Niemiecki „Bild” zrzucił wczoraj prawdziwą bombę na polskich fanów boksu, a potem tę bombę oficjalnie potwierdziła agencja Queensberry Promotion. Wiemy więc, że już 10 stycznia w Oberhausen zmierzą się ze sobą Agit Kabayel i… Damian Knyba. Ten pierwszy to aktualnie ścisła czołówka wagi ciężkiej, tymczasowy mistrz świata WBC w tej kategorii. Knyba? Choć ma zero w rekordzie, to nie boksował jeszcze z nikim na takim poziomie. Fakt, że ta walka się odbędzie – to szok Skąd pomysł na to zestawienie? Co może dać taki pojedynek obu pięściarzom? I czy Knyba ma na co liczyć w ringu?

Polski bokser może zmierzyć się z mistrzem świata
22 lutego w Rijadzie Agit Kabayel walczył z Zhileiem Zhangiem. Stawką pojedynku był tymczasowy pas mistrza świata federacji WBC w najbardziej prestiżowej kategorii. Niemiec wygrał to starcie przed czasem, stopując doświadczonego Chińczyka w 6. rundzie. To była już trzecia walka Niemca u Saudyjczyków i trzecia wygrana, a w bilansie całej kariery – 26., bez porażki. Kabayel potwierdził wtedy, że jest pięściarzem ścisłej czołówki wagi ciężkiej.
W tym samym czasie Damian Knyba boksował w USA z Andrzejem Wawrzykiem, który już dawno ma za sobą najlepsze lata. Też wygrał. A potem pokonał jeszcze Marcina Siwego i Joeya Dawejkę, których nazwiska raczej na nikim w Polsce nie robią wrażenia. Dla Knyby były to jednak kolejne wyzwania i sposób na poprawienie rekordu – ten aktualnie wynosi 17-0. Jest więc Polak niepokonany, ale… trudno wskazać w jego karierze rywala, którego wyboksowanie budziłoby uznanie.
Dlatego gdy wczoraj „Bild” poinformował, że to on może być rywalem Kabayela, w środowisku zawrzało. A reakcje były oczywiste.
– Przede wszystkim zdziwienie – mówi nam Kacper Bartosiak, komentator i ekspert bokserski, współtwórca YouTubowego kanału, prowadzonego wraz z Januszem Pinderą. – Bo nic w dotychczasowej drodze, którą wybrali promotorzy Knyby, nie wskazywało na to, że to wyzwanie przyjdzie tak szybko. Ten szok jest spowodowany tym, że jak się spojrzy na jego ostatnich rywali, to przeskok między Wawrzykiem, Siwym czy Dawejką, a Kabayelem, który jest w tej chwili zawodnikiem z TOP 3 wagi ciężkiej jest… ogromny, po prostu. Co najmniej trzy ligi wyżej.
Skąd więc w ogóle pomysł na taki pojedynek?
Boogeyman nie ma rywali
Agit Kabayel? Znakomity pięściarz, to przede wszystkim. Trzy wspomniane walki w Arabii Saudyjskiej to tego najlepsze potwierdzenie. Najpierw był Arslanbek Machmudow, uznawany wcześniej za króla nokautu, z zerem w rekordzie. A Kabayel mu to zero wymazał, samemu stopując rywala już w 4. rundzie. Potem – Frank Sanchez. Pięściarz raczej unikany przez rywali, z niewygodnym stylem, taki, który potrafi sprawić problemy każdemu. Kabayel wziął ten pojedynek i w 7. rundzie przyłożył – nie pierwszą zresztą – serią na korpus, po której rywal już się nie podniósł.
A na koniec był Zhang. Jasne, wiekowy rywal, ale wciąż znakomity. A przede wszystkim – prawdziwy puncher, jednym ciosem potrafiący obrócić losy pojedynku na swoją korzyść. Ale nie z Agitem Kabayelem takie historie – ten co prawda znalazł się w pewnym momencie na deskach, ale z nich wstał, a potem zasunął dwoma takimi ciosami na wątrobę, po których padłby każdy. Zhang też.
Kabayel walczy tak znakomicie, że aż dziwi jedno – jak słabo kojarzony jest przez niedzielnych fanów. To chyba zresztą rzecz, która najbardziej mu szkodzi.
– Anglicy mówią o nim regularnie, że to jest boogeyman, czyli gość, który jest jakimś tam postrachem dla rywali i nikt z nim za bardzo nie chce walczyć. Bo nie ma w tym wielkich pieniędzy, a jest duże ryzyko porażki. Natomiast ci, którzy znają się na boksie, wiedzą swoje. To jest zawodnik albo kompletny, albo prawie kompletny. Ma bardzo szeroki repertuar: potrafi boksować na dystans, bić się, jest fantastyczny jeśli chodzi o ciosy na korpus, chyba najlepszy w wadze ciężkiej. Nieraz przełamuje rywali właśnie ciosami na korpus, nikt wśród ciężkich nie bije takimi seriami – mówi Bartosiak.
Dodaje też, że trudno Kabayela aktualnie zestawić z kimś z czołówki ciężkich. Sam Niemiec odgraża się co jakiś czas w stronę Ołeksandra Usyka, ale ten ma raczej inne nazwiska na celowniku, bardziej kasowe. Mówiło się trochę o tym, że Agit mógłby zmierzyć się z Danielem Dubois, ale właśnie – na pewno nie w Niemczech, jako rywal „dodawany” do gospodarza (przed chwilą Dubois mierzył się przecież na stadionach – z Usykiem i Anthonym Joshuą), a to właśnie tam teraz Kabayel chce zawalczyć.
Zresztą ponoć proponowano ten pojedynek kilku różnym bokserom. Ci jednak chcieli sporej kasy i negocjacje się przeciągały, a potem upadały.
I tu na scenę wszedł Damian Knyba.
Wielka szansa dla Polaka
– Kabayel jest w specyficznym momencie – ma tymczasowy pas, czeka na to, co wydarzy się z Ołeksandrem Usykiem, ale wcale nie jest pierwszy w kolejce do walki z nim. Więc dla niego taka walka – z kimś, kto nie jest zawodnikiem z TOP 10, ale jest niepokonany, wysoki, duży i będzie się godnie prezentować jako rywal – po prostu ma dużo sensu. Do tego to homecoming, walka w Niemczech, zapowiadana od dawna. Biznesowo ma to sens. A czy sportowo? Przekonamy się w dniu walki – mówi Bartosiak.
Innymi słowy: Kabayel bardzo chciał walki u siebie. Rywale niekoniecznie, z różnych powodów. Trzeba więc było poszukać kogoś, kto zrobi wrażenie w inny sposób. A Knyba robi. Dlaczego? Bo to wysoki gość (201 centymetrów), z ogromnym zasięgiem rąk (218 cm). Generalnie: możliwe, że to najlepsze warunki w wadze ciężkiej. Jasne, boksersko to nie poziom Kabayela, to raczej oczywiste.
Ale jeśli nie ma rywala z nazwiskiem, to Niemiec i jego obóz najwidoczniej chcą postawić na takiego, co wejdzie do ringu i będzie się prezentować.
Co w tym dla Polaka? Cóż, przede wszystkim – to największa walka, jaką mógłby sobie wymarzyć. Ba, do wczoraj nikt nie oczekiwałby, że zmierzy się z Kabayelem. Raz, że ten nie miał na papierze zbyt wielu powodów, by stawiać na Knybę jako rywala. A dwa – kariera Damiana do tej pory była budowana inaczej. Mówi Bartosiak:
– Do tej pory, gdy myślałem o karierze Knyby, to byłem przygotowany na to, że jeszcze ze dwa lata będzie prowadzony spokojnie. Jego dwaj ostatni rywale – Siwy i Dawejko – to konkretny typ pięściarza: niski, krępy, z ograniczonymi warunkami fizycznymi. Wydawało się więc, że ten proces budowania rekordu trochę potrwa. Tym bardziej, że można było założyć, że Knyba ma na to czas. Bo generacja zawodników, którzy teraz rozdają karty w wadze ciężkiej, ma po 35 lat i więcej. Więc za jakieś dwa-trzy lata powinno dojść do zmiany pokoleniowej. Wydawało się więc, że ten plan jest obliczony na długi marsz. Tak by za te dwa-trzy lata mieć rekord nie 17-0, a na przykład 25-0 i z weryfikacjami na nieco wyższym poziomie. Żeby wtedy pojawić się w rankingach.
Damian Knyba wciąż pozostaje niepokonany 🥊
Podczas gali w Nowym Jorku efektownie pokonał doświadczonego Amerykanina Joey’a Dowejko poprzez nokaut w 7. rundzie 🔥 pic.twitter.com/R1xIVEoSZb
— TVP SPORT (@sport_tvppl) October 19, 2025
Nagle jednak wszystko się zmieniło. Stąd ten szok i zaskoczenie. Jasne, pojawiły się od razu komentarze, że może to po prostu skok na kasę, ale… w Niemczech raczej wielkich pieniędzy nie będzie. To znaczy: Knyba niemal na pewno zarobi największą wypłatę w życiu. Trudno podejrzewać by było inaczej, biorąc pod uwagę, jakie walki toczył do tej pory. Ale nie będzie to kasa taka, jaką dostaje się u Saudów czy nawet w Wielkiej Brytanii.
Obóz Polaka musiał stwierdzić, że to szansa. Przede wszystkim – na wielki pojedynek i weryfikację na tle rywala z czołówki. A czy na opcjonalną wygraną?
Bokserski cud? Raczej nie
Damian Knyba to przykład na to, jak można ułożyć sobie karierę. W boksie olimpijskim nie był nigdy kozakiem. Ma medale mistrzostw Polski, boksował solidnie, ale nic ponadto. Nie spodziewano się po nim, że dojdzie wysoko. A jednak już na zawodowstwie podejmował – wraz ze swoim obozem – dobre wybory. Budował rekord powoli, spokojnie, niczego nie przyspieszał, czując, że ma czas.
Nie walczył jeszcze z nikim przesadnie imponującym, ale jednak ma 17 wygranych i 0 porażek. Uczy się też boksu w dużej mierze w Ameryce – tam ma jednego trenera, a w Polsce drugiego. Sporo sparuje z uznanymi postaciami, na przykład z Mariuszem Wachem. I widać, że się rozwija, z walki na walkę wygląda w ringu lepiej… choć tu znów wracamy do tego, że jeszcze nie przeszedł poważnej weryfikacji. Kabayel też w sumie taką nie będzie, bo to – jako się rzekło – przeskok o kilka lig w górę.
Więc nie poważna weryfikacja, a misja niemal niemożliwa.
– Jedyna nadzieja na ten pojedynek jest taka, że na bazie jego stylu da się stworzyć coś, z czym Kabayel może mieć kłopoty. Na pewno Knyba musi boksować na dystans, podejście bliżej źle się skończy. To powinien być spokojny, rozważny boks, kontrolowany lewym prostym. Taki powinien być pomysł – boksować spokojnie i liczyć na wygrane rundy. Może do tego dojdą jakieś niespodzianki? Z Dawejką bardzo pomogły mu ciosy podbródkowe. A takie ciosy – gdy zawodnik o tych gabarytach włoży w to masę swojego ciała – trochę „ważą”. Natomiast obawiam się, że ten przeskok do bokserskiej „Ligi Mistrzów” będzie za duży – mówi Bartosiak.
Knybie brakuje przy tym – mimo warunków – mocnego ciosu. Gdyby taki miał, można by się łudzić, że jednym machnięciem ręką będzie w stanie zagrozić Kabayelowi. Bo to nie tak, że ten jest nie do ruszenia. Na deski zrzucił go Zhang, a wcześniej spore problemy sprawił mu niespodziewanie na przykład Agron Smakici. Jasne, Niemiec ostatecznie wygrał w trzech rundach, ale na początku pojedynku przeżywał wielki kryzys.
Wyszedł z niego, bo jest bokserem znakomitym. Jednak da się go ustrzelić, trafić. Tylko skończyć – czy nawet pokonać na punkty – nie udało się nikomu.
I Knybie zapewne też się nie uda. Nie oszukujmy się – dla Polaka sukcesem byłoby przejście z Niemcem pełnego dystansu. W rankingu portalu BoxRec Kabayel jest trzeci – za Usykiem i Fabio Wardleyem – wśród pięściarzy wagi ciężkiej. Knyba? Zajmuje 30. miejsce! To przepaść, walki dwóch tak „odległych” od siebie pięściarzy to rzadkość. Samo to, że ten pojedynek się odbędzie, to już sensacja.
Gdyby Knyba dotrwał do końca pojedynku i nie dał znokautować – wyszłaby spora niespodzianka. A gdyby miał wygrać… no nie, nawet nie odważymy się o tym pisać. Przyjmijmy, że to dla Polaka po prostu szansa pokazać się w starciu z jednym z najlepszych na świecie. Jeśli da dobrą walkę, możliwe, że otworzy sobie drzwi do tego, by zrobić karierę choćby na miarę tej, jaka była udziałem wspomnianego Mariusza Wacha, który przecież przeboksował swoje z Władimirem Kliczką, Martinem Bakole czy Dillianem Whyte’em.
Knyba zacząć może od Kabayela. A co będzie potem? To zależy od tego, co zaprezentuje w Oberhausen.
SEBASTIAN WARZECHA
Czytaj więcej o boksie na Weszło:
- „Zabiję go. Po prostu go zabiję”. Muhammad Ali, Joe Frazier i nienawiść
- Rocky. O filmie, który stał się fenomenem
- Największy powrót w historii. Jak George Foreman zadziwił świat
- Kiedy Buster poskromił Bestię, czyli największa sensacja w dziejach sportu
Fot. Newspix