Anglicy nieustannie bardzo chcą wierzyć w to, że są światową potęgą. Niepowodzenia wielkich turniejów stawiały ich stopy bardzo mocno na ziemi, tak, że aż kolana wyginało. Tego lata było jednak inaczej – młody, mający w większości całe kariery przed sobą skład osiągnął półfinał. Nie nastąpiło więc uziemienie oczekiwań, które zaczynały wznosić się po przekonujących wygranych w eliminacjach z reprezentacjami trzeciego sortu, a jedynie rozbudzenie apetytów. Wsłuchajcie się w głosy angielskich ekspertów, a z wielu ust usłyszycie, że Gareth Southgate ma za zadanie sprawić, by za dwa lata Anglia została mistrzem Europy.
Kto wie, czy w takich okolicznościach robota Southgate’a nie stała się właśnie najtrudniejszą z możliwych.
Selekcjoner Anglików wie, że w Londynie, Manchesterze, Leeds, Southampton, Liverpoolu i innych angielskich miastach rodzi się cała masa piłkarskich talentów. Zanim został selekcjonerem „jedynki”, pełnił przecież tę samą rolę w reprezentacji U-21. Mając to doświadczenie wie też doskonale, jak trudno jest znaleźć młodych angielskich piłkarzy, którzy faktycznie dostają swoje szanse w klubach Premier League.
– Statystycznie w zeszłym roku wybieraliśmy spośród 33% zawodników Premier League, bo tylko tylu Anglików znajdowało się w składach zespołów, w tym roku zeszliśmy już poniżej 30%. Wśród zespołów TOP6 ich liczba regularnie spada – mówił niedawno.
I nie były to puste słowa. Wystarczy spojrzeć na ostatnią kolejkę ligi angielskiej, kiedy to spośród 279 zawodników wybranych przez menedżerów (zarówno zawodnicy pierwszego składu, jak i wchodzący rezerwowi) tylko 80 to gracze uprawnieni do zakładania koszulki z trzema lwami. 28,7%.
Leicester – Liverpool – 9 z 28 zawodników
West Ham – Wolves – 6 z 28 zawodników
Everton – Huddersfield – 7 z 28 zawodników
Crystal Palace – Southampton – 9 z 28 zawodników
Chelsea – Bournemouth – 8 z 28 zawodników
Brighton – Fulham – 7 z 28 zawodników
Manchester City – Newcastle – 5 z 28 zawodników
Cardiff – Arsenal – 7 z 27 zawodników
Watford – Tottenham – 10 z 28 zawodników
Burnley – Manchester United – 12 z 28 zawodników
Statystyki mocno ratuje ekipa Burnley, gdzie spośród 14 graczy posłanych do boju na Manchester United 8 to Anglicy. Za to Huddersfield nie wystawiło żadnego Anglika ani w pierwszym składzie, ani z ławki, a w Arsenalu i Chelsea jedyni zawodnicy mogący grać w reprezentacji Southgate’a wchodzili dopiero w drugich połowach meczów. Mowa o Dannym Welbecku i Rubenie Loftusie-Cheeku. Obu mających problemy z łapaniem minut w swoich londyńskich zespołach. Obu powołanych.
A to przecież niejedyne takie przypadki. Marcus Rashford wybiegł w pierwszym składzie Manchesteru United tylko raz w ciągu czterech pierwszych kolejek, podobnie jak Danny Rose w Tottenhamie czy Jordan Henderson w Liverpoolu. Fabian Delph nie rozegrał choćby minuty dla Manchesteru City, a Adam Lallana wszedł na 180 sekund w starciu z Crystal Palace, w pozostałych pozostając aż do ostatniego gwizdka w pozycji siedzącej. To wszystko zawodnicy, których Southgate wezwał na wrześniowe zgrupowanie.
W efekcie angielskie media proponowały Southgate’owi zawodników, na których selekcjonerzy topowych reprezentacji – a przecież do powrotu na stałe do tego grona aspirują Synowie Albionu – nawet by nie spojrzeli. Independent poświęcił duży artykuł Willowi Hughesowi z Watfordu, wskazując na niego jako na potencjalne rozwiązanie problemu z brakiem kreatywności w drugiej linii Anglików, co zresztą zmusiło selekcjonera do zmiany systemu na 3-5-2. Jako zastępstwo dla Harry’ego Kane’a – wobec niewielu minut Rashforda i Welbecka, a także rezygnacji z kadry Vardy’ego – eksperci proponowali 30-letniego Troya Deeneya czy sponiewieranego kontuzjami Danny’ego Ingsa. Gościa mającego na koncie 14 meczów i 3 gole w Premier League w ostatnich dwóch sezonach.
Oczywiście, są pozycje na boisku, gdzie Southgate ma bogactwo wyboru. Gdyby istniała rozsądna formacja z trzema prawymi obrońcami, Anglicy mogliby tę pozycję obsadzić najmocniej na świecie. Jest przecież i Kyle Walker, i Kieran Trippier, i Trent-Alexander Arnold. Nie ma problemów ze środkiem obrony – Stones, Maguire, wielki talent przejawia Joe Gomez, w odwodzie jest między innymi James Tarkowski.
Obsada większości to jednak potężny problem. Synowie Albionu zaszli aż do półfinału mundialu, a jednak oddawali z gry (nie licząc stałych fragmentów) średnio mniej celnych strzałów na mecz niż 30 reprezentacji, więcej jedynie od Irańczyków. Wciąż nie odkryli kreatywnego serca drugiej linii. Wciąż czekają na to, by kolejny objawiony talent na miarę Jacka Wilshere’a czy Rossa Barkleya z tego czy innego powodu nie wyhamował jak dwaj wymienieni.
Dlatego przed Garethem Southgatem stoi niebywale trudne zadanie. Jak mantrę powtarza się na wyspach, że właśnie teraz, gdy na mundialu udało się zajść aż do strefy medalowej, trzeba wykorzystać ten feel good factor. Czynnik dobrego samopoczucia. By jednak nadal o nim mówiono, trzeba wreszcie wygrywać ze światową czołówką. Zadowolenia na dłuższą metę nie da pokonanie Panamy, Tunezji, Kolumbii czy Szwecji. By mówić o reprezentacji pnącej się w ludzkiej świadomości na wyżyny, trzeba wygrywać z Belgiami i Chorwacjami świata futbolu.
Trzeba wygrywać z Hiszpanią. Najlepiej już dziś.
SZYMON PODSTUFKA
fot. FotoPyK