Rewanż za poprzednie derby prawie się udał. United górą w FA Cup

redakcja

Autor:redakcja

08 stycznia 2012, 17:05 • 3 min czytania

Pierwsza połowa derbów Manchesteru pozostawiła sir Aleksa Fergusona tylko z jednym dylematem: świętować przy lampce wina czy z grubej rury przy gold label Johnnie Walkera? Niewiele brakowało, a po końcowym gwizdku arbitra pozostałaby mu tylko szklanka wody i garść środków nasennych. „Czerwone Diabły” wygrały ze swoim lokalnym rywalem, ale nie zdołały w pełni zmazać plamy po pamiętnym 1:6, bo przybywa głosów o wypaczeniu wyniku…
Po dzisiejszym meczu pozostał niesmak, bo winnym porażki gospodarzy jest głównie sędzia Chris Foy, który niesłusznie usunął z boiska Vincenta Kompany’ego. Sympatycy „The Citizens”, którzy jakimś cudem nie widzieli tego zagrania, mogą zacząć odświeżać Youtube i szykować się do napinki. Belga wypada zapytać: po co obrońca tej klasy atakuje obiema nogami. Ostatnio za zagranie wyprostowaną nogą Lampard nie wyleciał z boiska w meczu z Wolves, ale najwidoczniej w jego przypadku zadziałała jeszcze magia nazwiska. Trudno nam jednak uwierzyć, żeby z tego samego powodu Foy podarował dzisiaj Jonesowi rękę we własnym polu karnym… Proponujemy zatem, by FA zaplanowała mu przymusowy urlop.

Rewanż za poprzednie derby prawie się udał. United górą w FA Cup
Reklama

Cofnijmy się wreszcie do tego co ważne, czyli do początku spotkania. Słońce jeszcze nie zaszło, a czerwona część Manchesteru już szykowała balangę do bladego świtu. Najpierw ukąsił Rooney, po chwili trzy grosze dorzucił od siebie Welbeck. Paradoksalnie – w stylu Berbatowa, którego sam odesłał na ławkę:

Reklama

Później było już tylko gorzej. Rooney zamienił jeszcze na raty rzut karny na bramkę, ale to były ostatnie podrygi. W drugiej połowie na boisku dominowali tylko piłkarze w błękicie, a szczególnie imponował Kolarov, który swoimi rzutami wolnymi przebija teraz połowę Premiership. Dziś zdobył gola do złudzenia przypominającego trafienie z Ligi Mistrzów przeciwko Napoli. Niewiele brakowało, a w doliczonym czasie gry strzeliłby na 3:3, ale Lindegaard przypadkiem sparował przypadkiem piłkę przed siebie, a Smalling zdołał ją wybić.

Nie twierdzimy, że golkiper z Danii jest zły – po prostu zwyczajnie odstaje od wymaganego poziomu i zawala banalne bramki. Podobnie zresztą jak wciąż nieprzystosowany do gry w Anglii i nieustannie obtłukiwany łokciami De Gea. Najwyższy czas, by Ferguson nie zadzierał nosa do góry i spojrzał na Kuszczaka z sympatią. Skoro potrafi nieustannie wybaczać popisy Rooneyowi, mógłby w końcu sobie darować, że Tomek gada w gazetach za dużo. Na dzień dzisiejszy wydawałby się najrozsądniejszym wyborem między słupkami bramki United.

Ale wróćmy do meczu… Krzywy zgryz Ferguson zawdzięczać będzie dzisiaj nie tylko rytmicznemu żuciu gumy, ale i nietrafionym zmianom. Najpierw ściągnął z boiska Naniego, bez którego gra kompletnie siadła, a później Welbecka przewyższającego Rooneya. Kilka słów należy oddać rezerwowym: Scholesowi i Hargreavesowi. Scenariusz występu obu gości w derbach 2012 jeszcze parę miesięcy temu uznalibyśmy za naiwną bajkę dla dzieci. Coś na zasadzie udziału Michaela Jordana w kosmicznym meczu. Powrót Scholesa nie wyglądał jednak zbyt okazale, bo „Ginger boy” zamiast przypieczętować zwycięstwo United, tylko pomógł rywalom i sprezentował im drugiego gola.

Poziom rywalizacji nie zawiódł oczekiwań, bo było to co lubimy u Anglików najbardziej: sytuacje podbramkowe i sypanie wiórów po starciu ambitnych drewniaków pokroju Andersona i Savicia. Wrażenie estetyczne psuły tylko symulki Aguero i fatalna postawa zwycięzców w drugiej połowie. Aktorzy Statyści z Old Trafford zrealizowali jednak swój cel i nie przegrali trzeciego meczu z rzędu, co po raz ostatni przydarzyło im się w sezonie 2000/01.

Dzisiejszy sukces United ociera się o niepewną jazdę figurową na lodzie. Piękny, rytmiczny przejazd aż do momentu dwóch efektownych padów na dupę. Na szczęście dla gości udało się im się zerwać na równe nogi i doczekać do końcowego gwizdka bez straty trzeciej bramki. W efekcie nadal sądzimy, że United nie śmierdzą trupem, a w przemysłowym mieście niesie się dzisiaj pieśń o ich nieśmiertelności: „We’ll keep the red flag flying high, couse Man United will never die”.

FILIP KAPICA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama