Kto wie, być może wzorem nadziei Jerzego Brzęczka względem Piotrka Zielińskiego, Raków wstał rano i coś mu się przestawiło w głowie. No, może nie rano, bo druga połowa z Lechem odbywała się dużo później, ale od niej coś się w ekipie Papszuna zmieniło. Na razie to półtora dobrego meczu, ale jeszcze niedawno mało kto wierzył, że Raków jest w stanie zagrać chociaż jeden.

Taki Raków jak szczególnie w pierwszej połowie chciałoby się oglądać zawsze. Odważny, grający do przodu, bez tego wiecznego klepania od lewej do prawej. Bywało, że czasem mieliśmy problem, by ekipę Papszuna posądzić o jedną bramkę w spotkaniu, a z Widzewem mogła mieć trzy w jednej akcji, tyle że zabrakło spokoju i skuteczności.
Widzew miał regularne problemy, Raków cisnął, przed przerwą oddał 10 strzałów, cztery celne, nawet nijaki – patrząc całościowo na jego pobyt w klubie – Amorim pokusił się o ładną akcję, kiedy posadził na dupie dwóch przeciwników.
I owszem po przerwie z gośćmi już tak dobrze nie było, Widzew ogarnął się w tyłach, jakość Rakowa już nie była tak przygniatająca, a liczba groźnych okazji została znacząco zredukowana. Natomiast goście ani na moment nie zwątpili, że mogą tutaj zrobić komplet oczek, co też jest pozytywne i to też należy odnotować.
To zostało zresztą nagrodzone w samej końcówce – urwał się z boku Ameyaw, dokładnie wrzucił w pole karne, a tam Diaby-Fadiga nie zawiódł, tylko idealnie zmieścił strzał głową przy słupku.
Widzew Łódź – Raków Częstochowa 0:1. Czy zespół Papszuna wróci na właściwe tory?
Widzew padł na kolana, bo choć był gorszy, to długo ten remis trzymał. Trudno też zapomnieć o jego okazjach, na przykład tej Fornalczyka, kiedy został w ostatniej chwili wyblokowany i piłka przeleciała nad poprzeczką. Łodzianie strzelili również dwa gole, oba ze spalonych, co do tego drugiego nie mamy żadnych wątpliwości, ale ten pierwszy… Kto wie. Sędzia został zawołany do VAR-u, bo choć Fornalczyk, który zagrywał kluczowe podanie do Shehu, był wcześniej na oczywistej pozycji spalonej, to nie było wiadomo, czy ostatecznie spalił, bo sędzia musiał się zastanowić – czy zagrywał do niego zawodnik Widzewa, czy jednak kopnął futbolówkę Brunes.
Zdecydował się na pierwszą opcję, więc bramkę trzeba było cofnąć. Być może słusznie, ale czy ta powtórka tak na 100% rozwiewała wątpliwości – raczej nie.
Tak czy tak, Widzew był po prostu słabszy, a zwycięstwo Rakowa nie jest szczęśliwe – jest zasłużone. I to chyba jeden z ostatnich dzwonków, żeby odbić się od strefy spadkowej i wrócić do czołówki, cokolwiek innego będzie dalej niepoważne. A łodzianie… Cóż. Miały być puchary na koniec sezonu, pewnie będą – jeśli nic się nie zmieni, jakiś pucharek z lodami w wakacje się znajdzie.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- KIBOLE WIDZEWA VS. ZWYKLI LUDZIE. ZDEWASTOWANY DOM W ŁODZI | Patoliga
- Plaga błędów. Lech Poznań rozdaje bramki jak ulotki [ANALIZA]
- Uczta trenerów w hicie. Gasparik i Elsner świetnie się bawili. I tylko oni
Fot. Newspix