 51 zwycięstw, 10 remisów, 15 porażek. 163 punkty (2,14 na mecz).
Sukcesy (2): Mistrzostwo Anglii (2017), Puchar Anglii (2018).
Uzasadnienie: Zwariowany włoski szkoleniowiec spędził w Anglii tylko dwa sezony. Przynajmniej jak do tej pory, bo jest więcej niż pewne, że wkrótce ktoś da mu kolejną szansę pracy na Wyspach. Conte wziął ligę angielską szturmem – jego skuteczne pomysły taktyczne, niesamowita intensywność gry i inspirujące podejście do prowadzenia drużyny w trakcie spotkania sprawiły, iż Chelsea w sezonie 2016/17 była jedną z najprzyjemniejszych drużyn do oglądania na Starym Kontynencie. Jej grę się po prostu chłonęło, nawet jeśli nie zawsze były to najbardziej efektowne widowiska. Choć wrażeń artystycznych również nie brakowało.
Zresztą – dorobek punktowy mówi swoje. 93 oczka, aż trzydzieści zwycięstw w sezonie. Szał. I do tego sam trener, dziko szalejący przy linii bocznej, wulkan emocji. The Blues potrafili zrobić widowisko.
Później nie udało się jednak tego sukcesu powtórzyć. Doszły europejskie puchary, pojawiły się bardzo ostre i bezpardonowe konflikty z zarządem. Atmosfera zupełnie zdechła, za tym poszły kiepskawe wyniki w lidze. Tak czy owak – mimo wszystko – miejsce w rankingu ze wszech miar zrozumiałe. Ostatecznie takiego debiutu jak Conte nie zaliczył chyba żaden manager w historii Premier League. Już nawet nie chodzi o mistrzostwo, ale o styl. O przemianę, jakie doznała Chelsea w nieprawdopodobnie krótkim czasie. Przejście na grę trójką obrońców poskutkowało tak doskonale, że łowcy czarnoksiężników do dziś mają Conte na cenzurowanym. To była naprawdę imponująca metamorfoza.
8. miejsce: MAURICIO POCHETTINO
Kluby: Southampton, Tottenham.
Statystyki w lidze: 221 meczów. 117 zwycięstw, 54 remisy, 50 porażek. 405 punktów (1,83 na mecz).
Sukcesy (0): –
Uzasadnienie: Zero w powyższej rubryce robi piorunujące i bynajmniej nie pozytywne, lecz dość smętne wrażenie, ale nie samymi pucharami karmi się człowiek. Tymczasem Pochettino naprawdę jest czołowym specjalistą w Europie, jeżeli chodzi o umiejętne wyciskanie soków ze swojego zespołu, czego dowiódł w zasadzie już w Southampton. Nigdy nie ściska cytryny zbyt mocno, stąd jego Tottenham nie notuje jakichś super-spektakularnych zrywów, lecz z drugiej strony nie ma również mowy o tym, że sok może zostać całkowicie wyczerpany i z drużyny pozostanie smętny flak. Koguty cały czas utrzymują się w ścisłym topie Premier League. Szkoleniowiec uczynił ze swojej hermetycznej ekipy potentata i naprawdę się nie zanosi, by Spurs wkrótce mieli znów stać się piątą, szóstą siłą angielskiej piłki.
Wręcz przeciwnie – bliżej im do bojów o wicemistrzostwo niż do nagłego regresu.
I to właśnie zasługa szkoleniowca, który – nawet zupełnie pozbawiony wzmocnień, jak przed tym sezonem – jest w stanie w taki sposób uporządkować drużynę, że ta pozostaje odporna na wszelkie wahania formy. Jest świetnie i w dodatku stabilnie. A kiedy Argentyńczyk zmieni wreszcie klub na odpowiednio bogaty, to i gablota zapełni się pucharami.
7. miejsce: RAFA BENITEZ
Kluby: Liverpool, Chelsea, Newcastle.
Statystyki w lidze: 317 meczów. 159 zwycięstw, 77 remisów, 81 porażek. 554 punkty (1,75 na mecz).
Sukcesy (5): Liga Mistrzów (2005), Liga Europy (2013), Superpuchar Europy (2005), Superpuchar Anglii (2006), Puchar Anglii (2006).
Uzasadnienie: Wytrawny specjalista od europejskich pucharów, który nigdy nie spełnił się tak do końca w ramach Premier League. Jego Liverpool ocierał się niekiedy o sukces w lidze, ale zawsze w końcowym rozrachunku czegoś brakowało i stawało najwyżej na wicemistrzostwie. Niemniej – rywalizacja Beniteza i Mourinho wzniosła angielski futbol na wyższy poziom zaawansowania taktycznego. Choć początkowo pomysły i koncepcje Hiszpana spotykały się z szeroką krytyką, a nawet pogardą ze strony prasy i ekspertów, to koniec końców wszyscy mądrale musieli oddać Rafie co cesarskie. On widział po prostu na boisku więcej niż inni i szybciej niż inni.
Zresztą – któż jak nie Benitez zapoczątkował tak wielką modę na Hiszpanów w Premier League? Stanowił po prostu żywy dowód na to, że opłaca się zatrudniać specjalistów z Półwyspu Iberyjskiego.
6. miejsce: CLAUDIO RANIERI
Kluby: Chelsea, Leicester, Fulham.
Statystyki w lidze: 212 meczów. 105 zwycięstw, 56 remisów, 51 porażek. 371 punktów (1,75 na mecz).
Sukcesy (1): Mistrzostwo Anglii (2016).
Uzasadnienie: Umówmy się – gdyby brać pod uwagę tylko to, czego Ranieri dokonał jako manager Chelsea, nie znalazłoby się dla niego miejsce na tej liście, a pewnie nawet w TOP20 byłoby dla Włocha zbyt ciasno. Wcale nie dlatego, że radził sobie jako szkoleniowiec The Blues jakoś szczególnie fatalnie. Wręcz przeciwnie, stworzył całkiem przyzwoitą ekipę. Pozbawioną super-gwiazd światowego futbolu, ale skleconą z piłkarzy prezentujących naprawdę wysokim poziom. Jednak dopiero sukces z Leicester pozwolił Ranieremu na wieki wieków amen zerwać z łatką poczciwego, lecz nieudolnego safanduły. Fajnego trenera, lecz w gruncie rzeczy wiecznego nieudacznika.
Tak już nikt Ranierego nie określi. Prowadząc Lisy do mistrzostwa kraju w 2016 roku napisał jedną z najpiękniejszych historii w dziejach futbolu. I to w lidze! W rozgrywkach tak długich, tak wymagających. Osiągnięcie godne szóstego miejsca.
5. miejsce: SIR KENNY DALGLISH
Kluby: Blackburn, Newcastle, Liverpool.
Statystyki w lidze: 238 meczów. 115 zwycięstw, 60 remisów, 63 porażki. 405 punktów (1,70 na mecz).
Sukcesy (2): Mistrzostw Anglii (1995), Puchar Ligii Angielskiej (2012).
Uzasadnienie: Pewnie mógłby zakręcić się jeszcze wyżej, gdybyśmy brali pod uwagę również czasy poprzedzające ustanowioną w 1992 Premier League. Ale zasady są, jakie są. Dalglish nie ma zresztą co narzekać, ostatecznie w nowej formule rozgrywek odnalazł się jak ryba w wodzie. Mistrzostwo Anglii zdobyte z Blackburn troszkę już się zakurzyło, dlatego warto o tym sukcesie przypomnieć, bo w latach 90-tych tamten wynik stanowił naprawdę nie lada sensacje.
Potem zdobył jeszcze wicemistrzostwo kraju z Newcastle, a zatem drugą nieoczywistą ekipę wprowadził niemal na sam szczyt, pozwolił jej pobrykać na największych, europejskich arenach. Choć przygoda ze Srokami w ostatecznym rozrachunku jest mu poczytywano jako jedyna duża porażka w karierze, to drugiego miejsca w lidze nikt mu odebrać nie może. Wielka osobowość i wielki piłkarski umysł.
4. miejsce: PEP GUARDIOLA
Kluby: Manchester City.
Statystyki w lidze: 91 meczów. 68 zwycięstw, 15 remisów, 8 porażek. 219 punktów (2,41 na mecz).
Sukcesy (3): Mistrzostwo Anglii (2018), Puchar Ligi Angielskiej (2018), Superpuchar Anglii (2018).
Uzasadnienie: No i mamy ptaszka, w tej chwili tuż za podium. Jedno mistrzostwo już na koncie, drugie w drodze. Guardiola robi z ligą angielską dokładnie to, co robił wcześniej z ligą hiszpańską i niemiecką. Dominuje. Dewastuje. Miażdży. Z piłkarzy dotychczas niepoukładanych taktycznie czyni zimnokrwistych morderców. Z przeciętniaków robi znakomitych zadaniowców. Z gwiazd? Mega-gwiazdy. I to wszystko w pięknym dla oka stylu, niezależnie od kłopotów ze zdrowiem, niezależnie od siły rywali. Bo Pep wcale nie wstrzelił się w okres kryzysu pozostałych drużyn. Ma naprawdę mocnych konkurentów. Sęk w tym, że nawet naprawdę mocni konkurencina tle Manchesteru City jawią się ostatnio jako przeciwnicy dość przeciętni.
Tylko w Champions League wypadałoby się wreszcie pokazać z przyzwoitej strony.
3. miejsce: JOSE MOURINHO
Kluby: Chelsea, Manchester United.
Statystyki w lidze: 302 mecze. 189 zwycięstw, 70 remisów, 43 porażki. 637 punktów (2,11 na mecz).
Sukcesy (11): Liga Europy (2017), Mistrzostwo Anglii (2005, 2006, 2015), Puchar Anglii (2007), Puchar Ligi Angielskiej (2005, 2007, 2015, 2017), Superpuchar Anglii (2006, 2017).
Uzasadnienie: Spadek z podium jeszcze mu nie grozi, ale nie da się ukryć, że “The Special One” w ostatnich latach wyraźnie dołuje. Stracił coś, co było jego największą siłą podczas pierwszego pobytu w Chelsea – zdolność do inspirowania i porywania drużyny swą wizją. Dzisiaj Portugalczyk nie jest już managerem, za którym zawodnicy będą łkać, tak jak płakał Didier Drogba przed laty, żegnając się ze zwolnionym właśnie trenerem. No, w szatni Czerwonych Diabłów paru zawodników uroni pewnie łzę szczęścia, gdy działacze pozbędą się wreszcie wypalonego szkoleniowca.
Jednak wypalenie to historia najnowsza. Nie można tylko przez ten pryzmat patrzeć na angielską przygodę Mourinho, ponieważ w latach 2005-2006 jego Chelsea naprawdę zmiotła konkurencję. Nie grając może pięknie, ale z takim zębem, z taką walecznością i z taką intensywnością, że naprawdę trudno uwierzyć, iż dzisiejszy Manchester United – pod wodzą tego samego managera – może w wielu starciach grać aż tak nudno i bezpłciowo.
2. miejsce: ARSENE WENGER
Kluby: Arsenal.
Statystyki w lidze: 828 meczów. 476 zwycięstw, 199 remisów, 153 porażki. 1627 punktów (1,96 na mecz).
Sukcesy (17): Mistrzostwo Anglii (1998, 2002, 2004), Puchar Anglii (1998, 2002, 2003, 2005, 2014, 2015, 2017), Superpuchar Anglii (1998, 1999, 2002, 2005, 2014, 2015, 2017).
Uzasadnienie: Rewolucjonista. Choć niewiele brakowało, a w ostatnich latach swej kariery rozmieniłby do reszty swoje dziedzictwo na drobne, tak jednak nigdy nie można zapomnieć o jego wpływie na Premier League w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Byłoby pewną przesadą stwierdzenie, że to Wenger osobiście zerwał w angielskim futbolu z jego przaśnością, z jego zacofaniem i przedpotopowymi metodami szkoleniowymi. Nie, nie zrobił tego osobiście, ani w pojedynkę, ale na pewno stał w awangardzie zmian, które uczyniły z angielskiej piłki prawdziwy raj na Ziemi.
Naprawdę trzeba docenić tę rolę Wengera, bo w wielu aspektach to on osobiście nauczył Brytyjczyków jeść nożem i widelcem przy piłkarskim stole. I dzisiaj jest to stół zastawiony tak suto, że jest to aż niewyobrażalne.
Francuz przed laty miał sensacyjne pomysły, miał szeroko zakrojone plany. Filozofię budowy całego klubu, całej wielkiej, piłkarskiej korporacji. A przy tym był – przynajmniej w pierwszej fazie swojej kariery – naprawdę znakomitym szkoleniowcem. Tak po prostu, od strony taktyki czy przygotowania do meczu. Ostatecznie ekipy “Nietykalnych” nie mógłby poprowadzić byle dziad z ulicy. Trzeba było wybitnego fachury.
1 miejsce: SIR ALEX FERGUSON
Kluby: Manchester United.
Statystyki w lidze: 810 meczów. 528 zwycięstw, 168 remisów, 114 porażek. 1752 punkty (2,16 na mecz).
Sukcesy (33): Liga Mistrzów (1999, 2008), Klubowe Mistrzostwo Świata (1999, 2008), Mistrzostwo Anglii (1993, 1994, 1996, 1997, 1999, 2000, 2001, 2003, 2007, 2008, 2009, 2011, 2013), Puchar Anglii (1994, 1996, 1999, 2004), Puchar Ligi Angielskiej (2006, 2009, 2010), Superpuchar Anglii (1993, 1994, 1996, 1997, 2003, 2007, 2008, 2010, 2011).
Uzasadnienie: Zdaje się, że uzasadnianie tego wyboru byłoby jednak pewnym nietaktem. Po prostu boss. Boss wszystkich bossów.
Fot. NewsPix.pl