Jako nastolatek był wicemistrzem Europy w… tenisie stołowym. Przed ważnym meczem mówił piłkarzom o samochodach i podrywaniu kobiet, ale osiągnął efekt odwrotny od zamierzonego. Zawodnikom Znicza Pruszków pokazywał zebry. W tym sezonie Mariusz Misiura chciał podziękować Markowi Papszunowi za bycie inspiracją, a przy okazji pokonał go w Częstochowie. Zresztą nie tylko jego – prowadzona przez Misiurę Wisła Płock jest liderem Ekstraklasy. Dokonuje tego człowiek, którego droga wiodła przez kłopoty finansowe, pracę z kobietami, Real Madryt, Chiny, trzęsienie ziemi i III ligę.

Sporo osób przekonuje, że Ekstraklasa – mimo że za duże pieniądze trafiło do niej latem sporo ciekawych zawodników – nie stoi w ostatnich miesiącach na najwyższym poziomie. Jednak tego, co robi Wisła Płock, nie da się nie doceniać. Beniaminek na ten moment prowadzi w tabeli, u siebie przegrał tylko jedno z 10 spotkań, a w 30 meczach dał sobie wbić zaledwie 12 goli. Dla porównania – Lech stracił ich 26, Widzew – 28, a Lechia – aż 37. Mało tego, w żadnym meczu ligowym tego sezonu zawodnicy z Płocka nie dali sobie strzelić więcej niż jednej bramki. Można dziś dyskutować, czy najlepszym obrońcą jesieni w Ekstraklasie jest Marcin Kamiński, a może jednak jego klubowy kolega, czyli Andrias Edmundsson.
Za najlepszego trenera – to chyba jasne – trzeba na ten moment uznać Mariusza Misiurę. Choć ci, którzy w sezonie 2020/2021 pracowali z nim w III-ligowej Warcie Gorzów Wielkopolski, są dzisiaj trochę zaskoczeni, widząc, na jakim poziomie się znalazł, i jak świetnie mu idzie.
Odprawa Mariusza Misiury o autach i podrywaniu
Był początek sierpnia 2020 roku. Warta na początku rozgrywek przegrała trzy spotkania. Nastroje minorowe, działacze postanowili przedstawić zawodnikom nowego trenera.
– Wchodzi do szatni gość w jaskrawej czerwono-pomarańczowej koszulce, spodenki hawajskie. I opowiada o wojażach, gdzie on to nie był. Że pracował w Realu Madryt, w Chinach. Jedni zareagowali na to takim „wow”, a inni stwierdzili, że wszystko pięknie, ale zaraz gramy z Ruchem Chorzów na wyjeździe i musimy się przygotować, a nie gadać o jakichś pierdołach. Pamiętam jeszcze, jak na samym początku trener Misiura powiedział: „Panowie, ja nie mam marzeń. Ja mam cele. Jednym z nich jest to, że chcę pracować w Ekstraklasie”. Trzeba mu oddać, że ładnie to realizuje – wspomina w rozmowie z Weszło Paweł Krauz, dziś zawodnik Stilonu Gorzów Wielkopolski, a wtedy gracz Warty.
W Chorzowie Misiurze się nie powiodło. W swoim debiucie w męskich seniorskich rozgrywkach jako trener przegrał 1:3. Realia w III lidze są specyficzne, ale niektóre rzeczy były dla piłkarzy sporym zaskoczeniem. Krauz:
– Ten człowiek miał swoją wizję gry. Zwracał uwagę na kwestie poruszania, ustawiania. Być może my pewnych rzeczy po prostu nie rozumieliśmy. Potrafił nieźle analizować rywala, ale dziwiło mnie trochę, że z reguły nie mieliśmy odpraw, tylko podsyłał nam informacje o przeciwniku na grupie na Whatsappie. Kiedyś było spotkanie trenerów w Warcie. Wstaje koordynator akademii i przez pół godziny opowiada, jak pracujemy. Trener Misiura siedzi ewidentnie znudzony, później wstaje i mówi: „W Chinach to się robi tak i tak”. Koniec, wywód koordynatora poszedł do śmietnika. To był taki czarodziej. Mam wrażenie, że w pewnym momencie wszystko się trochę rozjechało. Niektórzy doświadczeni koledzy z drużyny wspominali, że to oni wykonywali sporą pracę, a trener stał się bardziej takim zarządcą, menedżerem.

Mariusz Misiura na meczu reprezentacji do lat 20 z Anglią. 2024 rok
Zawodnicy Warty Gorzów świetnie pamiętają odprawę, która miała miejsce w Bytomiu, przed spotkaniem z Polonią. Stary budynek, niezbyt nowoczesna szatnia. Ważne spotkanie, liczył się każdy punkt. Misiura rozpoczyna przemowę.
– Zaczął opowiadać o handlu samochodami. Mówił, że Volkswagen Passat w Pawłowicach, gdzie jakiś czas wcześniej przegraliśmy 1:3 z Pniówkiem, kosztuje 50 tys. złotych, a w Bytomiu już tylko 30 tys. I dlatego tam nie udało się go kupić, ale tutaj musimy skorzystać z okazji. Druga część odprawy była o… podrywaniu kobiet. Trener stwierdził, że w Pawłowicach nie wyszło, bo myśleliśmy o randce, kwiatach, wyjściu na kawę, a w Bytomiu mamy podejść i spytać: „Chcesz seksu?”. Drapałem się po głowie jak ta małpa w zoo. Liczyłem na jakąś konkretną analizę Polonii, cokolwiek o piłce, a tu odprawa o autach i dupach. Wyszliśmy na boisko i po 20 minutach 0:2. Było jasne, kto wygra ten mecz. Szczerze? Nie przypuszczałbym wtedy, że ten człowiek będzie pracował z powodzeniem na dużo wyższym poziomie. Ale jednocześnie życzę mu dzisiaj samych sukcesów – opowiada Krauz.
Piłkarze, którzy byli wtedy w Warcie, uważają, że mieli skład na pierwszą trójkę, maksymalnie piątkę w lidze. Tymczasem zespół ledwo się utrzymał.
Zawodnikom nie spodobało się, gdy przed ostatnim spotkaniem sezonu, w Goczałkowicach, nagle dowiedzieli się, że trenera nie ma. Jak to nie ma? Okazało się, że poleciał z prezesem do Hiszpanii na EURO. W ten sam dzień w Sewilli Polacy grali z Hiszpanami.
Jeden z piłkarzy Warty chciał dostać podwyżkę, przekazał to Misiurze. Umówili się na spotkanie w środę w klubie. Rano piłkarz pyta, czy wszystko jest aktualne. Okazuje się, że nie, bo szkoleniowiec utknął w Hiszpanii. Następnego dnia gracz, podobnie jak jego koledzy, dowiedzieli się z mediów, że Mariusz Misiura został nowym trenerem Znicza Pruszków.
Miał 15 lat i był wicemistrzem Europy
By trochę zrozumieć jego fenomen i osobowość, warto cofnąć się do dzieciństwa. Nie każdy wie, że Misiura , gdy miał 15 lat, był wicemistrzem Europy w swojej kategorii w… tenisie stołowym.
– Wychowywano mnie tak, że staram się wycisnąć maksa. Tata ściągał z szafy drzwi, kładł je na odwróconym taborecie i graliśmy. Tak doszedłem do sukcesów w pingpongu. Tata kazał mi też później wybrać: piłka albo tenis. Zapomniałem o tym wicemistrzostwie, postawiłem na piłkę i tam, trenując w Pogoni Szczecin na boisku z kamieniami, doszedłem do Ekstraklasy – opowiadał w marcu ubiegłego roku w rozmowie z Szymonem Janczykiem na naszych łamach.
Gdy miał 20 lat, zaczął występować w Ekstraklasie. W latach 2002-2003 w najwyższej polskiej lidze uzbierał 11 spotkań, w tym cztery razy wychodził w pierwszym składzie. Jakim był piłkarzem?
– Szybki, młody zawodnik. Ambitny i zdyscyplinowany taktycznie. Występował na boku pomocy – wspomina w rozmowie z Weszło Dariusz Dźwigała, w tamtym czasie klubowy kolega z Pogoni.

Misiura jako piłkarz Pogoni Szczecin
Kilkanaście lat później współpracowali, bo zawodnicy szkoleni indywidualnie przez Dźwigałę występowali w drużynach Misiury. Panowie kilka razy spotykali się też w Pruszkowie i rozmawiali.
– To typ poukładanego człowieka, który świetnie wie, co ma robić. Sumienność i konsekwencja zaprowadziły go do Ekstraklasy. Miał też trochę szczęścia: Mariusz kiedyś był zawodnikiem Znicza, tuż po Pogoni, a prezes klubu z Pruszkowa, Sylwiusz Mucha-Orliński, śledzi poczynania swoich byłych graczy i w tym przypadku dał mu po latach szansę jako trenerowi – dodaje Dźwigała.
W dużej mierze ze względu na problemy finansowe klubu Misiura-piłkarz musiał odejść z Pogoni. Grał w niższych ligach i zespole Turkiyemspor Berlin – drużynie imigrantów tureckich, zamieszkałych w stolicy Niemiec. Potem wrócił do kraju, karierę piłkarską zakończył w 2014 roku w Hetmanie Grzymno. Już wtedy od kilku lat pracował jako trener w futbolu kobiecym.
Była piłkarka reprezentacji: Kupił nas szczerością i otwartością
Emilia Zdunek miała 15 lat, gdy z rodzinnego Sianowa przeniosła się do Pogoni Women. Występowała w tym klubie przez pięć sezonów (i jeszcze później w latach 2022-2024), a kiedy przechodziła do Szczecina, drużynę prowadził właśnie Misiura. – Kojarzy mi się z pasją. Był pierwszą osobą, jaką spotkałam, która byłaby aż tak zakochana w futbolu. Zresztą nic się nie zmieniło – niedawno byłam u niego na stażu i widziałam, że piłka wciąż jest dla niego bardzo ważna. Chciał nam też przekazać wartości, którymi kierował się w życiu. Ma bardzo romantyczne podejście do piłki, oparte na szacunku do ludzi i poświęcaniu im czasu. Podkreślał, że czas jest czymś bezcennym. Do tego wierzył w to, co robimy. Kupił nas szczerością i otwartością – wspomina była reprezentantka Polski.
Misiura często podkreśla, że ważnymi pojęciami w piłce są dla niego czas i przestrzeń. Jak się okazuje, od samego początku nawiązywał do tego również na odprawach. – Kiedyś w szatni zaczął kłaść klucze w różnych miejscach. Musiałyśmy powiedzieć, jak wygląda nasza perspektywa. Jedna osoba je widziała świetnie, druga w ogóle, inna tylko breloczek. Pokazał nam, jak to jest względne. To było coś nietypowego – dodaje Zdunek.
Kobieca Pogoń pod wodzą Misiury trzy razy z rzędu (2009-2011) docierała do wielkiego finału Pucharu Polski. Co prawda za każdym razem przegrywała, w tym dwukrotnie z najlepszą wtedy w kraju Unią Racibórz, ale już samo dotarcie do decydującego meczu było sporym sukcesem. Obecny trener Wisły Płock czasami podkreśla, że aż 23 zawodniczki, które prowadził w Pogoni, występowały później w kadrze: od U-17 po dorosłą reprezentację Polski. Zresztą on sam również pracował z seniorską kobiecą kadrą, był tam jednym z członków sztabu.

Emilia Zdunek w kadrze
Zespół Pogoń Women Szczecin rozpadł się w 2013 roku. Znowu to samo – problemy finansowe. Misiura był wtedy nie tylko szkoleniowcem, ale również prezesem. – Musiał się wtedy mocno napracować. Dużo sam załatwiał, wcześniej zresztą też. Dla nas jednak dalej przede wszystkim był szkoleniowcem – tłumaczy pomocniczka.
Real Madryt, Chiny, tajfun i rasizm
Zanim Misiura wrócił do Polski i zaczął od Warty Gorzów, był w jego życiu etap zagraniczny. Najpierw… Real Madryt, gdzie pracował w dziale metodologii. Fragment wywiadu z Weszło z ubiegłego roku: „Musimy zrozumieć, że w takim klubie ogólnie zatrudnionych jest może 1000 osób. Ten dział był odpowiedzialny za piłkarzy z Europy Wschodniej i Ameryki Południowej. Liczył może pięć, sześć osób. Który byłem w całej hierarchii? Nie wiem. Nie miałem wpływu na to, że Real znalazł Viniciusa Juniora, ale funkcjonowanie w tych strukturach dało mi pogląd na to, jak Real szuka zawodników w kategorii U-15 na całym świecie”.
W rozmowie z Łukaszem Olkowiczem z serwisu PS Onet czas madrycki wspominał tak: „W akademii Realu Madryt pracowałem za 500 euro. Nawet nie wystarczało na opłacenie mieszkania. Świetnych rodziców mam na szczęście”.
Miał wtedy 36 lat.
W Chinach natomiast był koordynatorem akademii młodzieżowej klubu Guizhou Hengfeng. Misiura mieszkał tam z Joyce, swoją obecną żoną, pochodzącą z Kenii. Ich poznanie się to historia jak z filmu: dla Joyce lotnisko to trochę drugi dom, bo uwielbia podróżować. Ma też dwa skończone kierunki studiów.
Stali obok siebie, wypełniali dokumenty. Misiura nie miał długopisu, spytał, czy ona może mu pożyczyć. Zaczęli rozmawiać, byli siebie bardzo ciekawi. Jakiś czas później Joyce przyleciała do niego do Chin. Zostali parą, dziś są małżeństwem.
Ale kiedy w Chinach wybuchła pandemia koronawirusa, sytuacja wydawała się dramatyczna. W mediach straszne obrazki, ludzie umierający na ulicach. Spakowali się i polecieli na Filipiny. Mówili, że jadą tam na trzy tygodnie. Zostali dużo dłużej. Przeżyli tajfun, trzęsienie ziemi. Łatwo nie było, ale odnaleźli szczęście i wzięli ślub.
W Polsce rodzina Misiury też przeżywa niełatwe chwile. O jednej z nich trener Wisły Płock opowiedział w maju tego roku na konferencji prasowej, gdy w Betclic I Lidze jego zespół pokonał 3:1 Wisłę Kraków.
– Pozwolę sobie rozpocząć od pewnego zdarzenia, które miało miejsce wczoraj, kiedy tutaj jechaliśmy. Dziś przed meczem miałem okazję śpiewać hymn. Uważam, że żyjemy w pięknym kraju. Moja żona pochodzi z Kenii, mamy dwuletnie dziecko. Wczoraj w trakcie zwykłego spaceru żona została słownie zaatakowana – rozpoczął.
Szczegóły tego incydentu zdradził w rozmowie z TVP Sport. – Żona była na spacerze z naszym synkiem, który ma dwa i pół roku. Jechał sobie na rowerku, gdy nagle drogę na rowerach zajechało mu dwóch czy trzech chłopaków w wieku 10-16 lat. Zapytali żonę, skąd pochodzi. Odpowiedziała, że jest z Kenii, a oni odjechali. Za chwilę wrócili z głośnikiem, z którego leciała muzyka ze słowami rasistowskimi w języku angielskim. Żona podobnych sytuacji doświadczała wcześniej, więc jest nauczona, by nie reagować. Napastnicy wciąż zajeżdżali im drogę, obrażali naszego syna, na szczęście on jeszcze tego nie rozumie. – dodawał.
Oni walczą, a na stadionie kręcą „Barwy Szczęścia”
Trampoliną do Wisły Płock okazała się dla niego praca w Zniczu Pruszków. Misiura był w klubie spod Warszawy przez trzy sezony. Najpierw – utrzymanie w II lidze. Później awans na zaplecze Ekstraklasy, co było zaskakującym wynikiem. Ale za jeszcze większy wyczyn należy uznać utrzymanie tam zespołu, który większość osób skazywała na pewny spadek.

Mariusz Misiura jako trener Znicza Pruszków
Początki jego pracy nie były jednak łatwe – zaczął w Pruszkowie od czterech porażek. Trzy zdobyte bramki i aż 10 straconych. Dwukrotnie – raz w lidze, raz w Pucharze Polski – lepsze okazały się rezerwy Lecha Poznań. Nadchodziło spotkanie z Garbarnią. W klubie i otoczeniu głosy, że jeżeli znowu przegra, może bardzo szybko stracić pracę, a Misiura przeżywał jeszcze osobisty dramat: jego żona poroniła. Przyszli wtedy do niego doświadczeni zawodnicy Znicza: Igor Lewczuk, Maciej Machalski i Marcin Bochenek. Mieli mu przekazać, że los klubu nie jest im obojętny.
Pytam Machalskiego, jak dokładnie to wyglądało. – Przegrywaliśmy mecze, wiedzieliśmy, że prezes się denerwuje i rozważa zwolnienie szkoleniowca. Dlatego w Krakowie, przed spotkaniem, poszliśmy do trenera i powiedzieliśmy, że stoimy za nim murem. Dodaliśmy, że zrobimy wszystko, żeby ten mecz wygrać – opisuje w rozmowie z Weszło.
Zwyciężyli 2:1, mimo szybko straconej bramki.
Piłkarzy skłoniło do takiego ruchu również to, że nowy trener imponował im w różnych aspektach.
– Urzekło nas jego świeże spojrzenie na futbol. Zwracał uwagę na takie rzeczy, jak ułożenie ciała względem piłki, dokładne pozycjonowanie się na boisku czy ustawienie się względem podającego. Na zajęciach ustawiał wiele pachołków, bramek, tyczek. No i te odprawy, na których były ukryte motywy. Kiedyś pokazał nam niejednoznaczne zdjęcie, a na nim zebry i ich cienie. Dopytywał, co dokładnie widzimy. Zaczął tłumaczyć, jakie znaczenie mają aspekty, których nie dostrzega prezes czy kibice. Pokazywał nam też w ten sposób, jak wiele rzeczy wpływa w futbolu na rezultat – dodaje Machalski, który latem 2022 roku przeniósł się ze Znicza do KTS Weszło.
O tej fotografii Misiura tak mówił w rozmowie z serwisem PS Onet: – Jest takie zdjęcie roku według National Geographic zrobione z lotu ptaka. Widzimy pustynię i wydaje się, że są na niej czarne konie. Zbliżenie pokazuje, że to zebry, a ich cienie wyglądają, jak konie. Podobnie jest w naszym życiu. Na podstawie wycinka zdarzeń możemy przypiąć nie do końca właściwą łatkę czy adekwatną do tego, co człowiek mógł w dłuższej perspektywie zapewnić. Zawsze będę wdzięczny piłkarzom Znicza za to, że w trudnych momentach nie odwrócili się i byli za mną.
Warunki, w jakich Misiura osiągał wyniki ponad stan ze Zniczem, dobrze obrazuje ta historia, jeszcze jedna z wywiadu na Weszło: – W II lidze pod koniec sezonu cieszyliśmy się, że gramy na wyjeździe, bo nasza płyta nie nadawała się do ataku pozycyjnego. Albo inna sytuacja: przez trzy dni przed meczem o awans na stadionie jest kręcony serial. Dla nas to mecz o życie, a dla właściciela ważniejszy jest odcinek „Barw Szczęścia” numer 530. To przykre i smutne, ale możesz to wykorzystać do scalenia drużyny.
Po sezonie 2023/2024 miał objąć Wartę Poznań, zastępując Dawida Szulczka, ale ta po fatalnej końcówce rozgrywek spadła z Ekstraklasy. I plany się zmieniły. Misiura ostatecznie trafił do Płocka.
Podziękował Markowi Papszunowi, ogrywając go
Był 2016 rok. Mieszkał w Niemczech, gdzie chodził do szkoły trenerów w Dortmundzie i Kolonii. Był po pracy z kobiecymi drużynami, bez doświadczenia w męskim futbolu jako trener. Mimo to skontaktował się z nim Michał Świerczewski, właściciel Rakowa, który szukał trenera dla zespołu, grającego wówczas w II lidze. Najpierw jedno spotkanie. Misiura analizuje mecze Rakowa, ocenia zawodników. Świerczewski zadaje wiele pytań. Później kolejne, tym razem szkoleniowiec mówi o klubie bardziej szczegółowo. Ostatecznie nie dostał pracy, wybrano Marka Papszuna. Misiura był zły, ale jednocześnie tamta sytuacja była dla niego bodźcem do jeszcze cięższej pracy.
– Gdy pracowałem w Chinach i Hiszpanii, towarzyszyła mi sportowa złość. To mi pomogło. Chciałem chłonąć więcej wiedzy i przez to, że ją mam, razem ze sztabem mogę w Polsce przeżywać piękne momenty. W ostatnich trzech latach zrobiliśmy awans z drugiej ligi do pierwszej i z pierwszej ligi do Ekstraklasy. Wydaje mi się, że to nie zdarza się często. Zwłaszcza ten sukces ze Zniczem, który nawet w drugiej lidze miał jeden z niższych budżetów. W takich chwilach cieszę się, że nie zostałem wybrany na trenera Rakowa, bo z perspektywy czasu wiem, że nie byłem gotowy. W drugiej kolejce, gdy będziemy grać z Rakowem, podziękuję Markowi za bycie inspiracją – mówił na Weszło latem tego roku.
Podziękował mu, a przy okazji ograł Raków 2:1.

Misiura z tego sezonu z Wisły Płock
Awans do Ekstraklasy z Wisłą nie był formalnością. Trzeba było przebijać się przez baraże, a w półfinale po kilku minutach w Płocku było 1:0 dla Polonii Warszawa. Wisła zwyciężyła 2:1, dzięki bramce Daniego Pacheco z rzutu wolnego w końcówce spotkania. Po tym, jak w decydującym meczu zespół Misiury ograł 2:0 Miedź Legnica, szkoleniowiec pokazał, że ma swoje zasady i jest wymagającym człowiekiem.
– Chciałbym, żeby mój sztab dostał nowe kontrakty. Zanim podejmę decyzję o przyszłości, muszę wiedzieć, kto będzie prezesem, wiceprezesem i dyrektorem sportowym Wisły Płock – powiedział na konferencji prasowej.
A później dodawał: – Przyszedłem tutaj nie po to, żeby awansować do elity, ale żeby zostać mistrzem Polski i zagrać w europejskich pucharach. Wierzę, że w Płocku mogę to zrobić. Nie chcę być następnym trenerem Szymonem Grabowskim, który swoją głową zapłaci za to, że drużyna nie była gotowa do rywalizacji. Nie chcę być też trenerem Kieresiem, który po kilku kolejkach został zwolniony. Dzisiaj nie wyobrażam sobie, że będziemy dwa razy w tygodniu trenować między zajęciami klasy 6B i 8C. Chcę znać plan i pomysł. Jeżeli go usłyszę, to z przyjemnością zostanę. Życzę wszystkim, abyście po ośmiu kolejkach nie domagali się mojej głowy.
Prezes Wisły, Piotr Sadczuk, przyznawał niedługo później, że rozmowy z Misiurą nie należały do najłatwiejszych. Ale obie strony doszły do porozumienia, a dziś Wisła jest rewelacją Ekstraklasy.
Jagoda o Misiurze: Potrafi podać lek albo truciznę
Kiedy w połowie rundy spotkałem się w Płocku z budzącym kontrowersje Ibanem Salvadorem i zapytałem go o szkoleniowca Wisły, reprezentant Gwinei Równikowej odpowiedział: – Podoba mi się u niego bezpośrednie podejście do zawodników. Myślę, że właśnie to czyni go wyjątkowym. Miałem w przeszłości szkoleniowców, którzy może i znali się na piłce, mieli sporą wiedzę, ale sposób, w jaki traktowali ludzi, nie pozwalał utrzymać dobrej i czystej atmosfery w szatni. To jest chyba najtrudniejsze w pracy trenera, a Misiura w Płocku to osiągnął. Jesteśmy rodziną i idziemy po kolejne wielkie rzeczy razem.

Mariusz Misiura po wygranej Wisły Płock
Gdy w trzecim odcinku mojego podcastu Face2Face (Weszło TV) gościłem Wojciecha Jagodę, zapytałem go, który trener w Ekstraklasie ma jego zdaniem największy wpływ na swoją drużynę. Odpowiedź człowieka, który ogląda wszystkie spotkania naszej najwyższej ligi: – Twierdzę, że kimś takim jest Mariusz Misiura. Adrian Siemieniec pracuje z Jagiellonią od 2023 roku. Misiura miał tego czasu mniej. Patrzę na konkretny wpływ trenera już podczas meczu, od pierwszej do 90. minuty. Wydaje mi się, że nie ma w Ekstraklasie drugiego takiego kozaka, który potrafiłby tak odczytywać to, co robią przeciwnicy, i dzięki temu tak pomagać swoim zawodnikom. To osoba, która potrafi dać odpowiedni środek, jeżeli trzeba swoją drużynę wyleczyć, albo podać truciznę, gdy trzeba zabić zespół przeciwnika. Jest w tej kwestii absolutnym mistrzem.
– To też trener, który w rozmowach przedmeczowych wypada bardzo przeciętnie. Ale gdy patrzy się na grę jego drużyny, to człowiek robi to z ogromną przyjemnością. Przynajmniej ja, jako ekspert – dodawał Jagoda.
Niedawno Misiura po raz kolejny udowodnił, że ma duże ambicje. – Mocno wierzę w siebie i czas, jaki poświęciłem na samorozwój, a było to 12 lat poza Polską. Życie nauczyło mnie, by w każdym miejscu osiągać wyniki nieoczywiste. Myślę o reprezentacji i wcale nie żartuję – powiedział w rozmowie z Przemysławem Iwańczykiem.
Dźwigała: – Mariusz ma teraz swoje pięć minut. Ale w pełni na to zasłużył.
Krauz: – Myślę, że są dwie cechy, które pomogły mu być dzisiaj liderem Ekstraklasy. Po pierwsze, on bardzo pięknie odpowiada o prostych rzeczach. A druga sprawa to fakt, że już w Gorzowie widać było, że radzi sobie z relacjach interpersonalnych. Umie porozmawiać z piłkarzem, ale też przemówić do działaczy, zbudować sobie fundament. Choć muszę przyznać, że jako jego były zawodnik nie do końca rozumiem ten fenomen. Dla mnie rozwój Mariusza Misiury to jest historia na książkę.
JAKUB RADOMSKI
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:
- Niebo, piekło i czyściec. Skomplikowane losy Zawiszy
- Kiedy skończyła się perfekcja? O rzutach karnych Lewandowskiego
- Popisy Tomasa Bobcka. „Potencjał na Bundesligę”