Reklama

Kacper Tomasiak: Za rok powinienem walczyć o miejsca na podium

Sebastian Warzecha

05 grudnia 2025, 10:49 • 5 min czytania 4 komentarze

Kacper Tomasiak to największe pozytywne zaskoczenie trwającej zimy w polskich skokach narciarskich. W pierwszych pięciu konkursach Pucharu Świata 18-letni Polak zdobył 73 punkty, czyli… dokładnie tyle, co Kamil Stoch. Ale to Tomasiak jako jedyny Polak wszedł do drugiej serii w każdych zawodach. Nasz młody skoczek jest więc regularny i pokazuje, że ma spory talent. Czy jednak spodziewał się takich wyników? Na ile myśli o wyjeździe na igrzyska? I na kim się wzorował w swoim skakaniu? Przed konkursami w Wiśle mieliśmy okazję porozmawiać z Kacprem.

Kacper Tomasiak: Za rok powinienem walczyć o miejsca na podium

Kacper Tomasiak o tym, co może poprawić w swoich skokach, igrzyskach i Stochu

Czy takie skoki to zaskoczenie? To pierwsze pytanie, jakie zadaliśmy Kacprowi. Z jednej strony Tomasiak imponował przecież formą w Letnim Pucharze Kontynentalnym, a potem pokazał się w czasie ostatnich konkursów Letniego Grand Prix. Z drugiej – w Pucharze Świata debiutował, a wiemy, jak to bywało u nas z młodymi zawodnikami, którzy wchodzą do PŚ. Wielu potrzebowało kilku, jeśli nie kilkunastu lub kilkudziesięciu konkursów, by zacząć regularnie punktować. Wielu nigdy tego nie osiągało.

Reklama

A Kacper ma pięć konkursów, pięć razy był w drugiej serii (w Ruce tej co prawda nie rozegrano, ale znalazł się w TOP 30, więc by w niej wystąpił) i zdobył ponad 70 punktów. W całej historii polskiego skakania przed 19. rokiem życia w Pucharze Świata lepiej radził sobie tylko Adam Małysz. Więc: czy to zaskoczenie?

Gdyby się cofnąć w czasie, to na kilka tygodni przed sezonem pewnie byłbym zaskoczony. Ale treningi przed pierwszymi startami pokazały mi, że te wyniki będą dobre. Więc to zaskoczenie nie jest aż tak duże – twierdzi sam Tomasiak. Drugie pytanie, które trzeba było zadać, brzmiało w tej sytuacji: a jak radzisz sobie z presją? Bo Kacper w kilka tygodni stał się nadzieją polskich skoków. Kamil Stoch kończy przecież w tym roku karierę. Piotr Żyła i Dawid Kubacki też się do tego zbliżają. Paweł Wąsek zagubił formę z zeszłego sezonu. Stąd uwaga fanów i mediów spada na Tomasiaka.

– Oczekiwania fanów? Trochę to do mnie dociera, ale podczas samych skoków potrafię się od tego odciąć, skupić na tym, co mam zrobić na skoczni. Ostatecznie nie przeszkadza mi to w skokach. Miejmy nadzieję, że tak zostanie, bo na ten moment jestem w stanie po prostu nie zwracać uwagi na tę otoczkę, liczą się tylko dobre skoki – mówi młody polski zawodnik, który w ten weekend przeżyje specjalne dla siebie chwile. Pierwszy raz wystąpi bowiem w Pucharze Świata przed krajową publicznością. Czy narzuca sobie w związku z tym jakieś wymagania?

– Oczekiwań wynikowych tak naprawdę nie mam, chcę po prostu poprawić swoje skoki. Jeśli to się uda, to i wyniki przyjdą – mówi.

A co w takim razie jest do poprawy?

Głównie końcowa faza lotu. Mam w niej problem z utrzymaniem odpowiedniej sylwetki przed samym lądowaniem. Na tym tracę trochę metrów, trudniej też ładnie wylądować, co odbija się na notach. Ale w porównaniu do pierwszych konkursów [w Lillehammer], to w Falun czy Ruce i tak było lepiej. Miejmy nadzieję, że ten progres się utrzyma i z każdym konkursem będzie odrobinę do przodu. Jeśli chodzi o samo odbicie czy pierwszą fazę lotu to nie dostaję uwag od trenera, co najwyżej odnośnie do timingu na progu. Ale na razie chcemy się skupić właśnie na tej końcówce skoków.

Tomasiak lubi przy tym analizę wideo, twierdzi, że pomaga mu wyeliminować błędy, choć ostatecznie i tak zdaje się na opinie trenerów. Ci zresztą czasem mówią, że Kacper jest ciekawym zawodnikiem do prowadzenia o tyle, że nie przypomina za bardzo nikogo innego w locie, ma swój własny styl. Sam Tomasiak zresztą w pewnym sensie to potwierdza.

– Czy wzorowałem się na kimś konkretnym? Raczej nie, po prostu obserwowałem wszystkich najlepszych i to, jak oni skaczą. Ostatecznie jednak najważniejsze i tak były uwagi trenerów, które mi dawali. Wiadomo, że zawsze chce się równać do tych najlepszych, ale nie miałem takiego jednego autorytetu. To zawsze było kilku – czy nawet więcej – skoczków – mówi.

Z kilkoma z tych skoczków zresztą współpracuje teraz w kadrze, bo przecież skacze w niej choćby Kamil Stoch. A gdy ten zdobywał pierwsze złota olimpijskie w Soczi, to Kacper miał… siedem lat. Wiadomo, że podziwiał. Jak więc się współpracuje z takimi mistrzami jak Kamil, Piotr Żyła czy Dawid Kubacki?

– Dobrze. Udało mi się przy nich zachowywać… dość normalnie, tak to nazwijmy. (śmiech) Odnalazłem właśnie tę normalność w tych relacjach.

Tomasiak w tej chwili stał się zresztą – choć do tego nadal dość daleko – faworytem do wyjazdu na igrzyska. Trener Maciusiak mówił nam, że o ile zasady kwalifikacji ustalone przez niego i związek niespecjalnie młodego skoczka premiują, o tyle sam szkoleniowiec może wybrać jednego zawodnika, który pojedzie w lutym do Włoch. Gdyby dziś miał się odbyć planowany tam konkurs duetów, to na pewno startowaliby w nim Stoch i Tomasiak. Ale Kacper o tym nie myśli, bo to dla niego przyszłość, wciąż dość odległa.

CZYTAJ TEŻ: TRENER POLSKICH SKOCZKÓW: KONKURS W RUCE BYŁ KATASTROFĄ

– Igrzyska? Nie mam pojęcia co będzie, nie skupiam się na tym. Jak będę skakać dobrze, to same przyjdą – mówi. Na koniec pytamy go więc o to, gdzie mogą zaprowadzić go coraz lepsze skoki. Czy tak jak starszy o rok Stephan Embacher będzie za niedługo walczyć o miejsca na podium? – Na tym etapie trudno stwierdzić. Choć jak nie stanie się nagle nic w rodzaju nagłej utraty „czucia” na skoczni, to progres powinien następować. A jeśli tak będzie, to za rok, może trochę więcej, powinienem być w stanie walczyć o pierwszą trójkę. 

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach na Weszło:

4 komentarze

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama