Czas na kolejną część naszej podróży do Japonii we współpracy z firmą PKN Orlen. Dziś zapraszamy na wywiad z Takeshim Ono, czyli z jednym z najbardziej cenionych fachowców w sprawach szkolenia w kraju naszych grupowych rywali. Ma za sobą pracę w roli asystenta w dorosłej reprezentacji, trenowanie reprezentacji młodzieżowej i rolę dyrektora technicznego w japońskiej federacji, w której dziś odpowiada za rozwój młodzieży. Ono opowiedział nam szczerze o problemach, z jakimi boryka się japońska piłka. Dlaczego japońska mentalność nie pozwala na twarde negocjacje, gdy po piłkarza z J-League zgłasza się klub ze światowego topu? Czy nieśmiałość i grzeczność są w stanie zablokować Japończyka? Jaką inspiracją dla japońskiego społeczeństwa był Kapitan Tsubasa? Dlaczego piłkarz z Kraju Kwitnącej Wiśni nigdy nie wpadnie w syndrom pierwszego kontraktu? Czemu Japończycy nie są w stanie wykorzystywać swoich umiejętności? Czy każdy piłkarz z J-League zalicza tak brutalne powitanie z europejską piłką jak Ryota Morioka? Zapraszamy na napakowaną konkretami rozmowę o szkoleniu japońskich piłkarzy, z której można wynieść wiele smaczków o japońskiej mentalności.
– Kocham futbol, kocham Beatlesów… Lepszego miejsca na studiowanie niż Liverpool nie mogłem sobie wyobrazić. Uczęszczałem na uniwersytet współpracujący z „The Reds”, gdzie bardzo dobrze poznałem europejską mentalność. Studia w Anglii okazały się bardzo cenne, bo różnica pomiędzy europejskim a japońskim futbolem była w latach 90-tych naprawdę ogromna. Gonitwa za wami nie była łatwa i dopiero po naszych pierwszych mistrzostwach świata w 1998 roku zaczęliśmy widzieć wasze plecy. Dziś po wielu latach wciąż jesteśmy za wami i oczywiście odległość w tym wyścigu jest tak duża, że nie możemy was jeszcze nawet dotknąć, ale przynajmniej możemy już przeczytać, co macie napisane na tyłach koszulek. Wszystko jest u nas inne – technika, siła fizyczna, dynamika. Stworzyłem system rozwoju naszej piłki, w którym wprowadziliśmy wiele innowacji, lecz za wszelką cenę chciałem uniknąć kopiowania europejskiej piłki. To nie ma najmniejszego sensu, zbyt wiele jest między nami różnic.
Czym się różni japoński piłkarz od tego europejskiego?
Mam wrażenie, że z techniką Japończycy nie mają specjalnych problemów, piłka im w grze raczej nie przeszkadza. Gdy już ją mają przy nodze, potrafią celnie dograć, potrafią uderzyć. Umiejętności muszą być niestety połączone z głową i tu już zaczyna się problem. Mamy kłopot z podejmowaniem decyzji. Umiemy coś zrobić, ale tego nie robimy, bo… nie potrafimy się zdecydować lub wpaść na coś niekonwencjonalnego. Nie mamy wizji, odwagi. U dobrych piłkarzy w Europie technika zawsze stoi na takim samym poziomie, co podejmowanie decyzji.
Trener musi mówić piłkarzom, jak mają grać, bo inaczej sami na to nie wpadną?
Dokładnie tak to wygląda. Bardzo często młodzi piłkarze pytają trenerów: co mam zrobić w takiej sytuacji? A co w takiej? Piłkarz powinien sam o tym decydować na boisku, a on bardzo często ma w głowie to, co powiedział mu trener i czasami jest wręcz niewolnikiem tej wskazówki. Nie wpadnie na nic kreatywnego, bo wie, że robi się tak i tak i musi się do tego zastosować.
Ściśle wiąże się z tym taktyka, pomysł na mecz. Europejczycy potrafią być bardziej przebiegli. Musimy przedstawiać piłkarzom ten sposób myślenia, ale dla nich przechytrzenie kogoś sprytnym sposobem jest często niezgodne z ich światopoglądem, wręcz nieetyczne. Po prostu chcą wyjść na boisko i strzelać gole, nie myśląc o tym, że można założyć sobie na to jakąś strategię i wygrać cwaniactwem. Brakuje nam mentalności zwycięzców. Tacy Irlandczycy na przykład zawsze byli – pamiętam – napakowani motywacją. Dla nas to wciąż zaskoczenie, że tak można.
Z pewnością nie pomaga fakt, że kibice nie wytwarzają presji na piłkarzach. Wygrają – jest OK. Przegrają – jest OK.
Niestety, ale tak to wygląda. Który to twój dzień w Japonii?
Ósmy.
To już doskonale zdążyłeś zauważyć, jacy jesteśmy łagodni, grzeczni. Za wszelką cenę nie chcemy urazić drugiej osoby. W wielu aspektach życia to fantastyczna mentalność, ale w piłce – niekoniecznie. W piłce musisz wyrazić samego siebie, a my tego nie robimy. Tu trzeba walczyć, a nie myśleć o tym, jak nie urazić drugiej osoby.
Kolejny, bardzo, bardzo poważny problem – fizyczność. Z bieganiem sobie radzimy bardzo dobrze, ale siły nam jednak brakuje. Genetyka pozbawiła nas mocnych kości, więc osiągnięcie dużej masy to dla nas prawdziwy problem. Bardzo często gdy ktoś upiera się, by popracować dużo na siłowni, traci wiele ze swoich zalet.
Shunsuke Nakamura powiedział mi, że gdy próbował wzmocnić się na siłowni, zawsze czuł ulatującą gdzieś dynamikę. W końcu uznał, że to nie ma sensu.
Niestety, ale często tak się zdarza. W efekcie znajdujemy się w sytuacji bez wyjścia – piłkarz ma wątłe ciało i nie może tego zmienić. Musimy znaleźć utalentowanych piłkarzy z naturalnie silnym szkieletem. Posiadanie w jedenastce 6-7 piłkarzy o charakterystyce Nakamury jest jeszcze w porządku, ale cała jedenastka stworzona z chudych techników… Nie, to nigdy nie przejdzie. Czekamy wciąż na generację, która dorówna wreszcie warunkom fizycznym Europie, a przy tym zachowa obecny poziom techniczny i dynamikę, zwrotność, elastyczność, które są bez wątpienia naszymi bardzo silnymi stronami. Na ten moment zwyczajnie nie mamy takich piłkarzy.
Takie warunki fizyczne jakie ma powiedzmy wasz środkowy obrońca Makino, czyli ponad 1,80m wzrostu, są dla piłkarza handicapem? Łatwiej mu się przebić, gdy jest wysoki?
Tak. Makino jak na Japończyka jest duży i dobrze zbudowany, w naszej lidze jest naprawdę bardzo ważną postacią. Natomiast nie mam przekonania, że w porównaniu do piłkarzy klasy światowej to silny piłkarz. Raczej nie. Potrzebujemy mieszanki typów Makino i typów Nakamury. Póki co jest znaczna przewaga tych drugich. Za dużo Nakamury! Marzy mi się, by jakiś japoński piłkarz połączył i siłę, i technikę – coś jak Lewandowski. Przydałby się nam.
Obawiam się, że nie chcemy go oddać.
Nie mamy wielkich jednostek jak Lewandowski, ale w naszej kulturze głęboko zakorzeniona jest mentalność współpracy. To nasza broń. Jeden ma piłkę, drugi robi mu miejsce, trzeci wystawia się na pozycję – wszystkimi kieruje przekonanie, że muszą grać razem. Pełna kolektywność.
Japoński naród uchodzi za najbardziej pracowity na świecie. Wśród piłkarzy też można to zaobserwować?
Tak. Ciężka praca i kooperacja to nasza dewiza. Czasami zdarza się, że piłkarze trenują wręcz za dużo. Czują jednak, że tego potrzebują. Wielu japońskich sportowców osiąga długowieczność, bo ma stoicką mentalność, traktuje swoje ciało jak świętość. Dieta – perfekcyjna. Wychodzą na boisko wcześniej niż reszta by się porozciągać. Po treningu zawsze idą masaż. Nigdy nie zdarza im się pójść na imprezę. Gdybyśmy nie pracowali, nigdy nie znaleźlibyśmy się na mistrzostwach i nigdy tak szybko byśmy was nie gonili. Dwie dekady temu tylko jeden z naszych piłkarzy grał w Europie, teraz mamy ich około dwudziestu, głównie w Niemczech. Wszyscy mówią, że najtrudniejszą rzeczą w Europie jest wyrażenie samych siebie, boiskowa ekspresja. Japończycy są nieśmiali, nie mówią zbyt wiele, niektórzy z nich początkowo na boisku czekają, aż piłka sama do nich przyjdzie. Muszą się przyzwyczaić, że wymaga się od nich inicjatywy. Oczywiście wszyscy zaskoczeni są też kontaktem fizycznym. Nawet jeśli mają świetną technikę, czasami nie ma to znaczenia – ktoś wchodzi im od tyłu i jest po zabawie.
Widział pan pierwsze mecze w Polsce Ryoty Morioki?
Tak, widziałem kilka. Miał duże problemy z adaptacją. Każdy ma takie same doświadczenia, jak Morioka. Ryota na całe szczęście przeszedł przez ten okres adaptacji skutecznie i zdołał się przyzwyczaić. Są jednak tacy, którzy nie dają sobie rady i szybko wracają do Japonii z podkulonym ogonem. Sam nie wiem, jak możemy to zmienić. Może powinniśmy bardziej uświadamiać piłkarzy, jak siłowo gra się na zachodzie? Nasza J-League z pewnością ich do tego nie przygotowuje.
Który moment jest dla Japończyka najlepszy na odejście do Europy? Im szybciej przyzwyczai się do siłowej piłki, tym lepiej? Czy jednak dobrze, by otrzaskał się w J-League i odszedł jako ukształtowany piłkarz?
Równie dobre, co trudne pytanie. Mamy niezwykle zdolnego piłkarza Takefusę Kubo, 16-latka, którym interesują się już największe światowe marki. Był na testach w Barcelonie, ale przez zasady FIFA nie może podpisać z nią kontraktu. Co byłoby dla niego lepsze? To chyba oczywiste. Ciężko wypowiadać się o tym przepisie, ale dla samych zawodników na pewno byłoby lepiej gdyby wyjeżdżali wcześniej. Jeśli 14-latek chce wyjechać, klub go także chce, rodzina nie widzi przeciwskazań… W czym problem? Po co czekać do 18 lat? Został w J-League, ale mimo to rozwija się harmonijnie, gra regularnie, a doświadczenie wyniesione z wizyt w europejskich klubach tylko mu pomaga. Z drugiej strony osoby pełniące taką rolę jak ja są odpowiedzialne za japoński futbol, więc ciężko przechodzi mi przez gardło mówienie, że wyjeżdżanie za granicę jest dobre. Potrzebujemy renomowanych piłkarzy też w naszej lidze, by poziom zainteresowania piłką nieustannie rósł. Prawda jest jednak taka, że prawie każdy japoński piłkarz marzy o transferze.
Po sukcesie Lewandowskiego nastąpił w Polsce „efekt Lewandowskiego” – młodzi chłopcy zobaczyli, że nawet Polak może osiągnąć sukces światowego formatu. W Japonii miało miejsce coś podobnego po sukcesie Nakamury czy Kagawy?
Myślę, że na młodych chłopców najbardziej podziałał Kazu Miura, pierwszy znakomity japoński zawodnik po starcie J-League.
I pierwowzór Kapitana Tsubasy, który – jak zakładam – też miał ogromny wpływ na popularyzację piłki.
Oczywiście, że był ogromną inspiracją, bez Kapiana Tsubasy futbol nie byłby w Japonii tak popularny. Ty też znasz Tsubasę?
Jak najbardziej, w Polsce to bardzo popularna bajka.
Naprawdę? Naprawdę?!
(Takeshi Ono cieszy się jak dziecko)
Niesamowite! W Japonii najbardziej popularnym sportem był wtedy baseball i tylko na nim skupiały się dzieciaki. Gdy ruszyła J-League i Kazu stał się jej gwiazdą, zmieniło się wszystko. Dzieci grały w piłkę, bo chciały być jak on. To wielka inspiracja dla naszego społeczeństwa. Później Shunsuke i Kagawa – szczególnie ten drugi, gdy grał w Manchesterze, co było dla nas wielkim zaskoczeniem – dołożyli swoje. Inspirowaliśmy się też Hondą, gdy trafił do innej wielkiej marki – AC Milan, choć teraz mocno obniżył loty. Duże marki robią na nas wrażenie. To ważne, bo nasze dzieciaki ciężko wyciągnąć z domów, by się poruszały.
Widzę, że mamy te same problemy.
Wydaje mi się, że podobny problem jest prawie na całym świecie. Czasami jeżdżę jako instruktor FIFA promować piłkę w różnych krajach i w zasadzie wszędzie mówią mi, że ich dzieciaki wolą komputery. Gra w piłkę zapewnia dzieciakom wszystko – aktywność fizyczną, towarzystwo i wyjście z domu. Teraz dzieciaki wolą grać zupełnie inaczej – bez aktywności, bez przyjaciół, w czterech ścianach. To wielki problem. Musimy nauczyć się wyciągać dzieciaków na zewnątrz i budzić w nich pasję do aktywności fizycznej. Naszym problemem jest też to, że w dużych miastach nie mamy wystarczająco dużo miejsca do grania w piłkę. Jedyna opcja to gra na boiskach szkolnych, często wraz z nauczycielami wuefu, którzy szkolą dzieciaki w ramach wolontariatu. Tylko tam mamy infrastrukturę. Niektórzy by pograć po szkole muszą zapisać się do klubu piłkarskiego, gdzie rodzice często wywierają na nich presję. Produkujemy specjalne broszury, w których apelujemy, dlaczego nie powinno się naciskać na dzieciaków czy krytykować otwarcie arbitrów. Nieco rozumiem uczucia rodziców, gdy dziecko okazuje się rozczarowaniem, ale takie zachowanie nie ma na nich absolutnie dobrego wpływu.
Jakie zagrożenia czekają na japońskich młodych piłkarzy?
Stają się dorośli i chcą osiągnąć niezależność, choć tak naprawdę wciąż są dziećmi. To generuje wiele problemów w szkole, konflikty z chłopakami z zespołu, z trenerami. To duże zagrożenie. Czasami dla chłopaków futbol przestaje być na pierwszym miejscu i gdy poznają życie wybierają inne rzeczy jak alkohol, a piłce mówią „do widzenia”. Myślę, że to kluczowy okres dla każdego piłkarza.
Pieniądze potrafią zaszumić w głowie?
Niekoniecznie. To nie jest jakiś wielki problem w Japonii, choć 20 lat temu w pierwszych latach fuknkcjonowania J-League, gdy zarobki piłkarzy były ogromne, rzeczywiście mógł być. Teraz pierwszy kontrakt piłkarza to kontrakt C, który musi spełniać nasze regulacje, w ramach których zawodnik dostaje bardzo skromne uposażenie. Maksymalnie jest to 4,8 miliona jenów rocznie (150 tys. zł). By podpisać kolejną umowę – kontrakt B – musi rozegrać 450 minut w J-League lub 900 minut w J-2 i posiadać przez trzy lata kontrakt C. Co ważne – limit płacowy na kontrakcie B jest identyczny. Choć nie ma na to żadnych regulacji, w niektórych klubach piłkarze z kontraktem C i B nie mogą trenować na tym samym boisku, co pierwszy zespół i przebierać się w tej samej szatni. Później po spełnieniu następnego otrzymuje kolejną umowę – kontrakt A – już na normalnych, rynkowych warunkach, bez żadnego limitu. Często jest tak, że zawodnik rozpoczyna sezon z kontraktem B, lecz szybko staje się graczem pierwszego zespołu i wskakuje na poziom A w okolicach czerwca czy lipca. Młody piłkarz nie wpadnie zatem w syndrom pierwszego kontraktu, bo na starcie otrzyma raczej małe pieniądze. W japońskiej mentalności pieniądze nie są najważniejsze, nie śpiewamy na każdym kroku „money, money, money”, choć 20 lat temu bywało, że świeżak otrzymywał nagle wielką kasę i kupował drogie auta zatracając swoje zainteresowanie piłką.
Skoro młody piłkarz nie może zarobić wielkich pieniędzy, powinien wybierać miejsca, w których dostanie szanse na grę. Swego czasu młodzi uparli się, by szybko przechodzić do dużych klubów jak Gamba Osaka czy Urawa Reds, ale nigdy nie mieli szansy na grę i nie wydostawali się z kontraktu C. Dla nowej generacji najważniejsza jest jednak gra. Widzą, że koledzy przepadli i wybierają na swój pierwszy kontrakt zespoły drugiej klasy, w których szybko osiągają umowę A i ewentualnie transfer do lepszego klubu. Zbyt wielu utalentowanych piłkarzy wybrało siedzenie na ławce. Obecnie najlepiej pracuje się z młodzieżą w Sanfrecce Hiroszima i dwóch klubach z Osaki – Gamba i Cereso.
Cereso, z którego Borussia Dortmund wyjęła za śmieszne pieniądze, 350 tysięcy euro, Shinji Kagawę.
Każdy japoński piłkarz marzy o tym, by grać w takich zespołach jak Manchester czy Borussia Dortmund, podobnie jak nasi kibice marzą o piłkarzach w wielkich klubach. Gdy przychodzi zatem tak wielka marka, pieniądze schodzą na drugi plan. Myślimy raczej o tym, by nie blokować marzeń piłkarza. Gdybyśmy mu nie dali się rozwijać, byłoby to bardzo źle odebrane.
Dla europejskiej piłki to bardzo dobrze.
Zdaję sobie z tego sprawę.
To podejście się zmienia?
Bardzo, bardzo powoli. Jak powiedziałem – dla Japończyka pieniądze nie są pierwszym priorytetem. Marzenia, możliwość rozwoju, sukces – do tego dążymy.
Ja też żyję marzeniami. Marzę o tym, by wygrać mistrzostwa świata, ale dzieli nas od tego bardzo długa droga. 25 lat temu jeszcze nikt nie wiedział nic o piłce w Japonii, a dziś jesteśmy po raz szósty na mistrzostwach świata i cały czas staramy się skracać dystans do światowej czołówki. Napędem był dla nas 2002 rok, gdy powstało wiele stadionów i centrów treningowych, na których wychowała się obecna generacja. Potrzebujemy jeszcze szybszego rozwoju młodych piłkarzy. Mamy swoich reprezentantów w Europie i Ameryce, chcemy czerpać jak najwięcej z ich doświadczenia. Analizujemy mecze i możemy przekuć ich doświadczenie w rozwój całej japońskiej piłki. Marzę, by być was bliżej, bliżej, bliżej… A kiedyś może nawet prześcignąć?
Z IWATY JAKUB BIAŁEK
WSZYSTKIE ODCINKI CYKLU VITAY SENEGAL:
– tekst o akademii, w której wychował się Sadio Mane – CZYTAJ TUTAJ
– reportaż z Wyspy Goree, czyli wyspy niewolników – CZYTAJ TUTAJ
– wywiad z renomowanym dziennikarzem Bambą Kasse o realiach senegalskiej piłki – CZYTAJ TUTAJ
– dzień z życia senegalskiej redakcji – CZYTAJ TUTAJ
WSZYSTKIE ODCINKI CYKLU VITAY JAPONIA:
– tekst o Vegalcie Sendai, czyli klubie z miasta, które podniosło się po straszliwym tsunami – CZYTAJ TUTAJ
– o klimacie japońskich niższych lig – CZYTAJ TUTAJ