Nie przypuszczaliśmy, że na Reymonta tak szybko wróci retoryka późnomaaskantowska. Tomasz Kulawik, zapytany na konferencji, czemu wpuścił jakiegoś dziada z Danii Jana Frederiksena, a nie Chaveza, odpowiedział: – Można było tak zrobić, ale gdyby Chavez zepsuł dwie sytuacje i przegralibyśmy 0:2, to byśmy mówili, dlaczego nie wszedł Frederiksen. Wszedł, bo wyglądał dużo lepiej w tygodniu niż Chavez.
No cóż, panie trenerze i specjalisto od relacji interpersonalnych. Może i Chavez by zepsuł dwie sytuacje – rzeczywiście, to realne. Ale – pomijając umiejętności Honduranina – trenerowi chyba nie wypada wypowiadać się w ten sposób. Tak po prostu, po ludzku. Tym bardziej, że mowa jest o zawodniku (z nieznanych przyczyn) notorycznie odstawianym od składu, którego pasowałoby chyba jakoś podbudować, tak?
Grzegorz Mielcarski często opowiada o metodach szkoleniowych Bobby’ego Robsona. Jedna z nich polega na tym, że najwięcej czasu poświęca rezerwowym, by ich dowartościować. Ł»eby nie czuli się jak piąte koło u wozu.
Ale żeby to zrozumieć, potrzeba minimum inteligencji.