Reklama

Tomku, może by tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady?

redakcja

Autor:redakcja

31 października 2016, 10:42 • 3 min czytania 0 komentarzy

Piłkarze Legii Warszawa zasługują co prawda w tym sezonie na pochwały mniej więcej tak, jak dziecko, które ukradło właśnie cukierka, natomiast mamy wrażenie, że jeden z legionistów gra na trzy razy mniejszym poziomie niż reszta jego kolegów. Z decyzjami trafia tak, jak – nie przymierzając – Mirosław Trzeciak, wybierając Arruabarrenę zamiast Lewandowskiego. Skoncentrowany niczym nałogowy jaracz jointów z dziesięcioletnim stażem, efektywny jak przy pokonywaniu sprintu ze złamaną nogą. No nie, nie jest to najlepszy sezon Tomasza Jodłowca.

Tomku, może by tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady?

Spójrzmy zresztą na suche liczby. Dają do myślenia…

Jodłowiec w sezonie 2015/16:
4 bramki, 6 asyst, 5 asyst drugiego stopnia. Udział przy bramkach Legii: 24%
Średnia not: 5,77

Jodłowiec w sezonie 2016/17:
0 bramek, 1 asysta, 0 asyst drugiego stopnia. Udział przy bramkach Legii: 5%
Średnia not: 3,88

Oczywiście, szaleństwem byłoby porównywanie ze sobą 14 i 37 kolejek, ale liczby pomocnika Legii z poprzedniego sezonu skutecznie przypominają nam, że to jest gość, który potrafi wykreować akcję, potrafi wywiązać się ze swoich zadań w ofensywie. Obecnie oglądamy zupełnie innego zawodnika. Jodłowiec nie wykonuje ruchu do piłki, a czeka, aż ta sama spadnie pod jego nogi. Gdy już ją dostanie, traci głowę, miota się, rywale odbierają mu ją z dziecinną łatwością. Zamiast dobrego przyspieszenia akcji – zagrywa piłkę gdzieś pomiędzy dwóch kolegów, z czego żaden z nich nie jest w stanie jej przejąć. Pal licho, że w liczbach nie wypada tak dobrze, jak choćby rok temu. Na boisku jest kimś, kto przeszkadza, irytuje. Jeśli podanie do Pirlo było jak zamknięcie piłki w sejfie, podanie jej do Jodłowca jest jak zrzucenie futbolówki w przepaść. W tym sezonie wyłapał już dwa razy więcej not poniżej oceny wyjściowej (sześć) niż w poprzednim (trzy). Ostatnie trzy ligowe mecze zresztą najdobitniej pokazują rozmiar dołu, w który wpadł. 3, 2, 2. Za mecz z Realem też dwója. Dramat.

Reklama

Spójrzmy też jak – według ekstrastats.pl – wypada Jodłowiec na tle kolegów ze środka pomocy pod względem kluczowych podań (ma ich mniej niż Broź czy Hlousek).

Miroslav Radović: 17 KP na 494 minut, jedno KP na 29 minut.
Thibault Moulin: 22 KP na 971 minut, jedno KP na 44 minuty.
Kasper Hamalainen: 8 KP na 470 minut, jedno KP na 59 minut.
Vadis Odjidja-Ofoe: 11 KP na 669 minut, jedno KP na 61 minut.
Tomasz Jodłowiec: 5 KP na 557 minut, jedno KP na 111 minut.

Pisząc krótko: to jakiś zupełnie inny poziom.

Trochę dziwimy się Jackowi Magierze, że wciąż okazuje cierpliwość do Jodły, na brak wariantów w środku pola nie może przecież narzekać. Najgorsze, że wygląda na to, iż nawet sam zawodnik nerwowo zakreśla kolejne dni w kalendarzu wyczekując na jakiś reset (od lipca nie widać żadnej poprawy), bo jak na nasze oko, to właśnie o zmęczenie psychiczne chodzi. Z drugiej strony pytanie, ile można być zmęczonym. Mówimy przecież o zawodowym piłkarzu, a nie o chłopcu, któremu znudziła się gra na orliku, a wciąż wyciągają go na niego koledzy.

Gdy przypomnieliśmy sobie słowa Czerczesowa o tym, że Jodłowiec jest wart 15 milionów euro, opluliśmy monitor. Tomku, przemyśl, czy nie lepiej byłoby rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady. Dla dobra twojego i widzów.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...