W nie do końca zrozumiały sposób układa się ten sezon Tomaszowi Cywce. Chłopakowi, który latem minionego roku nawet awansował z Reading do Premier League, tyle że odgrywał w zespole tak mało istotną rolę, że od razu musiał znaleźć sobie inny – tym razem z dna tabeli. Już wtedy Barnsley zajmowało 21. miejsce w Championship, czyli pierwsze dające utrzymanie. Dziś jest w niemal identycznym położeniu i prawdopodobnie do końca rozgrywek będzie walczyć o przetrwanie.
Cywka zaczął idealnie.
W pierwszej części sezonu praktycznie nie schodził z boiska, po czym niespodziewanie „przespał” prawie całą zimę. Rozsiadł się wygodnie na ławie i przesiedział tak od końca listopada aż do połowy lutego. Teraz nagle znowu decyduje o wynikach Barnsley. W trzech ostatnich meczach strzelił trzy gole. Dwa poprzednie obejrzycie TUTAJ oraz TUTAJ.
Wczoraj znów wszedł dopiero jako dubler i na kilka minut przed końcem trafił na 1:1 w meczu z Burnley. Ładnie, precyzyjnie uderzył pod poprzeczkę, mimo dużego ścisku na linii pola karnego. Menedżer zespołu poświęcił mu sporo czasu podczas pomeczowej konferencji. Stwierdził, że to, co zrobił Cywka, było niesamowite. Chwalił za cierpliwość, ciężką pracę i profesjonalne podejście, mimo że znów zaczynał wśród rezerwowych.
Cywka na dziś jest dla nas jedną z większych zagadek wśród polskich akcentów w europejskiej piłce. Nie tak dawno wydawało się, że jego wyspiarski rozdział ma się ku końcowi. Był już o krok od podpisania kontraktu w polskiej Ekstraklasie i nagle, niemal w ostatniej chwili, dostał ofertę z Reading. Gdyby trafił do Śląska, bo właśnie z nim wtedy negocjował, pewnie szybko przekonalibyśmy się o jego faktycznej wartości. Wiedzielibyśmy czy przyjechał drugi Kupisz, czy może jednak facet, który umie coś więcej niż tylko szybko biegać.
