Marek Papszun jeszcze parę miesięcy temu oburzał się, gdy na łamach Weszło zarzucano Rakowowi zabijanie futbolu, ale jego zespół doszedł do takiego etapu, że najwyraźniej sam zaczyna rozumieć – tak dłużej nie może to wyglądać. Trochę późno, natomiast lepiej późno niż wcale.

2 listopada napisaliśmy – konkretnie ja – że Raków zabija futbol. Papszun odpowiedział: – To opinia, która ma przyciągnąć czytelników, ale nie idą za nią żadne argumenty. To plucie na kogoś, na zasadzie: oplujemy, żeby było fajnie, śmiesznie.
Miesiąc później jeszcze wrócił do tego tematu: – Nie rozumiem tej nomenklatury. Jestem chyba za stary, za głupi. Przyjęło się to w waszym światku i kibice to podłapują. Ale to tak głupie, płytkie i mizerne, że ja taką nomenklaturą bym nie operował. To jak na blokowiskach, to nie przystoi. To po prostu słabe.
Marek Papszun mówi już tym samym językiem, który wcześniej krytykował
A teraz, na konferencji prasowej przed Legią stwierdził: – Jest mi przykro, że kibice w meczu z Górnikiem oglądali taki pseudospektakl w pierwszej połowie. Nie ma żadnego publicznego wytłumaczenia dla naszej postawy w meczu z Górnikiem.
Od „zabijania futbolu” do „pseudospektaklu” droga nie jest taka długa i z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że trener Rakowa parę miesięcy temu na to samo – swoje – stwierdzenie też by się oburzył i „nie zrozumiałby tej nomenklatury”. A wszystko wtedy i dziś sprowadzało się do tego, że Raków ogląda się z wielkim trudem, zbyt wielkim, jak na to, jakie środki są w ten zespół zainwestowane. Wcześniej jeszcze broniły go wyniki, ale dość logiczne było, że i one się skończą, jeśli częstochowianie – chyba już można sobie pozwolić – się nie ogarną.
Marek Papszun wyciąga wnioski?
Nie było w zasadzie możliwe grać tak jak Raków i bronić się tym na dłuższą metę. W końcu rywale ostatecznie cię przeczytają i wreszcie skończy się seria bramek wyszarpanych w końcówkach – w zeszłym sezonie Raków strzelił sześć goli po 90. minucie, dwa razy więcej niż kolejne w tym zestawieniu Zagłębie Lubin.
Owszem, Raków miał też lepsze momenty, na przykład w marcu zaliczył świetną serię – 3:1, 3:0, 3:2, 2:0 – i wydawało się, że z tym futbolem się godzi, ale na koniec znów się pokłócił i przegrał mistrzostwo.
Jest jeszcze jedno zdanie z ostatniej konferencji, z którym należałoby na miejscu kibiców Rakowa wiązać jakieś nadzieje: – Rozmawialiśmy też z zawodnikami. Wsłuchiwaliśmy się w ich oczekiwania. Ten tydzień był inny niż poprzedni.
Z czegoś musi to przecież wynikać, że jakościowy zawodnicy po przyjściu do Rakowa na jakościowych nie wyglądają – nie stać ich na element zaskoczenia, udane dryblingi, ten element piłkarskiej magii, jakkolwiek to nazwać. Są banalni: klepią od lewej do prawej, potem wrzucają, z wrzutki najczęściej nic nie ma. Nie wyłamują się ze schematów, a jeśli ktoś to robi, to głównie Ivi, tyle że go często nie ma przez kontuzje.
Można wierzyć, że na Częstochowę ktoś rzucił klątwę i tak po prostu musi być, ale można się też zastanowić, czy trener piłkarzom tej swobody po prostu zbytnio nie ogranicza. Prosty przykład – czy Oskar Pietuszewski dostałby w Rakowie taką wolną rękę jaką ma w Jagiellonii? Jest to bardzo wątpliwe, bo choćby w poszukiwaniu wolności taki Drachal musiał zamienić Raków właśnie na Jagiellonię.
To znaczy – jeszcze kiedy trenerem był Szwarga, to Drachal zagrał 29 meczów, ale kiedy wrócił Papszun – tylko jedenaście i został wypożyczony do GKS-u Katowice. Jego występy w Jagiellonii pokazują, że chyba szkoda.
Do tego dochodzą różne sygnały pozaboiskowe, jak na przykład posty i wypowiedzi Iviego, które potem można prostować i tłumaczyć na sto sposobów, ale na końcu jednak zostały powiedziane i napisane. Albo fakt, że najwięcej ligowców według ankiety Canal Plus nie chciałoby pracować właśnie z Papszunem. Jednak z sufitu się to nie wzięło.
Jeśli więc do trenera zaczęło docierać, że jego ekipa ociera się o pseudofutbol, a on sam nie potrafi dotrzeć do zawodników, bo ma zapędy dyktatorskie – jest to bardzo optymistyczny zwiastun.
Pytanie, czy ta refleksja nie przyszła za późno.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Papszun miał objąć… Łotwę. „Zrobił kiepskie wrażenie”
- Trener Radomiaka: Tabela czasami kłamie. Bardzo kłamie
- Wisła Kraków nie chciała Jerome’a Boatenga
- Carver o Kolendowiczu: Padł ofiarą własnego sukcesu
Fot. Newspix