Gdy na rozgrzewce utykać zaczął Vadis Odjidja-Ofoe, ciśnienie sporej części z was podniosło się do niebezpiecznych rozmiarów. I bynajmniej nie była to przesadzona reakcja – o tym jak dużo zależy od belgijskiego pomocnika profesora przekonujemy się właściwie co mecz. Dziś po raz kolejny w naszych ocenach zakręcił się koło dyszki, zresztą na świetne noty zasłużyło więcej piłkarzy, głównie tych z bloku defensywnego. Skutecznie bronić się przez cały mecz przeciwko drużynie, w której gra Dost czy Marković – duża sztuka.
Jak oceniamy indywidualnie każdego z legionistów?
ARKADIUSZ MALARZ – 8
Ani razu nie wprowadził żadnej nerwowości. Gdy na bramkę Legii leciała piłka po wolnym – złapał ją w ręce i nie wypuścił (a wielu by zbijało do boku). Dośrodkowania? Także bez zawahania. Więcej roboty miał w drugiej połowie, ale ani razu nie postawił sprawy na ostrzu noża. Po tym wieczorze oddalibyście w jego ręce wasze pociechy i nie drżelibyście nawet wtedy, gdy wpadłby na pomysł, by przejść się z nimi na rollercoaster i odradził zapinanie pasów bezpieczenśtwa.
BARTOSZ BERESZYŃSKI – 7
Gdy za pół roku odtworzymy sobie w głowach hasła “Bereszyński” i “Liga Mistrzów”, jednym z najjaskrawszych obrazków będzie pójście na ambicji na pojedynek główkowy, wygranie go i zrobienie z tego prawie asysty. Prawie, bo by Beresia dopisać do protokołu potrzeba było jeszcze wykończenia Prijovicia. Obrońca miał momenty, z których dumny nie jest. Parę razy Marković przebiegł koło niego jak obok bramki na autostradzie (skala poziomu przeciwnika była jednak – przyznacie – dość wysoka), przysnął w polu karnym odpuszczając Martinsa (powinien być z tego gol). Ale tak generalnie – zaliczył bardzo dobry występ. Bereś był dziś przezadziorny, blokował wrzutki, wyłuskiwał piłkę. Życiowa forma bez dwóch zdań.
MICHAŁ PAZDAN – 8
Jeśli na ulicach Warszawy spotkacie zapłakanego łysego gościa, prawdopodobnie to Michał Pazdan będzie rozpaczał, że kończy się już rok 2016. Rok, w którym wychodziło mu wszystko, a dziś zafundował sobie jego wymarzone zwieńczenie. Skała. Wyprzedzał, nie spóźniał się, zawsze był dobrze ustawiony. Raz omal nie zrobiłby asysty wybijając piłkę przed siebie, ale uczciwie trzeba przyznać, że koledzy troszkę przysnęli zapominając o asekuracji.
JAKUB RZEŹNICZAK – 8
Rzeźniczak z początku sezonu partolący zagrania o skali trudności a’la test zaliczeniowy z wuefu w szóstej klasie? Sorry, już tego nie pamiętamy. Mecze Ligi Mistrzów okazały się lepszymi motywatorami niż Grzesiak – Kuba znów zagrał na luzie, gdy szła do niego piłka żaden z kibiców nie robił w majty, że zaraz coś odwali. Zaliczył kilka bardzo ważnych interwencji. Mimo że drużyna Sportingu przez większość meczu atakowała, stworzyła sobie de facto niewiele groźnych okazji.
ADAM HLOUSEK – 5
Widać, że grał świeżo po kontuzji. Momentami gubił się pod pressingiem, podawał do nikogo, puszczał rywali swoją stroną, może bez czerwonego dywanu, ale jednak parę razy nie nadążył za akcją. Może mówić o lekkim farcie – sytuacja po jego zagraniu ręką jednoznaczna do oceny nie była i znamy sędziów, którzy bez wahania gwizdaliby karnego.
MICHAŁ KOPCZYŃSKI – 7
Uczciwie trzeba przyznać, że pierwszą połowę miał taką sobie. A to zdarzyło się jakieś bezsensowne podanie do nikogo, a to dwa razy sfaulował rywali dopuszczając do tego, by ci straszyli Malarza strzałami z bliskich odległości. Potem przyszła jednak druga i o wszystkim zapomnieliśmy. Kopa zyskuje znacznie więcej, gdy zrobi się na niego lupę i poobserwuje jego grę przez dłuższy moment. Bardzo dobre ustawianie się. Odbiory – kilka naprawdę ważnych. Przydał się przy głębokiej defensywie.
THIBAULT MOULIN – 8
Jeśli mamy opisać jego występ jednym słowem, byłoby to pewnie “odwaga”. Drugim cisnącym się nam na klawiatury jest “wszędobylstwo”. Pokaźna liczba odbiorów, wsadzał nogi tam, gdzie drugi by się zawahał, posłał też kilka ciekawych piłek do przodu, wdawał się w dryblingi. Gdy miał futbolówkę przy nodze, od razu szukał gry do przodu. To on wypracował gola Michała Kucharczyka. Gdyby przy Łazienkowskiej wiał wiatr z drugiej strony, stałby się autorem jednej z ładniejszych bramek w tej edycji LM sprzed pola karnego.
GUILHERME – 7
Pomocny w defensywie i dobrze – Hlousek miał dziś jednak w sobie sporo z tykającej bomby. Wielkiego meczu nie zagrał, ale to jednak on – zgodnie z przewidywaniami Jacka Magiery – trafił do siatki. Znalazł się tam, gdzie miał być, głowy nie stracił, poziom sprytu też zachował na stałym poziomie. Musiał zejść w pewnym momencie z powodu urazu. Niestety wszedł za niego Kucharczyk.
VADIS ODJIDJA-OFOE – 9
Jak tak dalej pójdzie, najpóźniej w marcu zostanie obwołany najlepszym piłkarzem w historii ligi a na maj zostanie zaplanowana biografia stworzona przez sztab polskich reporterów. PROFESOR. Kluczowe podanie przy jedynej bramce – niesamowita wizja. Zdarzały mu się gorsze momenty jak np. trochę nonszalancka próba przyjęcia piłki w polu karnym (bez konsekwencji), ale to w zasadzie pryszcz przy tych wszystkich zagraniach, którymi kradł teren, minuty czy cierpliwość przeciwników. Zaliczył otwierające podanie fałszem, innym razem wypuścił Moulina na sam na sam, wywalczył czerwoną kartkę na Carvahlo (być może z premedytacją, bo… wejście z nim w kiwkę nie było najlepszym wyborem, można było rozrzucić akcję). Mistrz sytuacji beznadziejnych. Trzech gości na plecach – żaden problem. Oczyma wyobraźni widzimy, jak atakuje go banda dresów na osiedlu, a ten nie dość, że powala ich wszystkich, to jeszcze wykrada im wszystkie papierosy i wykrada im z komórek numery do ich dziewczyn.
MIROSLAV RADOVIĆ – 8
Jak to Rado – kilka razy nabrał rywali na zamach, założył siatkę, parę razy z braku sił nie dobiegł do przeciwnika tak szybko jak powinien. Miał dobre oko do partnerów i kilkukrotnie ich świetnie obsłużył. Mógł szybciej się połapać po tym jak dostał prezent w końcówce meczu (uderzył w Rui Patricio), ale jednak bramkarz wyrósł przed nim jak spod ziemi umiejętnie skracając kąt, co jest dla Serba rozgrzeszeniem, które trzeba zaakceptować.
ALEKSANDAR PRIJOVIĆ – 7
Momentami irytował, momentami zachwycał. Kiedy irytował? Gdy nie umiał skontrolować linii spalonego (kilka razy na ofsajdzie, ba, zdobył nawet z niego bramkę) albo marnował setkę (po tym jak główką wypuścił go Bereszyński). Kiedy zachwycał? Gdy wypatrywał Guilherme w polu karnym i asystował mu przy bramce czy brał na plecy gości i wykonywał tytaniczną pracę utrzymując piłkę w posiadaniu Legii. Nikolić może i jego setkę by strzelił, ale aż takiego pożytku by z niego nie było.
MICHAŁ KUCZARCZYK – 2
Ehh…
Najpierw zamiast do Radovicia wolał wystawić piłkę losowemu piłkarzowi Sportingu, później zamiast popędzić na bramkę wybrał wywrócenie się o własne nogi i domaganie się karnego (chłopie, wstyd), do tego dorzucił zmarnowaną setkę, po której Legia zapewniłaby sobie dwubramkowe prowadzenie i lajtową końcówkę. Najlepsza była jednak puenta jego występu, gdy znajdował się na dwustumetrowym spalonym jednocześnie domagając się podania od kolegi z drużyny. Wizjoner.
KASPER HAMALAINEN – grał za krótko.
MACIEJ DĄBROWSKI – grał za krótko.
Fot. FotoPyK