Reklama

Obława, obława, na młode Wilki obława

redakcja

Autor:redakcja

21 kwietnia 2018, 14:39 • 7 min czytania 10 komentarzy

Rok 2015 – Vfl Wolfsburg kończy Bundesligę na drugim miejscu, plecy pokazał mu tylko Bayern. Na dokładkę w klubowej gablocie ląduje Puchar i Superpuchar kraju. Dziś – kolejny rok z rzędu – Wolfsburg nie tylko wyłączony jest z gry o europejskie puchary – Wilkom poważnie grozi spadek. Zarządzanie sukcesem ewidentnie w mieście Volkswagena nie funkcjonuje jak trzeba.

Obława, obława, na młode Wilki obława

4:1 – w takim stylu Wolfsburg zdeklasował Bayern, z Pepem Guardiolą u steru, w styczniu 2015 roku. Następnie udało się jeszcze ograć potężnych rywali w meczu o Superpuchar, choć Wilkom przyszło wówczas rozpaczliwie gonić wynik. Gola na wagę remisu zdobył w 89. minucie Lord Bendtner we własnej osobie, który potem nie pomylił się też w piątej serii rzutów karnych, pieczętując zdobycie trofeum. Kolejne wyniki starć z Bawarczykami, patrząc z perspektywy Wilków? 1:5, 1:3, 0:2, 0:5, 0:1, 0:6, 2:2, 1:2. Remis i siedem porażek, w tym kilka naprawdę dotkliwych klęsk. Sam Robert Lewandowski zdążył w tym czasie nastrzelać Wolfsburgowi 13 goli, w tym legendarną już piąteczkę w dziewięć minut.

Wczoraj Wolfsburg boleśnie przerżnął na wyjeździe z Borussią Moenchengladbach. Wynik został ustalony już do przerwy, a gole dla gospodarzy były cokolwiek kuriozalne – przy bramce na 1:0 samobójczą asystę zaliczył Riechedly Bazoer, zagrywając piłkę za plecy własnych obrońców. Gol na 3:0, strzelony z rzutu wolnego, był jeszcze lepszy – podopieczni Bruno Labbadii tak się guzdrali przy ustawianiu muru, że Christoph Kramer znudził się już czekaniem i od niechcenia kopnął do pustej bramki. Koen Casteels, jak gdyby nigdy nic, opierał się o słupek i dyrygował swoimi obrońcami, nie zwracając najmniejszej uwagi na strzelca.

– Pomogliśmy rywalom prostymi stratami. Nie zagraliśmy jak drużyna – przyznał po meczu Labbadia. W tym wszystkim aż trochę szkoda trenera gości. Można sobie wyobrazić, że głowił się dniami i nocami, jak tu zaszachować rywala taktycznie, a koniec końców jego podopieczni przyjęli absolutnie żałosne bramki po banalnych, indywidualnych (i zespołowych) błędach, czy raczej – jak mawia klasyk – wielbłądach.

Reklama

Pomimo tej klęski, bezpośredni spadek Wilkom nie grozi – HSV i Kolonia mają tak dużą stratę do peletonu, że mogą już w zasadzie zsiąść z roweru i darować sobie dalszy wyścig. Jednak baraże są jak najbardziej realne, a to przecież ryzyko, ostatnio Wolfsburgowi udało się wygrać z Brunszwikiem dwa razy po 1:0, ale zawsze tak gładko być nie musi. Teraz Wilki mają 30 punktów na koncie, w ubiegłym sezonie zdobyli ostatecznie 37 oczek. Taki dorobek nie uchronił ich przed barażami, a w obecnej kampanii trudno będzie choćby te 37 oczek uciułać.

Jak to możliwe, że mistrzowie Niemiec z 2009 roku zdołali trzy lata temu nawiązać do swojego najpiękniejszego sezonu w historii, a teraz dziadują gdzieś na dnie tabeli i rozpaczliwie szarpią się o każdy punkcik? To jest dobra pora, żeby przypomnieć zwycięski skład Wolfsburga z meczu z Bayernem w 2015 roku:

Benaglio – Vieirinha, Naldo, Knoche, Rodriguez – Arnold, Luis Gustavo – Caliguri, De Bruyne, Perisić – Dost

Taką paczkę miał wtedy do dyspozycji Dieter Hecking. Zresztą to właśnie ten znakomity szkoleniowiec pracuje teraz w Moenchengladbach i wczoraj zmiażdżył swój były klub.

No to dla porównania zespół, który desygnował do gry Labadia na ostatni mecz z Bawarczykami, w lutym tego roku.

Casteels – Jung, Knoche, Bruma, Itter – Guilavogui, Arnold – Steffen, Didavi, Mall – Origi

Reklama

Różnica jest tak olbrzymia i to tak dalece na niekorzyść dzisiejszego Wolfsburga, że aż wypadałoby to uhonorować minutą ciszy i ponurej refleksji nad przemijaniem i kruchością życia, ale w sobotę nie czas i miejsce na takie niewesołe rozmyślania, więc lepiej chyba będzie po prostu zerknąć na wyczyny Kevina De Bruyne i spółki sprzed trzech lat.

No właśnie – De Bruyne. To z odejściem tego zawodnika wszystko zaczęło się w Wolfsburgu sypać. Ściągnięty z Chelsea Belg został w sezonie 14/15 wybrany piłkarzem sezonu w Bundeslidze, zanotował wtedy aż 21 asyst, liczba zupełnie obłędna. De Bruyne zasygnalizował, że – choć Jose Mourinho miał zupełnie inne zdanie na ten temat – jest piłkarzem europejskiego topu, więc szybko przygarnął go do siebie czołowy klub. Zresztą, w barwach Manchesteru City, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę obecny sezon, gdy za rozwój zawodnika wziął się Guardiola, De Bruyne dojechał już na piętro z napisem „kandydat do Złotej Piłki”. Już w 2015 roku był fenomenalny. Dziś jest jeszcze lepszy.

Belgijski ofensywny pomocnik oczarował Bundesligę w sezonie 14/15 i zaraz potem przeniósł się do Manchesteru. Owszem, za spore pieniądze, przeszło 50 milionów funtów, ale akurat finanse nie są w Wolfsburgu kwestią problematyczną. Wręcz przeciwnie – choć Volkswagen przeżywa gigantyczne perturbacje i nieco przykręcił kurek z gotówką, Wolfsburg wciąż jedną z najbogatszych drużyn w całej niemieckiej lidze. Według plotek, kiedyś dostawali od koncernu około 100 milionów euro na sezon, teraz jest to, plus-minus, 70 dużych baniek. Ptasiego mleka tam nikomu nie brakuje. Skoro zatem drużyna jest budowana na bogato, pojawił się sukces sportowy, to skąd teraz tak potężny kryzys?

Przede wszystkim chodzi o charakter, tak miasta, jak i drużyny. Wolfsburg to – w dużym uproszczeniu, ale jednak – klub bez wielkiego zaplecza kibicowskiego, cieszący się w Niemczech bardzo małym zainteresowaniem jak na realia Bundesligi, bez specjalnych tradycji i bez perspektyw na to, żeby kiedykolwiek stać się docelową przystanią, w której cumować będą na stałe największe gwiazdy piłki. To klub-poczekalnia. Najbardziej wymowny jest tu przykład Juliana Draxlera, który trafił do Vfl z łatką cudownego dziecka niemieckiej piłki, tymczasem na boisku rzadko prezentował się inaczej niż fatalnie. Przyczyny takiej postawy? Chyba można je wywnioskować z głośnego wywiadu Draxlera, którego udzielił Kickerowi. Stwierdził wówczas, że jedyne fajne miejsce w mieście Wolfsburg to dworzec kolejowy, bo można stamtąd dojechać do Berlina.

I takie jest chyba podejście wszystkich piłkarzy, którzy grają dla Wilków. Trafiają do zespołu z myślą tylko o tym, żeby go jak najszybciej opuścić. Jedni chcą się wypromować, inny, jak choćby Kuba Błaszczykowski, odbudować. Dobro i przyszłość drużyny? To już piłkarzy Wolfsburga nie interesuje. Stąd absurdalne są tam często wybory kapitana zespołu – opaskę na ramieniu nosił nawet w tym sezonie Hiszpan Camacho, który dopiero co trafił do klubu i – gdy wskazano go na jednego z przywódców – nie znał właściwie ani słowa po niemiecku.

Kuleje też zarządzanie klubem. Kadra Wolfsburga to idealny przykład tego, jak nie należy budować drużyny. Najlepsi zawodnicy dublują się pozycjami i trzeba ich na siłę upychać w składzie, inne pozycje pozostają w ogóle nieobsadzone zawodnikami na poziomie 1. Bundesligi. Na dziesiątce nie da się pomieścić jednocześnie Daniela Didaviego i Yunusa Malliego, na lewej obronie przez cały sezon trwają szaleńcze eksperymenty, bo brakuje jakiegokolwiek pewniaka na tę pozycję. Obecny dyrektor sportowy – Olaf Rebbe – jest zewsząd krytykowany za błędne ruchy transferowe i jego dni w klubie są policzone. Poprzedniego dyrektora, Klausa Alofsa, potępiano za to, że współpracował praktycznie z jednym managerem i tylko w jego stajni szukał wzmocnień dla zespołu. I jak tu się oprzeć wrażeniu, że Wolfsburg to jednak poniekąd sztuczny twór? Volkswagen Arena to zaledwie trzydziestotysięcznik, ale i tak rzadko się zapełnia po brzegi. Znajdzie się kilka klubów w 2. Bundeslidze, które notują lepszą frekwencję niż Wilki.

W zachowaniu jakiejkolwiek stabilizacji nie pomaga też nieustanna trenerska karuzela. Od czasu Heckinga, przez drużynę Wilków przewinęło się już czterech szkoleniowców, żaden nie popracował tam nawet przez rok. Marne szanse ma na to również Labbadia, jeżeli nie uda mu się uniknąć baraży.

A przed trenerem Wilków trudna misja, porażka w ostatniej kolejce może spowodować, że Wolfsburg osunie się na feralną, szesnastą lokatę w tabeli. Wielkim sprzymierzeńcem Labbadii i jego chłopaków jest jednak terminarz, bo czekają ich mecze z HSV i Koeln, czyli drużynami jeszcze cieńszymi od Wolfsburga, właściwie już pogrzebanymi. Oprócz tego wyjazd do Lipska, tam akurat ciężko będzie o punkty. Nawet zakładając porażkę z Lipskiem, sześć oczek w trzech meczach powinno załatwić sprawę, ale czy Wilki będzie na to stać, nawet biorą pod uwagę słabość dwóch z trzech kolejnych rywali…

Chociaż może, zupełnie hipotetycznie patrząc, spadek okazałby się ożywczy dla całej organizacji klubu? Mamy, nawet w naszej, polskiej Ekstraklasie, przykłady zespołów, którym dopiero degradacja przywróciła zdrowy rozsądek w kwestii budowania drużyny. Wolfsburg ma jedną z najmłodszych ekip w całej Bundeslidze, roi się tam od zawodników ze sporym potencjałem i jest z czego lepić. Pytanie tylko, jak na degradację zareagowałby Volkswagen, bo to od koncernu w dużej mierze zależy być, albo nie być Wolfsburga.

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Kibice starli się z policją przed meczem Bundesligi. Dziewięciu funkcjonariuszy rannych

Aleksander Rachwał
7
Kibice starli się z policją przed meczem Bundesligi. Dziewięciu funkcjonariuszy rannych

Komentarze

10 komentarzy

Loading...