Postawienie na Ivana Djurdjevicia w roli pierwszego trenera Lecha to wyciągnięcie na stół karty “wyjście z więzienia”. Długo zwlekano z tym, by Serb ostatecznie usiadł na ławce przy Bułgarskiej. Dla Kolejorza to ogromna szansa, ale i w pewnym sensie duże ryzyko – jeśli ten projekt nie wypali, to kibice ostatecznie stracą zaufanie do władz. Zatrudnienia Djurdjevicia w roli szkoleniowca nie należy rozpatrywać tylko pod kątem “o, Lech ma nowego trenera”.
Nie jestem zwolennikiem tezy, że Djurdjević dostał szansę za wcześnie. Mówimy o facecie, który ma już ponad 40 lat. W Bundeslidze szał robią trenerzy o blisko dekadę młodsi – tacy jak Domenico Tedesco w Schalke i Julian Negelsmann w Hoffenheim. Były piłkarz Lecha wystąpił w roli trenera już ponad sto razy – jako szkoleniowiec rezerw i rozmaitych grup juniorskich. Odbył kilkanaście stażów w ważnych klubach europejskich, trenował pod okiem chociażby Jorge Jesusa. To nie jest facet wyciągnięty znikąd. Nie postawiono dla niego dlatego, że na boisku nie odstawiał nogi i potrafił wyrazić swoje zdanie w szatni. To trener. Gość z warsztatem i własnym pomysłem na zespół. Faktycznie – nie prowadził jeszcze klubu na poziomie I ligi czy Ekstraklasy. Rozważał otrzaskanie się z tym poziomem rozgrywek poza Lechem, ale sytuacja zmusiła go niejako do tego, by już dziś osiodłał chyżego konia.
To prawdopodobnie najważniejszy projekt trenerski w nowoczesnej historii Lecha. Piszę “projekt trenerski”, bo pomysł na Djurdjevicia w sztabie pierwszego zespołu istniał już od dawna. Tak jak Kolejorz rysuje przed swoimi wychowankami ścieżkę rozwoju, tak i swoją drogę miał rozpisaną przed Djuką. Przechodził przez kolejne etapy szkolenia młodzieży, zaczynał od asystowania, później sam zostawał pierwszym trenerem. Krok po kroku wspinał się po szczebelkach we Wronkach. Ale bycie trenerem pierwszego zespołu było mu pisane od paru dobrych lat.
Lech jest dziś w sytuacji kryzysowej. Jeśli chodzi o poziom braku zaufania do władz i rozczarowanie sukcesami (a raczej ich brakiem) – wydaje się, że w tak złej sytuacji nie był jeszcze za kadencji Karola Klimczaka. Na trybunach wrze, kibice wprost domagają się dymisji prezesa klubu. I na te zgliszcza wchodzi facet, w którym pokłada się nadzieje odnowicielskie. “Jeśli Ivanowi się nie powiedzie, to już chyba nikomu” mówią kibice z Wielkopolski. Poznański klub zaryzykował – postawił na swojego człowieka w cholernie trudnym momencie.
Wyjście jest jedno – dać Serbowi wszystkie możliwe narzędzia, by mógł ułożyć zespół po swojemu. Dać kluczowy głos w wyborze zawodników, których Lech pozyska latem. Dać wolną rękę w czyszczeniu szatni. Pozwolić mu wybrać współpracowników zgodnie ze swoim własnym widzimisię. Po prostu sprawić, by nie było niedomówień – “z Ivana to był dobry trener, ale nie dano mu środków, by osiągnął sukces”.
Bo takiego gościa wystawiasz w pierwszym rzędzie raz na wiele lat. Dziś nawet nie widać kandydatów na to, by kiedyś, kiedyś powtórzyć historię Djurdjevicia. To trener wyśniony przez kibiców, ale przez ostatnie lata żył raczej w formie mitu. Mówiło się, że wjedzie do szatni na białym koniu, magiczną różdżką uczyni piłkarzy wojownikami, a murawa na stadionie będzie nadawała się do wymiany po każdym spotkaniu. Dziś mit się urzeczywistnia – Djurdjević zaraz wskoczy w klubowy garnitur i stanie przy linii bocznej. Nadejdzie czas weryfikacji.
W Poznaniu nikt nawet nie chce myśleć o tym co jeśli nie wyjdzie. Czy pomnik ikony klubu zostanie zburzony? Czy śladem poprzedników zostanie wygwizdany? Czy jednak wtedy krytyka spadnie na piłkarzy i władze klubu, a Djurdjević odejdzie z poczuciem falstartu?
Dziś nie ma nawet sensu na te pytania odpowiadać. Nie przed pierwszym treningiem, nie przed pierwszym zwycięstwem, nie przed pierwszą porażką i pierwszym kryzysem. Ivan Djurdjević dostanie kredyt zaufania, jakiego nie miał wymarzony przez Jacka Rutkowskiego Maciej Skorża, ani nie miał Nenad Bjelica, w którym wielu widziało remedium na bolączki Kolejorza. Od nowego sezonu w Poznaniu rozpocznie się nerwowe zerkanie ku ławce. Wszystkie oczy na Djukę. Jeśli zaufanie rośnie, to rosną też oczekiwania. Serb TEORETYCZNIE powinien być idealnym trenerem dla Kolejorza. I dziś wręcz nie mogę się doczekać jego debiutu w roli pierwszego trenera.
DAMIAN SMYK
fot. Newspix