Oto i cała polska liga i jej tak zwane hity. Gol – jeden, na dodatek sprezentowany. Celne strzały po stronie zwycięskiej drużyny – równo dwa. Emocje jak na jesiennym grzybobraniu, a jakiekolwiek sensowne sytuacje dopiero w ostatnim kwadransie. Jeśli przed meczem mówiło się coś o tym, że Tomasz Kulawik powoli kolekcjonuje dobre momenty gry zespołu, to przynajmniej już wiadomo, że było ich dziś tyle, że może je sobie teraz wszystkie ściągnąć z internetu, a potem zmieścić na jednej dyskietce. Obawialiśmy się tego spotkania, jak tylko zobaczyliśmy składy. Szlagier ekstraklasy, a na szpicy Boguski z Bereszyńskim.
To tylko pokazuje, ile dla Lecha znaczy dziś Piotr Reiss oraz jaką sportową fikcją był ten cały jego transfer. Ale w tym momencie to akurat najmniej ważnie. Lech nawet i bez Reissa jakoś dał sobie radę. Gorzej z Wisłą, która bije kolejne rekordy, jeszcze niedawno będące dla niej zupełnie nieosiągalne. Po dziesięciu meczach ma na koncie jedenaście punktów i jeśli Korona przynajmniej zremisuje z Polonią, Biała Gwiazda zjedzie po tym weekendzie na trzynaste miejsce w tabeli. Przed Zagłębie, Bełchatów oraz Podbeskidzie.
Co z tego, że Wisła przeważała. Ł»e miała optyczną przewagę, że Lech nie miał żadnych argumentów, kiedy w akcjach ofensywnych ciągle czegoś brakowało. Trzeba powiedzieć to otwarcie, po miesiącu pracy Kulawika z Wisłą, po tej drużynie nie widać żadnych schematów, żadnej koncepcji rozgrywania akcji. Nie ma stylu, nie ma dokładności w zagraniach. Jest wszystko to, co obserwujemy w grze krakowian od kilku miesięcy.
Lech był dziś słabiutki, ale miał dwóch zawodników, którzy zrobili różnicę – Buricia i… Frederiksena. Bośniak wybronił wszystko, co było do wybronienia. Przed przerwą zatrzymał Meliksona, później uderzenie Sikorskiego, a zaraz po tym Boguskiego. No i ten nieszczęsny Duńczyk, którego od początku sezonu po cichu uznawaliśmy za jednego z najsłabszych lewych obrońców w lidze i dziś tylko to potwierdził. Swoją drogą, to niesamowite jak odstawiony został Chavez. Kiedyś najlepszy, w rankingu C+, stoper ligi. Tydzień temu nie znalazł się choćby w kadrze meczowej, a dziś, kiedy kontuzji doznał Głowacki, nawet nie podniósł się z ławki. Wszystko zaczyna sprowadzać się do tego, o czym wczoraj na naszych łamach pisał Andrzej Iwan – jeśli Wisła nie postawi w końcu na szkolenie, tylko dalej będzie sprowadzać Frederiksenów, jeszcze parę lat (najpierw wykruszą się wynalazki pokroju Bełchatowa) i spadnie z ligi.
Wypada tylko zacytować Czarka Wilka…
Nad tym, co działo się wcześniej w Zabrzu trudno szerzej się rozwodzić, bo i co tu pisać o meczu, w którym w piłkę grała tylko jedna z drużyn. Goście próbowali, ale znowu nie umieli. Dobrze, że Kwiek (kolejne bardzo dobre spotkanie!), po świetnym dograniu Milika, dorzucił przynajmniej te drugą bramkę, bo wygrana 1:0 z tak słabym rywalem kwalifikowałaby się do karnego odjęcia jednego punktu. Bełchatów nie był aż tak żenujący w obronie, jak przed tygodniem z Polonią, ale w przednich formacjach to była dokładnie ta sama drużyna.
Porównując skład GKS-u teraz i w poprzedniej kolejce, można by zorganizować konkurs pod tytułem „znajdź wszystkie różnice”. Złomańczuk wymienił połowę jedenastki – dwóch zawodników w obronie, trzech zmienił lub przesunął na inną pozycję w pomocy oraz jednego w ataku. Ostatecznie tylko udowodnił, że bez względu na konfigurację jego zespół jest obecnie kompletnie do bani.
Górnik zrobił to, co należało, czyli zaatakował od pierwszej minuty. Ani przez chwilę nie kalkulował, tylko cisnął – aż wcisnął. Jak frajer zachował się Wilusz. Nie wiemy, na co liczył dopuszczając się taktycznego faulu w trzydziestej minucie, mając już na koncie żółtą kartkę, ale jednocześnie nie ma sensu gdybanie, czy gdyby nie ta sytuacja, mecz mógłby wyglądać inaczej. Górnik od początku był zespołem o dwie klasy lepszym. Zagrał konsekwentnie, momentami przyjemnie dla oka i gdyby Nakoulma nie ślizgał się jak w „Gwiazdy tańczą na lodzie”, pewnie jeszcze przed przerwą dorzuciłby przynajmniej jedną bramkę.
Trzeba przyznać, że wyjątkowo sprawnie klaruje nam się w tym roku kolejka chętnych do zjazdu z ligi.
PS Na zdjęciu Jasmin Burić pokazuje, ile dobrych akcji przeprowadził Lech w meczu z Wisłą.