Po długich wielomiesięcznych dyskusjach chyba w końcu jesteśmy pewni – nareszcie mamy solidny duet stoperów. Takich, których nie wstyd wystawić na Niemców i którzy nie spękają przed Irlandczykami. Nic więc dziwnego, że trzecią część rankingu otwierają właśnie Glik i Pazdan. Pierwszy przedłużył parę dni temu kontrakt z Torino do 2020 roku, ustabilizował swoją pozycję w Serie A, choć ten sezon – podobnie jak cała drużyna – ma słabszy niż poprzedni. Drugi natomiast okazał się strzałem w dychę Legii, najlepszym stoperem ligi i nikt się specjalnie nie dziwił, gdy on – chłopak z Krakowa – zaczął wyprowadzać Wojskowych jako kapitan. Glik i Pazdan – tego duetu nie podważą nawet najbardziej zajadli komentujący na Weszło.
Miejsce na podium rezerwujemy dla kolejnego reprezentanta. Szukała pół roku spędził – jak ująłby to Smuda – u Arabów, niearabów, potem trafił do Osmanlisporu i tam – w lidze dużo silniejszej niż polska – wybiega dość regularnie na boisko. Oczywiście kiedy tylko jest zdrowy, bo ostatnich kilka kolejek stracił z powodu naderwania więzadła. Szukała może nie daje dziś takiej pewności jak Pazdan, ale – umówmy się – kiedy Nawałka go wystawia w jedenastce, też nie musimy drżeć o potencjalne babole. Wciąż solidna firma. Podobnie jak Fojut, który po nieudanej przygodzie z piłką norweską odżył w Dundee, nieoczekiwanie wrócił do Pogoni i wyrósł na drugiego stopera ligi. Świetny w defensywie, wygrywa 72% główek, ma dokładny przerzut i potrafił dołożyć spektakularnego gola. Przeczuwaliśmy, że Jarek się sprawdzi, ale… że aż tak? Jedna z większych niespodzianek jesieni.
Fojut stał się jesienią liderem Pogoni, a ten, którego zastąpił, bryluje w Holandii. Golla dość nieoczekiwanie powędrował do Nijmegen i już czterokrotnie łapał się do jedenastki kolejki. Należy to docenić – 23-latek regularnie gra w lidze wyżej notowanej niż nasza i choć wielu wytknie, że poziom Eredivisie znacząco spadł, to jednak łatwiej się wypromować do większego klubu z holenderskiego przeciętniaka niż – z całym szacunkiem – z Pogoni. Tuż pod Gollą wpisujemy Wasilewskiego, którego trudno miarodajnie ocenić za ten rok. Jesień niemal całkowicie stracona, ale jednak – jakkolwiek spojrzeć – w ekipie lidera Premier League. Z kolei wiosną “Wasyl” grywał dość regularnie, więc nie można było go całkiem odpalić.
Siódme miejsce Kamiński, czyli tak samo jak przed rokiem. Chłopak stoi w miejscu ze swoim rozwojem. Imponuje z piłką przy nodze, ale zbyt często jak na taki staż ligowy (144 mecze!) zdarza mu się „obcinać”. Może to mylna diagnoza, ale mamy wrażenie, że Marcin już się w Poznaniu dusi i zjada własny ogon. Chyba przydałaby się przeprowadzka. W podobny zresztą sposób stanął Janicki. Solidny ligowiec – tylko tyle i aż tyle. Coraz stabilniej wygląda za to Lewczuk, przy którym pojawia się pytanie, czy forma z ostatnich tygodni to jedynie epizod korzystając z niedyspozycji Rzeźniczaka, czy może krok w kierunku stania się kolejnym Pazdanem. Odpowiedź w rankingu za rok. A klasyfikację za 2015 zamyka nieśmiertelny Głowacki. Może nie daje już tyle co przed rokiem, ale bądźmy szczerzy – kiedy ten gość odejdzie, chyba będzie można zacząć zapalać pierwsze znicze nad Wisłą. Bo Głowacki to po prostu Wisła.