Trener Jan Urban na łamach dzisiejszego Przeglądu Sportowego wprost – z pominięciem wszelkich konwenansów, od których dostajemy odruchów wymiotnych – przyznaje, że sprowadzony zimą z jego polecenia Sisi mocno go rozczarowuje. Hiszpan kiedyś współpracował z Urbanem, ostatnio grał w drugiej lidze koreańskiej, generalnie to bardzo sympatyczny gość, o czym możecie przekonać się TUTAJ, ale do tej pory nic nie pokazał. Z jednej strony można się śmiać z trenera Lecha, że trochę późno odkrył Amerykę, dochodząc do tego, że azjatycki wpis w CV Sisiego może zwiastować, że nie będzie mu u nas łatwo. Z drugiej – naprawdę doceniamy to, że szkoleniowiec nie gryzie się w język, a mówi jak jest. Niby nic, ale w realiach Ekstraklasy nieczęste zjawisko.
Doceniamy to do tego stopnia, że postanowiliśmy pociągnąć wątek i rozszerzyć jego podejście na całą Ekstraklasę. Innymi słowy – Jan Urban jest rozczarowany Sisim i otwarcie o tym mówi. Poniżej znajdziecie nazwiska niedawno sprowadzonych piłkarzy, którymi rozczarowane jest Weszło i mówi o tym równie otwarcie.
ANTON KARACZANAKOW (Cracovia)
Jeśli nas pamięć nie myli, to właśnie on miał podać chusteczki płaczącym po utracie Rakelsa kibicom Cracovii. Okazało się, że nie ma takiej potrzeby, bo po wypadnięciu Łotysza ofensywa “Pasów” to wciąż jedna z lepszych formacji tego typu w naszej lidze, no ale jaki jest w tym udział Bułgara? Prawie żaden! Dostał szanse w 4 meczach (za każdym razem wchodził z ławki), ale szczerze mówiąc, nie pamiętamy nie tylko jego błysków, ale też nawet w miarę udanych zagrań. A prócz etatowych gwiazd, w Cracovii udało się tej wiosny wyróżnić już przecież Diabongowi, Wdowiakowi i Vestenicky’emu. Ciekawe czy Karaczanakow wyprzedzi chociaż Zjawińskiego lub Adamczyka.
JOSE KANTE (Górnik Zabrze)
Ma niezłą maniankę, potrafi nawet ośmieszyć klockowatych obrońców, a co za tym idzie – całkiem przyjemnie się ogląda jego grę. No ale co z tego? Górnik Zabrze potrzebuje goli, a Kante ich najzwyczajniej w świecie nie gwarantuje. Gra regularnie, ale na razie zaliczył tylko asystę przy trafieniu Stebleckiego z Legią. W ostatnim meczu, z Podbeskidziem Bielsko-Biała chyba mocno wziął sobie do serca pogłoski mówiące o tym, że Górnik wciąż szuka piłkarza do ofensywy. Dużo harował, oddawał całkiem groźne strzały w samodzielnie wypracowanych sytuacjach, lecz gdy trzeba było wykorzystać piłkę meczową, którą wypracował mu zespół, znów zawiódł. Słyszeliśmy opinie, że jeśli da się mu czas, może zaskoczyć jak Cabrera w Koronie, ale umówmy się – akurat Górnik tego czasu nie ma.
RYOTA MORIOKA (Śląsk Wrocław)
Jak już pisaliśmy – Tsubasy nie przypomina nic a nic, bardziej Czarodziejkę z Księżyca, bo gra jak panienka. Na początku mieliśmy mocno mieszane odczucia, bo w niemal każdym zagraniu Japończyka widać było jakość, ale niewiele z tego wynikało. Jednak teraz, gdy już wypada mówić o konkretach, Moriokę trzeba nazywać niewypałem. U Szukiełowicza był kompletnie zagubiony, nie pasował do koncepcji, a na razie nie zanosi się, że coś się zmieni u Rumaka. Od nowego szkoleniowca dostał na razie tylko kwadrans, a przesunięcie wyżej Tomasza Hołoty wygląda całkiem obiecująco.
GUTI (Jagiellonia Białystok)
Gdyby nie nietypowa kontuzja, byłby dla nas kompletnym anonimem. A Jaga wyłożyła przecież całkiem konkretne pieniądze na jego przeprowadzkę z Brazylii, można było wymagać solidności. Miał walnie przyczynić się do tego, że defensywa drużyny z Białegostoku nie będzie pośmiewiskiem ligi, a przyczynia się do tego, że nim jest. Już na wstępie słabo wypadł przeciwko Legii (oczywiście nie tak słabo jak Sirok), z Wisłą podobnie jak cała drużyna zagrał fatalnie. Spotkane z Górnikiem Łęczna jest promyczkiem nadziei, ale umówmy się – chwalić piłkarza za to, że zatrzymał Bartosza Śpiączkę… równie dobrze można bić brawo kasjerowi w sklepie za to, że potrafił wydać resztę.
MARTIN BUKATA (Piast Gliwice)
Bardzo mocno wychwalał go Radoslav Latal, a komu jak komu, ale człowiekowi, który sprowadził do Polski Vacka i Nespora w temacie transferów można było uwierzyć na słowo. Tymczasem Bukata na razie zrobił bardzo niewiele, byśmy mieli o nim dobre zdanie. Nawet gdy w meczu z Lechią był najgroźniejszym piłkarzem Piasta w ofensywie, to postanowił pozbawić swoją drużynę atutu gry w przewadze i wyleciał w boiska. Powiecie, że i tak jest lepszy chociażby od Artursa Karasausksa, który od Latala dostał na razie tylko 6 minut, ale szczerze mówiąc, pomimo tej dysproporcji w czasie, nie pokazał zdecydowanie więcej.
RAFAŁ PIETRZAK (Wisła Kraków)
No dobra, było wiadomo, że gwiazdą Ekstraklasy nie zostanie. Ale każdy, kto znał go z pierwszoligowego frontu, pewnie potwierdziłby, że to mocny kandydat na strzał pokroju – dajmy na to – Grzegorza Piesio. Innymi słowy – Pietrzak miał być kolejną zachętą dla klubów Ekstraklasy do tego, by szukać piłkarzy na zapleczu. Tymczasem na razie naprawdę jest tragedia. Miejsca w składzie nie stracił przez przypadek, nie sprawdził się ani w środku pola, ani na lewej obronie. Ma problem z posłaniem precyzyjnej piłki w okolice pola karnego, a przypomnijmy – jesienią gość zaliczył 9 (!) asyst. Oczywiście wielu kibiców Wisły bardziej rozczarowanych jest pewnie postawą Witalija Bałaszowa, który wymiatał w zimowych sparingach, ale jak dla nas to właśnie sprawdzony na polskich boiskach Pietrzak był pewniejszym dealem.
LUIS CARLOS (Zagłębie Lubin)
Jest równowaga w przyrodzie – Filip Starzyński po powrocie do Polski gra znacznie lepiej, niż można było zakładać, a Luis Carlos prezentuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Oczywiście nie możemy być o tym przekonani, ale jednak zakładamy, że Piotr Stokowiec to rozsądny człowiek i nie trzyma go na ławce dlatego, że go nie lubi. Carlos w Zagłębiu rozegrał na razie pół godziny, zapamiętaliśmy go tylko z tego, że wyciął w polu karnym Ondreja Dudę, czego nie zauważył sędzia. Dziwna sprawa, bo o ile większość piłkarzy z tego zestawienia to były dla nas niewiadome, o tyle przecież wiemy, że Brazylijczyka stać na całkiem sporo.
***
Czy w Ekstraklasie zimą pojawili się piłkarze słabsi od tych wymienionych powyżej? Oczywiście, że tak. Jednak staraliśmy się brać pod uwagę tylko i wyłącznie gości, od których można wymagać, bo spójrzmy prawdzie w oczy – od początku niewiele wskazywało na to, że np. Dziugas Bartkus będzie nowym Zubasem, a Matija Sirok nowym Joviciem. Ciągle czekamy też weryfikację kilku innych przypadków, ot choćby niedługo powinno okazać się, czy Nicki Bille Nielsen nadaje się do czegoś więcej niż tylko wywiadów, w których zapewnia, że nie przejdzie do Legii.
Fot. 400mm.pl