Po Hondurasie i Nikaragui błyskawicznie przeniosłem się do Kostaryki. Autostopem rzecz jasna! Śpieszyło mi się. Mój czas w Ameryce Środkowej niestety powoli dobiega końca, a ja chciałem posmakować futbolu w dwóch kolejnych krajach: Kostaryce i Panamie. Tak się pięknie nawet złożyło, że piłkarzy obydwu reprezentacji zobaczymy w czerwcu na mundialu w Rosji. Dzisiaj będzie więc nieco inaczej. Mniej o podróży, a więcej o futbolu w tym kraju. Kraju, który być może już za kilka miesięcy będzie na ustach całego świata. Myślicie, że przesadzam? No to posłuchajcie…
Zacznijmy od eliminacji. Te Kostaryka zakończyła na drugim miejscu w grupie. Niby nic wielkiego. Miałem znikomą przyjemność być na meczu Meksyku z Panamą. Jeśli ten Meksyk wygrał grupę, a Kostarykę ograł u siebie spokojnie 2:0 po golach Chicharito i Nestora Araujo oraz zremisował na wyjeździe mając już awans w kieszeni, to nie wystawia to dobrej laurki Navasowi i spółce. Stare piłkarskie porzekadło mówi, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Jak to się odnosi do “Los Ticos”? Nie najlepiej… Eliminacje zakończyli porażką 2:1 w wyjazdowym spotkaniu z Panamą. Tak się jednak szczęśliwie skończyło, że zarówno jedna jak i druga ekipa pojadą na mundial kosztem USA. Czy to przypadek?
Oczywiście, Amerykanie przede wszystkim winnego powinni szukać w samych sobie. Frajerami eliminacji co prawda nie są, bo to miano, jak już ustaliliśmy, zaszczytnie nosić będą przez kilka lat Chilijczycy, ale przerżnąć z pozoru łatwy mecz z będącym wówczas na 99. miejscu rankingu FIFA Trynidadem i Tobago, to również szczyt frajerstwa. Z drugiej jednak strony, gdyby nie gol Panamczyków w 89. minucie meczu z Kostaryką, dający im zwycięstwo, to gringo graliby dzisiaj w barażu. A co wspólnego z tym wszystkim ma Kostaryka? Już tłumaczę. Przenieśmy się do roku 2009. Waszyngton, piękny jesienny wieczór. Pewni awansu na mundial w RPA Amerykanie podejmują Kostarykę. Po dwudziestu trzech minutach meczu przegrywają już 0:2. W drugiej połowie udaje im się jednak strzelić bramkę kontaktową, a następnie w 94. minucie (!) wyrównać stan rywalizacji. Wynik 2:2. Awans na mundial? Stany, Meksyk i Honduras. A co z Kostaryką? Zabrakło im bramki. Tej bramki straconej w ostatniej minucie meczu… Mundial obejrzeli przed telewizorami. Będąc w Kostaryce, miałem przyjemność poznać Jose, wielkiego entuzjastę piłki nożnej, który zabrał mnie na stopa, a przy tym mówił naprawdę dobrze po angielsku:
– Pamiętasz tę bramkę strzeloną wam przez Jonatana Bornsteina w ostatniej minucie, która zabrała Wam awans do RPA? – spytałem.
Popatrzył na mnie zdziwiony i machnął ręką, nic nie odpowiadając.
No to pytałem dalej: – Myślisz zatem, że wasi piłkarze podłożyli się po to, by odegrać się na Amerykanach?
Zdziwił się jeszcze bardziej. Tłumaczył coś, że to jest futbol, że wszystko się może zdarzyć, że on wierzy w uczciwość piłkarzy reprezentacji Kostaryki.
Zadałem mu zatem trzecie pytanie:
– A cieszysz się, że Panama jedzie na mundial kosztem USA?
Tutaj odpowiedź była szybka i szczera: – Jasne!
Niezależnie od tego, czy piłkarze Kostaryki podłożyli się w spotkaniu z Panamą, by odegrać się Amerykanom za eliminacje sprzed ośmiu lat, jedno jest pewne. Mieszkańcy wszystkich krajów Ameryki Środkowej cieszą się z porażki Amerykanów. Takie są fakty. Nawet „fakty autentyczne”, a z tymi się przecież nie dyskutuje.
Na dziesięć meczów eliminacyjnych w decydującej fazie Kostaryka wygrała ledwie cztery, tyle samo remisując i przegrywając dwukrotnie. Cieniutki wynik, prawda? Tyle tylko, że przed czterema laty ich gra wyglądała podobnie. Męczyli się nawet z Jamajką, a awans do Brazylii wywalczyli rzutem na taśmę, pokonując w ostatniej kolejce Meksykanów. Kto to jednak dzisiaj pamięta? Pewnie nawet większość kibiców nie miała o tym pojęcia. No właśnie, a pamiętacie czego dokonali podczas samego turnieju? Grupa z Anglią, Włochami i Urugwajem. Trzy silne reprezentacje, z których jedna miała odpaść. Kostaryka? Mecze z nią mogły okazać się istotne tylko wtedy, gdyby doszło do sytuacji, że o awansie musiałby decydować bilans bramkowy i patrzyłoby się, kto im najwięcej nastrzelał.
A ci zrobili wszystkich w konia. Zaczęli od zlania Urugwaju – Joel Campbell, Oscar Duarte oraz Marcos Urena i jechali z nimi trójką, gol Cavaniego z karnego Urugwajczykom nie pomógł. Wynik poszedł w świat, ale nikt poza ich rozochoconymi rodakami nie wierzył, że mogą iść za ciosem. Zwyczajny fart i słaby dzień Urugwaju, ot co… Nic bardziej mylnego, później piłkarze z Ameryki Środkowej zabrali trzy punkty faworyzowanym Włochom. W ostatnim meczu z Anglikami nie stracili bramki i dowieźli do końca 0:0. Wygrali grupę z dorobkiem siedmiu punktów tracąc przy tym jednego gola. W 1/8 ograli Greków, by dopiero w ćwierćfinale odpaść po rzutach karnych z Holandią. I pomyśleć, że jeszcze w 2006 roku my, Polacy, ograliśmy ich po golach Bartosza Bosackiego…
Kostaryka z Brazylii, a ta, która wystąpi w czerwcu na rosyjskich boiskach to oczywiście różne zespoły. Trenerem zespołu jest dzisiaj raczej nieznany w Europie Oscar Ramirez. Facet ani nie grał, ani nie prowadził żadnych drużyn na naszym kontynencie. Drużynę jednak ma doświadczoną. Największymi gwiazdami są rzecz jasna bramkarz Realu Madryt: Keylor Navas oraz Bryan Ruiz – napastnik Sportingu Lizbona. Sprawdziłem podstawową jedenastkę z decydującego spotkania z Hondurasem i na 11 piłkarzy, aż dziewięciu występuje na co dzień na Starym Kontynencie. Pozostała dwójka gania za piłką w Stanach – w lidze MLS. Kostarykanie nie przyjadą do Rosji statystować, doskonale pamiętają Brazylię i zrobią wszystko, by wspomnienia z kraju pana Władimira “Władimirowicza” Putina były równie przyjemne.
Na koniec chciałbym poruszyć jeszcze kilka, już jednak zdecydowanie krótszych kwestii. Zastanawiam się bowiem…
Dlaczego Kostaryka? Kraj, w którym żyją nieco ponad cztery miliony ludzi. Tyle samo, ile w Panamie. Trzy razy mniej niż w Gwatemali i prawie dwa razy mniej niż w Hondurasie. Kraj mały, położony w takiej samej sferze klimatycznej, co pozostałe państwa Ameryki Centralnej i do tego również w większości górzysty. A jednak potrafią. Potrafią wychować piłkarzy, którzy z powodzeniem występują w Europie, a nie udaje się to praktycznie żadnemu z państw położonych nieopodal. Powiedziałbym, że kluczem do tego jest dobra liga, ale… no, gdzie tam! Ta w Kostaryce nie jest jeszcze całkowicie zawodowa. Kilka lat temu piłkarzom udało się wywalczyć minimalną pensję dla zawodnika na poziomie 600 dolarów. W przeliczeniu na ceny w Kostaryce, wierzcie mi – to nie jest dużo. Na mecze przychodzi po plus-minus pięćset osób. Fakt, są ładne stadiony i nawet niezła murawa, ale cały czas wyglądem przypomina to bardziej ligę regionalną w Niemczech niż poważny futbol. Generalnie szału nie ma. Ale po pobycie w tym kraju, oczywiście będę im kibicował. Głównie z sentymentu, ale jest jeszcze ona – Jale Berahimi. Największa gwiazda kostarykańskiej telewizji, Instagrama i zapalona fanka piłki nożnej…
Dawajcie już ten mundial! Faken, a to jeszcze osiem miesięcy…
Z Kostaryki, Mateusz Koszela
Autostopem w świat sportu