Widzew przegrał z ŁKS-em 0:1, po golu Mięciela. Przez moment chcieliśmy napisać, że po raz kolejny spotkanie zepsuł arbiter, ale im więcej czasu mija od końcowego gwizdka, tym bardziej stwierdzamy, że byłoby to nadużycie i że nie ma sensu popadać w paranoję. No i coraz bardziej przychylamy się do wniosku, że Piotr Grzelczak miał prawo te dwie żółte kartki obejrzeć. Na ile wszystko jest niejednoznaczne, niech udowodnią dzisiejsze programy telewizyjne. W Canal+ twierdzono, że niesłuszna była druga żółta kartka dla Grzelczaka, a pierwsza słuszna, natomiast w Polsacie uznali, że niesłuszna była pierwsza, w przeciwieństwie do drugiej…
Połowa Łodzi uzna więc, że doszło do skandalu, a połowa – że wcale nie. Naszym zdaniem chyba jednak nie.
Przy pierwszej kartce Grzelczak wyskoczył jak oparzony, podwinął kolana gdzieś pod klatkę piersiową i chciał wymusić rzut wolny. A jak ktoś chce wymuszać, to u nas rozgrzeszenia nie dostanie. Ktoś powie – ale to był rzut wolny, a nie rzut karny. My odpowiemy – mimo wszystko, symulka. Symulka – zbrodnia na futbolu. Najgorszą symulkę tej kolejki zaprezentował Ivica Iliev z Wisły Kraków, próbując wymusić rzut wolny na osiemnastym metrze (kartki nie zobaczył), ale Grzelczak zajmuje w tej klasyfikacji miejsce numer dwa. No, jeszcze Vuković się „popisał”.
A kartka wykluczająca Grzelczaka z gry? Cóż, Kascelan sporo dodał od siebie, może nawet szukał tego starcia, jego okrzyk był lekko żenujący, bo przecież mówimy o jednym z dwóch największych łamignatów w lidze (drugim jest Cionek), więc można powiedzieć tak: chłopie, taki styl gry przyjąłeś, że tobie beczeć nie wypada, nawet jak kość pęka. Chcesz grać jak najbardziej po męsku, to bądź mężczyzną.
Ale to wszystko nie zmienia faktu, że Grzelczak się spóźnił. I że można było pokazać mu kartkę. Ł»e nie trzeba było? Może i nie trzeba było. Ale można było. Dał powód. To starcie było po prostu bardzo nierozważne.
Bruno Pinheiro to już w ogóle błysnął debilizmem. Ostatnia minuta meczu, a w zasadzie to ostatnia sekunda. I on po chamsku (po chamsku!), brutalnie atakuje Marcina Mięciela. Pal licho mecz z ŁKS-em: już był w tym momencie przegrany. Ale piłkarz musi jednak myśleć. Musi wiedzieć, że jak odreaguje teraz, to nie zagra później przez trzy tygodnie, a kolejne mecze będą równie ważne. Bruno pewnie sobie odpocznie od trzech spotkań (za taki faul powinno być nawet więcej), ale pensję za te trzy tygodnie bardzo chętnie weźmie, prawda? A będzie to dobre kilkadziesiąt tysięcy złotych, bo mówimy o jednym z najlepiej zarabiających zawodników Widzewa.
Mecz był dość interesujący, przez pierwsze dwadzieścia minut oglądaliśmy najciekawsze 0:0 w tym sezonie, potem wszystko troszkę zwolniło, ale i tak nikt pewnie nie wstawał od telewizora. Widzew mógł wyjść na prowadzenie, ale fatalny dzień miał Nika Dżalamidze, który psuł po prostu wszystko. Same straty i same kiksy. Jak już miał „setkę”, to oczywiście też ją spieprzył. Gruzin ma wielki talent, ale gdyby ktoś dzisiaj widział go po raz pierwszy w życiu, to uznałby, że chłopaczek zwyczajnie nie umie grać w piłkę – co oczywiście nie jest prawdą. Ale to w ogóle nie był najlepszy dzień dla… najlepszych piłkarzy Widzewa: zawiedli także Adrian Budka i Sebastian Madera, który zawalił gola.
Widzew Łódź – ŁKS Łódź 0:1 (oceniał Grzegorz Król)
Widzew: Maciej Mielcarz 5 – Jakub Bartkowski 5 (90 Souheïl Ben Radhia), Sebastian Madera 4, Jarosław Bieniuk 6, Dudu ParaÃba 6 – Adrian Budka 3, Bruno Pinheiro 3, Mindaugas Panka 4, Nika Dzalamidze 1 (62 Princewill Okachi 4), Krzysztof Ostrowski 5 (85 Przemysław Oziębała) – Piotr Grzelczak 2.
ŁKS: Pavle Velimirović 6 – Szymon Salski 4 (46 Bartosz Romańczuk 5), Michał Łabędzki 6, Piotr Klepczarek 7, Marcin Kaczmarek 6 – Mladen KaŁ¡ćelan 4, Antoni Łukasiewicz 5, Tomasz Nowak 5 (82 Marcin Smoliński), Marcin Mięciel 6, Sebastian Szałachowski 4 (73 Maciej Bykowski 4) – Marek Saganowski 6.