Wiecie, chyba nie doceniliśmy wyboru rywala na ten mecz. Zdegradowaliśmy Litwinów do gości od poprawiania humoru, którzy zgodzili się wyłapać od nas kilka bramek w imię lepszej sprawy. Myśleliśmy, że odpuścimy niwelowanie znaków zapytania, przeczyścimy celowniki i polecimy do Francji z bananami na ustach. Nie wprawiliśmy się w co prawda w stan sielanki, ale okazało się, że w Europie nie ma już słabych drużyn nie ma sensu przesadzać. Prawdziwy test przyjdzie za sześć dni.
Nawałka uznał, że parę dni przed pierwszym meczem mistrzostw Europy to dobry czas na eksperymenty (jego święte prawo) i spróbował Kapustkę na prawej stronie obrony. Wszystko fajnie, tylko po co? Chyba nikt nie spodziewa się, że we Francji wakat powstanie akurat tam, gdzie mamy Piszczka i Jędrzejczyka (czyli na jednej z najmocniej obsadzonych pozycji). Wiemy już, że na ten moment prawa obrona to dla wszechstronnego piłkarza Cracovii kompletnie nie ten rozmiar kapelusza. Z przodu bardzo dobrze, z tyłu błąd za błędem. Nawałka uznał także, że obok Glika warto przetestować Thiago Cionka (dlaczego nie Salamona?!). Cionkowi oddajmy, że najlepszą interwencję zanotował przy strzale Grzegorza Krychowiaka.
To nie był mecz profesorzy kontra chłopcy do bicia. Ba, w pierwszej połowie to nawet nie wyglądało na mecz uczestnik Euro kontra ekipa, która męczyła się z San Marino w eliminacjach. Nie minęło 25 minut, a Litwini:
– w pierwszych sekundach meczu mieli sam na sam po tym, jak przysnął Cionek (Thiago, ty może nie oglądaj po nocach Copa America, skoro jedziesz na Euro?),
– stworzyli sytuację, w której Novikovas miał piętnaście minut, by w polu karnym złożyć się do woleja,
– po rogu wyszli z kontrą trzech na dwóch.
Reprezentacja Litwy i trzy okazje do strzelenia gola. Chcemy wierzyć, że to kwestia oszczędzania się na turniej, ale ostatnią rzeczą tak niezorganizowaną jak w obronie piłkarze PZPN była chyba fryzura Dariusza Kubickiego. Litwini zjadali ich zaangażowaniem, momentami ta litewska agresja stawała się wręcz kłopotliwa. Jak na przykład wtedy, gdy Norvilas przeprowadził zamach na zdrowie Grzegorza Krychowiaka, za co ewidentnie powinien wylecieć z boiska. Litwini zapowiadali, że nie zrobią nikomu dziś krzywdy, ale szybko okazało się, iż można sobie tę obietnicę wsadzić w dupę. Piłkarze PZPN co rusz leżeli na murawie, ewidentnie nie chcieli zabijać się o wynik. Litwini z kolei mieli na to ochotę.
Skoro już wspomnieliśmy Krychowiaka: dziś to był generał. Wódz. Król środka pola. Widać, wokół kogo ta reprezentacja jest zbudowana, widać, kto daje pewność w środku pola. Do tego dorzucił kilka fantastycznych kluczowych podań.
Drugi pozytyw: Kamil Grosicki. Ewidentnie jest w gazie, Hajto nie mógł się nachwalić Turbo Grosika za jego kwalitet. Jedyna nasza obawa to to, że w końcówce schodził z boiska z grymasem bólu.
Akcje Milika i spółki w ofensywie? W pierwszej połowie bardzo, bardzo symboliczne, wiatr w żagle złapali dopiero po zmianie stron. Kuba pieprznął w słupek po – jak kilka razy podczas transmisji powtórzył Hajto – zagraniu z kija (czyli z klepki), Grosik napędzał akcję za akcją, warty odnotowania był także wolny Milika, który przytomnie wybronił Zubas. A, no i padła bramka. Sędzia jej nie uznał, dopatrzył się tego, jak Peszko powala obrońcę przed przyjęciem piłki. Szkoda, że nie zauważył, jak chwilę potem wycinany w polu karnym był Jędrzejczyk.
Czy po dzisiejszym meczu z mamy mniej znaków zapytania? Nie. Czy jedziemy do Francji w lepszych nastrojach? Tym bardziej. Generalnie sparing na minus, ale liczymy na to, że za sześć dni poważniejsze mecze wyprą z naszych pamięci warty funta kłaków mecz towarzyski z Litwą.
Fot. FotoPyk