Opada kurz po październikowym zgrupowaniu reprezentacji Polski, a już powoli można myśleć o listopadowym, gdy zamkniemy eliminacje meczami z Holandią i Maltą. Już wiadomo, że przeciwko Oranje nie zagra dwóch piłkarzy, którzy w normalnych okolicznościach i bez nagłego zwrotu wydarzeń prawdopodobnie wybiegliby na boisko w podstawowym składzie.

Mowa o Bartoszu Sliszu i Przemysławie Wiśniewskim. Obaj otrzymali w Kownie żółte kartki, które wykluczają ich ze spotkania z Holendrami.
Powstaje zatem pytanie: kogo widać na horyzoncie w roli ich potencjalnych zastępców?
Kto za Przemysława Wiśniewskiego i Bartosza Slisza na mecz z Holandią?
Slisz jest jaki jest, z Litwą wypadł słabo, ale dopiero co Antoni Figlewicz analizował, że tak naprawdę na tu i teraz nie mamy dla niego pewnej alternatywy.
- Jakub Moder od dawna leczy kontuzję;
- Karol Linetty znajduje się już raczej na równi pochyłej w karierze;
- Krystian Bielik dopiero co rozegrał 15 minut dla West Bromwich po kolejnych problemach zdrowotnych, a zeszły sezon spędził w League One i grał jako stoper;
Kto więc nam zostaje?
Piotrowski nie przekonuje, więc może Romanczuk?
Patrząc na powołanych w październiku, w pierwszej kolejności wyłania się Jakub Piotrowski. Problem w tym, że zawodnik ten niezmiennie nie przekonuje w biało-czerwonych barwach. Wciąż ma się wrażenie, że wydarzenia na boisku toczą się dla niego za szybko, a gdy dostaje piłkę, jest to w jego przypadku raczej kłopot niż szansa. Nie eksponuje też swoich atutów fizycznych w starciach z rywalami. Dobitnie te niedostatki było widać z Nową Zelandią.
Latem Piotrowski zmienił klub i trafił do Udinese, ale w kontekście reprezentacyjnym na razie nie widać, żeby stał się lepszym i bardziej przydatnym piłkarzem. A już zaczął zbierać krytykę za swoją postawę w Serie A. Włoskie media po porażce 1:3 z Sassuolo zarzucały mu powolność, przewidywalność, brak wyobraźni i chowanie się przed grą.
Jeśli nie Piotrowski, to na tę chwilę faworytem do wypełnienia luki po Sliszu wydaje się Taras Romanczuk. Kapitan Jagiellonii Białystok nie jest opcją przyszłościową, mówimy o 33-latku, ale na dziś ma sporo do zaoferowania. Znajduje się w bardzo dobrej formie i pozostaje liderem drugiej linii Jagi, która niezwykle udanie łączy front krajowy z międzynarodowym. Grunt, żeby pozostawał zdrowy, bo przez ostatnich kilkanaście miesięcy zdarzały mu się niby drobne acz dokuczliwe urazy, które utrudniały lub uniemożliwiały grę.

Taras Romanczuk śpiewa hymn przed meczem Polaków z Portugalią.
Jeżeli w aspektach czysto piłkarskich można się czegoś obawiać w przypadku Romanczuka, to jego ograniczonej mobilności. Na poziomie międzynarodowym zdarza mu się być spóźnionym za tempem rozgrywania akcji, gdy po prostu nie zdąży z powrotem i odbudowaniem pozycji. Widzieliśmy to w Lidze Konferencji z Betisem czy na EURO właśnie podczas meczu z Oranje. No ale na tle pozostałych wariantów i tak jawi się jako jedno z najrozsądniejszych rozwiązań.
Kozubal i Repka chyba nie, opcja turecka odpada
Bo tak naprawdę poza Piotrowskim i Romanczukiem lista realnych opcji powoli nam się kończy. Rok temu o tej porze zgodnym chórem zakrzyknęlibyśmy, że warto byłoby sprawdzić na poważnie Antoniego Kozubala. Wtedy był jeszcze w gazie i imponował początkiem w Lechu Poznań. Z czasem jednak pomocnik Kolejorza spuścił z tonu, mocno sprzeciętniał i na dziś nie prezentuje poziomu dorosłej reprezentacji.
Od biedy w roli defensywnego pomocnika mógłby zostać wykorzystany Bartosz Kapustka, tyle że – po pierwsze – to nie jest jego optymalna pozycja, a dwa, że piłkarz Legii Warszawa znajduje się w średniej formie. Prędzej sprawdziłby się tu jego klubowy kolega Damian Szymański. On z kadrą też jest otrzaskany (m.in. pamiętny gol z Anglią), a po powrocie do Ekstraklasy zdaje się rozkręcać. Nie jest to jednak kandydatura, którą zamierzamy forsować.
Na debiut w seniorskiej kadrze nadal czeka Łukasz Łakomy. Nie dostał powołania nawet wtedy, gdy grał w Lidze Mistrzów z Young Boys Berno i strzelił gola Stuttgartowi. W sierpniu został wypożyczony do belgijskiego OH-Leuven. Ma tam pewne miejsce w składzie, ale jego drużyna cieniuje, a średniak Jupiler Pro League to już poziom, z którego ściągamy piłkarzy do Ekstraklasy. Są znaki zapytania.

Łukasz Łakomy radzi sobie na belgijskich boiskach, ale czy to wystarczy, by selekcjoner zwrócił na niego uwagę?
Jakub Kałuziński zamienił Antalyaspor na Basaksehir i też w nim gra. On już swoją szansę w reprezentacji dostał i spalił się w sparingu z Ukrainą przed Euro 2024, przez co stracił szansę wyjazdu na turniej. Wziął później udział w młodzieżowym EURO i nie wyglądał na kogoś, kto jest gotowy walczyć z najlepszymi. To chyba jeszcze nie ten moment. W Turcji mamy też Mateusza Łęgowskiego. Do tej pory raz wystąpił w podstawowym składzie Eyupsporu, także trudno zakładać, żeby nagle niesamowicie wystrzelił.
Pewne nadzieje można było wiązać z Oskarem Repką, który został już zaproszony na zgrupowanie za kadencji Michała Probierza. Początek w Rakowie miał bardzo dobry, lecz dość szybko zszarzał i dopiero ostatnio znów poszedł trochę do góry. Być może w ciągu niespełna miesiąca rozpędzi się na tyle, że da Janowi Urbanowi do myślenia, choć i tak wystawienie go na Holandię byłoby odbierane jako bardzo odważna decyzja – co najmniej taka, jak zaufanie Przemysławowi Wiśniewskiemu we wrześniu w Rotterdamie.
Ziółkowski daje nadzieje, ale nie pogra w Romie
No i właśnie, tutaj także trzeba będzie kogoś wynaleźć. Faworytem, nie tylko naszym, na dziś byłby Jan Ziółkowski. Bardzo obiecująco wypadł z Nową Zelandią. Mimo niskiej klasy rywala trudno było go nie chwalić.
Jan Urban starał się jednak tonować nastroje i ograniczył do stwierdzenia, że piłkarz Romy rozegrał „przyzwoite spotkanie”.
Największym zagrożeniem dla Ziółkowskiego w kontekście najbliższych tygodni jest jego status w klubie. Miło, że od razu stał się elementem rotacji w zespole Giallorossich. W dwóch ostatnich kolejkach przed przerwą reprezentacyjną wchodził na końcówki, ale łącznie dało mu to pół godziny gry. Trudno zakładać, żeby po powrocie z kadry mógł liczyć na coś więcej.
A to dla Jana Urbana ma duże znaczenie, skoro nawet w przypadku Piotra Zielińskiego stwierdził na jednej z konferencji, że brak gry w klubie danego zawodnika zmniejsza jego szanse na powołanie.

Jan Ziółkowski sprawił, że Jan Urban ma pozytywny ból głowy.
A może Sebastian Walukiewicz?
W Serie A regularnie oglądamy Sebastiana Walukiewicza, który latem przeszedł z Torino do Sassuolo. To jeden z większych nieobecnych dwóch jesiennych zgrupowań. Na papierze argumentów daje dużo – topowa liga i ciągłość występów, więc choćby tylko z tego powodu mógłby zostać wezwany przez selekcjonera.
Skoro ten jednak decydował inaczej, ciężko było się goręcej pokłócić, zwłaszcza że przykłady chociażby Przemysława Frankowskiego czy Pawła Dawidowicza pokazują, że nie można się zbyt mocno przywiązywać do kariery klubowej, bo niekoniecznie ma ona przełożenie na pożytek dla drużyny narodowej.
Co nie zmienia faktu, że Walukiewicz ma pewny plac w Sassoulo, więc warto się zagłębić, jak mu tam idzie.
– Jeden mecz opuszczony z Interem z powodu drobnego urazu, a tak to Fabio Grosso zawsze na niego stawia. No i w pełnym wymiarze na prawej obronie. W tym momencie jest po prostu prawym obrońcą, nie alternatywą na środek – mówi nam Marcin Długosz, ekspert od włoskiego futbolu współpracujący z Eleven Sports.
Mimo to i tak zadania Walukiewicza ograniczają się przede wszystkim do zabezpieczenia tyłów. – W ofensywie za dużo go nie ma. Wynika to na pewno z tego, że przed sobą ma gwiazdę drużyny Domenico Berardiego, a on nie potrzebuje, by ktoś mu wchodził w paradę – tłumaczy nasz rozmówca.
Jego zdaniem polski obrońca co najmniej nie zniechęca swoją postawą na starcie nowego sezonu Serie A. – Początek w nowym klubie ma bez dwóch zdań obiecujący, nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu. A Sassuolo to też trochę beniaminek tylko z nazwy, bo oprócz jednego fałszywego kroku, od lat funkcjonuje w Serie A. W zeszłym sezonie świetnie wypadł w Serie B, więc jest też potencjał, żeby grać nawet o środek tabeli, a nie ciągle wałęsać się nad kreską. Obiecujące miejsce do rozwoju i obiecujący początek w nowych barwach – podsumowuje Marcin Długosz.
Przyznacie, jest to jakiś punkt zaczepienia, nawet jeśli dotychczas Walukiewicz w reprezentacji przekonywał średnio.

Sebastian Walukiewicz zalicza przyzwoite wejście do Sassuolo.
Zostaje jeszcze Kamil Piątkowski
Trzecim wariantem mógłby być Kamil Piątkowski, który wszedł do Legii Warszawa jak profesor i od razu imponował swoją postawą. Byleby tylko pozostał zdrowy, bo ostatnio przez uraz opuścił mecze z Górnikiem Zabrze i Samsunsporem.
Będziemy w szoku, jeżeli Urban zdecyduje się na kogoś spoza trójki Ziółkowski-Walukiewicz-Piątkowski. To już byłby naprawdę mocny strzał. Bo też naprawdę trudno byłoby wskazać jakiegokolwiek kandydata do takiego zaskoczenia.
- Ariel Mosór przestał grać w Rakowie;
- Patryk Peda dopiero wychodzi na prostą w Palermo;
- Mateusz Skrzypczak obniżył loty po powrocie do Lecha;
- Tomasz Kędziora nigdy nie przekonywał;
- Mateusz Wieteska leczy poważną kontuzję.
Gdybyśmy mieli obstawiać na ten moment, przeciwko Holandii za Przemysława Wiśniewskiego zagrałby Jan Ziółkowski, a za Bartosza Slisza Taras Romanczuk. W piłce jednak miesiąc to nieraz mnóstwo czasu, by coś się zmieniło – na lepsze lub na gorsze. Nawet w tak krótkiej perspektywie nie można być niczego pewnym.
CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Jan Urban z najlepszym startem na stanowisku selekcjonera
- Oskar Pietuszewski i kto jeszcze? Największe polskie talenty
- Trela: Przewaga indywidualności. Mecz z Litwą wygrany dziesięcioma pojedynkami
- Szymański rządził, tylko dwie oceny poniżej 5 [NOTY POLAKÓW]
- Piach w sparingu, koncert z Litwą. Sebastian Szymański z najlepszym meczem w kadrze?
Fot. Newspix