Kiedy grasz z Lechią, z dużym prawdopodobieństwem możesz założyć, że będziesz miał sporo sytuacji podbramkowych – chyba że jesteś Arką w derbach, ale to inny temat, patrząc na historię tych starć. Cóż, pewnie nawet GKS Katowice tak zakładał, był przekonany, że Lechia nie zamuruje umiejętnie swojego pola karnego, ale założenia swoje, a życie swoje i wyjątkowo solidni w tyłach gdańszczanie ograli gości 2:0.

Po pierwsze widać, że Rodin może sporo dać ekipie Carvera. Tak to dzisiaj wygląda – ktoś niechciany w Rakowie może być solidnym wzmocnieniem Lechii, bo niby Rodin nie kojarzy się jako najwybitniejszy obrońca w historii Ekstraklasy (delikatnie mówiąc), ale w porównaniu do reszty ananasów z Gdańska… No, klasa. Dziś pewny, dobrze ustawiony, wygrywający pojedynki.
Po drugie – całkiem ciekawie wyglądał Paulsen w bramce. Z jednej strony jest to niewysoki gość, trochę ponad 180 cm to nie tak dużo jak na bramkarza, ale przeciwko GKS-owi wyglądał naprawdę pewnie, choć – jako się rzekło – dużo bronić nie musiał. Natomiast gdy wychodził do dośrodkowań, dawał spokój swojej drużynie i chyba tylko w końcówce przestrzelił z oceną sytuacji, ale bez konsekwencji.
Czy to wystarczające argumenty, by GKS był tak marny w ofensywie, niech odpowie sobie na to sam GKS, ale po prostu był marny. W pierwszej połowie nic nie stworzył, jedynym celnym uderzeniem był taś taś zza pola karnego, który obroniłby dowolny Nowozelandczyk, więc tym bardziej obronił zawodowy bramkarz z tego kraju. Po przerwie – ciut lepiej, ale tylko ciut, próbował Nowak, mieliśmy parę wrzutek, wstrzeleń, niemniej na końcu było to tak przekonujące jak historie Urfera, że od tej pory z kasą w Lechii będzie już wszystko dobrze.
Lechia Gdańsk – GKS Katowice 2:0. Dobry mecz gospodarzy
Co gorsza dla katowiczan, to nie dość, że nie dojechała ofensywa, to jeszcze fatalny błąd popełnił w tyłach Kudła. Wyszedł do długiego podania, by nie powiedzieć lagi do Kurminowskiego, ale fatalnie sobie to wszystko wyliczył i… piłka po koźle go minęła. Napastnik miał przed sobą pustą bramkę i na spokojnie strzelił.
Natomiast – choć gol to szczęśliwy – Lechia była absolutnie lepsza od GKS-u. Imponowała spokojem w tyłach, bo potrafiła wyjść spod pressingu bez większego stresu, krótkimi podaniami (nawet jeśli powyższa bramka nie jest tego opisem). Stwarzała sobie sytuacje, ale albo rehabilitował się Kudła, albo na przykład w dość prostej sytuacji kiksował Neugebauer.
Ze względu na race doliczono aż szesnaście minut i można się było zastanawiać, czy kibice gospodarzy nie dali prezentu gościom, żeby ci sobie jednak wyrównali, to nie, znów strzeliła Lechia. Jak dzik w żołędzie poszedł Mena i było po sprawie.
I na miejscu fanów Lechii cieszylibyśmy się zarówno z wyniku, jak i z gry Lechii. Może – wraz z transferami – idzie lepsze?
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Wiśniewski po debiucie w kadrze: „Czas na kolejny krok w karierze”
- Jan Urban robi porządki. Tych działaczy nie chce przy reprezentacji Polski
- Oczywisty wygrany zgrupowania. Kim jest Przemysław Wiśniewski? [SYLWETKA]
- Było: „Dzieli Nas Piłka”. Będzie: „Łączy Nas Piłka”?
Fot. Newspix