Reklama

W 2015 roku władca był tylko jeden: Król Leo V

redakcja

Autor:redakcja

11 stycznia 2016, 19:55 • 3 min czytania 0 komentarzy

W 2004 roku zadebiutował w seniorskim zespole FC Barcelony, a już w 2007 roku po raz pierwszy stanął na podium Złotej Piłki. I na tym podium przestał całą swoją dotychczasową karierę: 2007, 2008, 2009, 2010, 2011, 2012, 2013, 2014, 2015. Trudno o większy dowód, że mamy do czynienia z fenomenem, piłkarzem niezłomnym i do bólu konsekwentnym. Nikt w historii nie zdominował plebiscytu w tym stopniu (chociaż oczywiście plebiscyt się zmieniał – kiedyś brani byli tylko piłkarze z Europy czy też później z europejskich klubów), co Lionel Messi. Dzisiaj wygrał Złotą Piłkę po raz piąty w karierze. Trzeba byłoby dużo odwagi, by napisać, że po raz ostatni.

W 2015 roku władca był tylko jeden: Król Leo V

Bez ekstrawagancji. Nagrodę odebrał ubrany w klasyczny smoking, bez fikuśnych elementów, którymi zaskakiwał w latach poprzednich. Podczas wcześniej konferencji błyszczał dyplomacją. Pytano go o Cristiano Ronaldo, o to, czy mu czegokolwiek zazdrości, a on odpowiadał: – Zazdrość jest niezwykle negatywną cechą. Cristiano ma wiele jakości, wyjątkowych cech, które chciałby mieć każdy piłkarz. Ja jestem jaki jestem, on jest jaki jest i każdy z nas ma cechy, które powinni mieć inni zawodnicy…

Taki to był wieczór. Spokojny. Karty rozdano wcześniej, Messi zdążył się przygotować do roli zwycięzcy, a Cristiano – również wypowiadający się z wielką klasą – do roli… przegranego? To byłoby głupie słowo. Do roli zawodnika, który w 2015 roku nie był najlepszy na świecie, chociaż wciąż wspaniały. Obaj mieli świadomość, w jakim celu stawili się w Zurychu.

CYdU-wNWwAAOS_G

Tak naprawdę to wszystko było jasne już latem, kiedy Messi do skompletowania trofeów z FC Barceloną dołożył drugie miejsce w Copa America. Może gdyby wtedy – podczas Copa America – Neymar rzucił świat na kolana, zamiast zakończyć turniej z czerwoną kartką… Może miałby szansę nawiązać walkę ze swoim klubowym kolegą. A tak – nie było złudzeń. I chociaż Messi w Barcelonie otoczony był wybitnie grającymi zawodnikami, dawno nie mieliśmy roku, w którym supremacja jednego piłkarza byłaby aż tak wyraźna.

Reklama

Rozwinął się Leo, zmienił. Wciąż strzela chore liczby goli, ale nie są one już najważniejsze. Gra inaczej, całkowicie dla drużyny. Z egzekutora przerodził się przede wszystkim w kreatora i teraz już zupełnie nie wiadomo, w jakiej roli mu lepiej. Stał się twórcą i tworzywem. Mózgiem drużyny i najlepszym strzelcem. To rzadkie połączenie, w zasadzie niespotykane w historii futbolu. W sezonie 2014/2015 prowadził drużynę do sukcesów z takiego sektora boiska, z jakiego chciał. Strzelał gole, notował asysty, zarządzał. Nie było żadnych wątpliwości, że wszystko kręciło się wokół niego – albo raczej, że to on kręcił wszystkim wokół. Zdarzały się lata, kiedy Messi strzelał więcej goli i notował więcej spektakularnych akcji indywidualnych, ale chyba nigdy nie grał lepiej, równie mądrze i równie pożytecznie.

Strzelił też – tak zdecydowali kibice – jednego z dwóch najpiękniejszych goli w 2015 roku (otrzymał 33 procent głosów). Trafienie, które na długo pozostaje w pamięci. Nie jakieś machnięcie nogą na zasadzie „człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”, tylko pełen kunsztu rajd przez pół boiska, w finale Pucharu Hiszpanii. Wisienka na torcie. Jeszcze jedno potwierdzenie, że w wielu wymiarach rok 2015 miał jednego futbolowego bohatera. Tak efektywnego, jak efektownego.

Golem roku zostało ekwilibrystycznego, przecudowne trafienie Wendella Liry, całkowicie anonimowego 27-letniego Brazylijczyka, który do 2012 roku miał już… dziewięć miejsc pracy. Można więc ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że nic piękniejszego w futbolu nic go nie spotka. Na scenie wyglądał na całkowicie rozłożonego, w stu procentach zaskoczonego i wzruszonego. To też piękne, że czasami w futbolu wystarczy jedna akcja, by trafić do zupełnie innego świata i przemawiać z tej samej sceny, z której przemawiają najwięksi zawodnicy globu.

Poznaliśmy też drużynę roku, jak co roku troszkę kontrowersyjną: Neuer – Dani Alves, Thiago Silva, Sergio Ramos, Marcelo – Iniesta, Pogba, Modrić – Messi, Ronaldo, Neymar. Umówmy się, że szczególnie rzuca się w oczy idiotyczna obecność Modricia, który wiosną rozegrał tylko sześć meczów ligowych, a siedemnaście stracił z powodu kontuzji. Jesień też nie jest dla niego jakoś szczególnie udana – no, nie gra źle, bo Modrić nigdy nie gra źle, ale generalnie roku 2015 raczej nie będzie wspominał szczególnie.

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Puchar Polski na już. Pogoń musi oderwać łatkę „zero tituli”

Jan Mazurek
4
Puchar Polski na już. Pogoń musi oderwać łatkę „zero tituli”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...