Przy maratonie meczowym trenerzy zawsze mają dylematy, w jaki sposób zarządzać kadrą, czy i jak oszczędzać niektórych piłkarzy. Na pewno dotyczyło to też Adriana Siemieńca, ale po piątkowym meczu w Płocku szkoleniowiec Jagiellonii Białystok może triumfować. Ma ciastko i zjadł ciastko.

Jaga przed wyjazdem na stadion Legii Warszawa musiała najpierw stawić czoła dotychczasowemu liderowi na jego obiekcie. To był teren w tym sezonie niezdobyty, duże wyzwanie, a tu jakoś rotować trzeba było.
Nie wszystkie wybory dotyczące pierwszego składu się obroniły, jednak finalnie wszystko się zgadza: kilku ważnych zawodników trochę odpoczęło, a trzy punkty zostały zainkasowane.
Wisła Płock – Jagiellonia Białystok 0:1. Przesądził rzut karny Pululu
Siemieniec posadził na ławce Romanczuka, Pululu, Pozo, Vitala czy Drachala, których spodziewamy się zobaczyć od początku na Łazienkowskiej. Bez nich Jagiellonia nie rozegrała dobrej pierwszej połowy, trzeba to sobie szczerze powiedzieć. Jedyną naprawdę dogodną szansę miała tuż przed przerwą po kontrze, gdy Rafał Leszczyński chyba był trochę zaskoczony mocnym zagraniem Jesusa Imaza z bocznej strefy, nie do końca kontrolowanie odbił piłkę, ale już przy poprawce Sergio Lozano wykazał się refleksem. To powinien być gol.
Lozano debiutował w wyjściowej jedenastce białostoczan i szału nie zrobił. To też on zepsuł wcześniej błyskotliwą akcję Oskara Pietuszewskiego, nieczysto trafiając futbolówkę, co w efekcie wyglądało jak próba podania do Imaza zamiast strzału.
Jedni i drudzy zdawali się mieć do siebie sporo respektu, przez co raczej nie szaleli z wysokim pressingiem. Mecz dość długo był więc żywy, toczony w niezłym tempie, lecz bez konkretnych sytuacji. Aż nadszedł ostatni kwadrans pierwszej odsłony i Wisła doczekała się swojego „okienka” w ofensywie. Nagle w ciągu trzech minut trzy razy stworzyła duże zagrożenie w polu karnym rywala. Edmundsson okazał się odrobinę nieprecyzyjny przy uderzeniu głową, natomiast próby Lecoeuche’a i Rogelja obronił Abramowicz. W przypadku próby debiutującego w Ekstraklasie Słoweńca interweniował kapitalnie, to była fantastyczna obrona. Gdyby bramkarz Jagi to puścił, nikt nie zgłaszałby większych pretensji. Sam Abramowicz zresztą przed kamerami Canal+ przyznał, że tuż przed strzałem czuł, że tu zaraz padnie gol.
Pech debiutanta
Ten padł znacznie później i już we właściwą z jego perspektywy stronę. Goście po kolejnych zmianach i dodawaniu jakości niemal całkowicie przejęli inicjatywę. Leszczyński rzadko był zatrudniany, Wisła dobrze się broniła, ale jak ciągle jesteś spychany do defensywy, to w końcu coś się może wydarzyć. I się wydarzyło.
Wspomniany Żan Rogelj naprawdę się podobał w grze. Dobry do przodu, pamiętający o defensywie. Nawet jeśli Pietuszewski raz go efektownie minął, to zdążył wrócić i wybić piłkę, dzięki czemu zebrał burzę braw od kibiców. W końcówce miał zwyczajnie pecha, wypadek przy pracy. Chciał wybić piłkę, Imaz był minimalnie szybszy, dostał w łydkę i po analizie VAR Piotr Lasyk podyktował karnego, którego pewnie wykorzystał Afimico Pululu. Bywa.
Nafciarze nie potrafili już mocniej zagrozić Jagiellonii, za to ta miała obowiązek podwyższyć po kontrze 2 na 1. Pietuszewski zepsuł ją jednak w podwórkowym stylu, zdecydowanie za późno i kompletnie nie w tempo próbując dogrywać do Imaza. Młody skrzydłowy jeszcze po końcowym gwizdku przeżywał tę akcję i trudno mu się dziwić.
W obronie Jagi zadebiutował Andy Pelmard i całościowo wypadł przekonująco. Oczywiście znacznie lepiej wyglądał w parze z Vitalem, bo jak zawsze chaotyczny Kobayashi do przerwy wprowadzał dużo nerwowości w tyłach. Siemieniec zapewne nie bił się z myślami, od razu go zmieniając, zwłaszcza że Japończyk otrzymał żółtą kartkę za potraktowanie łokciem Ibana Salvadora. W tym przypadku naczelny prowokator Ekstraklasy miał prawo trochę poleżeć i pojęczeć.
Jagiellonia upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu, przedłuża do dwunastu passę meczów bez porażki na wszystkich frontach i czeka na odpowiedź innych pucharowiczów. Wisła przegrała drugi raz z rzędu, ale w samej grze nie było tak źle. Można zakładać uśrednienie jej wyników w najbliższym czasie, nie widzimy jednak powodów do większego niepokoju.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Pół godziny słabizny Cracovii, by wygrać… 3:0. Co za drużyna!
- Polskie kluby najlepsze w Europie! Liczba zwycięstw robi wrażenie
- Kowal: Ruchy Pogoni nie mają sensu, ale zaślepieni kibice tego nie widzą
Fot. Newspix