Reklama

I znów pół kraju utonie w napince. Na ten mecz naprawdę się czeka!

redakcja

Autor:redakcja

19 marca 2016, 13:04 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie przekonują nas legioniści, którzy z ostentacyjną wyższością prychają pod nosem – rywalem to był Górnik Zabrze albo Widzew, a nie Lech. Nie przekonują nas próby deprecjonowania tego starcia, nie przekonują nas gadki o tym, że stawką są tylko trzy punkty i ten mecz jest równie istotny jak 90-minutowa przepychanka z Podbeskidziem. Nie. Nie teraz, nie po ostatnich trzech-czterech sezonach, nie w sytuacji, gdy oba kluby tak bardzo się nawzajem napędzają.

I znów pół kraju utonie w napince. Na ten mecz naprawdę się czeka!

To jest już coś więcej niż zwykły mecz dwóch klasowych drużyn, dwóch klubów z historią. Można się przed tym bronić, można się zapierać, ale jednak – to nie przypadek, że właśnie dziś w Poznaniu wymienia się koszulki Hamalainena na t-shirty Kownackiego przy promocji poprzez hashtag #odHAMsię. To nie przypadek, że prezes Legii wciska kolejne szpilki na Twitterze, że Prijović przekonuje w mediach o wyższości stołecznego klubu nad rywalami z Wielkopolski. Można się spierać, czy to jest naturalna rywalizacja, czy to faktyczna nienawiść Warszawy do Poznania i odwrotnie, czy raczej  quasi-derbowy nastrój sztucznie pompowany przez wyniki sportowe dwóch wielkich klubów. Można dyskutować – czy to bardziej Borussia-Schalke, nienawiść, agresja, złość i obustronna chęć zburzenia wrogiego miasta czy jednak Borussia-Bayern, czyli kiedyś dość neutralne wobec siebie kluby, których rywalizację nakręciły wyłącznie boiskowe osiągnięcia.

Z faktami jednak dyskutować się nie da. Jakkolwiek zinterpretujemy wrogość tych dwóch obozów – dziś ich mecze to coś więcej, niż kolejne ligowe granko.

Wypisanie wszystkich drobnych starć z ostatnich lat zajęłoby długie godziny. Bereszyński. Hamalainen. Rywalizacja akademii. Podkupowanie swoich najbardziej utalentowanych juniorów, wojna podjazdowa w mediach, akcje takie jak #93Lecha, odwołujące się do mistrzostwa z 1993 roku. Był nawet okres, gdy Lech, głównie za sprawą Mariusza Rumaka, sugerował wręcz warszawski spisek, w który zresztą do dziś wierzy pewnie wielu spośród kibiców. Legioniści mogą się bronić, że po nich to wszystko spływa, ale wystarczy prześledzić internet po takich wydarzeniach jak transfer fińskiego zawodnika sprzed kilku miesięcy by doskonale odczytać, że i Warszawa wcale nie traktuje poznaniaków jako “kolejnych na długiej liście”.

Nie. To dziś jest rywal numer jeden, jedyny, który może rozłożyć Legię poziomem decybeli na sektorze za bramką, liczbą głów na stadionie podczas meczów u siebie, jak i podczas dalekich wyjazdów europejskich. Jedyny, który stawia ostry marketingowy opór, który potrafi podjąć rękawice w kwestii szkolenia, który także finansowo i pod kątem atrakcyjności dla zawodnika może próbować walczyć ze stolicą.

Reklama

Nie będziemy już tutaj zagłębiać się w historyczne spory, w Częstochowę z 1980, w Bydgoszcz 2011, czy nawet w nieporozumienia wynikające z różnicy mentalności – pozytywistycznej poznańskiej i romantycznej warszawskiej. Zamiast tego po prostu rzućmy w kąt to bagatelizowanie, rzućmy w kąt to przekonywanie z jednej i drugiej strony, że “rywal jak rywal, mecz jak mecz”.

Nie. Nawet jeśli te wojenki potrzebują czasu by zyskać miano klasyku w oczach fanów pamiętających Wielkie Derby Śląska z lat sześćdziesiątych, nie lekceważmy ich. To już dziś jest wielka wojna dwóch gigantów, to już dziś jest bezsprzeczny klasyk, to już dziś jest mecz, który można postawić na półce obok derbów Górnego Śląska w okresie kapitalnej gry klubów z Zabrza i Chorzowa, obok klasycznych starć Legii z Górnikiem i Widzewem, czy derbów Łodzi w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy tytuł przez trzy lata pozostawał w tym mieście zmieniając jedynie dzielnice.

Zamiast deprecjonować – cieszmy się. Pół kibicowskiej Polski usiądzie dziś przed TV, kolejne tysiące na stadionie. Niezależnie od tego jak będzie wyglądać 90 minut na murawie – kolejne 900, albo i 9000 minut cała ta ekipa będzie prowadzić ożywioną dyskusję na temat tego, czy sędzia był z Mazowsza, czy Kownacki strzeli w karierze więcej bramek niż waży teraz kilogramów i kim była matka Kaspera Hamalainena.

I dobrze. To jest właśnie klasyk. To jest właśnie futbol.

legialech

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...