Wyścig o mistrzostwo Anglii został już definitywnie zakończony – by Chelsea wypuściła z rąk tytuł musiałoby dojść do serii zjawisk niewytłumaczalnych, a do tego jeszcze wygrać wszystkie ważne mecze musiałby Tottenham, co w przypadku tej konkretnie drużyny jest niemal równie nieosiągalne jak 3 kolejne porażki Chelsea. Co więcej – także wicemistrz jest już znany – to właśnie Spurs wypracowali sobie na tyle dużą przewagę, by ze spokojem patrzeć na ostatnie trzy kolejki. Czy możemy jednak narzekać na nudę? Nie, wręcz przeciwnie, to najprawdopodobniej najciekawsza batalia o Ligę Mistrzów w ostatnich kilku sezonach.
Po pierwsze dlatego, że o miejsca w Lidze Mistrzów toczą się jednocześnie dwie wielkie bitwy – jedna w Lidze Europy, przez której wygranie bilety do elity może zdobyć Manchester United, druga w tabeli, w której wciąż cztery zespoły mają szansę na zajęcie zarówno trzeciego, jak i szóstego miejsca. To właśnie powód numer dwa – różnice są naprawdę minimalne – obecnie trzeci Liverpool ma pięć punktów przewagi nad szóstym Manchesterem United, ale i jeden rozegrany mecz więcej. Po trzecie wreszcie – odpowiedni układ planet i wyników może sprawić, że Anglia wprowadzi do Ligi Mistrzów aż pięć drużyn.
Najpierw trochę teorii: scenariusze i możliwości są dwie. Pierwsza opcja: “Czerwone Diabły” wygrywają Ligę Europy, ale w Premier League zajmują piąte lub szóste miejsce. W takim układzie Anglia ma 5 reprezentantów w przyszłorocznej edycji Champions League, największym przegranym jest zaś szósty/piąty zespół w tabeli – jedyny z wielkiego sekstetu, który zostanie zesłany do Ligi Europy. Druga opcja to po prostu każdy inny scenariusz – jeśli Manchester United wygra LE i zajmie miejsce w pierwszej czwórce, do Ligi Europy zostaną “relegowane” drużyny z piątego i szóstego miejsca (no i siódma, ale to miejsce jest już zarezerwowane dla Evertonu), jeśli zaś nie wygra LE, w ogóle nie będzie żadnego zamieszania z miejscami.
Innymi słowy – nie ma możliwości, by piąte miejsce w tabeli gwarantowało awans do Ligi Mistrzów drużynie innej, niż Manchester United.
No dobra, to jak wygląda teraz tabela?
3. Liverpool 70 punktów (1 mecz więcej)
4. Manchester City 69
5. Arsenal 66
6. Manchester United 65
Jak widać, żadnym science fiction nie jest wypchnięcie Liverpoolu poza czwórkę, ani awans Manchesteru United nawet i na ligowe podium. Szczególnie, że i terminarz wydaje się bardzo ciekawy.
Liverpool: West Ham (W), Middlesbrough (D)
Manchester City: Leicester (D), West Brom (D), Watford (W)
Arsenal: Stoke (W), Sunderland (D), Everton (D)
Manchester United: Tottenham (W), Southampton (W), Crystal Palace (D)
W teorii więc najbardziej korzystny terminarz mają Manchester City oraz Arsenal. Oba zespoły grają po dwa mecze u siebie, w dodatku wszyscy przeciwnicy nie walczą już o nic – Arsenal gra także ze spadającym z ligi Sunderlandem, czerwoną latarnią z całymi 10 punktami zdobytymi na wyjazdach w tym sezonie. Liverpool także ma dość przyjemne mecze, ale po pierwsze – tylko dwa, po drugie – z West Hamem wtopił przed momentem Tottenham, przekreślając w praktyce swoje i tak nikłe szanse na tytuł. Najgorzej wygląda sytuacja United – nie dość, że jadą do prawdopodobnego wicemistrza, to w ostatnim meczu mogą grać z walczącym o utrzymanie Crystal Palace.
Sytuację “we własnych nogach” ma Manchester City – jeśli podopieczni Pepa Guardioli wygrają wszystkie trzy mecze, nie będzie ich interesował ani Liverpool, ani drużyny pozostające za ich plecami. Liverpool trzecie miejsce może w teorii wywalczyć nawet przegrywając z West Hamem i Middlesbrough, w praktyce jednak – prawdopodobnie The Reds będą musieli trzymać kciuki za potknięcie Citizens. Jeśli kogoś mielibyśmy skreślić – to zespół z Old Trafford. Wtopa na stadionie Tottenhamu właściwie wykluczy ich z walki o pierwszą czwórkę.
Z drugiej strony – to właśnie Manchester United ma w teorii najprostszą drogę – wystarczy wygrać w finale Ligi Europy z dzieciakami z Ajaksu. Brzmi prościej niż boksowanie się z Leicester czy – szczególnie – ze Stoke na wyjeździe. To zaś oznacza, że największym przegranym sezonu może zostać – tak, tak – Arsenal. A konkretniej – Arsene Wenger. Arsenal nawet wygrywając zaległy mecz, będzie pozostawał punkt za Liverpoolem, Manchester City zaś doścignie jedynie wygrywając o jeden mecz więcej niż Citizens. W dodatku z trójki City-Liverpool-Arsenal to właśnie ostatni ma najgorszą sytuację bramkową – najmniej strzelonych i najgorszy bilans. Co prawda różnice nie są wielkie, ale mogą być istotne.
Gdybyśmy mieli obstawiać – Manchester City wygra swoje trzy mecze i zepchnie Liverpool na 4. miejsce. Arsenal wprawdzie nie zawiedzie, ale i podopieczni Jurgena Kloppa się nie potkną – w związku z czym “Foursenal” wypadnie poza czwórkę. Manchester United zaś skupi się na Lidze Europy, którą oczywiście wygra. Efekt będzie taki, że w przyszłym roku w Lidze Mistrzów zobaczymy Chelsea, Tottenham, Manchester City, Manchester United, prawdopodobnie również uczestniczący w kwalifikacjach Liverpool, natomiast nie zobaczymy Arsenalu.
To zaś może wreszcie będzie oznaczać, że nie zobaczymy także Arsenalu w rubryce “zatrudnienie” obok nazwiska Arsene’a Wengera.