Wyglądał na 10 lat, naprawdę miał 15 i każdą potężną zagrywkę przyjmował w punkt. Tomasz Fornal nie wierzył w to, co widzi. Dziś Maksymiliana Graniecznego prowadzi w kadrze Nikola Grbić, a lata temu jego zajęcia gimnastyczne obserwował inny mistrz olimpijski, Leszek Blanik. „Ta pchła bierze wszystko!” – wściekał się jego rywal, gdy Maks podbijał kolejne piłki. Granieczny to wielki talent polskiej siatkówki i zarazem chłopiec, który musiał szybko dorosnąć. Miał 15 lat, kiedy stracił tatę. – To był niespodziewany cios. Nie dało się na to przygotować – wspomina.

Tomasz Fornal w „Godzinie Zero” został zapytany przez Krzysztofa Stanowskiego, na którego siatkarza reprezentacji Polski powinniśmy dziś przede wszystkim patrzeć. – No ja bym wskazał siebie – zażartował przyjmujący reprezentacji i obaj zaczęli się śmiać.
Spis treści
Tomasz Fornal o Maksymilianie Graniecznym: „Skąd ten chłopak się urwał?”
Ale po chwili zaczął opowiadać: – Jeżeli ktoś chce śledzić chłopaka, który jest bardzo młody i który moim zdaniem będzie wybitnym siatkarzem, to jest to libero Maksymilian Granieczny. Poznałem go, gdy miał 15 lat. Trenowaliśmy w Jastrzębskim Węglu. On był w akademi, przyszedł 15-latek na zajęcia, bo drugi libero doznał kontuzji. Obcięty na grzybka, wyglądał, jakby miał z 10 lat. Idziemy na zagrywkę – ja i Jurek Gladyr, czyli zawodnicy uderzający z wyskoku. Walisz w gościa z prędkością 115-120 km/h, a on wszystko przyjmuje w punkt. My w szoku. Japa otwarta. Patrzysz na niego, mówisz: „Skąd ten chłopak się urwał?”. Szybki, wyskakany, rzuca się, wygimnastykowany. Byliśmy pod olbrzymim wrażeniem tego chłopaka. On się ciągle rozwija. Myślę, że reprezentacja Polski jest na pozycji libero zabezpieczona na 15 lat, bo mamy jeszcze Kubę Popiwczaka, który też jest fenomenalny, ale starszy od Maksa.
We wczorajszym ćwierćfinale mistrzostw świata z Turcją (3:0) Fornal nie zagrał ze względu na drobne problemy z plecami. Stał w kwadracie dla rezerwowych, w koszulce libero, a Granieczny jako przyjmujący trzy razy pojawił się na boisku, zmieniając Wilfredo Leona. Chodziło przede wszystkim o poprawę przyjęcia zagrywki. Za każdym razem miało to miejsce w końcówkach setów, w dwóch przypadkach sytuacja nie była pewna, bo Turcy tracili do nas po dwa punkty. Mimo że Granieczny ma ledwie 20 lat i debiutuje w imprezie tej rangi, poradził sobie świetnie. Przyjął dwie zagrywki, jedną idealnie, obronił też mocny atak przeciwnika po prostej.
Można powiedzieć, że losy Fornala i Graniecznego splotły się w piękny sposób.

Maksymilian Granieczny w reprezentacji Polski
Wspominany przez Fornala Gladyr występował w Jastrzębiu w latach 2019-2024. W rozmowie z TVP Sport Ukrainiec, mający też polskie obywatelstwo, opowiadał, że zaopiekował się wchodzącym do drużyny Graniecznym. Kiedy wyjeżdżali na mecze, byli razem w pokoju. Często oglądali horrory, ale też dużo rozmawiali. Mieli wspólne tematy, niekiedy poważne. Połączyło ich to, że obaj, gdy byli młodymi ludźmi, stracili tatę.
„Trzeba było zakleić pustkę w sercu”
Był 24 września 2020 roku. Maks miał 15 lat i rzeczywiście wyglądał jak mały chłopiec. Jastrzębski Węgiel w Lidze Mistrzów mierzył się z holenderskim Dynamem Apeldoorn, a on w drugim secie, przy stanie 24:15 pojawił się na boisku. Później wszedł w trzeciej partii, gdy było 21:14. O debiucie tak młodego człowieka w poważnych rozgrywkach rozpisywały się media.
– Przed meczem nie było wiadomo, czy w ogóle pojawię się na boisku. Ale jestem, wchodzę. W drugim secie nie dotknąłem piłki. W trzecim udało mi się przyjąć zagrywkę, zespół zdobył punkt. Wtedy cały stres ze mnie zszedł. Pamiętam ten moment, jakby to było wczoraj. Podobnie jak fakt, że wszyscy moi bliscy bardzo się cieszyli. Niedługo po meczu jechaliśmy autem z Jastrzębia do Grudziądza na mistrzostwa Polski młodzików. Rodzice byli przeszczęśliwi. Dobrze, że tata zdążył zobaczyć mój debiut – mówi Maks w rozmowie z Weszło.

Tak wyglądał Granieczny, gdy jako 15-latek debiutował w Lidze Mistrzów
Marian Granieczny był związany z siatkówką. Pełnił nawet funkcję członka zarządu Górnika Radlin. Interesował się tym sportem od zawsze. To on namówił żonę, panią Alicję, by rywalizowali amatorsko ze znajomymi. Jeździli też na większość meczów Maksa i starszego z braci, Beniamina, który też gra w siatkówkę (jest przyjmującym Olimpii Sulęcin). W lutym 2021 roku pan Marian zmarł. Nagle, w wieku 42 lat. Maks jako 15-latek stracił kogoś, kto był mu bardzo bliski.
– Z czymś takim nie da się pogodzić. To nie jest właściwe słowo. Rodzina zawsze była dla mnie bardzo ważna. Czułem ogromne wsparcie rodziców. A tu nagle taki mocny cios. I niespodziewany. Nie dało się na to przygotować. Tata nie chorował, to nie była sytuacja, w której jego zdrowie stopniowo się pogarszało. Nagle okazało się, że nie mam ojca i muszę z tym żyć. Trzeba było chodzić do szkoły, dalej trenować, wracać do domu i jakoś zakleić tę pustkę w sercu. Zajęło mi to dużo czasu. Na szczęście mam wokół siebie wiele osób, dla których warto żyć i się poświęcać. To jest najważniejsze w takich sytuacjach: próbować cieszyć się życiem – tak Maks opisuje swój stan z 2021 roku, a ja mam wrażenie, że rozmawiam z wyjątkowo dojrzałym 20-latkiem.
– Stała się tragedia i najtrudniej było przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego. Musieliśmy dojrzeć i nauczyć się funkcjonować dzień po dniu. Tata był wyjątkową osobą. Takim człowiekiem, który z całym serduchem angażował się w każdą sprawę. Jak już w coś wchodził, to pełną parą – dodaje Beniamin, starszy od brata o pięć lat.
Granieczny ma wrażenie, że to, czego doświadczył, w pewnym sensie pomogło mu radzić sobie później z trudnymi sytuacjami. – Zacząłem inaczej patrzeć na życie. Zmieniły się moje priorytety. Było mi łatwiej podejść do rzeczy, które wiele osób uznałoby za stresujące – ocenia.
„Trenerzy nas dociskali. Niektórzy płakali”
Maks jest prawdopodobnie jedynym polskim siatkarzem, którego prowadzili dwaj mistrzowie olimpijscy, którzy zdobywali złota w różnych dyscyplinach. Teraz występuje w reprezentacji Polski siatkarzy prowadzonej przez Nikolę Grbicia, złotego medalistę z 2000 roku z Sydney. Jako dziecko ćwiczył gimnastykę w Klubie Gimnastycznym Radlin, gdzie jednym z trenerów był Leszek Blanik – mistrz olimpijski z Pekinu (2008) i brązowy medalista z Sydney. Szkoleniowcem Maksa był jednak przede wszystkim Ludwik Blanik, ojciec Leszka. Chłopiec miał ewidentny talent do gimnastyki – jako siedmiolatek Granieczny zajął drugie miejsce w wieloboju gimnastycznym młodzików na Turnieju o Puchar Burmistrza Radlina.
– Ćwiczyłem głównie z panem Ludwikiem. Jego syn od czasu do czasu do nas przyjeżdżał. Obserwował zajęcia, dawał jakieś rady. Był z nami też na obozach. Pamiętam z tamtych czasów straszny rygor. Treningi gimnastyczne były wymagające, bo od małego musiałem się wzmacniać siłowo, a do tego być bardzo dobrze rozciągniętym. Na początku skupialiśmy się na tym drugim: najgorsze było pięć ostatnich minut treningu, gdy musieliśmy siadać w dużym rozkroku albo wykonywać skłony na wyprostowanych nogach. Bolało, naprawdę. Trenerzy dociskali nas jak tylko się dało, trzeba było utrzymać pozycję nawet przez minutę. Powtarzaliśmy to codziennie. Niektórzy nawet płakali – wspomina Granieczny.
– Ty też – pytam?
– Ja chyba nie.
Gdy oglądacie go dziś w siatkarskich mistrzostwach świata i zadziwia was jego zwinność i gibkość w obronie, wiedzcie, że pewien wpływ na to ma właśnie gimnastyka. – Gdy zacząłem grać w siatkówkę, a później się na niej skupiłem, czułem, że mam na starcie duży handicap. Myślę, że na jakikolwiek sport bym się nie zdecydował, i tak byłbym o krok przed innymi. Gimnastyka znakomicie przygotowała moje ciało. Byłem też dzięki niej mniej podatny na kontuzje – przekonuje.

Granieczny przyjmuje zagrywkę
Pod ich dom nie dojeżdżał żaden autobus
Maks pochodzi z Czernicy. To wieś w gminie Gaszowice. Najbliższym większym miastem jest Rybnik oddalony o jakieś 20 kilometrów. Podobny dystans był do Radlina, gdzie zaczął trenować siatkówkę w Górniku. To zespół, który na początku XXI wieku awansował nawet do najwyższej ligi. Dość szybko, jako 12-latek, Granieczny został dostrzeżony na zawodach i przeniósł się do akademii Jastrzębskiego Węgla.
– W okolice naszego domu nie dojeżdżał żaden autobus. Od zawsze byliśmy zdani na samochód i nigdy nie było problemu z tym, żeby rodzice zawieźli mnie na trening. Kiedy przeniosłem się do akademii, która miała siedzibę w Żorach, nie wiedzieliśmy, czy to już dobry moment, żebym szedł do akademika. Może to jednak za szybko? Przez pierwsze pół roku na treningi i mecze dowozili mnie rodzice, a od nas do Żor w jedną stronę jechało się 40 minut. Później trzeba było jeszcze mnie odebrać. Nigdy nie słyszałem od mamy czy taty, że są źli, że znów muszą po mnie jechać, albo że im się nie chce. To w ogóle ciekawa historia, bo kiedy byłem mały, rodzice zgadywali się ze znajomymi, wynajmowali halę i szli grać w siatkówkę. Zabierali mnie: ja siadałem z boku, czasami brałem piłkę i ją kopałem. Ale kiedy jako dziewięciolatek zaczynałem ćwiczyć w Radlinie, uczestniczyłem też w meczach rodziców. Bywało, że rywalizowałem z 50-latkami. Świetnie to wspominam. Teraz można powiedzieć, że role się trochę odwróciły i mama z trybun ogląda mnie – mówi Maks w rozmowie z Weszło.
W Jastrzębskim Węglu występował do 2023 roku. W klubie numerem jeden na pozycji libero był Jakub Popiwczak, z którym dzisiaj Granieczny jest na mistrzostwach świata. Dlatego Maks najpierw przeniósł się do Cuprum Lubin (sezon 2023/2024), które następnie zmieniło lokalizację i stało się Cuprum Gorzów Wielkopolski (2024/2025).
– On ma za sobą dwa sezony w PlusLidze, w których grał w pierwszej szóstce. Widać, że takie doświadczenie dużo daje mu teraz na arenie międzynarodowej. Jego wejścia w ćwierćfinale z Turcją były bardzo dobre – ocenia w rozmowie z Weszło Fabian Drzyzga, były reprezentant Polski.
Na kolejny sezon PlusLigi Maks wraca do Jastrzębia. Będzie podstawowym libero drużyny Andrzeja Kowala, bo Popiwczak zmienia klub. Wybrał ofertę Aluronu CMC Warty Zawiercie.
🇵🇱 Polska wygrywa 3:0 z Turcją i melduje się w półfinale Mistrzostw Świata!💪W nim naszym rywalem będą Włochy.🔥
Maks Granieczny zanotował dzisiaj kilka wejść na plac gry w roli przyjmującego i wykonał swoje zadanie jak należy.👌
Brawo, Panowie!🦅👏 #MWCH2025
📸 FIVB. pic.twitter.com/onPzPNtOuy
— JSW Jastrzębski Węgiel (@KlubJW) September 24, 2025
Rówieśnicy z podobną historią
W reprezentacji Polski na mistrzostwach świata Granieczny jest w składzie razem ze środkowym Jakubem Nowakiem. Obaj są z rocznika 2005, znają się od lat. Ale łączy ich dużo więcej: wychowywali się na wsi (Nowak pod Tomaszowem Mazowieckim), do tego obaj stracili ojców (Nowak miał wtedy ledwie pięć lat).
Kiedy spotkali się po raz pierwszy? Bardzo możliwe, że w Zabrzu, na turnieju minisiatkówki, gdzie grano czterech na czterech. Pani Małgorzata Włosek, pierwsza trenerka Nowaka, opowiadała w rozmowie z Weszło o meczu o wejście do ósemki, w którym jej KS Lechia z Kubą w składzie rywalizowała z Jastrzębskim Węglem: – Próbowaliśmy wszystkiego, ale tamci dokonywali cudów w obronie. Zwłaszcza taki jeden malutki chłopak po drugiej stronie siatki. Moim zawodnikom ręce opadały. Kuba mówił: „Nic nie wchodzi, bo ta pchła bierze wszystko”. Przegraliśmy. A tą pchłą był właśnie Maks.
Granieczny tamten turniej pamięta jak przez mgłę. – Lepiej kojarzę półfinał mistrzostw Polski młodzików. My kontra Lechia Tomaszów. Bardzo ważny mecz. Udało nam się zwyciężyć i zwróciłem uwagę na Kubę, bo ewidentnie się wyróżniał. Na pewno na twarzy miał jeszcze większego „baby face’a” niż teraz – śmieje się libero kadry Grbicia.
Finałowe mecze mistrzostw Polski młodzików oglądał na żywo Beniamin. – Imponowała mi pewność siebie Maksa. Był najmłodszy na boisku, a jednocześnie bardzo dojrzały. Gdy w domu oglądaliśmy razem mecze, czasami mówił, że za kwestie sportowe i pozasportowe podziwia Michała Kubiaka. Myślę, że nieprzypadkowo wybrał akurat jego – opowiada starszy z braci.
Niedługo później Nowak i Granieczny znaleźli się w reprezentacji Polski do lat 17, prowadzonej przez Konrada Copa. Wywalczyli z nią brązowe medale mistrzostw Europy. Nowaka wybrano najlepszym środkowym całej imprezy, a Graniecznego najlepszym libero. Było już wiadomo, że to dwa wielkie talenty.
– Kuba Nowak to dusza towarzystwa, człowiek lubiący być w centrum uwagi. Maks jest inny. Cechuje go nieśmiałość i pokora – porównywał ich Cop w rozmowie z Weszło.
Później wspólnie doświadczyli porażek, które sporo ich nauczyły. Chodzi o dopiero ósme miejsca w mistrzostwach Europy kadetów (2022) i juniorów (2024). – Na obu tych imprezach ciężko było nam pozbierać się mentalnie, gdy straciliśmy szansę na awans do najlepszej czwórki. To była ważna lekcja – wspomina dziś Maks.
Nikola Grbić powiedział mu ważne słowa
Gdy pytam, która rozmowa z Nikolą Grbiciem dała mu najwięcej, wraca do debiutu w dorosłej reprezentacji – miał miejsce 30 maja tego roku w spotkaniu z Bułgarią podczas turnieju towarzyskiego Silesia Cup. – To były proste słowa, ale siedziały mi w głowie. Trener przekonywał, żeby w ogóle nie myśleć o całej otoczce meczu i skupić się na pojedynczych akcjach. Żeby myśleć, że liczy się tylko jeden punkt. Jedno właściwe przyjęcie. Trochę się stresowałem przed tamtym meczem i ten przekaz bardzo mi pomógł. Zrozumiałem, że sobie z tym wszystkim poradzę – opowiada Granieczny.

Granieczny i Nikola Grbić
Teraz jest na Filipinach z reprezentacją Polski, która szykuje się do hitowego półfinału z Włochami.
– Gdy widziałem, jak brat pojawia się na boisku w meczu z Turcją, w ogóle się o niego nie bałem. On nieraz udowadniał swoją wartość. To kawał świetnego człowieka i grajka. Poza tym jesteśmy w ciągłym kontakcie i wiem, że opcja z wchodzeniem za Leona na przyjęcie była regularnie trenowana – mówi Beniamin.
– Przylecieliśmy na Filipiny, żeby wygrywać każdy kolejny mecz. Tego się trzymamy do końca – kończy Maks.
JAKUB RADOMSKI
Fot. Newspix.pl