Kolejne problemy Artura Boruca. I jak tu tego gościa oceniać…

redakcja

Autor:redakcja

31 października 2012, 00:35 • 2 min czytania

Artur Boruc jest jednym z niewielu polskich bramkarzy, który łączy dwa popularne stereotypy – ten o polskiej szkole bramkarskiej, której absolwenci robią furorę na całym świecie,oraz ten o konieczności psychicznego upośledzenia w przypadku gry na pozycji bramkarza. Nie zrozumcie nas źle, naprawdę darzymy olbrzymim szacunkiem golkiperów takich jak Szamotulski czy inny Barthez – po prostu tak się przyjęło, że bramkarz powinien być pieprznięty. No i w tym wypadku jest…
Z Borucem mamy spory problem. No bo tak – dobre mecze w kadrze? Są. Sukcesy klubowe? Jakieś tam są. Umiejętności? Były, może nawet są do teraz. A mimo to odnosimy wrażenie, że to bramkarz kompletnie niespełniony. No bo w gruncie rzeczy – z czego go zapamiętamy? Z występów na mistrzostwach? Czy raczej z tatuażu wypiętej małpy na brzuchu, wiecznego prowokowania fanów Rangers, jeżdżenia na wyjazdy z Legią i słynnego wina z Ł»ewłakowem? Z nazwania Smudy Dyzmą, z uwłaczających sportowcowi zarzutów o potężną nadwagę?

Kolejne problemy Artura Boruca. I jak tu tego gościa oceniać…
Reklama

Do tej pory myśleliśmy, że przeważą aspekty sportowe – Boruc wrócił bowiem do gry i to od razu w klubie pasującym do jego charakteru. „Święci” idealnie pasowali jako klub dla „Holy Goalie”. On jednak już na wstępie pokazał, że faktycznie blisko mu do człowieka związanego z kościołem – konkretnie do „Mnicha”. Tego z filmu „Mean Machine”.

Reklama

Od razu zaznaczamy – nie mamy zamiaru dołączać do chóru krzyczącego o dyskwalifikacji, czy dotkliwej karze dla Artura. Nie wyobrażamy sobie, by Boruc ot tak, dla zabawy, rzucał butelką w sektor rodzinny, bardziej skłaniamy się ku opcji, że był w niewybredny sposób prowokowany. Fakty są jednak dla niego niezbyt korzystne. W barwach Southamtpon zdążył już wyłapać cztery gole w plecy w debiucie i potężny spór z fanami w drugim meczu. Rzut butelką, w dodatku w sektor rodzinny, nie przysporzy mu raczej popleczników, a może skończyć się tragicznie. To już nie Glasgow, gdzie można było robić chlew, a kibice jedynie wzruszali ramionami i wybielali swoją ikonę.

To jest Anglia. Tu się prowadzi postępowania, wysłuchuje świadków, a po pewnym czasie daje wyrok – oby nie za wysoki. Nadal chcemy wierzyć, że Artur skończy jako lekko kontrowersyjny „Holy Goalie” z umiejętnościami na poziomie, a nie tani skandalista, któremu już nic nie wychodzi, oprócz świecenia twarzą w mediach.

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama