Reklama

Marciniakowi nie służą wizyty na Legii, a VAR potrzebuje naprawy

Paweł Paczul

15 września 2025, 11:48 • 5 min czytania 109 komentarzy

Stadion Legii chyba nie do końca sprzyja ostatnio Szymonowi Marciniakowi – gdy przyjeżdża, czy jako członek ekipy VAR, czy jako główny sędzia, można mieć pretensje o to, jak został poprowadzony mecz. Wczoraj z Radomiakiem, wcześniej z Jagiellonią.

Marciniakowi nie służą wizyty na Legii, a VAR potrzebuje naprawy

Spotkanie z Jagą w Pucharze Polski wydaje się być prehistorią, bo doszło do niego w lutym, ale w zasadzie konsekwencje – pozytywne dla Legii – odczuwalne są do dzisiaj. Bez wygranej w tamtym meczu nie byłoby zwycięstwa w Pucharze Polski, bez Pucharu nie byłoby Ligi Konferencji, bez Ligi Konferencji pewnie nie byłoby tak widowiskowych transferów jak w letnim okienku.

Reklama

Niemniej wówczas spotkanie prowadził Piotr Lasyk, Marciniak był na VAR-ze i…

  • Szkurin zagrał piłkę ręką, ale Jagiellonia nie dostała za to rzutu karnego
  • Wszołek faulował Pietuszewskiego i widział to z boiska Lasyk, natomiast po konsultacji z VAR-em cofnął jedenastkę

Natomiast po wczoraj pokrzywdzonym musi czuć się Radomiak, ponieważ Marciniak – już jako główny arbiter – wraz z kolegami nie zauważyli ewidentnego karnego dla Radomiaka, gdy Vinagre zaliczył stempel na stopie Romario Baro. Wiadomo, wynik 4:1 wskazuje, że goście byli bez szans, ale przecież jedenastka byłaby przy stanie 1:0, kiedy Legia nie grała dobrze. Dopiero potem Radomiak oszalał, zaczął sobie sam strzelać bramki i gospodarze złapali kompletny luz.

Czy ten mecz przez rzut karny mógł wyglądać inaczej? Mógł. Czy by wyglądał, tego już się nigdy nie dowiemy, ale w tamtym momencie powinniśmy to sprawdzić, skoro faul był oczywisty.

Te dwie wizyty Warszawie nie pomagają więc Marciniakowi, by zatrzymać falę internetowych memów, żartów i teorii spiskowych, jakoby wspierał Legię. To oczywiście bzdura, błędy sędziowskie nie mają barw klubowych, one są niestety częste, ale losowe. Niemniej faktycznie nasz najlepszy sędzia nie wzmocnił swojego wizerunku.

I tutaj można postawić kropkę, by zająć się jeszcze innym tematem – mianowicie jakością systemu VAR, gdyż zarówno w przypadku meczu Legia – Jagiellonia, jak i Legia – Radomiak coś tam nie działało, coś nie stykało i można tylko bezradnie rozłożyć ręce.

VAR zbyt często nie działa na polskich boiskach

Jeśli chodzi o wczoraj, Adam Lyczmański powiedział w Canal Plus Sport: — Mam wrażenie, że sędziowie często mają ten obraz zamazany. W tym meczu mieliśmy awarię systemu VAR. Mam informację od sędziów, że jakość obrazu, jaki mają na tych małych monitorach na wozie, pozostawia wiele do życzenia.

Czyli – przy faulu Vinagre obraz był zamazany, a przy ręce Grzesika doszło do awarii (na decyzję czekaliśmy długo, swoją drogą ręki z boiska nie zauważył też Marciniak, co znów jest przecież błędem).

A jak tłumaczono brak karnego za rękę Szkurina w lutowym spotkaniu Legii z Jagiellonią? Przypomnijmy, co powiedział Marciniak: – Miałem do dyspozycji ujęcia z siedmiu kamer i żadne z tych ujęć nie dowodzi, że piłka uderzyła w rękę Szkurina. Widać, że piłka po zagraniu Pululu uderzyła Szkurina w głowę. Oczywiście, że „śmierdzi” tym, że piłka mogła też dotknąć ręki, ale nie mam na to ani jednego dowodu. Słyszałem, że powtórka tej sytuacji była pokazana po zrobieniu „zooma”, ale widać na niej piłkę pod ręką, a nie uderzenie czy dotknięcie piłki ręką…

Zatem nie taka klasyczna awaria, ale po prostu – nie było widać. Już zostawmy złośliwości, że wszyscy widzieli, tylko sędziowie nie, ale tym razem zabrakło kamer, by VAR mógł naszym arbitrom pomóc.

To oczywiście nie są jedyne dwa przypadki, gdy z VAR-em coś jest nie tak:

  • kiedy w listopadzie ubiegłego roku Ameyaw nabierał Przybyła na rzut karny w meczu Jagiellonia – Raków, VAR miał awarię monitorów przez pierwszy kwadrans
  • w tym samym miesiącu opóźniono mecz Górnika z Piastem, a Szymon Marciniak pierwsze pół godziny oglądał w wozie transmisyjnym. PZPN potem tłumaczył, że to nie problem z VAR-em, tylko z GPS-em, ale prawdę mówiąc: nie ma to większego znaczenia, skoro z VAR-u nie można było korzystać
  • z systemem były też problemy na początku tego sezonu w pierwszej lidze, kiedy przez awarię przerwano mecz Puszczy z Ruchem Chorzów

Zresztą, to nie jest tylko czepialstwo ze strony Weszło, przecież sam – były już – szef kolegium sędziów, Tomasz Mikulski, nawoływał w wywiadzie z nami, że sprzęt trzeba poprawić:

Wozy, które mamy, ale też sprzęt, monitory, serwery – to wszystko ma już po siedem lat i nie jest to najnowocześniejszy sprzęt. Wszelkich usterek i awarii można się w takiej sytuacji spodziewać. Między innym dlatego moje stanowisko jest takie, że jeśli chodzi o VAR, trzeba zrobić kolejny krok technologiczny i systemowy. Mianowicie: zbudować nowoczesne centrum VAR, takie, jakie funkcjonuje już w kilkunastu krajach europejskich. Uważam, że to jest niezbędne rozwiązanie, dlatego że technologia poszła do przodu znacząco pod każdym względem. Teraz różnego rodzaju problemy techniczne są nieuniknione. A nowoczesne centrum VAR to z mojego punktu widzenia same plusy: lepsza jakość obrazu na monitorach (ta bywa znacznie gorsza niż w transmisjach TV), rozwiązanie problemów logistycznych, możliwość monitorowania pracy VAR, stworzenia grupy specjalistów VAR, lepsze możliwości szkolenia.

Nie ma co ukrywać – mamy z tym systemem problemy. Bywa, że jest źle używany – gdyż niektórzy sędziowie pozwalają, by VAR gwizdał za nich, albo sam VAR wpieprza się wtedy, kiedy nie powinien – ale bywa też, że on nie działa, bo się psuje.

Chciałoby się zapytać nowego szefa kolegium sędziów, co o tym sądzi i jaki ma pomysł na zmiany. Niestety: kogoś takiego nie ma, wciąż jest tylko pełniący obowiązki Marcin Szulc, wcześniej współpracujący z Mikulskim.

Widocznie ta kwestia nie jest dla PZPN-u aż tak istotna.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

109 komentarzy

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama