Liam Rosenior ma na koncie blisko sto pięćdziesiąt gier w Premier League. Liczył, że zostanie topowym bocznym obrońcą, dotarł „tylko” do młodzieżówki Anglii. Jako piłkarz zrobił licencję trenera, o tym zawodzie marzył jako dzieciak, gdy ojciec sadzał go obok siebie na ławce podczas zajęć. Adrian Siemieniec może mu tego wszystkiego zazdrościć, ale mimo tak innej drogi do zawodu, wyrósł z niego fachowiec myślący i pracujący bardzo podobnie. Co łączy trenerów Racingu Strasbourg i Jagiellonii Białystok?

Do Strasburga dotarłem wieczorem, przez Szwajcarię. Angielska pogoda skutecznie zniechęcała do wsiąknięcia w miasto, lecz żadna to strata. Czasem wystarczy kilka pierwszych migawek, zerknięcie za szybę knajpy stylizowanej na niemiecki pub, w której garstka lokalsów oglądała przemówienie Donalda Trumpa na arabskim kanele. Taki tygiel kulturowy jak ulał pasuje nie tylko do Alzacji, ale i do człowieka, który osiadł w niej, żeby realizować zlecenie amerykańskich właścicieli Racingu – BlueCo, dla których francuski klub to istotna przystawka do Chelsea FC.
Liam Rosenior to Anglik, którego korzenie sięgają Sierra Leone. Wspólnie z Willem Stillem byli pierwszymi przedstawicielami angielskiej myśli szkoleniowej we Francji od pół wieku. Historia jego kolegi po fachu zdobyła serca kibiców – Still, trener z FM-a, był tak dobry, że klub wolał płacić kary za każdy mecz prowadzony przez szkoleniowca bez licencji, niż odpuścić współpracę z nim.
Trela: Kariera z Football Managera. Jak nałogowy gracz został najmłodszym trenerem lig top 5
Rosenior papiery ma. Ba, do Ligue 1 przybył z nagrodą trenera roku w Championship. I niepisaną obietnicą, że kiedyś zastąpi Enzo Mareskę w Chelsea FC. Wystarczy, że sprawdzi się w najmłodszym zespole w Europie.
Spis treści
- Liam Rosenior - stworzony do bycia trenerem. W czym trener Racing Strasbourg przypomina Adriana Siemieńca?
- Zaufanie to klucz. Liam Rosenior na treningach kazał układać klocki LEGO
- Poznać każdego, zbudować więzi. Oto trenerska filozofia Liama Roseniora
- Racing Strasbourg to fenomen. Najmłodsza drużyna w Europie rzuca wyzwanie PSG
- WIĘCEJ O LIDZE KONFERENCJI NA WESZŁO:

Liam Rosenior – stworzony do bycia trenerem. W czym trener Racing Strasbourg przypomina Adriana Siemieńca?
Wyzwanie nie było wcale banalne. Strasburski Stade de La Meinau zapełnia się regularnie dwudziestoma tysiącami kibiców. Tylko dlatego, że wciąż trwa przebudowa, zaraz wypełniać go będzie trzydzieści tysięcy oddanych jedynemu klubowi Alzacji osób. Przeżyli upadki i odbudowę. Wierzyli, że lepiej żyć skromnie, ale po swojemu. Nowy porządek BlueCo przyjęli z dezaprobatą, ale skoro już inwestor zajął się ich klubem, oczekiwali progresu.
Racing tymczasem skończył z dziesięcioma punktami przewagi nad strefą spadkową i zapowiadał wymianę kadry na kompletną dzieciarnię, sprowadzenie jeszcze większej liczby młodych piłkarzy.
Moneyball na opak. Jak Todd Boehly buduje w Chelsea skład przyszłości
Dokooptowanie do nich trenerskiego świeżaka, który miał za sobą ledwie jedną pracę i epizod w roli tymczasowego trenera bankrutującego Derby County, nie wzbudzał zaufania. Spokojnie mogli spać tylko ci, którzy zgłębili przygotowanie do zawodu Liama Roseniora. W tym tkwi źródło późniejszych sukcesów Anglika, który planował trenerską karierę z takim wyprzedzeniem, że w szkole rysował siebie przy linii bocznej boiska, dowodzącego zespołem.
– To było moje powołanie i cel w życiu. Przygotowałem się do niego przez dwadzieścia sześć lat. Jako dziesięciolatek krzyczałem na piłkarzy z ławki, gdy tata zabierał mnie na treningi. Mam to we krwi – zapewniał w angielskich mediach.
W przedszkolu interesował się logiką i strategią, więc nauczyciele namawiali Roseniorów, żeby zapisali latorośl do szkoły dla wybitnie utalentowanych dzieciaków. Jako dziewięciolatek wchłaniał książki o piłkarskiej taktyce, w tym wykładnię dla przyszłych trenerów autorstwa legendarnego Charlesa Hughesa.
Same wyobrażenie o karierze to jednak dość krucha podstawa. Rosenior w trakcie kariery postanowił wykorzystywać każdą chwilę, żeby łapać doświadczenie. Prowadził treningi juniorów w swoich klubach. Gdy był kontuzjowany, stawał na wyjściu z tunelu i stamtąd oglądał mecze kolegów. Tłumaczył, że chciał w ten sposób poznać perspektywę widzenia trenera i nauczyć się, jak z tej pozycji podejmować szybkie, decyzje. Wizualizował sobie, że to on prowadzi zespół.

Liam Rosenior jako trener Racingu Strasbourg.
Coś takiego musi imponować, lecz to nie koniec. Liam Rosenior miał 32 lata i walczył z Brighton o powrót do Premier League, a równolegle ukończył kurs UEFA Pro. W ostatnim roku kariery piłkarskiej był felietonistą „Guardiana”. Co tydzień rozprawiał na łamach bardzo popularnej brytyjskiej gazety o futbolu, ale też o życiu. Udzielał się w radiu, w telewizji. Stał się cenionym analitykiem, obserwatorem.
– Liam stał się naszym ulubieńcem zaraz po tym, jak do nas dołączył. Miał wkład w sukcesy naszego zespołu U-23, przy którym się udzielał z racji swoich trenerskich aspiracji. Odegrał bardzo ważną rolę w szatni – wychwalał Roseniora Tony Bloom, rewolucjonista futbolu, ojciec sukcesu Brighton.
Podwójna rola, którą odgrywał w tym klubie, wróci do niego po latach. Gdy BlueCo szukał nowego trenera dla Racingu Paul Winstanley pamiętał o ambitnym i utalentowanym piłkarzu-trenerze, z którym pracował w Brighton. Tak się złożyło, że polecił go inny istotny dla Todda Boehly’ego człowiek – Laurance Stewart. Z nim spotkał się w Hull City, gdzie Rosenior też był kimś więcej niż tylko piłkarzem.
Zaufanie to klucz. Liam Rosenior na treningach kazał układać klocki LEGO
Zanim Liam Rosenior oczarował Tana Keslera i Acuna Ilicalego, przez pięć lat kopał piłkę w Hull City, dorabiając się statusu zasłużonego zawodnika, który wprowadził klub do Premier League i otarł się o grę w Europie. Nie dostał jednak roboty za zasługi dla drużyny. Wziął udział w rekrutacji, przekonał Keslera swoją prezentacją i wizją.
– Niesamowity taktyk. Miał do dyspozycji niezbyt szeroką kadrę i spędził masę czasu na indywidualnym rozwoju piłkarzy – wspomina go obecny CEO Pogoni Szczecin.

Tan Kesler, Acun Icali i Liam Rosenior
Rosenior przejął Hull City zagrożone degradacją. Zapowiedział, że w tym okresie „musi postawić na pragmatyzm”, bo „niezależnie od swoich idei nie możesz doprowadzić do sytuacji, że każdy atak rywala budzi obawę, że zaraz stracisz gola”. Obiecał jednak, że po tym, jak uporządkuje obronę, pokaże, jak chce grać w piłkę. Po czterech miesiącach zapewnił drużynie utrzymanie, więc zaczął rozwijać skrzydła.
Bazował na niekonwencjonalnych metodach. Kluczowe dla niego jest zbudowanie więzi i zaufania w drużynie. W Hull City zaskakiwał pomysłami na to, jak tego dokonać.
– Czasami piłkarze zjawiali się na treningu, ale zamiast grać w piłkę, organizowałem zawody w układaniu klocków LEGO. Uważam, że dynamika pracy w grupie i wspólne spędzanie czasu, jest równie istotne, jak trening na murawie – tłumaczył.
Nie dość, że rozwijał piłkarzy – o czym wspomniał Kesler – to jeszcze sam ich ściągał. Przekonywał, że to on stał za transferami Fabio Carvalho, Liama Delapa czy Jadena Philogene’a, młodziaków szukających minut, którzy potem zagrali w Premier League. Budował z nimi relację jeszcze przed ściągnięciem ich do Hull City i namówił ich na taki ruch.
Zafascynował go Brighton, ale nie ten, w którym grał. Brighton Roberto de Zerbiego. Gdy oglądał ich mecz z Manchesterem City, w którym kopciuszek grał odważnie, stosował pressing jeden na jednego na całym boisku, zmienił swoją filozofię.
– Byłem przekonany, że krycie strefowe to jedyne rozsądne wyjście. Potem jednak widziałem, jak Brighton gra z najlepszym zespołem świata i myślałem sobie: skoro stać ich na to z takim rywalem, to czemu nie mogę tego robić w Championship? – wyjaśniał.
Powoli zarażał więc zawodników filozofią, która wymagała od nich znacznie więcej niż to, co dotychczas praktykowali. W końcu, przed jednym ze spotkań, zapytał ich: panowie, chcecie grać to, co dotychczas, czy zrobić krok do przodu? Wszyscy go poparli: idziemy na całość.
– W okresie przygotowawczym przed nowym sezonem zaaplikowaliśmy większą intensywność treningów, żeby przygotować zawodników na grę w takim stylu przez cały sezon, na to, że będą więcej biegać i pracować na boisku.
Hull City, zespół, który niedawno drżał o życie, skończył ligę trzy punkty za strefą barażową. Rozbudzone apetyty sprawiły, że Liam Rosenior poza nominacją do nagrody trenera roku, otrzymał także wypowiedzenie.

Acun Icali, właściciel Hull City, oraz Liam Rosenior.
Poznać każdego, zbudować więzi. Oto trenerska filozofia Liama Roseniora
Nie żałował, że sukces przypłacił posadą. Uznał, że osiemnaście miesięcy w Hull City to okres, za który może być tylko wdzięczny. Pokazał się, wyrobił sobie nazwisko. W środowisku widzieli, że zrobił wynik ponad stan z młodą, niedrogą kadrą – lepszej promocji nie można sobie wyobrazić. Przede wszystkim jednak ukształtował swoją filozofię pracy. Liam Rosenior wymaga od piłkarzy trzech rzeczy:
- stuprocentowego zaangażowania z piłką i bez piłki;
- szacunku dla kolegów z zespołu, bo tak buduje się jedność, do której zawsze dąży;
- nieunikania piłki, braku chowania się przed nią, czyli po prostu odwagi i chęci.
– Nie możesz obawiać się błędu. Jeśli go popełnisz, trudno, napraw go i po sprawie. Gdy szukam piłkarzy, zwraca uwagę tylko na tych, którzy podejmują wysiłek, żeby dostać piłkę. Chcę też wiedzieć o nich jak najwięcej, wszystko. I nie mówię o sprawach czysto piłkarskich: chcę znać ich rodzinę, ich emocje, każdy aspekt ich codziennego życia – tłumaczył sam zainteresowany.
Liam Rosenior nauczył się zwracać uwagę na język ciała, żeby spróbować rozumieć nawet tych, którzy nie chcą się otworzyć. Pyta ich, jak czuje się ich partnerka, czy widzieli nowy film w kinie. Żadne small-talki, pełnowartościowa rozmowa serwowana każdemu, z kim pracuje. Jego asystenci żartują, że za dużo gada, ale on upiera się, że to absolutnie najważniejsze.
– Nalegaliśmy na to, żeby poznać historię każdego. Na tej podstawie można podejmować decyzje, które pomagają w rozwoju i wykorzystaniu potencjału. Przybyłem tu z chęcią zrozumienia wszystkich, żeby wspólnie budować zespół, który pozwoli każdemu być najlepszą wersją siebie. Autentyczność jest bardzo ważna. Wszyscy chcemy czuć się akceptowani, to wtedy dajesz z siebie najwięcej. Musimy więc sprawić, żeby każdy czuł się wyjątkowo – mówił w branżowym portalu.

Liam Rosenior w Racingu Strasbourg.
To właśnie w tym aspekcie Liam Rosenior najbardziej przypomina Adriana Siemieńca. To oczywiście wersja maxi tego, kim jest polski trener. Niemniej podejście do ludzi mają podobne, to na tym budują. Liam nie wymyślił sobie tego na poczekaniu. Oglądał Barcelonę Guardioli, Arsenal Wengera czy Milan Sacchiego i uznał, że najlepsze zespołu po prostu lubią ze sobą być i grać.
O trenerze, który chce zmieniać życia. Jak Siemieniec podniósł Jagę?
Rosenior ma klarowne zasady work-life-balance. Nie boi się dać zawodnikom i trenerom więcej wolnego, gdy widzi, że są zmęczeni. Wysyła ich do domu przed końcem ramowych godzin pracy, jeśli uzna, że wszystkie obowiązki zostały wypełnione.
– Niektórzy myślą, że jestem szalony, skoro daję im tyle wolnego. Mówią, że nigdy się z czymś takim nie spotkali. Moje treningi są intensywne, skrupulatne. Dawka informacji, którą przekazuję, jest wymagająca. Oni potrzebują czasu, żeby to przyswoić. Jak miałbym wymagać od nich maksymalnego zaangażowania i zrozumienia, gdyby byli przeciążeni? – kontruje sam zainteresowany.
Trener Racingu Strasbourg sam praktykował natomiast trening… mowy ciała. Pracował nad tym, żeby nawet w chwili złości nie wyrażać – czy werbalnie, czy niechcianym gestem – rzeczy, które mogą zaburzyć zaufanie i zaszkodzić w budowaniu relacji z zespołem. Bo „niewłaściwe słowo rzucone na gorąco, opinia oparta na błędnej informacji, może sprawić, że kogoś stracisz”.
– Jestem uważny i traktuję swoich zawodników tak, jak chciałbym być traktowany. Czas, w którym trener miał władzę absolutną, dawno się skończył – twierdzi.
Racing Strasbourg to fenomen. Najmłodsza drużyna w Europie rzuca wyzwanie PSG
Podejście, które praktykuje, pomogło mu dostać pracę w Racingu Strasbourg. Nie ma co ukrywać, to klub-farma Chelsea FC, w którym z futbolem ma się zapoznać liczne grono utalentowanych, młodych piłkarzy. Nie wszyscy ostatecznie trafią do The Blues, szatnia na Stamford Bridge nie pomieści każdego, ale każdy ma się rozwinąć na tyle, że da sobie szansę na taki ruch. Stąd bardzo dużo pozytywnego przekazu, który ma sprzyjać progresowi młodzieży.
– To, jak wyglądamy, gdy coś nie wychodzi, jak wtedy reagujemy, bardzo wiele mówi. Jeśli zawodnik reaguje pozytywnie, reszta do tego równa, to wpływa na dynamikę drużyny. Dlatego w komunikacji zwrotnej skupiam się na plusach. Wolę pokazać skuteczny powrót do obrony w ostatniej minucie niż zepsutą akcję, bo takich wartości wymagam od zespołu. Mam zachęcić pozostałych do podobnych działań, w tym celu skuteczniej pokazywać sukcesy niż rozprawiać nad porażkami – wyjaśnia Liam Rosenior.
Tolerancja dla błędów musi być większa, skoro Racing Strasbourg to najmłodszy zespół w Europie. Dosłownie, to żadna hiperbola. CIES Football Observatory klasyfikuje drużyny z pięćdziesięciu różnych lig i to francuski zespół ma najniższą średnią wieku – 21,4. Nawet więcej o tym, jaki to fenomen, mówi wynik drugiego składu w stawce. PSG ma średnią wieku 23,9, to przecież przepaść.

Lista najmłodszych klubów w Europie i na świecie według CIES Football Observatory.
Racing zapisał się w historii jako pierwszy klub z TOP5 lig w Europie, który wystawił skład złożony wyłącznie z piłkarzy urodzonych w latach 2000. Liam Rosenior ma kogo modelować, dlatego nie przywiązuje zbędnej uwagi do pozycji. Przykładowo Ismael Doukoure grał na każdej pozycji w obronie oraz w środku pomocy.
Druga, mniej przyjemna strona medalu, jest taka, że błędy młodości i brak doświadczenia kosztowały Racing Strasbourg miejsce gwarantujące grę w Lidze Mistrzów. Zespół miał na to realną szansę, lecz na finiszu sezonu zgubił punkty. Wcześniej też potrafił wypuszczać pewne prowadzenie. W efekcie umknęła nawet Liga Europy i tylko dlatego ten fenomen zagra z Jagiellonią Białystok.
– To cena nauki – uśmiecha się Liam Rosenior, który zupełnie nie przejmuje się chwilowym niepowodzeniem.
Tym razem nagrodą za historyczną pracę było przedłużenie kontraktu, wzmocnienie sztabu szkoleniowego i rekordowe okno transferowe, w którym Racing wydał na ruchy do klubu więcej niż każdy inny klub we Francji. Tak, wliczamy w to PSG.
Liam Rosenior zasłużył na zaufanie od władz BlueCo, bo pokazał kawał ambitnego futbolu. Jego drużyna stosuje pressing jeden na jednego na całym boisku, ale robi to w sposób dość unikatowy. Taktyczny portal Breaking The Line dostrzega niuanse, które wyróżniają Anglika na tle innych.
– Stworzył drużynę, która jest intensywna, naciska wysoko na rywala w niecodzienny sposób. Stara się przeładować miejsce, w którym jest piłka, jednocześnie odcinając linie podania. Na przykładzie meczu z PSG widzimy, że zawodnicy Racingu potrafią pressować z przodu, nie z boku, jak to zwykle wygląda w innych zespołach. Gdy rywal chce zagrać do tyłu, okazuje się, że tam czyha kolejny piłkarz Racingu, który dołącza do pressingu. Połączenie krycia jeden na jednego i odcinania linii podań to coś innego niż zwykły, intensywny pressing na całym boisku.
Rosenior sprawia, że Racing bardzo często ma przewagę w ataku pozycyjnym, gra bardzo szybki futbol, którym może zagrozić każdemu w Europie. Nawet kapitalnemu PSG, któremu zespół z Alzacji depcze po piętach w lidze. Anglik powoli wykuwa więc swój charakterystyczny styl, o którym zawsze marzył. Chciał, żeby ktoś, kiedyś zaciekawił się tym, co prezentują jego zespoły, tak jak on zaciekawił się stylem Roberto de Zerbiego.
Adrian Siemieniec zdradzał podobne marzenia. Znajduje się na zupełnie innym etapie kariery, ale kto wie, czy nie stoi właśnie przed największą w życiu szansą zwrócenia na siebie uwagi. Komplementy od Manuela Pellegriniego to było coś, lecz Liam Rosenior wygląda na gościa, który w najbliższych latach zrobi oszałamiającą karierę. Zaimponowanie komuś takiemu lub – po co się szczypać! – powstrzymanie go, to byłaby sprawa naprawdę imponująca. Po prostu wielka.
WIĘCEJ O LIDZE KONFERENCJI NA WESZŁO:
- Atmosfera dobra, ale frekwencja niska. Echa meczu Raków – Universitatea
- Lech Poznań musi kupić skarbonkę i zacząć odkładać na wykup Luisa Palmy
- W Lidze Konferencji w Polsce odbędzie się więcej meczów niż podczas Euro 2012
SZYMON JANCZYK
Źródła: Guardian, The Athletic, The Independent, Nosotrosxp