Tym razem przed „Der Klassiker” trudno było wskazać wyraźnego faworyta. Nic dziwnego, bo Bayern w tym sezonie głównie rozczarowuje, a media cały czas trąbią o kryzysie pożerającym szatnię od środka. Inaczej natomiast sytuacja ma się w Dortmundzie, bo Łukasz Piszczek i spółka grają jedną z najładniejszych piłek w całej Europie. Spodziewaliśmy się więc tylko wyrównanego meczu, a dostaliśmy jeden z najlepszych klasyków w ostatniej dekadzie.
Piłkarze Niko Kovaca wyszli z zamiarem nie tyle co wygrania tego meczu, a rozszarpania rywala. Zupełnie tak jakby walczyli o odrobienie kilkubramkowej straty z pierwszego spotkania. Niesamowita determinacja, pressing z czasów najlepszego Pepa Guardioli, a także zabójcze tempo w ofensywie. Oczywiście taki obrót spraw doskonale odpowiadał Robertowi Lewandowskiemu, który miał dziś dużą chęć na strzelanie. Co prawda za pierwszym razem Robertowi nie udało się zdobyć bramki, bo arbiter – słusznie zresztą – nie gwizdnął rzutu karnego za rzekomy faul na Polaku. Za drugim razem nasz rodak zanotował kiks, ale za trzecim wpakował już piłkę do siatki po strzale głową.
Od dłuższego czasu mówi się, że Bayern powinien schować do szafy 35-letniego Ribery’ego. Tymczasem Francuz udowodnił dziś, że nadal potrafi grać wielki futbol, a sił mu nie brakuje. Przekonał się o tym m.in. Sancho, którego skrzydłowy Bayernu gonił przez kilkadziesiąt metrów, a potem zabrał mu futbolówkę. Łatwego życia z 35-latkiem nie miał również Łukasz Piszczek, który kilka razy dał się minąć na skrzydle doświadczonemu rywalowi. Co prawda bramek z tego nie było, ale za każdym razem, gdy przy piłce był Ribery, defensorzy BVB czuli strach… Tak więc świetne spotkanie rozegrał doświadczony Francuz, ale największą gwiazdą Bayernu był dziś Robert Lewandowski. Polak w drugiej połowie wykończył koronkową akcję swojego zespołu, a tym samym na koncie miał już dublet. Chwilę później 30-latek znowu trafił do siatki, ale arbiter dopatrzył się spalonego.
Po drugiej stronie rzeki byli gospodarze, którzy rozegrali dziś dwie zupełnie różne połowy. W pierwszych trzech kwadransach – poza zmarnowaną okazją sam na sam przez Reusa – nie istnieli w ofensywie. Właściwie BVB niemal przez cały czas siedziało na własnej połowie i modliło się o jak najmniejszy wymiar kary. Wówczas wydawało się, że goście w drugiej połowie dojadą rywala i skończy się pogromem. Tymczasem po przerwie w żółtych koszulkach wyszli zupełnie inni piłkarze. Przemiana zaczęła się od Marco Reusa, który wpadł w pole karne i nadział się na Neuera. Być może specjalnie, ale nie zmienia to faktu, że arbiter gwizdnął rzut karny. Do jedenastki podszedł sam pokrzywdzony i pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce.
Generalnie Reus rozgrywał dziś dziwny mecz. W sytuacji sam na sam z Neurem oddał lekki strzał w Niemca. Z jeszcze lepszej pozycji – z około trzech metrów – mając przed sobą tylko niemieckiego golkipera, pomylił się ponownie. No ale jak przyszło oddać strzał z pierwszej piłki – po dośrodkowaniu Piszczka – popisał się pięknym uderzeniem. Co ciekawe nie tylko 29-latek w barwach BVB dobre zagrania przeplatał z tragicznymi. Podobnie miewał Paco Alcacer, który na murawie pojawił się dopiero w 59. minucie meczu. Hiszpan chwilę po wejściu na boisko, stanął przed znakomitą okazją na zdobycie gola, ale zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału. Nie lepiej w tamtej sytuacji zachował się zresztą Bruun Larsen, który fatalnie przestrzelił. Genialny w tym sezonie Alcacer swoje winy jednak odkupił, gdy obsłużył go znakomitą piłkę Axel Witsel. Hiszpański snajper w sytuacji sam na sam z bramkarzem zachował zimną krew do samego końca i posłał piłkę do siatki.
W tamtym momencie Borussia pierwszy raz wyszła na prowadzenie, a Bayern miał nieco ponad kwadrans na odrobienie strat. Przyjezdni próbowali i nawet się cieszyli, gdy Lewandowski w doliczonym czasie piętą skierował piłkę do siatki, lecz nie trwało to zbyt długo. Arbiter liniowy dopatrzył się spalonego naszego rodaka i miał rację. Trochę szkoda, bo Robert rozgrywał dziś wielki mecz, a ten gol byłby wisienką na torcie.
Cóż, Bayern miał udowodnić, że wszystko ma pod kontrolą, a tymczasem stało się zupełnie inaczej. Borussia nad swoim największym rywalem w tabeli ma już siedem oczek przewagi, a to już niezły zapas. Oczywiście dalecy jesteśmy od koronowania Piszczka i jego kolegów, ale coś nam się wydaje, że w tym sezonie Bundesliga będzie bardzo ciekawa do samego końca.
Borussia Dortmund – Bayern Monachium 3:2 (0:1)
0:1 – Lewandowski 26′
1:1 – Reus 49′ karny
1:2 – Lewandowski 52′
2:2 – Reus 67′
3:2 – Alcacer 73′
Fot. NewsPix