Polscy piłkarze ręczni wywalczyli na mistrzostwach świata 17. miejsce, dzięki czemu sięgnęli po Puchar Andrzeja Dudy Prezydenta. Dwanaście minut przed końcem meczu z Argentyną wydawało się, że “biało-czerwoni” nie mają szans na pokonanie rywali. I wtedy w naszej bramce pojawił się Mateusz Kornecki.
Młody zawodnik wszedł na parkiet w 48. minucie, przy stanie 17:22 dla rywali. Nie oszukujmy się: chłopak zanotował prawdziwe “Wejście smoka”. Przypominamy ten tytuł nieprzypadkowo, bo Polak naprawdę był dzisiaj jak Bruce Lee w szczytowej formie – po prostu nie dało się go pokonać. Dowód? Odkąd Mateusz zaczął strzec naszej bramki, Argentyna nie rzuciła ANI JEDNEGO gola. Był w takim gazie, że rywale nie daliby rady wrzucić do jego siatki piłek od tenisa ziemnego i stołowego, o tej handballowej nawet nie wspominając. To właśnie dzięki fenomenalnemu Korneckiemu Polacy ostatecznie wygrali 24:22.
Po meczu południowcy byli w kompletnym szoku. Stali na parkiecie, patrzyli po sobie i zastanawiali się: co się właśnie stało? Co to za gość odebrał nam zwycięstwo?
Odpowiadamy: to niespełna 23-letni gracz Górnika Zabrze, któremu w przeszłości zdarzały się już spektakularne występy w PGNiG Superlidze. Choćby w spotkaniu z Azotami Puławy, z którymi obronił aż cztery rzuty karne.
Swoją drogą: rodzima liga powoli robi się dla Korneckiego za ciasna. W Orlen Wiśle Płock i Vive Tauronie Kielce Mateusz raczej nie zagra, mimo wszystko to jeszcze nie ten poziom. Na pozostałe polskie kluby jest za dobry, więc sugerowalibyśmy mu pójść tropem Sławka Szmala z 2005 roku i wyjechać do Niemiec. Bundesliga to najlepsza ekstraklasa świata, strach pomyśleć jak dobry może być ten chłopak po mniej więcej dwóch latach ogrywania się w niej.
Fot. www.handballzabrze.pl