10 lat. Dla niektórych klubów – tych najbardziej stabilnych, z wielką historią – może być to mrugnięcie okiem, ledwie kilka ziarenek w klepsydrze. Są oczywiście jednak i takie przypadki, które w tym okresie przebyły tak długą drogę i miały tyle przygód, co Forrest Gump albo – by zostać w temacie piłki – Brazylijczyk Adriano. Ciężka praca, odpowiednie zarządzanie i fura szczęścia. Dziś są liderami swoich lig, ale dekadę temu bywało różnie… Sprawdziliśmy, jak dokładnie było.
Zapraszamy więc na pełną sentymentów podróż w czasie. Liderzy wybranych lig przed dekadą.
NIEMCY: Bayern Monachium
PODSTAWOWA “11” (2005/2006)*: Kahn – Lizarazu, Lucio, Ismael, Sagnol – Jeremies, Schweinsteiger, dos Santos, Ballack – Santa Cruz, Makaay.
Naszą wycieczkę rozpoczynamy od zachodnich sąsiadów. Tu niestety od kilkunastu lat wieje nudą. Owszem Borussii Dortmund, Stuttgartowi czy Wolfsburgowi udało się przerwać na chwilę hegemonię Bayernu, ale jedna jaskółka – no, w tym przypadku kilka jaskółek – wiosny nie czyni, bo w ciągu dekady monachijczycy aż sześć razy sięgnęli po tytuł i wcale nie zamierzają przestać.
W sezonie 2005/06 Bawarczycy zostawili za plecami Werder i HSV, czyli kluby, które dziś radzą sobie średnio. Wtedy w odniesieniu sukcesu nie przeszkodziła Bayernowi nawet silna ręka Feliksa Magatha. Jego super trio – Makaay-Ballack-Pizzaro zdobyło wówczas 42 bramki, a przecież były jeszcze inne gwiazdy światowego formatu takie jak: Ze Roberto, albo młodziutki Bastian Schweinsteiger. Warto jednak dodać, że równo rok po wywalczeniu mistrzostwa Allianz Arena doznała szoku i mówiąc wprost – wszystko się spieprzyło. Bayern zajął dopiero czwarte miejsce w lidze… Misję budowania nowej drużyny powierzono Ottmarowi Hitzfeldowi, a w Monachium zameldowało się aż dziewięciu nowych zawodników. Większość transferów spłaciło się od razu, bo przecież Toni, Ribery i Klose strzelali jak na zawołanie. Korona wróciła więc na swoje miejsce.
Kolejne lata pamiętacie już doskonale. Zresztą, nie ma się co rozwodzić za bardzo nad Bayernem, bo i ten nie dał za bardzo do tego podstaw – jeżeli przegrywał, to był to tylko wypadek przy pracy. To jeden z najlepiej zarządzanych klubów na świecie i chyba w kolejnych latach niewiele zmieni się w tym względzie – obojętnie, czy dalej w Niemczech będzie pracował Guardiola czy nie, czy do więzienia będą trafiali ważni działacze i czy Lewandowski odejdzie, czy też zostanie.
*oczywiście są to orientacyjne składy.
FRANCJA: PSG
PIERWSZA “11” (sezon 2005/2006): Leitzl – Armand, Yepes, Rozehnal, Mendy – Dhorasoo, M’Bami, Cisse, Kalou, Rothen – Pauleta.
Dziś PSG może mieć prawie każdego piłkarza na świecie. Gra w innej lidze – zarówno finansowej, jak i piłkarskiej – ma przecież aż 21 punktów przewagi nad Monaco.
To trochę zamazuje nam obraz drużyny sprzed ery szejków i petrodolarów. 10 lat temu było dużo biedniej. Dziś szesnaste miejsce PSG na koniec sezonu byłoby dla paryżan tragedią, a w szatni doszłoby pewnie do trzęsienia ziemi. W 2008 roku, kiedy to PSG notorycznie grało poniżej oczekiwań, taki wynik wcale nie oznaczał wywożenia prezesów na taczkach, czy rozbijania szyb w autach zawodników.
Gdy jesteśmy już przy piłkarzach, to warto wspomnieć kilka nazwisk. Młodsi kibice na pewno będą pamiętać Mario Yepesa, bo przecież jeszcze niedawno z opatrunkiem na ręce walczył jak lew na mundialu. Oprócz Kolumbijczyka w reprezentacji swojego kraju występował też David Rozehnal, nieźle radzili sobie w Ligue 1: Edouard Cisse, Sylvain Armand, Bernard Mendy, Modeste M’Bami, Bonaventure Kalou, czy Fabrice Pancrate, ale czy były to gorące nazwiska? Oprócz Paulety i może czasami Rothena nie było nikogo, kto rzeczywiście potrafiłby rzucić kibiców na kolana.
Co ciekawe najstarszymi zawodnikami z pola w drużynie byli 31-letni Vikash Dhorasoo i rok starszy od niego Pauleta. Starano się więc mocno postawić na młodszych piłkarzy, ale ta długo nie spełniała pokładanej w niej nadziei.
HISZPANIA: FC Barcelona
PIERWSZA “11” (sezon 2005/2006): Valdes – van Bronckhorst, Marquez, Puyol, Oleguer – Edmilson, Deco, van Bommel – Ronaldinho, Giuly – Eto’o.
Era Franka Rijkaarda – dopiero początek budowy czegoś wielkiego, a już okres obfitujący w sukcesy, o jakich inni mogli tylko pomarzyć. Mistrzostwo, Puchar Króla i triumf w Lidze Mistrzów – tak wyglądał sezon 2005/2006 w wykonaniu Barcelony. A trzeba jeszcze dodać, że w lidze Barcelona wygrała z Realem Madryt różnicą aż 12 punktów! Przy okazji był to nieziemski rok w wykonaniu Samuela Eto’o. W 34 meczach zdobył 26 bramek i zanotował do tego jeszcze sześć asyst. Miażdżące statystyki miał też Ronaldinho, a do składu odważnie wchodził Leo Messi. Rijkaard dał więc fundamenty pod wielką erę, która trwa do dziś, a najlepszym tego przykładem jest fakt iż „Blaugrana” jedynie czterokrotnie przegrywała w Primera Division, w lidze, która do łatwych przecież nie należy.
ANGLIA: LEICESTER CITY
PIERWSZA “11”: Dauglas – Johansson, Maybury, McCarthy, Stearman – Gudjonsson, Sylla, Wilcox, Williams – de Vries, Connolly.
Największy skok jakościowy zanotował właśnie lider Premier League. Jeszcze 10 lat temu „Lisy” grały w Championship, ciułając punkty i starając uratować się przed spadkiem. W sezonie 2005/2006 zanotowały aż 19 porażek i zajęły dopiero 16. miejsce w tabeli. Kolejny sezon był jeszcze gorszy, a do tego trzykrotnie dochodziło do zmiany trenera. W edycji 2007/2008 aż pięć razy, co zakończyło się spadkiem drużyny do League One! To pokazuje jak zwariowanym klubem było Leicester – zero logiki, zero pomysłu na budowę drużyny. Dopiero Nigel Pearson posprzątał ten bałagan i tchnął w Leicester nowe życie. Tyle, że władze zamiast mu zaufać znów eksperymentowały z kolejnymi przebierańcami. Wzięto nawet Svena Gorana Erikssona, ale szybko zorientowano się, że Szwed może co najwyżej czyścić buty Pearsonowi. Gdy zaczęło się palić, kolejny raz go wezwano, a ten znów zaczął wyciągać klub z bagna. Tym razem dużo wody upłynęło w Tamizie, zanim angielski szkoleniowiec zdołał odnieść znaczący sukces, ale warto było czekać. Awans do Premier League z pierwszego miejsca, a następnie wspaniała walka o utrzymanie w kolejnym sezonie. Dziś, już co prawda bez Pearsona, ale za to z Ranierim, Leicester stoi przed olbrzymim wyzwaniem. Może przełamać dominację obrzydliwie bogatych Manchesterów, Arsenalu i pokazać, że mniejszymi kosztami – z dobrą organizacją i przygotowaniem drużyny też można sięgnąć po mistrzostwo.
„Lisy” w pewnych aspektach już wygrały. Wskoczyły na wyższy poziom finansowy i wizerunkowy, który z pewnością będzie procentował w kolejnych latach. Dzięki wspaniałej grze w tym sezonie zdobyły masę fanów na całym świecie – każdy jest ciekawe jak dalej potoczą się losy wojowników Ranieriego. No i czy koronę króla strzelców zdobędzie Vardy. Dziś to solidna marka, z którą wielu chce być utożsamianych – nie tylko sponsorów, ale też piłkarzy. Po takim sezonie po prostu łatwiej będzie ściągnąć dobrych zawodników.
BELGIA : GENT
PIERWSZA “11” (rok 2005): Herpoel – de Brul, Hakonsen, Lombaerts, Mirvić, Smoje – Mamaouni, Verschuere, Vrancken, Matthys – Jbari.
O tym klubie właściwie wszystko zostało już powiedziane tutaj. Z ciekawości, a może raczej z dziennikarskiego obowiązku przejrzeliśmy jednak kadrę z 2005 roku, żeby zobaczyć, jak wyglądała sytuacja w klubie od tej strony. Oprócz ówczesnego trenera – Georgesa Leekensa i Nicolasa Lombaertsa nie ma właściwie nikogo, kto zrobiłby potem choć malusieńką karierę w Europie. No może jeszcze na siłę można dorzucić długo utrzymującego się w Jupiler League Tima Matthysa lub Moubaraka Bousouffę, który zdobył nawet dwa mistrzostwa z Anderlechtem, ale poza tym nic wyjątkowego. Dziś, nie dość, że Gent zmierza po kolejne mistrzostwo, jest rewelacją Ligi Mistrzów, to jeszcze ma w swoim zespole kilku zawodników wartych miliony euro. Najwięcej mówi się oczywiście o Mosesie Simonie, którego Hein Vanhaezebrouck wycenił na 30 milionów euro, ale Laurent Depoitre, Sven Kums, czy Renato Neto też nie odejdą do innego klubu za frytki i paczkę naklejek Panini.
HOLANDIA: Ajax Amsterdam
PIERWSZA “11” (sezon 2005/2006): Stekelenburg – Boakye, Heitinga, Vermaelen, Emanuelson – Boukhari, Galasek, Sneijder – Charisteas, Huntelaar, Rosenberg.
Chociaż Ajax ukończył sezon 2005/2006 dopiero na czwartej pozycji, to trzeba przyznać, że pakę miał dużo lepszą niż teraz. Ukończenie rozgrywek z takim zespołem za pudłem wymagało od Blinda jakiejś nadludzkiej siły…
Wtedy przecież aż roiło się od gwiazd i perspektywicznych piłkarzy. W tamtej drużynie (2005/2006) znaleźliśmy takich kozaków jak: Sneijder, Huntelaar, Charisteas, Rosenberg, Babel, de Jong, Vermaelen czy Pienaar. Tak można wymieniać bez końca. „Przy stole” znalazło się nawet miejsce dla Nordina Boukhariego, czyli bohatera Wisły w meczu derbowym z Cracovią. Ale powiedzieć, że Boukhari tylko był w tej drużynie to nic nie powiedzieć. Świat stał wtedy chyba na głowie, bo Marokańczyk rozegrał w barwach Ajaxu aż 24 spotkania i zdobył tylko jedną bramkę mniej niż Wesley Sneijder.
POLSKA: Piast Gliwice
PIERWSZA “11” (sezon 2005/2006): Kozik – Michniewicz, Banaś, Gamla, Zadylak – Kaszowski, Budka, Widuch, Kukulski, Wróbel – Solnica.
Naszą podróż kończymy w Polsce. Piast jest dość jaskrawym przykładów tego, ile w klubie można zdziałać w ciągu 10 lat – jak długą drogę można przebyć. Nie chodzi nawet o jakiś start od zera, bo zespół „Piastunek” dekadę temu nieźle radził sobie w drugiej lidze, ale raczej o przemianę mentalną, jaka zaszła w klubie i być może zachodzi w całej Ekstraklasie. Oczywiście, nie chcemy przesadzać, bo zaraz może się okazać, że gliwiczanom braknie punktów, by w ogóle wdrapać się na podium i zagrać w pucharach. Niemniej jednak zrobili postęp i dekadę temu nikt nie stawiał, że będą postrachem całej ligi.
Jak już wspomnieliśmy, cała przemiana polega na zmianie myślenia. Najpierw wybudowano stadion, w końcu postanowiono na Polaków i młodzież, a nie dwie ciężarówki szrotu. Dziś w Gliwicach widać naprawdę fajny klimat do piłki, ale z ostatecznym wyrokiem trzeba zaczekać, bo w końcu 10 lat temu, mało kto powiedziałby, że Wisła Kraków będzie przeciętniakiem, a Groclin w ogóle zniknie z naszego radaru…