Reklama

Dziki zachód wschodniej Flandrii. Jak Gent zszokował Europę

redakcja

Autor:redakcja

15 grudnia 2015, 15:51 • 12 min czytania 0 komentarzy

Najbardziej niedoceniana opowieść sezonu. Oto po 115 latach istnienia pierwszy raz sięgają mistrzostwo. Debiutują w Champions League jako jedna z najbiedniejszych drużyn w stawce, permanentnie skazywana na pożarcie, a jednak wychodzą z grupy. Bez petrodolarów (jeszcze niedawno groziło im bankructwo), wielkich gwiazd (najdroższy piłkarz w historii Gent kosztował dwa miliony euro), wszystko tylko dzięki rzetelnej pracy u podstaw. Klasyczna historia Kopciuszka, balującego na salonach wbrew wszystkiemu. W czym tkwi sekret Gent?

Dziki zachód wschodniej Flandrii. Jak Gent zszokował Europę

363530-svetik

Gandawa to piękne miasto, tylko Brugia w Belgii jest częściej odwiedzana przez turystów. Liczy sobie około 250 tysięcy mieszkanców

image3

***

Reklama

„Prezes chciał topowych rywali, ale ja jestem zadowolony, bo może teraz uda się urwać punkt albo trzy”.

Michel Louwagie, dyrektor sportowy Gent. Nawet oni nie wierzyli, że wiosna w elicie jest możliwa.

***

gentWymowna grafika od Sporting Intelligence

***

File0057

Reklama

Należy najpierw rozstrzygnąć kwestię najbardziej palącą: dlaczego do cholery klub z wschodniej Flandrii ma w herbie Indianina? Dlaczego ich przydomek to de Buffalo’s? Co to za piramidalnie zakręcona historia?

Istotnie, jest tu ciekawie. Otóż Gandawę w 1906 odwiedził Buffalo Bill. Ten Buffalo Bill, legenda dzikiego zachodu, awanturnik, kowboj, weteran wojny secesyjnej i wojny z Indianami. Przyjechał ze swoim monstrualnym cyrkiem (gdy wpadł do Krakowa mówiono o 59 wagonach, w jednym z nich sam wódz Siedzący Byk), przywożąc ze sobą świat, którego Europejczycy nie znali. Na Starym Kontynencie występował przed cesarzem Wilhelmem, królową Wiktorią, ale był też ponoć w Tarnowie czy Rzeszowie. W belgijskim mieście jego show spodobał się tak bardzo, że na cześć wizyty legendarnego Billa lokalny klub zyskał nowy herb i przydomek.

Oczywiście wybór symboliki Indian wiążą dziś w Gent również z wartościami najbardziej szanowanymi w KAA: waleczność, hardość, hart ducha.

Kibice rywali złośliwie dodaliby, że także przegrywanie z silniejszymi, co było udziałem Buffalo’s przez grubo ponad wiek. Od paru miesięcy jednak wszelcy szydercy muszą intensywnie gryźć się w język.

13514v

***

Gent ma wyjątkowe szczęście (tudzież: zdolność) do znajdywania sobie przyjaciół w biedzie. Przyjaciół możnych: gdy w 1988 spadli z ligi i pierwszy raz zajrzało im w oczy widmo bankructwa, członek zarządu Marc Mortier interweniował nawet u premiera Belgii (facet pochodził z regionu) z prośbą o finanse na ratowanie zasłużonej marki. Ostatecznie udało się wykombinować dość by związać koniec z końcem, a wprowadzono też do klubu sponsora co się zowie: VDK Spaarbank, którego logo na koszulkach widnieje po dziś dzień.

Jeśli twoim sponsorem jest renomowany bank, to źle nie trafiłeś, kasy na funkcjonowanie powinno być dość. Ale żaden bank nie będzie chciał lekką ręką rzucić ponad dwadziestu milionów euro na pokrycie długów, a takiej dziury budżetowej pod koniec lat dziewięćdziesiątych dorobił się nieodpowiedzialnymi rządami prezydent Van Milders.

Otten-1Stary stadion

Znowu znalazł się jednak w zarządzie człowiek mający odpowiednie kontakty. Franck Verheeke znajdował się jednocześnie na wysokim stanowisku w VDK, więc udało mu się załatwić pożyczki na preferencyjnych warunkach. Prezesurę Gent objął Ivan de Witte, zagorzały kibic, ale też CEO firmy headhunterskiej Hudson, jednego ze światowych liderów branży.

Z tak tęgimi głowami u władzy nie da się zginąć. Ale ktoś może zaryzykować twierdzenie, że trudno też wygrać, tacy ludzie są bowiem do bólu pragmatyczni, zawsze ostatecznie priorytetem będzie bezpieczeństwo, a więc dopięcie budżetu i porządek w księgowości – dlatego też najlepsi gracze byli upłynniani bez sprzeciwu, tak było z Bryanem Ruizem, Boussoufą. Siłą rzeczy Gent było graczem istotnym, który się liczył, ale nigdy przy ostatecznym rozdaniu – czegoś zawsze brakowało, może właśnie tego elementu ryzyka, który futbol czasem potrafi docenić.

Ostatecznie okazało się jednak, że belgijscy krawaciarze starej daty obrali właściwy kurs, a że łódź do celu płynęła statecznie? Na szybko to można zrobić kanapkę z serem, a nie mocną piłkarską firmę.

***

1837748677_B975605895Z.1_20150521234934_000_GUF4HTNIN.2-0

Piłka nożna to królestwo niepewności. Możesz tylko próbować tę niepewność ujarzmić, ograniczyć, ale jest zbyt wiele zmiennych – sędzia, rywal, boisko, szczęście, warunki – by zrobić to całkiem. Nie znaczy to jednak, że nie należy tego robić, wręcz przeciwnie – to jest klucz.

Ivan de Witte.

***

Piłka nożna to jeden z najpiękniejszych wynalazków człowieka.

Ivan de Witte.

***

Już macie ich obraz – przedsiębiorcy zza wysokiego biurka, grube ryby nudnego, korporacyjnego świata. Otóż czas ten wizerunek doprawić, bo jest skrajnie nieprecyzyjny.

Weźmy Ivana de Witte. Sam grał kiedyś w piłkę, a jeszcze w czasach, gdy – jak sam mówi – grało się taktyką 2-3-5, a on miał pozycję „zewnętrzny prawy”, dziś już spoczywającą na cmentarzu historii.

To facet, który swój biznes tworzył niemal od zera. W swoim czasie, gdy starał się budować podwaliny swej firmy, jego i trójkę dzieci utrzymywała żona. Niedawno dotknięty życiową tragedią, w wypadku zginął syn.

Psycholog z wykształcenia, co delikatnie mówiąc nie dziwi, skoro mówimy o guru HR. Biorąc w ogóle pod uwagę tę specjalność nietrudno nie zauważyć, iż faktycznie, w roli prezesa, prezydenta klubowego, właśnie selekcja właściwych ludzi jest jedną z najbardziej pożądanych cech. De Witte bezsprzecznie takową ma, na jej przedłużeniu zrobił fortunę.

AAEAAQAAAAAAAAJUAAAAJDgxNjYxNmE2LWU5YmQtNDcwYi04YjhlLWJjNmZmNDk0ZWE5MA

Ciągle łączy pracę w Hudson, gdzie odpowiada za najważniejsze strategie, z pracą w klubie. Jak udaje mu się łączyć tak wymagające czasowo zajęcia? Sam chciałbym wiedzieć ja i na pewno wszyscy inni, którym wiecznie czasu brakuje. To łączenie obowiązków to jakaś tamtejsza tradycja: Michel Louwagie, dyrektor sportowy, jest prezesem… belgijskiej federacji pływackiej.

***

Psychologia w futbolu jest wciąż niedoceniana. Dla wielu to niezbadane terytorium, w Belgii – ziemia niczyja. A potrzebny jest psycholog wszechstronny, będący częścią grupy zarządzający tej grupy dynamiką.

Ivan de Witte.

***

Pierwszy wielki sukces przyszedł dwa lata temu, ale nie był sukcesem sportowym: chodziło o stadion. Po bez mała dziewięciu dekadach Buffalo’s przesiadali się z historycznego, ale przestarzałego Ottenstadion na nowiutkie Ghelamco Arena. Co ciekawe – za projekt wnętrz odpowiadał Polak, Przemysław Stopa, a został nawet wyróżniony w Nowym Jorku prestiżową nagrodą Interiors Award w kategorii „Sports” od renomowanego czasopisma Contract Design Magazyn.

40f163314d1ab61966e160399b60261e

Pieniądze wyłożyło miasto, dorzucił się sponsor, klub trochę pożyczył i udało się. Mówiono, że to ryzykowny biznes, że Gent takiego obiektu nie potrzebuje, ale stało się i dziś jest dumą kibiców. Najnowocześniejsza arena w Belgii jest nie tylko wizytówką KAA, ale też przynosi zyski. Średnia frekwencja skoczyła z 10 tysięcy na 18 tysięcy, z czego 14 tysięcy to karnetowicze. To się po prostu opłaca.

Gdy otwierano arenę, de Witte powiedział, że w przeciągu pięciu lat Gent będzie mistrzem kraju. Oczywiście wyśmiano go wszędzie poza Ghelamco, no bo jak to, Gent, od zawsze niewygrywający, specjalista od porażek w ostatniej chwili, miałby wygrać? Gdy jest Club Brugge, Standard Liege, Racing Genk, Anderlecht? Bajki dla dzieci.

Ten się śmieje jednak kto się śmieje ostatni.

***

POTD_UEFA_Champion_3442891k

Kto nie skacze ten za Brugge.

Przyśpiewka kibiców Gent. Club Brugge to największy klubowy rywal.

***

Poprzednio mistrzostwo spoza czwórki Brugge, Standard, Genk, Anderlecht zdobyło Lierse w 1997 roku – miał tu miejsce istotny polski akcent, bo Andrzej Rudy grał tak dobrze, że zarobił na transfer do Ajaksu, a jaką siłą był Ajax pod koniec lat dziewięćdziesiątych – wszyscy wiecie.

W opinii ekspertów mistrzostwo dla Gentu było tyleż zaskakujące, co zasłużone. Grali najlepiej, po prostu. Najefektowniej, a zarazem najskuteczniej. Innego zdania są tylko fani Club Brugge: ich zdaniem Gent wygrał, bo mógł skupić się wyłącznie na lidze, podczas gdy Brugia tłukła się do końca w Pucharze Belgii (zdobyty) oraz Lidze Europy (ćwierćfinał). W belgijskiej prasie można natrafić na wyliczenia, że to właśnie Brugge w 14/15 zagrało najwięcej meczów na Starym Kontynencie. Niektórzy jak Matt Ryan, golkiper, wykręcali rekordy: australijski golkiper jeszcze latał na drugi koniec świata za reprezentacją, wygrał Puchar Azji co oznacza tylko kolejne mecze na liczniku.

Reforma Jupiler League sprawia, że najważniejsze są wyniki pod koniec sezonu. Także tu jest dzielenie punktów i grupa mistrzowska, kto na finiszu ma siłę (świeżość?) wygra pełną pulę. Brugge grając na tylu frontach nie miało na to szans – to jest argument ich kibiców. Jak odpowiada Gent?

Ma to gdzieś. Kogo obchodzi takie filozofowanie? Ciężko na nie zwrócić uwagę, gdy wygrało się mistrzostwo po 115 latach oczekiwania, a potem zrobiło się furorę w Champions League. W Gandawie ligowy triumf świętowało ponoć 125 tysięcy fanów.

IMG_1039

***

„Hein jest niesamowity z taktycznego punktu widzenia. Zmienia nieustannie systemy i zawsze umie zaskoczyć przeciwnika.”

Niels Poissonnier z Het Laatse Nieuws o trenerze Gent, Heinie Vanhaezebroucku.

***

Architektem mistrzostwa uważa się trenera, a to o tyle wyjątkowe, że Gent przez ostatnie lata wyrobiło sobie markę cmentarzyska dla szkoleniowców. Nie dawali rady pogodzić ograniczonych możliwości ze sporymi wymaganiami, rotacja – jak na Belgię – była duża.

Aż przyszedł Hein Vanhaezebrouck i odmienił trener. Najchętniej teraz daliby mu kontrakt ala Stawowy – na dekadę.

a.espncdn.com

Specjalista od pracy z małymi klubami, który w Kortrijk taśmowo tworzył solidne ekipy, choć co rok były rozdrapywane przez możniejszych. Pierwsza próba pracy w większej marce spaliła na panewce, Genk szybko się go pozbyło, ale może tamta wpadka była potrzebna, doszły doświadczenia, które pomogły w Gandawie? To możliwe.

Mówi się, że to człowiek o szerokich kontaktach skautingowych. Wie co w trawie piszczy, gdzie pojawia się fajny zawodnik. Na starcie ściągnął tych, których dobrze znał, z Kortrijk. Potem wyciągał króliki z kapelusza: rosły snajper Deipotre z niższych lig belgijskich, który pod jego rządami stał się napastnikiem łączonym z Tottenhamem. Moses Simon, odrzut z Ajaksu, którego kupiono z Trencin, a za którego teraz chcą nie mniej niż dziesięć milionów euro. Renato Neto z rezerw Sportingu via Videoton, potem Gershon z przeszłością w Celtiku. Vanhaezebrouck nie zamyka się na żaden cynk – w czasach Kortrijk trafił do niego Istvan Bakx, który przeszedł do historii jako zawodnik z Google’a. Hein znalazł o nim pozytywne komentarze w sieci, „pogooglał”, zaprosił na testy i zakontraktował.

Jest trenerem, który łączy charyzmę, umiejętność zjednania sobie szatni, z taktycznym przygotowaniem na eksperckim poziomie. Ma przygotowanych kilka wariantów pod daną drużynę i sytuację meczową, rotuje ustawieni – raz gra trzema w obronie, by za chwilę zaprezentować koncepcję z drugiego bieguna.

To szachista, ale osobliwy: potrafi ostro zagrzać swoje figury do boju, tak by chciały za niego umierać.

***

„Nie wierzę, że każdy ma swój limit. Każdy piłkarz zawsze może zrobić krok do przodu, a sprawić tak to moje zadanie. „

Hein Vanhaezebrouck

***
Transfery? Rekordem Gent są dwa miliony euro wydane na Erika Johansson z Malmo, a więc dla innych z 1/8 Ligi Mistrzów zwykłe frytki. Co zwraca uwagę w przypadku Gent, to duży rozrzut w kierunkach, z których sprowadzają zawodników. Jest Albania, jest Izrael, jest Gruzja, Szwecja, Słowacja, Bośnia, Portugalia, wypożyczenia z Brazylii, Serbii, do tego oczywiście handel wewnątrz Belgii, także z niższych lig. Jeśli Gent potrafił wydać pół miliona na zawodnika z tajlandzkiego Muanghthong United, to wiesz, że nie zamykają się na żaden kierunek.

Ten gracz sprowadzony z Tajlandii to Yaya Soumahoro. Na koncie ma już dobrze ponad sto meczów dla Belgów.

1845885_w2Poznajecie? Nikolić w barwach Videotonu, Gecov w barwach Gent. Trafił tam z Fulham za czasów innego trenera. W Gencie grał też Suler, przewinął się Cerimagić. Z Polaków Marcin Żewłakow i Jacek Kazimierski

Wydawać by się mogło więc, że w takim razie mają wyjątkowo zaawansowany skauting. Prężnie działająca siatka, pajęczyna oplatająca wiele krajów. Ale z wywiadu jaki socceranywhere.com przeprowadził z klubowym wynika inny obraz. Mniej niż dziesięciu skautów własnych, a poza tym korzystają z usług zewnętrznej firmy skautingowej. Co może wyróżnić to fakt, że dość mocno polegają na narzędziach komputerowych jak SoccerLab, które tworzą ogromną bazę danych na temat graczy z różnych lig, analizując ich kolejka po kolejce, ale również – to nie jest dziś już żadne novum.

Ae potem czytasz, że dyrektor sportowy Louwagie jedzie do Nigerii walczyć o zdolnego juniora z Ajaksem i się zastanawiasz: zasłona dymna ze strony Sandersa czy są też aż tak efektywni, a skautingowy outsourcing to tak potężne narzędzie? Sad’eeq Yusuf Ahmat został zgarnięty i należy do KAA Gent, a docenił to, że szefowie wybrali się do niego osobiście, rozmawiali z rodziną, roztaczali rozległe plany, gwarantując mu rozwój i bezpieczeństwo.

Nie zawadziło też to, że znacznie łatwiej poszło z wizą, co wstrzymywało tygodniami przenosiny do Amsterdamu. Jak coś da się załatwić, to Buffalo’s to załatwią? Może. A może po prostu przepisy w Belgii były korzystniejsze. Niemniej jednak szansa się nadarzyła, a potem została wykorzystana.

media_xl_6870419W akademii Gentu do czternastego roku życia grał Kevin DeBruyne – potem wyciągnął go Genk. To dobra akademia, ale na pewno w żaden sposób wyjątkowa. W UEFA Youth League młodzieżowcy ugrali wynik, jakiego spodziewano się po seniorach – ostatnie miejsce, trzy punkty, bilans bramkowy 2-18.

***

„Gent ma ciekawy system i grają futbol przyjemny dla oka. W pełni zasłużyło na awans”.

Andres Villas-Boas, trener Zenitu

***

Przed startem w Champions League traktowano ich w Belgii tak, jak pewnie traktowano by w Polsce start Piasta w eliminacjach. A wiec: szkoda, że nie ktoś mocniejszy, bo przecież oni są skazani na klęskę,nic nie pograją, żadnych punktów nie będzie, tylko wstyd i obsuwa w rankingu UEFA.

A jednak to właśnie oni, jako pierwsi od sezonu 00/01, dali Belgom awans z fazy grupowej Ligi Mistrzów (wtedy dokonał tego Anderlecht).

Gent ma niemal zerowe tradycje europucharowe. Startował w pierwszym Pucharze Zdobywców Pucharów, gdzie w pierwszej rundzie wyeliminował go West Ham. Ćwierćfinał Pucharu UEFA to szczyt, ale częściej bywało tak jak powyżej: tu 1:7 od PSG w Intertoto

Mam przekonanie graniczące z pewnością, że nie widzieliście żadnego z ich meczów. Otóż wiedzieć musicie jedno: żałujcie. Zawsze inne starcia były głośniejsze, ważniejsze, zawsze gdzie indziej działo się coś, o czym dyskutowała Europa, ale prawda jest taka, że Gent było autorem kilku porywających dramatyzmem meczów.

Co powiecie o meczu pojedynku na otwarcie, który kończyli w dziewiątkę? Gdzie grając w dziesięciu strzelili gola Lyonowi i odrobili stratę? Gdzie w 90 minucie Matz Sels obronił karnego wykonywanego przez Lacazette i uratował 1:1? Niepozorny kandydat do meczu kolejki, ale w pełni poważny.

Albo weźmy znowu Lyon, tym razem na wyjeździe, gdzie o wszystkim rozstrzygnął gol na 2:1 w 95 minucie, a strzelony w tak kuriozalny sposób:

W każdym meczu grali bezkompromisowo, ofensywnie. Zmotywowani, waleczni. Naładowani jak kabanosy. W klubie  chciano gigantów, tak jak przed losowaniem grup. Ale prawda jest taka, że ten los nie wyklucza ich z marzeń o 1/8. Faworytem rzecz jasna nie są, ale Wolfsburg jest w zasięgu. O czym wie belgijska prasa, bo już pompuje balonik.

Niemcy też się cieszą, ale muszą pamiętać o jednym: już tacy się znaleźli, co ich nie doceniali, a potem oglądali ich tyły w Jupiler League i Lidze Mistrzów.

voetbal4

***

Sukces Gentu zaciekawia właśnie tym, że jest trudny do zdiagnozowania. To nie efekt wybitnej pracy z młodzieżą, kapitalnej akademii. Nie wielkiej kasy, nie wielkich talentów, rozbudowanego skautingu, którego mogliby zazdrościć silniejsi. Trener? Zdolny, ale wciąż na dorobku. Atmosfera? Jest, ale jest też w wielu innych miejscach.

Ale może tutaj kryje się istotna prawda. Że wcale nie potrzeba cudów by osiągnąć sukces na miarę europejską. Wystarczy we wszystkim wprowadzić tylko i aż dobry poziom, rezolutnie zarządzać, a efekty przyjdą.

Choć z drugiej strony może prawda jest taka, że gdzie jak gdzie, ale w futbolu, przy tylu zmiennych, o których mówił de Witte, wprowadzenie wszystkich elementów na tylko i aż dobry poziom to właśnie mały cud.

Leszek Milewski

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...